Wywiad z Zofią Gołubiew: Czartoryscy to mali ludzie

Marek Bartosik
Fot. Michał Gąciarz
Czartoryski nie okazał się godnym potomkiem księżnej Izabeli. Dla stworzonej przez nią kolekcji nie zrobił nic. Poza tym, że ją Polsce sprzedał. I to niedrogo - mówi Zofia Gołubiew, była dyrektor Muzeum Narodowego i była prezes Fundacji Czartoryskich.

„Mój ojciec oświadczył, że nienawidzi Polski i Polaków”. To głośne w ostatnich dniach słowa Tamary Czartoryskiej o jej ojcu Adamie Karolu Czartoryskim. Zna go pani od ćwierci wieku. Rzeczywiście nienawidzi Polski?

Może słowo nienawiść jest za mocne, no ale Tamara zna ojca lepiej niż ja, a po drugie jego niechętny stosunek do Polski mieści się w takim obrazie Adama Karola Czartoryskiego, jaki zapamiętałam. Z całą pewnością nie okazał się godnym potomkiem Izabeli Czartoryskiej, której zawdzięczamy tę wielką rodzinną kolekcję o narodowej wartości.

On nie zrobił dla tych zbiorów nic dobrego, no może poza tym, że ostatecznie prawa do nich sprzedał i to stosunkowo niedrogo. Bliskie kontakty zaczęliśmy mieć od 2000 roku, kiedy zostałam dyrektorem Muzeum Narodowego, które przez cały okres PRL na koszt państwa opiekowało się zbiorami Czartoryskich. Po 1989 roku pojawił się w Polsce Adam Karol Czartoryski i zaczął się interesować rodzinnym dziedzictwem.

W 1991 Marek Rostworowski, ówczesny minister kultury, i Tadeusz Chruścicki, mój poprzednik na stanowisku dyrektora Muzeum Narodowego, doprowadzili do tego, że Adam Karol Czartoryski, odzyskawszy swoje dziedzictwo, ustanowił Fundację, której przekazał zbiory swej rodziny na własność. Jako niepodzielna całość służyły narodowi polskiemu. Prezesem tej Fundacji miał być „każdoczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie”, jak zapisano w statucie.

Adam Karol próbował wtedy uchodzić za dobroczyńcę narodu, ale zbiory nadal pozostawały na utrzymaniu państwa, bo fundator po prostu nie miał na to pieniędzy. Obserwując go, odnosiłam wrażenie, że wprawdzie czuje wagę i znaczenie w dziejach Polski nazwiska, jakie nosi, ale gdyby to było u niego głębsze, to nauczyłby się nieco historii Polski i trochę naszego języka. Interesowały go jednak zupełnie inne rzeczy.

Jego żona od 2000 roku Josette Calil, która jest Libanką, sprawiała takie wrażenie, jakby o istnieniu Polski dowiedziała się dopiero wtedy, gdy zaczęły się kłopoty z Fundacją. Nie zauważyłam u niej żadnych objawów bezinteresownego zaciekawienia naszym krajem. Szybko okazało się, że oboje zainteresowani są przede wszystkim wyciąganiem z Fundacji pieniędzy.

Dlatego naciskali na eksponowanie „Damy z gronostajem” za granicą?

Tak, choć pewnie chodziło też o prestiż.

Teraz okazało się, że pieniądze zapłacone przez polski rząd za kolekcję Czartoryskich zostały wyprowadzone z Polski. Nadal popiera pani decyzję wydania 100 milionów euro na wykupienie tych zbiorów?

Tak! I to równie entuzjastycznie, jak w 2016 roku. Widzę, że teraz wokół tej sprawy toczy się gra polityczna między rządem a opozycją, ale nadal uważam zakup za fantastyczny ruch. Niemniej, gdy w grudniu 2016 roku dostałam zaproszenie na uroczystość podpisania umowy sprzedaży kolekcji na Zamku Królewskim w Warszawie, to tam nie pojechałam. Bałam się, że nie wytrzymam, gdy usłyszę opowieści o wielkim geście Adama Karola Czartoryskiego, wielkiego patrioty, godnego następcy księżnej Izabeli Czartoryskiej itd.

Od tamtego czasu toczy się spór, czy sensowne było wydanie tych pieniędzy, skoro ani Damy, ani Rembrandta, ani innych składników kolekcji nie można wywieźć za granicę, bo istnieje taki prawny zakaz.

Myślę, że jestem jedną z nielicznych osób, które wiedzą, co naprawdę groziło kolekcji, będącej w naszej dyspozycji jedynie teoretycznie.

Nie chodziło np. o wywiezienie Damy za granicę w bagażniku samochodu, ale było wiele możliwości utrudnienia eksponowania dzieł z kolekcji, prowadzenia przy nich prac konserwatorskich, a Czartoryscy i potomkowie innych rodzin magnackich działający w Fundacji dobrze wiedzieli, jak wykorzystywać kruczki prawne, np. kilkakrotnie zmieniając statut Fundacji według własnych potrzeb. Dopóki zbiory były własnością prywatnej Fundacji, absolutnie nie można było być pewnym ich losów w przyszłości.

Tworzenie Fundacji w 1991 roku było przedsięwzięciem pionierskim, popełniono przy tym sporo błędów. Największym było założenie altruistycznych motywów działania fundatora. Można sobie np. wyobrazić, że obraz Leonarda byłby wysłany w wieloletnie tournee, a może prawo europejskie z czasem przyznałoby go spadkobiercom. To możliwy, ale teoretyczny scenariusz. Powiem o zagrożeniu, które Adam Karol Czartoryski jasno kiedyś przedstawił: według statutu to Fundacja zarządza kolekcją i on jest w stanie zamknąć zbiory.

W jakich okolicznościach padły te słowa?

Był rok chyba 2011. Tuż przed głośnym wyjazdem „Damy z gronostajem” do Madrytu, Berlina i Londynu. My nie chcieliśmy się zgodzić na tę podróż, bo uważaliśmy, że turyści powinni przyjeżdżać do nas, by oglądać obraz. Przede wszystkim jednak przeciwni byli konserwatorzy, którzy twierdzili, że tego dzieła nie można narażać na jakiekolwiek zbędne ryzyko.

Adam Karol Czartoryski parł jednak do wyjazdu Damy bardzo mocno. Tłumaczył nam, jaką fantastyczną promocją dla Polski będą wystawy w tych stolicach. Ja, jak zwykle w podobnych sytuacjach, zwróciłam się do ministerstwa, ale ówczesny minister, Bogdan Zdrojewski, Czartoryskiemu w tej sprawie uległ...

… przed naciskiem politycznym?

Tego nie wiem. Wiem natomiast, że Czartoryskiemu bardzo zależało m.in. na tym, żeby dać się sfotografować z królem Hiszpanii Juanem Carlosem, z którym jest spokrewniony. Oczywiście, to nie był jego jedyny motyw, ale zdjęcia powstały. Przed wyjazdem obrazu w Galerii w Sukiennicach doszło do bardzo uroczystego aktu.

Adam Karol Czartoryski jako fundator, wiceminister kultury Piotr Żuchowski i ja jako dyrektor Muzeum Narodowego podpisaliśmy uroczyście - wobec mediów i publiczności - Memorandum. W tym dokumencie zapisano, że państwo polskie zgadza się na wyjazd obrazu, ale druga strona godzi się, że po powrocie obraz będzie eksponowany w przygotowanym przez Muzeum miejscu, bo wtedy trwał już remont Pałacu przy ul. św. Jana, zaczęty przez Fundację, a dopiero teraz kończony przez państwo polskie.

Memorandum zakładało też poddanie obrazu przez muzealnych konserwatorów badaniom spe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wywiad z Zofią Gołubiew: Czartoryscy to mali ludzie - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl