Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Policzkiewicz, szef sanepidu: Naruszyłem pewne układy

Monika Fajge
Paweł Policzkiewicz
Paweł Policzkiewicz Małgorzata Genca
- Tak naprawdę za wnioskiem o moje odwołanie stoi główny inspektor sanitarny. W tym urzędzie panuje ogromne kolesiostwo, a ja najwidoczniej naruszyłem pewne układy towarzysko-biznesowe - mówi dr Paweł Policzkiewicz, szef Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, w rozmowie z Kurierem.

Do ratusza trafił wniosek wojewódzkiego inspektora sanitarnego o odwołanie Pana ze stanowiska szefa lubelskiego sanepidu. Spodziewał się Pan tego?
Jak miałem się spodziewać, skoro niedawno dostałem od przełożonego nagrodę roczną (10 tys. złotych). Na każdej odprawie, zwoływanej przez wojewódzkiego inspektora sanitarnego, lubelska stacja była podawana za wzór innym powiatom, słyszałem, że mój zespół pracuje najskuteczniej, najefektywniej.

Czytaj także: Pracownicy sanepidu bronią Policzkiewicza

Nagle Słodziński zmienia zdanie? Podobno "stracił do mnie zaufanie", bo współpracuję z mediami. Ale do inspektora z Parczewa, który w środku nocy "po pijaku" rozwalił samochód służbowy, nie stracił zaufania?

Tak naprawdę za wnioskiem o moje odwołanie stoi główny inspektor sanitarny. W tym urzędzie panuje ogromne kolesiostwo, a ja najwidoczniej naruszyłem pewne układy towarzysko-biznesowe.

Skąd Pan wie? Spotkał się Pan z przełożonym? Rozmawialiście?
Nie. O wszystkim dowiedziałem się z mediów.

Z Januszem Słodzińskim znamy się od 1966 roku, czyli szmat czasu. Do tej pory nie było między nami konfliktów.

Dziś uważam go za człowieka bez charakteru. Zwalnia mnie dla czyjegoś "widzimisię". Ja nie zrobiłbym tego nawet obcej osobie. Nie wyobrażam sobie, czepiać się kogoś dla samego czepiania się. Kiedyś dostałem od niego listę gabinetów, które trzeba "przykręcić". Trafiła do kosza. Nie realizuję takich zamówień, nie ulegam naciskom. Moim pracownicy mogą to potwierdzić. On okazał się słaby. Dlatego ręki już mu nie podam, nie będę z nim rozmawiał, no, chyba że służbowo. Tak się po prostu nie robi.

Przełożony zarzuca Panu "nierealizowanie planów kontroli, tylko podejmowanie działań akcyjnych, mających na celu nagłośnienie interwencji"?
Przecież to jakiś nonsens. Realizujemy kontrole planowane, m.in. dlatego pracujemy w niedzielę, święta i popołudniami. Ale musimy też realizować te zgłaszane przez mieszkańców czy media - takich interwencji jest mnóstwo.

Poprzez media ostrzegamy ludzi, że w konkretnej knajpie, sklepie, gabinecie stomatologicznym źle się dzieje. Bo ludzie mają prawo to wiedzieć. Jak inaczej mielibyśmy do nich dotrzeć?

Napiętnowanie w mediach jest dla właścicieli ukaranych lokali gorsze niż 500 zł mandatu czy nawet zamknięcie lokalu na dzień lub dwa. Zdarza się, że płaczą, prosząc, żebyśmy nie informowali mediów. Ale tylko taka forma "kary" przynosi skutek.

Efekty widać w gabinetach stomatologicznych, u ginekologów czy w salonach kosmetycznych. 50 proc. z nich nie dba o higienę, w ogóle nie znają sterylizacji. Dzięki kontrolom sanepidu zaczynają stosować się do przepisów sanitarnych. Bardziej czujni są też sami pacjenci, którzy zwracają uwagę na to, czy są badani czystym, wysterylizowanym sprzętem. To się dzieje właśnie dzięki mediom.
Współpraca z mediami to podstawa naszego działania, jeśli chodzi o promocję zdrowia. Poprzez prasę, radio czy telewizję informujemy o tym, jak groźne jest wirusowe zapalenie wątroby typu C, że przodujemy jeśli chodzi o zachorowalność na gruźlicę, nawołujemy do badań, zapraszamy na prozdrowotne konferencje. Dzięki mediom jesteś- my bardziej skuteczni.

A zarzut, że wysyła Pan na kontrole pracowników "bez przygotowania merytorycznego"?
Zastępcą wojewódzkiego ins-pektora sanitarnego jest wybitny lubelski chirurg - on ma przygotowanie merytoryczne? Wszyscy moi pracownicy, co do jednej osoby, są po odpowiednich studiach, mają specjalizacje, zrobili studia podyplomowe, za które zresztą płacili z własnej kieszeni. To ludzie wykwalifikowani. W mojej stacji nie ma osób, które byłyby nieprzygotowane do tej pracy. Nie ma. Jeśli Janusz Sło-dziński uważa inaczej, czekam na konkretne przykłady.

Może po prostu jest Pan zbyt "gorliwy"? Stowarzyszenie Ochrony Pracy twierdzi, że lubelski sanepid postępuje nieracjonalnie i nadinterpretuje przepisy prawne. Że nawet "rysa na krześle czy włos z pędzla na pomalowanej ścianie stanowią usterkową kontrolę"? Takie skargi trafiły do GiS i Ministerstwa Zdrowia.
Stoi za mną nauka i prawo. Opieram się na ustawach i rozporządzeniach.

To prawda, że lubelski sanepid działa prężnie. Ale o żaden włos na ścianie nie robimy afery, nie przesadzajmy.

Interweniuję, kiedy jest powód, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim się to podoba. Dlaczego byłem uciszany, gdy wypowiedziałem wojnę dopalaczom? Dopiero jak sprawą zainteresował się premier, dostałem zielone światło. Od wojewódzkiego inspektora sanitarnego słyszałem: Co ty robisz, tego nie wolno ruszać! To samo było z niebezpiecznymi barwnikami w słodyczach. Ale jak mam siedzieć bezczynnie, skoro słyszę, że w Radomiu dzieci po zjedzeniu słodyczy z tymi barwnikami dziwnie się zachowują, są ospałe albo nadpobudliwe. Moje wnuczki uwielbiają cukierki, żelki, lizaki. Chcę mieć pewność, że im nie zagrożą. A znowu zarzuca mi się, że biorę się za coś, czego nie powinienem. Dlaczego?

Wiele razy słyszałem od kolegów: Człowieku, polecisz, jak będziesz tak działał, udawaj, że nie widzisz! Ale ja tak nie potrafię. Zdaję sobie sprawę, że wyszedłem przed szereg. Gdybym nie był taki zasadniczy, to pewnie spokojnie przetrzymałbym do emerytury, bo zostały mi jeszcze tylko dwa lata. Ale ja nie chodzę na kompromisy.

Co zrobi prezydent Lublina, jak Pan myśli? Odwoła Pana?
Jeśli będą naciski, to mnie odwoła.

Najgorsze, że nie mam możliwości bronienia się. Nikt nic ode mnie nie chce. Ani Słodziń- ski, ani prezydent nie poprosili mnie o żadne wyjaśnienia. Sam napisałem do prezydenta - trochę w stylu amerykańskim, czyli przedstawiłem siebie jako tego najlepszego. Ale jak to wszystko się dla mnie skończy, trudno powiedzieć.

Chciałbym mieć szansę wytłumaczenia się, może np. przed jakąś komisją.

A jeśli jednak straci Pan stanowisko?
Wychodzę z założenia, że w życiu trzeba trzymać się wyznaczonej drogi, trzeba się uczyć i powoli awansować. Ja od początku byłem związany z inspekcją sanitarną i wytrwałem. Dobrze się czuję w zawodzie, który wykonuję i lubię swoją pracę. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Zdaję sobie sprawę, że może to niedobrze wygląda, kiedy jedna powiatowa stacja sanepidu działa prężnie, inna śpi. Ale jak pracować, to solidnie.

Co będzie, to będzie. Może jestem naiwny, bo jednak wierzę w sprawiedliwość. Tak zostałem wychowany. Z drugiej strony wiem, że w urzędzie, jakim jest inspektorat sanitarny, panuje straszny marazm i kolesiostwo, ręka rękę myje.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski