Unii uda się wyjść z recesji obronną ręką

Rafał Trzaskowski
Nie powstanie Europa dwóch prędkości. Wprawdzie załamanie gospodarcze sprawia, że w niektórych państwach członkowskich narasta kurs protekcjonistyczny, ale nie będzie on trwał długo - przewiduje znawca problematyki unijnej

"Ślepa nienawiść wojny pełnej furii,
Po miecz sięgną bracia przy wspólnym stole,
Każdy w swoją pójdzie stronę raniony, lecz, dziw bierze, uleczony…"

Jak przeczytałem na jednym z portali internetowych, ten passus z Nostradamusa ma być jednoznaczną przepowiednią rychłego rozpadu Unii Europejskiej. W zeszłym tygodniu z trybun Parlamentu Europejskiego podobną przyszłość z niekłamanym zadowoleniem wieszczył jeden z przywódców brytyjskich eurosceptyków Nigel Farage. Ale czy rzeczywiście każdy, kto skłania się ku czarnej wizji przyszłości integracji europejskiej, do której nastraja obecny kryzys finansowy, powinien być natychmiast wrzucany do jednego worka z postaciami, powiedzmy to szczerze, nieco folklorystycznymi?

Już w latach 50. ubiegłego stulecia jeden z najbardziej znanych teoretyków stosunków międzynarodowych Karl Deutsch przestrzegał, że państwa integrujące się gospodarczo i politycznie nie powinny stawiać przed sobą zbyt wygórowanych ambicji. Deutsch twierdził, że łatwiej utrzymać przy życiu luźną wspólnotę opartą o model konfederacyjny niż ściśle zintegrowany organizm quasi-państwowy. Wspólnota amalgamowana narażona byłaby na rozpad zwłaszcza w wypadku kryzysu gospodarczego i nierównego rozkładu wynikających z tego obciążeń, nagłego zwiększenia zróżnicowania gospodarczego, językowego czy wreszcie politycznego państw konstytuujących wspólnotę oraz niemożności przeprowadzenia koniecznych reform. Czy dokładnie takie okoliczności nie zaistniały po ostatnim poszerzeniu Unii?

Na czym miałby polegać czarny scenariusz? Na rozpadzie UE lub (w wariancie bardziej optymistycznym) rozluźnieniu integracji i zredukowaniu wspólnych ambicji do strefy wolnego handlu. I to strefy niepełnej, w której możliwe byłyby praktyki protekcjonistyczne, a swobodny przepływ siły roboczej byłby ściśle reglamentowany. Można sobie także wyobrazić bardziej wyrafinowany scenariusz - podział Unii na kilka klas. Najbardziej zintegrowani starzy członkowie UE będący w strefie Euro stanowiliby tzw. twarde jądro integracji, swoisty, orwellowski krąg równiejszych pośród równych, a cała reszta dostąpiłaby wątpliwego zaszczytu orbitowania wokół nich.

Czy spełnienie się czarnego scenariusza jest możliwe? Hipotetycznie tak. To, co się dzieje obecnie w Europie, nie nastraja pozytywnie. Światowy kryzys finansowy jest tak poważny, że nawet byli szefowie banku centralnego USA oświadczyli, że nic z tego nie rozumieją i nie ośmielają się prognozować przyszłości. Niektóre europejskie kraje, takie jak Łotwa czy Ukraina, stoją na krawędzi niewypłacalności, o ile nie bankructwa. Część bogatszych unijnych państw chce ratować swe gospodarki bez oglądania się na innych. Na razie unijni przywódcy zgodzili się jedynie na konieczność wprowadzenia nadzoru nad światowym rynkiem finansowym, możliwość udzielenia pożyczek potrzebującym za pośrednictwem Banku Światowego oraz konieczność wywarcia presji na europejskie raje podatkowe. Wątpliwe jednak, czy uległość takich europejskich potęg jak Monako czy Liechtenstein wiele nam pomogła. Czego się spodziewaliśmy? Akurat w kwestiach gospodarczych Unia niewiele może. Większość prerogatyw nadal należy do państw członkowskich. W tym kontekście najbardziej zabawne jest to, że na niemoc UE najczęściej narzekają ci sami politycy i komentatorzy, którzy alergicznie reagowali na plany przekazywania na poziom wspólnotowy dodatkowych uprawnień.

Czy obraz otaczającej nas rzeczywistości jest jednoznacznie negatywny? Oczywiście nie. Wspólnota Europejska z gorszych kryzysów wychodziła obronną ręką. Udało się dać odpór planom generała de Gaulle'a, który w latach 60. planował całkowicie przebudować europejskie instytucje, przetrwać kryzys paliwowy roku 1973 czy też kryzys finansowy początku lat 90. Nie bez kozery od lat mówi się o tym, że tak naprawdę Wspólnota rozwijała się dzięki kryzysowi. Jak szło gładko, integracyjny zapał jakby przygasał. Nie spełnił się także czarny scenariusz związany z rozszerzeniem w roku 2004. Unia funkcjonuje tak samo dobrze jak wcześniej, bez problemu podejmując tak trudne decyzje jak ustalenie unijnego budżetu do roku 2013. Politycy z państw członkowskich zawsze spotykali się w różnych konstelacjach, zawierali różnorodne koalicje, negocjowali za zamkniętymi drzwiami, toczyli zażarte spory, a nawet z rzadka knuli przeciwko sobie. Najważniejsze, że potem zawsze znajdowali wspólną receptę na wyjście z kryzysu, nawet jeżeli owocowało to aktami prawnymi, które rozszyfrować potrafiła tylko garstka ekspertów.

Najważniejsze jest to, że wszyscy tak naprawdę zdają sobie sprawę z tego, iż nikt nie podoła wyzwaniom przyszłości w pojedynkę. Unia stanowi zestaw naczyń połączonych. Jeżeli ktoś zachoruje, inni albo się zarażą, albo będą mieli poważne problemy. Wystarczy dać jeden przykład - austriackie banki ulokowały w Europie Środkowo-Wschodniej fortunę, równoważną 80 proc. rocznych przychodów całego kraju. W Wiedniu świetnie zdają sobie sprawę nie tylko z tego, że habsburski sentymentalizm okazał się dosyć kosztowny, ale i z tego, że bankructwo któregokolwiek z państw Europy Środkowej może doprowadzić do finansowej katastrofy ich kraju. Wchodziliśmy do Unii właśnie po to, aby zagwarantować sobie swoistą polisę bezpieczeństwa - nikogo nie będzie stać na to, żeby zostawić nas samym sobie. Oczywiście, nie jesteśmy jeszcze w stu procentach pełnoprawnym członkiem Unii, bo nie należymy do strefy euro. Dlatego też decyzje podejmowane przez państwa posługujące się wspólną walutą mogą mieć dla nas krótkotrwałe negatywne skutki. Trzeba więc jak najszybciej do tej strefy wejść, nawet za cenę pozbawienia się cennej siatki ochronnej w postaci możliwości dewaluacji własnej waluty.

Czy przyszłość powinna nam się jawić w jednoznacznie czarnych barwach? Wrodzony optymizm skłania mnie raczej do negatywnej odpowiedzi. Na pewno kryzys zaowocuje negatywnymi dla nas zjawiskami. Wystarczy na przykład wspomnieć o pieniądzach. Już teraz niektóre państwa UE nie chcą się zgodzić na wypłatę dodatkowych 3,5 mld euro na energetykę, które zostały wynegocjowane przy okazji ustalania ostatecznego kształtu pakietu klimatycznego, a z których spora część miała dostać Polska. Pod znakiem zapytania stoi także finansowanie Partnerstwa Wschodniego, a więc polityki, której celem jest przybliżanie naszych sąsiadów do Unii. Na pewno w Europie nasili się instynkt protekcjonistyczny. Należy trzymać więc kciuki za Komisję Europejską, żeby dała mu odpór. W obecnych okolicznościach poszerzanie UE poza Półwysep Bałkański może okazać się niemożliwe przez długie dziesięciolecia. Niemniej jednak jestem przekonany, że sama Unia wyjdzie z kryzysu obronną ręką.

Rozpadem Unii na dwie kategorie straszą nas od lat, przy okazji każdych ważniejszych wewnątrzunijnych negocjacji. "Nie przyjmiecie szybko traktatu albo nie będziecie bardziej ulegli w spawie pieniędzy czy też emisji dwutlenku węgla, to relegujemy was do drugiej ligi". Czarne scenariusze pełnią więc role straszaka, który ma skłonić nowe państwa członkowskie do bardziej spolegliwego zachowania. Tak naprawdę jednak nikogo nie stać na to, żeby próbować w życie wcielić tzw. koncepcję Europy dwóch prędkości. Czy pierwszą ligę tworzyć miałyby państwa nieco sklerotycznej, mało konkurencyjnej, starej Europy? Czy naprawdę Unia Europejska lepiej poradziłaby sobie bez naszego wigoru, dynamiki, gotowości do wyrzeczeń, pracowitości czy umiejętności kreatywnego myślenia? Mało kto jest tak zdeterminowany do współtworzenia nowego oblicza Unii jak my. W jakim innym państwie głowa państwa kłóci się o to, kto reprezentował będzie Polskę na szczytach w Brukseli? O dowód większego zapału do współtworzenia Unii chyba trudno. Stara unijna Piętnastka też to widzi. Ten kryzys nie jest aż tak poważny, by zaryzykowała ona rozpad Wspólnoty, który w takim trudzie wykuwa się przez ostatnie lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl