Esbecy ostrzegali kapelana Solidarności. Dezubekizacja dopadła ich już dwa razy

Redakcja
Jarosław Miłkowski
Tadeusz Klimanowski, Krzysztof Kęski oraz ich kolega Augustyn Skitek byli esbekami, którzy współpracowali z opozycją i Kościołem. W ramach dezubekizacji stracili część emerytur. Teraz walczą o to, by były one wypłacane w tej wysokości, co wcześniej.

- Nigdzie na świecie nie wprowadzono odpowiedzialności zbiorowej. Nawet SS-mani odpowiadali indywidualnie za to, co zrobili. To po pierwsze. A po drugie: czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego moja sprawa została inaczej osądzona niż moich dwóch kolegów? Wszyscy trzej pracowaliśmy razem. W tym samym wydziale – mówi Augustyn Skitek. W latach 1978-1990 był funkcjonariuszem SB w Gorzowie. Podobnie jak jego koledzy Tadeusz Klimanowski i Krzysztof Kęski przeszedł – już drugi raz – ustawę dezubekizacyjną. Przez nią stracił część emerytury. I jest pierwszą osobą, która może odzyskać zabrane pieniądze.
Jak kilka dni temu poinformowała „Wyborcza”, 4 marca Sąd Okręgowy (Wydział Ubezpieczeń Społecznych) w Warszawie uchylił decyzję Zakładu Emerytalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o zmniejszeniu emerytury Skitkowi. Z 2250 do 1280 zł.
Skitek dezubekizację przechodził już dwa razy. W 2009 r. weszła w życie tzw. pierwsza ustawa dezubekizacyjna, która zmniejszała emerytury funkcjonariuszom SB. Był w niej jednak zapis, że obniżce nie podlegają świadczenia funkcjonariuszy, którzy udowodnią, że bez wiedzy swoich przełożonych działali na rzecz niepodległości Polski i współpracowali z opozycją i Kościołem. A Skitek i jego dwaj gorzowscy koledzy takimi funkcjonariuszami właśnie byli. Przed działaniami bezpieki ostrzegali ks. Witolda Andrzejewskiego, legendarnego kapelana gorzowskiej Solidarności.

Patriotyzm mieli w sercu
Tadeusz Klimanowski urodził się na południu Lubuskiego. Pochodził z rodziny, w której mówiło się prawdę o Katyniu, chodziło do Kościoła. Jego siostra została nawet zakonnicą. W latach 70. uczył historii w liceum w Sulęcinie. Dwóch jego kolegów nauczycieli odeszło jednak do komendy wojewódzkiej milicji w Gorzowie. Z czasem namówili do tego także Klimanowskiego. Od razu trafił do Wydziału IV, a więc tego, który zajmował się Kościołem. Tam, na podstawie podsłuchów, pisał raporty o tym, jakie nastroje panują w Kościele i o czym mówią władze diecezji.

Jeden z podsłuchów był zamontowany w tzw. Pałacyku Biskupim przy ul. 30 Stycznia w Gorzowie. Klimanowski postanowił więc poinformować o tym samego ordynariusza bpa Wilhelma Plutę. Biskupowi powiedziała o tym żona Klimanowskiego, która poszła do duchownego w przebraniu. Bp Pluta, mimo że kobieta opowiedziała szczegóły jednej z podsłuchanych rozmów, jednak w podsłuchy nie uwierzył. Uwierzyli jednak inni duchowni. Przeciwny nagrywaniu księży był też Augustyn Skitek. Klimanowski namówił więc go do współpracy.

– Do milicji poszedłem, by więcej zarobić. Człowiek miał już wtedy rodzinę. Jako pedagog zarabiałem 2,9 tys. zł, w służbie bezpieczeństwa dostawałem 6,7 tys. zł – mówi Skitek. Praca budziła jego obrzydzenie. W młodości był ministrantem i nawet myślał o wstąpieniu do seminarium duchownego, a w milicji musiał nagrywać kazania księży.

Klimanowski dostawał też korespondencję z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W jednym z dokumentów było polecenie, aby „opracować plan eliminacji [niektórych] duchownych”. Wśród nich było nazwisko ks. Andrzejewskiego. Kapelan Solidarności został przed tym ostrzeżony. Z czasem Klimanowski zaprosił do współpracy także Krzysztofa Kęskiego, swojego ucznia z Sulęcina. On z kolei pochodził z rodziny wojskowej (ojciec oficer w latach 60. był w więzieniu za „odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne”). Mieszkał w Wędrzynie, czyli rzut kamieniem od Sulęcina, gdzie Klimanowski prowadził kółko historyczne i klub brydża sportowego. Gdy dostał powołanie do wojska, były nauczyciel namówił go do odbycia służby zastępczej w milicji w Szczecinie. Praca mu się spodobała. Po 1,5 roku pracy także w Zielonej Górze trafił do Gorzowa. A tu, mając zaufanie Klimanowskiego, informował dwóch kolegów o przeciekach ze śledztw.

Kęski, w przeciwieństwie do pozostałej dwójki, miał głowę do picia. Przy wspólnym piciu wódki z innymi esbekami dowiadywał o śledztwach toczących się wewnątrz wydziału. Dzięki temu udało się dowiedzieć, który z zaufanych studentów, którzy przychodzili do ks. Andrzejewskiego (duchowny prowadził duszpasterstwo akademickie) był agentem. Przed nim też ksiądz został ostrzeżony.

Sąd już raz zdecydowałWróćmy jednak do lat bieżących. By nie stracić emerytury, współpracę z opozycją i Kościołem musiał potwierdzić sąd. W 2014 r., po zeznaniach m.in. ks. Andrzejewskiego, cała trójka byłych funkcjonariuszy dostała wyroki, które potwierdzały, że „podjęli bez wiedzy i zgody przełożonych współpracę i czynnie wspierali osoby i organizacje działające na rzecz niepodległości Państwa Polskiego”.
16 grudnia 2016 r. sejm przyjął kolejną ustawę dezubekizacyjną. A ta zakłada, że za lata 1944-1990 podstawa wymiaru emerytury wynosi 0 proc. za każdy rok służby w organach bezpieczeństwa. I choć w tej ustawie też jest zapis, że obniżeniu nie podlegają emerytury funkcjonariuszy, którzy współpracowali z opozycją i Kościołem, to Skitkowi, Klimanowskiemu i Kęskiemu półtora roku temu emerytury zmniejszono.

Klimanowski dostaje dziś 1,5 tys. zł (o 1 tys. zł mniej niż wcześniej). Obniżenie emerytury przypłacił zdrowiem, bo przeszedł zawał. - Trudno się tym przecież nie denerwować – mówił nam w tym tygodniu.
Kęskiemu świadczenie obniżono z 4 tys. do 1,7 tys. zł. – Nawet prawnicy byli zdziwieni, że choć mamy wyroki potwierdzające współpracę, to odebrano nam pieniądze – dodawał Kęski.

W sprawie trójki gorzowskich – jak nazywa ich prasa – „dobrych esbeków” zainterweniował nawet rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, a także aktualny przewodniczący gorzowskiej Solidarności Waldemar Rusakiewicz i poseł Jarosław Porwich z Gorzowa.

- Jako działacz opozycji antykomunistycznej, wyrażam dezaprobatę dla takich praktyk. Tym bardziej, że ilość funkcjonariuszy „aparatu bezpieczeństwa PRL” pomagającym ludziom walczącym o wolną Polskę była znikoma, a za przekazywanie tajnych informacji groziła im surowa odpowiedzialność karna – pisał w sejmowej interpelacji Porwich. Pisma nic jednak nie dały. Cała trójka o nieobniżanie emerytur musi więc znów walczyć w sądzie.

Gdy 4 marca zapadło rozstrzygnięcie sądu, minister Joachim Brudziński napisał na Twitterze: „Zawsze ilekroć w toku postępowania sądowego w MSWiA zostaną przedstawione dokumenty i fakty opisujące (…) współpracę z opozycją, to naturalne, że świadczenia będą przywrócone”.

Wyrok przywracający wcześniejszą wysokość emerytury Skitkowi jest na razie nieprawomocny. W przypadku Klima-now¬skiego i Kęskiego sprawa wygląda inaczej. – Nasze postępowania są zawieszone. Wypłacanie emerytury w poprzedniej wysokości minister Brudziński może nam przywrócić w każdym momencie, bo ma do tego uprawnienia. Czekamy aż się zreflektuje i nam te pieniądze wypłaci – mówią gorzowianie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Esbecy ostrzegali kapelana Solidarności. Dezubekizacja dopadła ich już dwa razy - Plus Gazeta Lubuska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl