Brexit. "Londyńczycy" rodem z Łódzkiego nie chcą wracać z Wielkiej Brytanii do kraju

Maciej Kałach
Maciej Kałach
W środku zdjęcia Agata Wałęcka. W czwartek z łódzkiego lotniska wyleciała do Londynu. Z Sieradza miała wyjechać na kilka miesięcy. Mieszka na wyspach od 4 latPierwsza fala emigrantów na wyspy z III RP pamięta, że wykupiony bilet wcale nie gwarantował przejścia przez kontrolę na bramce celnika. Ten, w złym humorze, mógł nie wpuścić do swojego kraju podróżnego, bo np. nie spodobał mu się kolczyk w jego nosie.– I zaraz leciało się z powrotem. Albo, co gorsza, wracało promem i autokarem – wspomina Paweł, kiedyś pabianiczanin, teraz, jak podkreśla, londyńczyk.Paweł, już bez kolczyka w nosie, dziś współtworzy obrotną ekipę remontującą domy bogaczy, w tym rezydencje rosyjskich oligarchów. Ale sam, jeszcze, rezydencji się nie dorobił.W dodatku „landlord” Pawła właśnie wypowiedział mu umowę najmu mieszkania. Na ceglaste osiedle klitek z lat siedemdziesiątych w dzielnicy Acton niedługo wjadą buldożery, a w jego miejscu właściciel terenu wybuduje strzeliste wieżowce z penthousami.Dlatego Paweł potrzebuje pomocy w znalezieniu nowego mieszkania. Na odsiecz ma lecieć Emilia, córka londyńczyka rodem z Pabianic, studentka Uniwersytetu Łódzkiego.
W środku zdjęcia Agata Wałęcka. W czwartek z łódzkiego lotniska wyleciała do Londynu. Z Sieradza miała wyjechać na kilka miesięcy. Mieszka na wyspach od 4 latPierwsza fala emigrantów na wyspy z III RP pamięta, że wykupiony bilet wcale nie gwarantował przejścia przez kontrolę na bramce celnika. Ten, w złym humorze, mógł nie wpuścić do swojego kraju podróżnego, bo np. nie spodobał mu się kolczyk w jego nosie.– I zaraz leciało się z powrotem. Albo, co gorsza, wracało promem i autokarem – wspomina Paweł, kiedyś pabianiczanin, teraz, jak podkreśla, londyńczyk.Paweł, już bez kolczyka w nosie, dziś współtworzy obrotną ekipę remontującą domy bogaczy, w tym rezydencje rosyjskich oligarchów. Ale sam, jeszcze, rezydencji się nie dorobił.W dodatku „landlord” Pawła właśnie wypowiedział mu umowę najmu mieszkania. Na ceglaste osiedle klitek z lat siedemdziesiątych w dzielnicy Acton niedługo wjadą buldożery, a w jego miejscu właściciel terenu wybuduje strzeliste wieżowce z penthousami.Dlatego Paweł potrzebuje pomocy w znalezieniu nowego mieszkania. Na odsiecz ma lecieć Emilia, córka londyńczyka rodem z Pabianic, studentka Uniwersytetu Łódzkiego. Grzegorz Gałasiński
Brexit już cofnął nas w lata dziewięćdziesiąte. Czekający na podróż do Wielkiej Brytanii z łódzkiego lotniska znów – jak wtedy – boją się, czy po wylądowaniu przejdą przez bramkę. A przecież granice miały zniknąć. Na pewno przestaliśmy myśleć w ten sposób o Kanale La Manche. Polska telewizja nakręciła nawet serial „Londyńczycy”...

Pierwsza fala emigrantów na wyspy z III RP pamięta, że wykupiony bilet wcale nie gwarantował przejścia przez kontrolę na bramce celnika. Ten, w złym humorze, mógł nie wpuścić do swojego kraju podróżnego, bo np. nie spodobał mu się kolczyk w jego nosie.
– I zaraz leciało się z powrotem. Albo, co gorsza, wracało promem i autokarem – wspomina Paweł, kiedyś pabianiczanin, teraz, jak podkreśla, londyńczyk.

Landlord wypowiada umowę. Czy Emilia dotrze z odsieczą?

Paweł, już bez kolczyka w nosie, dziś współtworzy obrotną ekipę remontującą domy bogaczy, w tym rezydencje rosyjskich oligarchów. Ale sam, jeszcze, rezydencji się nie dorobił.

W dodatku „landlord” Pawła właśnie wypowiedział mu umowę najmu mieszkania. Na ceglaste osiedle klitek z lat siedemdziesiątych w dzielnicy Acton niedługo wjadą buldożery, a w jego miejscu właściciel terenu wybuduje strzeliste wieżowce z penthousami.
Dlatego Paweł potrzebuje pomocy w znalezieniu nowego mieszkania. Na odsiecz ma lecieć Emilia, córka londyńczyka rodem z Pabianic, studentka Uniwersytetu Łódzkiego.

– To ja mieszkam na wyspach, ale pracuję z innymi Polakami i tak wyszło, że ona rozumie po angielsku sto razy lepiej – mówi o córce Paweł. – Ja nawet po bułki chodzę do polskiego „Mleczki” na Actonie, a ona ma w Łodzi lektoraty.

Emilia – jak twierdzi jej ojciec – ma także umiejętność wyłapywania prawniczych kruczków w umowach. To kolejny powód, dla którego jest niezbędna w negocjacjach z agentami londyńskich biur zajmujących się wynajmowaniem mieszkań.

– I znowu Polacy martwią się o przejście przez bramkę! – wzdycha Paweł. – Emilia bilet na Ryanaira zarezerwowała na początku miesiąca, akurat na lot 30 marca, czyli dzień po brexicie, ale wtedy zapytałem: „Czy ty masz, dziecko, paszport?”. Niby zaraz magister, a wypadło dziewczynie z głowy, że Londyn, razem z jej tatą, zaraz może wyjść na twardo. Od razu poszła wyrabiać, na początku kwietnia ma termin odbioru. Pani z okienka zarzekała się, że będzie wcześniej, ale stres jest...

Urzędnicy „paszportówki” mają co robić. Jak wyliczyła Violetta Kubiak-Gniewisz, kierownik Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego w styczniu 2018 r. wniosków o paszport było tam 5375. Natomiast w styczniu tego roku – 5615. Jeszcze większy wzrost wniosków odnotowano w lutym: w tym 2019 r. złożono ich 6410, czyli o 637 więcej niż przed rokiem.

– Tworzą się duże kolejki, większe niż rok temu o tej porze – przyznaje Violetta Kubiak-Gniewisz. – Stoją w nich także osoby, które przyjechały na trochę z Wielkiej Brytanii. Do tej pory wystarczał im dowód osobisty, jednak ich pracodawcy sugerują, by przygotowali także paszporty. Wiele z tych osób od lat nie miało paszportu, gdyż nie były im do niczego potrzebne.
Dorośli za paszport płacą 140 zł, emeryci i dzieci połowę tej kwoty. Osoby, które skończyły 70 lat, dokument otrzymują bezpłatnie.

W Londynie, czyli „u nas”. To na prowincji patrzą „spod byka”

Ewa i Arek, małżeństwo, które wyemigrowało z Radomska, powrotu do Polski wobec brexitu nie planuje. Para w stolicy Wielkiej Brytanii mieszka już od 16 lat.
Pierwszy z Radomska wyjechał Arek. Jeszcze wtedy, gdy do Wielkiej Brytanii przybywało się na zaproszenie konkretnej osoby z Wysp.

– Na granicy pytali każdego Polaka: po co tutaj jedziesz? – opowiada Arek. – Trzeba było mieć, oczywiście, wykupiony bilet powrotny.

Arkowi udało się przekroczyć granicę – jak wspomina – znajomi udostępnili pokój, praca od razu się znalazła, zarabiało się dobrze.
Kilka miesięcy po Arku do Londynu pojechała Ewa, z kilkumiesięcznym synem. Arek i Ewa byli wtedy po 25. urodzinach.
– W Polsce, po roku dwutysięcznym, było bardzo ciężko o pracę, biednie i bez przyszłości – mówi Ewa.

Teraz, gdy oboje przyjeżdżają na wakacje do Polski, o Londynie mówią „u nas”. W stolicy Wielkiej Brytanii wynajmują cały dom, stać ich na całkiem przyzwoite życie.

Pracuje Arek, Ewa zajmuje się dwójką dzieci.

– Brexitowi damy radę – mówi Ewa.

Żonie przytakuje Arek.

– Nasz Londyn podczas brexitowego referendum był przeciw wyjściu – dodaje. – To ogromne miasto, wiele kultur, które od lat się mieszały. Ale z tego, co słyszałem, w miasteczkach Anglicy stali się dla Polaków mniej mili, patrzą czasami „spod byka”, gdy słyszą nasz język. To dlatego, jak wnioskuję z rozmów z Anglikami, że inaczej wyobrażali sobie brexit. A tu w negocjacjach z Wielką Brytanią nikt się z nimi nie „cacka”.

Małżeństwo, oczywiście, z napięciem przygląda się „rozwodowym” rozmowom wokół brexitu.

– Dla nas szczególnie ważne jest, co z wyjazdami za granicę, co z prawami obcokrajowców, dostępem do leczenia, do szkół dla naszych dzieci, do kredytów... – wylicza Ewa. – Ale nie planujemy powrotu do Polski. Nie wyobrażamy sobie zaczynania nowego życia. Jesteśmy już po czterdziestce. Syn za rok skończy szkołę i planuje studia: tutaj, w Anglii. Córka urodziła się już w Londynie.

A jak potoczyłyby się edukacyjne losy tej dziewczynki, gdyby jej rodzina jednak wróciła do Radomska? W tym mieście, od początku bieżącego roku szkolnego, trójka uczniów korzysta z dodatkowych lekcji języka polskiego. To właśnie dzieci reemigrantów. Na takie zajęcia powiększoną subwencję oświatową dla samorządów przeznacza Ministerstwo Edukacji Narodowej. Z niedawnych wyliczeń resortu oświaty wynika, że w latach 2013-2017 liczba reemigrantów korzystających z douczania zwiększyła się pięciokrotnie – do ponad półtora tysiąca uczniów.

W łódzkich podstawówkach w bieżącym roku szkolnym 44 uczniów ma przyznane łącznie 94 godziny (tygodniowo) zajęć wyrównawczych z polskiego. W placówkach dla starszych uczniów jest 4 takich nastolatków. W stolicy regionu jest przypadek gimnazjalisty douczającego się polskiego aż przez 5 godzin w tygodniu. Już przed rokiem ministerstwo zachęcało do tworzenia oddziałów przygotowawczych dla małych reemigrantów, ale obecnie łódzki magistrat utrzymuje, że taka możliwość prawna nie istnieje.

Im dalej od referendum, tym większa troska o Polaków?

Pochodząca z Tomaszowa Paulina z mężem i dwójką dzieci w Wielkiej Brytanii mieszka już kilka lat. Najpierw do pracy wyjechał na wyspy mąż, a potem ściągnął całą rodzinę. Osiedlili się w niewielkiej miejscowości pod Londynem. Do brexitu podchodzą spokojnie. Paulina prowadzi własną firmę fotograficzną, działa lokalnie, nie ma produktów, które podlegają zmianom opodatkowania. Mąż ma pracę związaną z obsługą rynku polskiego i czeskiego. Jego firma wszystkim obywatelom Unii Europejskiej opłaca i zapewnia pomoc w wypisaniu tzw. „oświadczeń osoby osiedlonej”. Potrzebuje ich do pracy, tym samym zapewnia o utrzymaniu stanowisk i dba o komfort pracowników.

– Obawiamy się trochę o życiowe sprawy, dzięki którym prościej nam się żyje, typu łatwość podróżowania służbowego i prywatnego, w tym także do Polski, a także o wzrost ceł na produkty importowane, które bardzo często kupujemy – mówi Paulina. Od razu zaznacza jednak, że powrotu do Polski małżeństwo, na razie, nie rozważa.

Niektórzy w brexicie potrafią doszukać się korzyści. W czwartek (21 marca) w łódzkim porcie na samolot do Londynu, w otoczeniu swoich bliskich, czekała Agata Wałęcka.

– Z Sieradza wybrałam się do Anglii na kilka miesięcy, zostałam już cztery lata – opowiada Agata Wałęcka. – Zarabiam w gastronomii. Zauważyłam, że – przynajmniej w moim sektorze – pracodawcy, im dalej od referendum, tym lepiej o nas dbają. Boją się, czy przez to całe zamieszanie naprawdę im nie uciekniemy. A paszport posiadam od dawna, bo lubię latać po świecie.

Jak będzie z lataniem z Łodzi po brexicie? Anna Midera, prezes Portu Lotniczego w Łodzi wylicza, że spośród pasażerów obsługiwanych na polskich lotniskach 25 proc. to podróżujący do Wielkiej Brytanii.

– Brexit bez umowy to powrót do bardziej skomplikowanych procedur i dłuższe kolejki do kontroli granicznej, co najbardziej dotknie pasażerów polskich lotnisk. Z informacji uzyskanych od Straży Granicznej wiemy, że służba ta jest już przygotowana do nowych okoliczności ­– informuje Anna Midera.

współpraca: Alicja Zboińska, Klaudia Nita, Beata Dobrzyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Brexit. "Londyńczycy" rodem z Łódzkiego nie chcą wracać z Wielkiej Brytanii do kraju - Dziennik Łódzki

Komentarze 7

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Nikt nie wraca bo i po co. Do ludzi którzy piszą takie chamskie komentarze? Żal mi tylko że Dziennik Łódzki tego nie kontroluje. Aż żal że Łodzianie tak się stoczyli oczywiście nie wszyscy ale duże grono to chamstwo bez jakiegokolwiek intelektu i kultury.
G
Gość
Pojachyły wieśniaki a teraz wielkie pany masakra..
j
ja
a kto wam każe wracać to czy wracasz czy nie to tylko i wyłącznie twoja sprawa.Co za gwiazdy rosną ,lansujesz sie i myślisz że ktoś cię obejrzy i od razu będą KOKOSY. Jak świat światem zawsze ludzie jechali do innego kraju za pracą. A teraz wszyscy chca aby inne kraje dopasowały sie do innych najeźdców z innych krajów.pojechałeś pracujesz i podporządkuj sie do ich wymogów Nie pasuje to wracaj i nie gadaj,Nikogo to nie interesuje. W Polsce na zmywakach kiblach nie chce się pracować a tam owszem i zadowolenie.Przestańcie chwalić jak tam dobrze jest bo większość zna. Chcesz to pracuj i nie zawracaj DUPY innym
A
Anty UE
Qrwa - strefa Schengen odpowiada za granice anie sfapsko-fancowata unia 2 prędkości. Brytole im szybciej wyjdą tym lepiej dla nich! Polacy nie wracajcie bo tutaj taki sam syf jak przy waszym wyjeździe!
x
xxxxxx
Po polsku nie mówi się patrzeć spod byka tylko patrzeć bykiem lub spod oka. Jesli ci państwo już zapomnieli polskiego to szybko im to poszło, jeśli autor to bardzo źle.
S
Szczęśliwy Polak
Oczywiście ja mieszkam i zostane.jak jadę do Polski i widzę jak ludzie pracują i gówno z tego mają to ja dziękuję.pozatym media tak straszą tym brexitem a ludzie żyjący w Polsce lykja to ja świeże bulki jak wszyscy z UK wyjadą to kto będzie pracował.sa firmy że niema ani jednego angola i nie pracuje tam 3 czy 4 ludzi
Ł
Łodziak
Jak tam taki miód mają to niech zostaną :)
Wróć na i.pl Portal i.pl