O pożytecznych skutkach wojen i zarazy

Paweł Zarzeczny
W roku 1954 napisano dwie ważne książki. Pierwsza to "Ostatni brzeg" Nevila Shute. W Europie wybucha konflikt jądrowy i rozszerza się na świat. Ostatni ludzie żyją jeszcze na południowych plażach Australii. Ale wiedzą, że śmiercionośny pył dotrze wkrótce i tam. I że nie ma ratunku...

Dziś to raczej my jesteśmy na ostatnim brzegu. Widmo grypy, widmo wojny, terroru i tysiąca innych zagrożeń. A życie można stracić również przez kleszcza, pszczołę, rybią ość, raka, zawał, piecyk i nawet kameruńską poezję. A jeśli jest się kibicem piłki nożnej - to i od noża też. Generalnie więc chyba lepiej zawczasu przygotować się na śmierć.

Ja z tym mam najmniejszy problem, jako że dopadło mnie aż kilka chorób, o których lekarze mówią "nieuleczalne" (nie wiadomo, czemu jednak biorą pieniądze za "leczenie"). Rozmawiam zresztą z nimi zazwyczaj nie o chorobach, a o podróżach, potem mówię, co mają wypisać, płacę i wychodzę.

Z przeświadczeniem, że jakbym nagle odstawił wszystkie te leki - poczułbym się lepiej. No, pozostaje mi jeszcze nadzieja na cud. Ale jak śledzę doniesienia na ten temat - cudowne ozdrowienia zdarzają się głównie 80-letnim zakonnicom. Brr, to jednak wolę chorować! Do podobnego wniosku doszedłem zresztą, gdy księgowa doradziła mi ożenek, żebym miał niższe podatki. To ja już wolę płacić!

Życie staje się nieprzyjemne, jeżeli ktoś słucha lekarzy. Moja córka najpierw kilka lat prostowała sobie zęby drucianym aparatem. Teraz parę lat ponosi gorset, żeby wyprostować kręgosłup. Co jeszcze zaproponują jej w dalszym życiu? Sztuczne zapłodnienie? Mam wrażenie jednak, że człowiek sam sobie winien, bo natura stworzyła go na mniej więcej trzydzieści parę lat, tak by zdołał odchować potomstwo (Aleksandrowi w zupełności ten czas wystarczył jednak do podbicia świata, Maradonie również).

Człowiek naczytał się jednak o Matuzalemie, że ten żył aż 969 lat, i zapragnął go naśladować. Zamarzyła mu się nawet - jak Stalinowi - nieśmiertelność. I tak powstał kult… medyków. Naciągaczy. Widać to choćby w ich wysiłkach, by wcisnąć nam szczepionki przeciwgrypowe. Nie wierzę w ich skuteczność. Wierzę tylko w ludzką chciwość. Mój niemiecki szwagier sprzedawał przez lata części zamienne dla człowieka i sposób miał jeden. Mianowicie zapraszał ordynatorów szpitali na safari do Afryki albo rodeo w Teksasie. Zgadnijcie, kto miał najlepszą sprzedaż w Niemczech? No więc nie ze mną te numery - ja naprawdę bardziej wierzę w miód i czosnek. I w mycie rąk, i w smarkanie do chusteczki. Jeśli już koniecznie chcecie dłużej pożyć.

Niestety, niejaki Malthus, duchowny zresztą, nie daje nam większych szans i już w XVIII wieku doszedł do logicznego całkiem wniosku, że skoro żarcia przybywa dużo wolniej niż ludzi, to jakiś czynnik musi to co jakiś czas redukować. Inaczej świat padnie z głodu. I uznał, że pod tym względem właśnie korzystne są wojny (i zaraz znów jakaś wybuchnie) oraz zarazy (takoż).

Jesteśmy zatem na ostatnim brzegu. Co robić? Śmiać się, jak radził Beaumarchais. Jak ja, tuż po powrocie z Meksyku. - Nie bałeś się? - pytali znajomi… - Wiecie, budzę się któregoś dnia, a na stoliku leży damska torebka. Skąd ta torebka, dumam, usiłując przypomnieć sobie wieczór… Wtem spod kołdry wynurza się bardzo brzydka kobieta. I mówi: "Ja wiem, że wyglądam jak świnia. Ale grypy nie mam!".
No, ale w żartach i tak nie przebiję Tyrmanda. Jak bowiem na początku wspomniałem, w 1954 powstały aż dwie ważne książki. Ta druga to jego "Dziennik".

Autor wspomina, jak w wojnę pracował w wiedeńskim hotelu Minerwa, będącym burdelem dla niemieckich żołnierzy, i poprowadził pierwszą w dziejach wojnę bakteriologiczną: "Pierwsze, o co po wypełnieniu kart meldunkowych grzeczniutko pytali, to, czy nie mógłbym im jakoś umilić jedynej nocy, jaką mają przed zanurzeniem się w odmęty bitew nad Dnieprem. Ja mogłem i umilałem, jak mogłem.

Oczywiście nie było to bezmyślne rozdzielanie ciosów na oślep: tym z Waffen SS ładowałem taką ilość krętka bladego, że po dwóch tygodniach chyba już błagali o rosyjską kulę, rujnowani przez najlepszy gatunek wiedeńskiej kiły, na jaką mnie było stać; dość wredne gonokoki szły do chamskich fanatyków z Hitlerjugend, świeżo zmobilizowanych; tym zahukanym z Wehrmachtu przydzielana była mniej bolesna rzeżączka. Marszałek Żukow nawet nie wie, ile mi zawdzięcza".

U Arabów śmierć jest wybawieniem, u Hindusów szansą na lepsze, następne wcielenie. A u nas - strachem. Nie bójmy się. I czekając na śmierć na ostatnim brzegu - kochajmy się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl