"Uciekłam do Polski, Polska mi nie pomogła". Nysanka ma oddać córkę Marokańczykowi

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Katarzyna Nowak z córkami. Z prawej strony 7-letnia Yasmine, o którą toczy się sądowy spór.
Katarzyna Nowak z córkami. Z prawej strony 7-letnia Yasmine, o którą toczy się sądowy spór. Archiwum prywatne
- Uciekliśmy do Polski przed ludźmi, którzy nam zagrażali, i poprosiliśmy polskie władze o ochronę - opowiada Katarzyna Nowak z Nysy. - Tymczasem w polskim sądzie pani sędzia - Polka i matka - stwierdziła, że moje dziecko ma wracać do Włoch!

Sąd Rodzinny w Nysie 29 stycznia wydał postanowienie, że 7-letnia Yasmina, córka Polki i Marokańczyka mieszkającego na stałe we Włoszech, ma wrócić do Włoch, bo tam jest jej centrum życiowe. A pobyt pod opieką ojca nie stanowi dla dziewczynki żadnego zagrożenia. Sąd uznał, że Katarzyna Nowak, przywożąc córkę do Polski bez zgody ojca, dokonała tzw. rodzicielskiego porwania, zaś polskie władze powinny się wywiązać z konwencji haskiej, która reguluje takie rodzicielskie i międzynarodowe spory o dziecko.

Postanowienie sądu nie jest prawomocne, Katarzyna Nowak czeka na uzasadnienie i będzie się odwoływać, ale ma rygor natychmiastowej wykonalności.

- Obawiam się, że w każdej chwili może do mnie wpaść policja i zabrać mi dziecko - opowiada w emocjach pani Katarzyna. - W Nysie podjęłam normalną pracę, mamy z dziećmi godne warunki życia, mam pomoc bliskich. Yasmine chodzi do szkoły, świetnie się uczy. Ale po procesie z radosnego, serdecznego dziecka, stała się nerwowa i smutna. Była wesołą iskierką, a gaśnie. Kiedy jej ojciec zacznie wykonywać władzę rodzicielską, to zabierze ją do Maroka. Czy wtedy ktoś w Maroku wyda Polakowi dziecko? To jest ekstradycja polskiego obywatela. Dlaczego moje państwo mnie nie broni?

Historia, jakich wiele

Katarzyna Nowak wyjechała do Włoch w 2005 roku. Była po rozwodzie, nie mogła znaleźć w Nysie i okolicy żadnej pracy, a na utrzymaniu miała dwoje starszych dzieci. Pracowała dorywczo, opiekowała się starszymi ludźmi, wreszcie zgodnie ze swoim zawodem trafiła do obsługi ruchu turystycznego. W 2009 roku u znajomych poznała Mohameda, Marokańczyka. Pracował w sąsiednim miasteczku jako pomocnik kucharza. Rok później, gdy była ze swoimi dziećmi na spacerze nad morzem, przypadkowo spotkali się kolejny raz. On zaczął rozmowę.

- Od tego czasu coraz częściej przyjeżdżał w odwiedziny - opowiada pani Katarzyna. - Spotykał się też z moimi dziećmi, które go akceptowały. Nasza znajomość przekształciła się w przyjaźń, a potem w zażyłą przyjaźń. Pomagał mi w opiece nad dziećmi, a to rodziło zaufanie i głębsze uczucia. Zawiózł mnie do swojej rodziny we Włoszech, wszyscy wobec nas zachowywali się wtedy taktownie i stosownie. Doszło do związku między nami. 30 grudnia 2010 roku urodziła się Yasmine.

Pani Katarzyna opowiada swoją historię jednym tchem: - Zaraz po urodzeniu córeczki ten człowiek zaczął się zmieniać. Poczuł się jak członek rodziny. Krzyczał na dzieci. Wyrzucił przez okno rzeczy mojego syna, bo nie były poukładane. Kiedy w nocy wracał z pracy, a dzieci czegoś nie zrobiły, to wyciągał je z łóżek. Za kolejnym razem uderzył mojego syna w twarz. Myślałam, że to wynik jego tradycji, sposobu wychowania, które sam przekłada na wychowanie dzieci. Bulwersowało mnie to, rozmawiałam z nim, prosiłam, żeby nie był agresywny. Nigdy mi nie przyznawał racji. Oburzał się jeszcze bardziej, że on chce wychowywać moje dzieci jak ojciec, a ja mu nie pozwalam.

Trzy miesiące później doszło do pierwszego wybuchu. Katarzyna Nowak wspomina: - Kiedy kopnął moją córkę, powiedziałam mu, że to już koniec. Trzymałam trzymiesięczną Yasminkę na rękach, a on mnie uderzył. Kilka razy otwartą dłonią w twarz. Upadłam z dzieckiem na kolana, podnosiłam się, a on uderzał dalej. Przestawił mi nos, zaczęłam się dławić własną krwią. Wtedy kazałam mu się wynieść z mieszkania. Wyniósł się na kilka dni. On i jego rodzina błagali, żeby mógł wrócić. Obiecywał, że jest już spokojny, że to się nigdy nie powtórzy. Kajał się. Uległam po kilku dniach, ale postawiłam warunek, że ma przejść terapię.

Potem były regularne kolejne awantury. O zachowanie dzieci, o letnią sukienkę ze zbyt dużym dekoltem,

- Właśnie wtedy mój 12-letni syn stanął w mojej obronie i dostał od niego. Mnie uderzył „z główki” w głowę, z otwartej ręki podbił mi oko, miałam siniaki na ciele. Powiedziałam, że zabieram dzieci i wracam do Polski, nie będę żyła z kimś, kto się nad nami znęca. Zagroził mi, że jak wyjadę do Polski, to on poderżnie mi gardło.

Po tym zdarzeniu Polka wykonała obdukcję lekarską i złożyła pierwszy raz zawiadomienie na policji. I uciekła pierwszy raz do rodziny w Nysie. Po wielu telefonach od Mohameda i jego krewnych zdecydowała się jednak znów wrócić do Włoch. Tym razem do Adrii, małej miejscowości, gdzie on pracował i wynajmował mieszkanie. Swoje doniesienie na policję wycofała, ale policja skierowała ich do poradni rodzinnej (włoskie consultorium familiare). Chodzili tam wszyscy na terapię, czyli grupowe rozmowy z psychologiem.

- Podczas jednego z takich kontrolowanych spotkań mój syn nie wytrzymał, powiedział do Mohameda przy pracownicach socjalnych: Nie życzę sobie, żebyś moją głową tłukł o drzwi czy ścianę - opowiada Polka. - One udały, że nie słyszą, zignorowały to. Choć otwarcie mówiłam im o swojej sytuacji, ani pani psycholog, ani asystentka socjalna od początku nie były mi przychylne.

Opieszała sprawiedliwość

Po kolejnej awanturze w marcu 2013 roku Mohamed definitywnie wyprowadził się od pani Katarzyny. Ona złożyła zaś kolejne zawiadomienie do sądu o znęcaniu się psychicznym i fizycznym nad jej dziećmi i o wulgarnym obrażaniu jej.

- Cztery lata czekaliśmy, żeby ta sprawa trafiła do włoskiego sądu - mówi Katarzyna Nowak. - W kwietniu 2017 odbyła się pierwsza rozprawa. W lutym tego roku wyznaczono kolejną. Sprawa jest poważna, zagrożona karą od 4 do 14 lat więzienia.

Mohamed poznał inną kobietę, w Maroku wziął z nią ślub. Teraz spodziewają się dziecka. Od 2013 roku dwukrotnie występował do sądu rodzinnego we Włoszech o odebranie Katarzynie Nowak praw rodzicielskich i przekazanie opieki nad Yasminą ojcu. Sąd dwa razy się nie zgodził. Ojciec uzyskał natomiast w sądzie prawo do spędzania czasu z córką. Najpierw w obecności pracowników socjalnych, a potem już bez asysty. Katarzyna Nowak uważa, że włoska opieka socjalna coraz bardziej to ją oskarżała o konflikt w rodzinie, a broniła ojca. Przy czym jedna z pracownic utrzymywała z Mohamedem prywatną znajomość.

Skargi pani Katarzyny na consultorum familiare nie dawały efektu. Ojciec chciał też sądownie zakazać córce jedzenia mięsa wieprzowego i uczestniczenia w katolickich obrzędach religijnych. Włoski sąd oddalił oba wnioski.

- Nie mogłam pracować w pełnym wymiarze, choć miałam takie oferty - opowiada pani Katarzyna. - Opieka socjalna zarzucała mi, że zaniedbuję dzieci. A jak pracowałam w niepełnym wymiarze, mówiono, że nie mam środków na ich utrzymanie i mi je odbiorą. Mohamed cały czas nas nękał i napadał, fizyczne i psychicznie. Obserwował. Czekał na mnie pod domem, szarpał i obrażał.

W lipcu Katarzyna Nowak wystąpiła do włoskiego sądu o zgodę na wyjazd na wakacje do Polski. Sąd odmówił, dopóki nie zgodzi się ojciec, choć rok wcześniej nie robił takich problemów. To przeważyło szalę. Kobieta zdecydowała się uciec do kraju. W Nysie zaraz zgłosiła się do polskich władz, od policji po pomoc społeczną. Do sądu rodzinnego w Nysie wystąpiła też z wnioskiem o ograniczenie praw rodzicielskich Mohamedowi. Jej rozprawa nie doszła do skutku, bo w grudniu Mohamed wystąpił do polskiego sądu o zwrot dziecka w oparciu o konwencję haską.

- Na rozprawie zademonstrowano materiał dowodowy, który był jednoznaczny - mówi mec. Michał Poczatek, który reprezentował Mohameda. - Yasmine od małego dziecka chodziła do włoskich szkół, tam była też objęta opieką medyczną. Jej pierwszym językiem jest włoski. Tam jest ulokowane jej centrum życia. Zademonstrowaliśmy filmy i zdjęcia, na których widać, jak na spotkaniach rodzinnych bawią się razem z ojcem, cieszą się, obejmują. Najważniejsze były jednak zeznania samej Yasminy, która była słuchana przez sąd w obecności psychologa. Dziewczynka powiedziała bardzo ważną rzecz, że mama jest dla niej ważna, ale czuje niesamowitą więź z ojcem. Tęskni za tatą, bardzo tęskni za Włochami, za swoimi przyjaciółmi w szkole.

Zdaniem prawnika wszelkie oskarżenia Katarzyny Nowak o znęcanie się kierowane pod adresem jego klienta to niepotwierdzone insynuacje.

- Karabinierzy za każdym razem postępowanie umarzali, stwierdzając, że do takich sytuacji nie doszło, nie ma na to dowodów. Wielu pracowników służb społecznych czyniło zastrzeżenia pod adresem pani Katarzyny. Także Yasmine powiedziała, że o takich sytuacjach między mamą a tatą wie tylko z relacji mamy, a sama nigdy tego na oczy nie widziała - mówi mec. Poczatek. - Mój klient nie mógł mieć wpływu na jej zeznania, bo od kilku miesięcy przebywa wyłącznie pod opieką matki. Na podstawie wyroku sądu włoskiego z 2015 roku opieka nad dzieckiem jest naprzemienna. Yasmine we Włoszech była pół tygodnia u ojca, a pół tygodnia u matki. Ten wyrok był realizowany, ojciec nie ograniczał matce kontaktów z dzieckiem. Jeśli matce jest wygodniej zamieszkać w Polsce, może sama tu wrócić, ale to nie usprawiedliwia wywiezienia dziecka, o czym mówi konwencja haska. Po ostatnim postanowieniu sądu w Nysie pani Katarzyna może nadal utrzymać opiekę nad dzieckiem we Włoszech.

Jeśli jednak Yasmine wróci do Włoch, jej ojciec będzie miał podstawy, żeby kolejny raz domagać się pozbawienia Katarzyny Nowak praw rodzicielskich do córki. Bo przecież już raz ją porwała...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Uciekłam do Polski, Polska mi nie pomogła". Nysanka ma oddać córkę Marokańczykowi - Plus Nowa Trybuna Opolska

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Katarzyna Szczypińska
"Kiedy kopnął moją córkę, powiedziałam mu, że to już koniec. Trzymałam trzymiesięczną Yasminkę na rękach, a on mnie uderzył. Kilka razy otwartą dłonią w twarz. Upadłam z dzieckiem na kolana, podnosiłam się, a on uderzał dalej. Przestawił mi nos, zaczęłam się dławić własną krwią. "
I w tym momencie to małżeństwo winno faktycznie ustać. Ot, źle kobieta trafiła. Ale nie, postanowiła dalej twardo narażać zdrowie nie tylko swoje ale i swoich starszych dzieci, naprawdę szacunek.
Wróć na i.pl Portal i.pl