W słowach znów słychać Marzec [rozmowa]

Adam Willma
Już się nie lękam - mówi prof. Michał Głowiński. - Nie wychodzę z domu, chronię się przed tymi słowami. Chcę spokoju
Już się nie lękam - mówi prof. Michał Głowiński. - Nie wychodzę z domu, chronię się przed tymi słowami. Chcę spokoju Włodzimierz Wasyliuk
Rozmowa z prof. Michałem Głowińskim o słowach, które mają straszliwą moc i znów brzmią.

Gdy zamknie pan oczy i wróci pamięcią do Marca 1968, jakie słowo powraca najczęściej?
Powraca przede wszystkim zmanipulowane słowo „syjonista”, które było w tamtym czasie używane nagminnie. Funkcjonował wówczas nawet taki dowcip: Nie wiem, jak się pisze „syjonista”, ale pamiętam, że przed wojną pisało się przez „Ż”. Ten makabryczny dowcip został reaktywowany i znowu krąży.

W 1968 roku większość społeczeństwa miałaby problem w zdefiniowaniu tego terminu. Dlatego używano go jako zamiennika słowa „Żyd”.
Pamiętam, jak na początku roku 1968, w Trybunie Ludu, oficjalnym dzienniku Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ukazał się artykuł informacyjny, wyjaśniający, co to słowo oznacza. To było wyjaśnienie oczywiście ideologiczne, ale typu słownikowego. Tego rodzaju manipulację stosuje się zresztą do dziś. W przypadku „syjonistów” użyto nazwy jednej z partii żydowskich (tej, która z sukcesem dążyła do założenia państwa żydowskiego w Palestynie) i zastosowano ją do całej społeczności. Czyli mniej więcej tak, jakby ktoś o Amerykanach mówił „republikanie”, a o Polakach - „endecy”. Ale wtedy było to jednak czytelne na tle ideologii komunistycznej, która głosiła, że państwa reprezentujące tzw. obóz socjalistyczny nie ulegają żadnym nacjonalizmom. Są - jak to się wtedy mówiło - internacjonalistyczne. Ludzie oczywiście nie rozumieli, o co chodzi z tym syjonizmem, podobno widziano nawet trans-parenty z napisem „Syjoniści do Syjamu” (dawna nazwa Tajlandii).

Dotknął pan bardzo ważnej sprawy. Koślawość naszego postrzegania polskich Żydów polega między innymi na tym, że ta różnorodna, a nawet skonfliktowana wewnętrznie społeczność jawi nam się dziś jako monolit.
To przede wszystkim „zasługa” Hitlera. Jeśli stosuje się rasistowskie kryteria krwi, to nie ma znaczenia, czy jesteś tradycyjnym Żydem w chałacie, czy żyjącym w centrum nowoczesnego świata lekarzem czy profesorem. Z samym słowem „Żyd” jest zresztą pewien problem. Dla kogoś, kto nazywał się np. Finkelstein, a podczas Zagłady ukrywał się po aryjskiej stronie jako Jan Kowalski, określenie „Żyd” mogło oznaczać wyrok śmierci. Byli w czasie okupacji tacy, którzy nie gardzili szmalcow - nictwem, ale byli również i ci, którzy celowo unikali słowa „Żyd”, aby nie skazać innego człowieka na śmierć. Od tamtego momentu słowo „Żyd” stało się newralgiczne. Na to nakłada się jeszcze przedwojenny kontekst. W okresie przedwojennym można było powiedzieć do kogoś, kogo się nie szanowało - „ty Żydzie”. W przypadku żadnej innej nacji to nie działało, przecież nie mówi się „ty Czechu” albo „ty Francuzie”. Ten negatywny wołacz pozostał w pamięci. Wie pan, najlepiej o postawie człowieka mówią idiomy. Weźmy słowo „przyznać się”. Można przyznać się do czegoś złego. Jeśli słyszymy „przyznał się, że jest Żydem”, sam język generuje postawy antysemickie, które z różnych powodów są podtrzymywane.

Dziwna passa tego słowa trwa do dziś. Oglądałem niedawno skecz kabaretowy. Grupa ludzi wchodzi do żydowskiej restauracji. O tym, że właściciel jest Żydem, mówią ściszonym głosem, a gdy przychodzi zamówić rybę, proszą „karpia po…. waszemu”, bo boją się użyć słowa „Żyd”.
W warszawskim slangu wyraża to taki frazes, stosowany najczęściej przez ludzi niezbyt wykształconych: „ty wiesz, a ja rozumiem”. Rozmawiałem parę lat temu z bardzo sympatycznym sąsiadem. W pewnym momencie ten zacny człowiek opowiada, że był na takim nietypowym pogrzebie i pierwszy raz widział taką ceremonię. Najpierw myślałem, że - nie stosując żadnego przymiotnika - opowiada o oczywistym w Polsce pogrzebie katolickim. Potem zorientowałem się, o co chodzi i mówię: „To znaczy, że pierwszy raz w życiu był pan na pogrzebie żydowskim”. Okazało się, że mój sąsiad celowo nie używał słów „Żyd” i „żydowski”, bo obawiał się, że mnie obrazi. W tym momencie poczuł się usprawiedliwiony i potwierdził: „Tak, to był pogrzeb żydowski”. Jestem pewien, że nie miałby takich wątpliwości, gdyby chodziło Chińczyka.

Ale pan również przez lata żył obok tego kwantyfikatora. Minęły dziesiątki lat, zanim zaczął pan otwarcie mówić o swojej żydowskości.
Owszem. Nieznoszący mnie pisarz, Henryk Grynberg napisał, że lata PRL-u przeżyłem tak, jakbym był po aryjskiej stronie. A ja się w okresie powojennym nie ukrywałem. Owszem, nie mówiłem o tym z różnych powodów. Jako dziecko przeżyłem Zagładę, wiem, co to było getto i ukrywanie się w piwnicach. Tkwił we mnie lęk, który przełamałem w sobie po przemianach ustrojowych. Wówczas uznałem, że antysemityzmu w Polsce już nie będzie i mogę swobodnie o tym mówić i pisać. Napisałem o tym kilka książek. Większość moich znajomych wiedziała oczywiście o moim pochodzeniu. Nie udawałem nikogo innego. Moje nazwisko jest autentyczne, to nie jest tak, że „podszywam się pod Polaka”. Jestem kim jestem. Jestem Polakiem, jestem polskim Żydem. Ale skoro już mówimy o słowach, chciałem zwrócić panu uwagę na ewolucję słowa „antysemita”. Od lat 80. XIX wieku aż do I wojny światowej wychodziło pismo „Rola”, które skupiało się na szerzeniu nienawiści do Żydów. Autorzy tego pisma z dumą określali się jako antysemici. Po holokauście pojawił się zwrot „nie jestem antysemitą, ale...”. W słowie „antysemita” zacieśnił się zakres. Antysemitą stał się jakoby tylko ten, kto twierdzi, że Żydów należy posłać do komór gazowych. Tak radykalnych antysemitów jest jednak niewielu. Facet, który spalił we Wrocławiu kukłę Żyda, oświadczył: „ja nie jestem antysemitą, ale dlaczego Żydzi rządzą światem?”. Powtórzył w ten sposób opinię, w którą wierzy wielu antysemitów. To się jednak dzisiaj zmienia i być może ludzie, którzy czują dziś przyzwolenie, zaczną o sobie mówić wprost „jestem antysemitą”. Tak, jak przed Zagładą.

Wróćmy do 1968 roku, kiedy miał pan 34 lat. Czy przed Marcem dało się wyczuć w języku nadchodzącą nagonkę antyżydowską?
Sądzę, że dało się to odczuć w kręgach, w których się nie obracałem. Zwłaszcza w kręgu „moczarowców” - grupie wewnątrz PZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: W słowach znów słychać Marzec [rozmowa] - Plus Gazeta Pomorska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl