Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Frassati. Błogosławiony, który wędruje po Polsce w trumnie

Maria Mazurek
Piotr Jerzy Frassati na alpejskim szlaku. Góry, obok Boga, były jego największą pasją
Piotr Jerzy Frassati na alpejskim szlaku. Góry, obok Boga, były jego największą pasją
Wędrując przez Alpy „przekupywał” oddalonych od Boga: „zmów różaniec, a poniosę ci plecak”. Palił fajkę, chodził do barów... Zmarł mając 24 lata. Relikwie błogosławionego Piotra Jerzego Frassatiego, patrona młodzieży, były przez jeden dzień w Tarnobrzegu.

Włosi mówią o takich ludziach, przyciągających innych jak magnes, „valanga di vita”. Lawina życia. Raz na tysiąc – a może i rzadziej – zdarza się człowiek tak charyzmatyczny i pogodny, że kochają go dosłownie wszyscy. Nawet ci skrajnie od niego odmienni.

Żyjący sto lat temu Pier Giorgio Frassati wykorzystywał tę magnetyczną siłę. Uwielbiali go wszyscy – również ateiści. Bo można było iść z nim do baru, wypalić fajkę, wędrować przez alpejskie szlaki.

Zawadiacki, ironiczny, dowcipny, lubiący dobrą zabawę. A przy tym – tu tkwi paradoks – radykalnie ewangeliczny. Po jego śmierci – w jej chwili błogosławiony Piotr Jerzy Frassati miał zaledwie 24 lata – nawet socjalistyczne włoskie dzienniki obwieściły: umarł prawdziwy mężczyzna.

W Tarnobrzegu w środowe południe trumnę ze szczątkami błogosławionego przyszło zobaczyć wiele osób. Przez niecałą dobę wystawiona była w klasztorze
W Tarnobrzegu w środowe południe trumnę ze szczątkami błogosławionego przyszło zobaczyć wiele osób. Przez niecałą dobę wystawiona była w klasztorze Dominikanów

Lepiej nieżywy, niż ksiądz

Alfredo Frassati, włoski senator i założyciel gazety „La Stampa”, był człowiekiem konkretnym i władczym. Wszystko miało być tak, jak on postanowi.
Więc wkrótce po tym, jak w 1901 roku na świat przyszedł jego syn Pier Giorgio, ułożył mu plan na całe życie: jego dziecko za dwadzieścia kilka lat zastąpi go na fotelu dyrektora „La Stampy”, zostanie też, idąc w jego ślady, prominentnym politykiem. Aby wyrobić w Piotrze Jerzym hart ducha, przyda się surowe wychowanie. O to zresztą Alfredo nawet niespecjalnie musiał się starać – w jego małżeństwie z malarką Adelajdą dość już wiało chłodem, by dzieci nie czuły się specjalnie kochane. Później Luciana, siostra Pier Giorgia i najbliższa mu osoba, będzie wspominać to tak: „Miano nas za nic albo, gorzej, za istoty zakłócające spokój”.

Brak rodzinnego ciepła i bliskości przyniósł dokładnie odwrotny skutek: Pier Giorgio wyrastał na dobrego, skromnego i rozmodlonego młodzieńca, który – jak później będą wspominać jego przyjaciele – nie tyle stosował się do przykazania „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, ale wręcz kochał innych ludzi bardziej od siebie. Chodząc po turyńskich przytułkach, opiekował się chorymi i rozdawał potrzebującym dosłownie wszystko, co miał (a że pochodził z bogatego domu, miał sporo). Przy czym już 100 lat temu stosował się do zasady, którą dziś nazywamy „wędką zamiast ryby”. Gdy ktoś prosił go o jałmużnę, pytał, dlaczego nie pracuje. Nieraz kupował biedakom narzędzia czy sprzęt do pieczenia kasztanów, by mogli sami stanąć na nogi. W lombardach wykupywał sprzęty i ubrania proszących go o pomoc biedaków.

Codziennie odmawiał różaniec i uczestniczył w mszy. Modlił się wszędzie: w tramwaju, na górskich szlakach, idąc ulicą.

Myślał o tym, by zostać kapłanem. Nie stało się to z dwóch powodów.
Po pierwsze, sprzeciwili się temu jego rodzice, a szczególnie – matka. Miała powiedzieć słowa: „Lepiej, żeby mój syn skończył studia i po nich umarł, niż został księdzem” (to było jak się później okazało – niemal prorocze). Po drugie, to były czasy, kiedy włoscy księża nie byli „blisko ludzi”. Sam młodzieniec miał więc refleksję, że zrobi więcej dobrego jako osoba świecka. W 1922 roku, w wieku 21 lat, został jednak dominikańskim tercjarzem – czyli wstąpił do zakonu świeckiego.

Również przy wyborze studiów myślał o innych – wybrał inżynierię górniczą. Włoscy górnicy rzadko byli wierzącymi ludźmi, Frassati uznał więc, że w tym środowisku będzie miał dużo do zrobienia. Studiowanie kosztowało go sporo wysiłku; nauka nie przychodziła mu ze specjalną łatwością. Ale jeśli coś robił, chciał robić to dobrze.

Ciemne typy dobre jak makaron

I to „dużo” robił w zaskakująco fantazyjny i dowcipny – nawet jak na dzisiejsze czasy – sposób. W 1924 roku założył nieformalne „Stowarzyszenie Ciemnych Typów”. W połączeniu z dewizą grupy – „Mało nas, ale dobrych jak makaron” – brzmi trochę jak farsa. Ale...

Ksiądz Krzysztof Nowrot z Rybnika, założyciel „Ciemnych Typów” na Śląsku i jeden z najgorliwszych „rzeczników” błogosławionego w Polsce:

– To cały Frassati. Przewrotny, żartujący, niekonwencjonalny. W ramach „Ciemnych Typów” zabierał przyjaciół, również tych oddalonych od Boga, w Alpy. Na górskim szlaku „przekupywał” ich proponując: „zmówisz modlitwę, a ja w zamian poniosę twój plecak albo zawiążę buty”.
Góry, obok Boga, były największą pasją Piotra Jerzego. Mówił o nich tak: „Kiedy się idzie w góry, trzeba najpierw dojść do ładu ze swoim sumieniem, bo nigdy nie wiadomo, czy się wróci. A jednak przy tym wszystkim wcale się nie boję, raczej pragnę coraz bardziej piąć się w góry, zdobywać najzuchwalsze szczyty, doświadczać tej czystej radości, jakiej się tylko w górach doznaje”.

Warunek, pod którym zabierał przyjaciół na alpejskie szlaki, był jeden: zawsze muszą wrócić na mszę. Jego znajomi początkowo kręcili nosem – to oznaczało pobudki w środku nocy i ekstremalnie wczesne pory wyjścia w góry. Ale przyzwyczaili się.

Na jednej z takich górskich wędrówek poznał Laurę, studentkę matematyki. To była jego jedyna miłość. Przyprowadził ją do domu, przestawił rodzicom. Natychmiast wyczuł niechęć ze strony matki – Laura pochodziła z niższych sfer, byłby to mezalians...
Ksiądz Nowrot: – Rodzice Piotra Jerzego nie byli idealni i pewnie wiele by mógł im zarzucić. Ale darzył ich szacunkiem i liczył się z ich zdaniem. W tym czasie dodatkowo przechodzili ciężki okres, zastanawiali się, czy się nie rozwieść. Kiedy tylko Frassati dostrzegł, że mógłby tą miłością Laury sprawić rodzinie przykrość, wycofał się i już nigdy nie wyznał Laurze swoich uczuć. Nie wiadomo, jak ta znajomość potoczyłaby się, gdyby nie przedwczesna śmierć Piotra Jerzego, ale fakty są takie, że do niczego między młodymi ludźmi nie doszło.

Notatki na łożu śmierci

Tą troską o rodzinę – opowiada ksiądz Nawrot – Piotr Jerzy Frassati wykazywał się również tuż przed śmiercią.
Nie wiemy do końca, jak Pier Giorgio zaraził się wirusem polio, powodującym chorobę Heinego-Medina. Była to raczej dolegliwość żyjących w ubóstwie i złych warunkach sanitarnych ludzi, więc możemy przypuszczać, że wirus dopadł go, gdy w którymś z turyńskich przytułków pielęgnował chorych (nigdy nie bał ani nie brzydził się dotykać ludzi cierpiących na najbardziej zakaźne choroby). To jednak domniemanie: Frassati nigdy nie mówił za dużo o sobie, nie skarżył się, nie zwierzał z problemów.

Jego rodzina do końca nie zdawała sobie sprawy z choroby Piotra Jerzego. Wszyscy byli wówczas zajęci umierającą babcią późniejszego błogosławionego. Gdy Frassati nie dotarł na pogrzeb Lindy, matka miała do niego żal. – To wprost nie do wiary, że brakuje ciebie akurat wtedy, kiedy jesteś potrzebny – zadzwoniła z pretensjami do syna.
Dopiero wtedy dowiedziała się, że Piotr Jerzy leży już, samotnie, na łożu śmierci. Gdyby Frassati powiedział o swojej chorobie choć kilka dni wcześniej, pewnie udałoby się sprowadzić z Paryża szczepionkę na polio.
Gdy rodzice dotarli do niego, nie mógł już mówić ani się ruszać. Ostatkiem sił, drżącą ręką, rozpisywał jeszcze notatki dla przyjaciół: co wykupić z którego lombardu, komu jeszcze pomóc, co rozdać.

Do skończenia studiów zabrakło mu zdania jednego egzaminu. I choć śmierć Piotra Jerzego była szokiem dla całego Turynu, najmniejszym chyba – dla niego samego. Od dwóch lat dość często o niej mówił, jakby ją przeczuwał.
W liście do swojego przyjaciela pisał na przykład: „Chociaż nikt nie zna godziny swej śmierci, to jednak objawem wielkiej roztropności jest każdego dnia przygotowanie się do niej. Ja właśnie każdego dnia czynię takie małe przygotowanie, aby nie być zaskoczonym”.

Dziwna sprawa z ciałem Piotra

O to, by nie umarła pamięć o Piotrze Jerzym, po 1925 roku zadbała jego ukochana siostra, Luciana. Postać, skądinąd, również fascynująca – jeszcze za życia Piotra Jerzego wyszła za mąż za polskiego dyplomatę, Jana Gawrońskiego. W czasie wojny była kurierką Rządu Polskiego na Uchodźstwie; uratowała przed śmiercią wielu krakowskich profesorów i żonę premiera Władysława Sikorskiego. Bóg obdarzył Lucianę długim życiem – zmarła dopiero dziewięć lat temu, w wieku 105 lat.

Dziś pamięcią o błogosławionym Frassatim zajmuje się córka Luciany i Jana Gawrońskiego, Wanda Gawrońska (urodzona już po śmierci Piotra Jerzego).

– Zaczęło się w latach siedemdziesiątych, kiedy mama poprosiła mnie o pomoc w przygotowaniu wystawy o wuju – wspomina. – Pomyślałam: jak mam przygotowywać wystawę, jak prawie nic nie wiem o tym człowieku? I zaczęłam się dowiadywać, przeżywając coraz większą fascynajcę jego osobą.

Najdziwniejszym – a zarazem niezwykle pięknym – dniem w życiu Wandy Gawrońskiej był 31 maja 1981 roku. Trwały właśnie procedury beatyfikacyjne Piotra Jerzego Frassatiego.

– Do tego potrzebne było otwarcie trumny z jego zwłokami, która znajdowała się na cmentarzu w Pollone. Chodziło o to, by potwierdzić, czy to na pewno zwłoki wuja znajduje się w środku. Kiedy otwarto przy nas trumnę, zobaczyliśmy, że jego ciało jest nietknięte: jasne, piękne, dokładnie takie, jak w dniu jego śmierci! – wspomina tę chwilę Gawrońska.

Wtedy nietknięte zwłoki Piotra Jerzego przewieziono do katedry w Turynie (tej samej, w której znajduje się Całun Turyński). Spoczywa tam do dzisiaj. Chyba że akurat są Światowe Dni Młodzieży...

Podróżująca trumna

Wieść o tym, że trumna z ciałem Frassatiego, z okazji Światowych Dni Młodzieży, będzie podróżować po Polsce, wzbudziła niemało konsternacji.

Ale, pomijając polskie więzi Frassatiego, jest jeszcze jeden związek z Krakowem: Karol Wojtyła, jeszcze jako duszpasterz akademicki, w przygotowywaniu górskich wędrówek inspirował się właśnie Frassatim. I to właśnie Jan Paweł II, w 1990 roku, beatyfikował założyciela „Ciemnych Typów”.

Ksiądz Nowrot (trumna Frassatiego swoją podróż po Polsce zaczęła właśnie od jego Rybnika):
– Owszem, to nie jest częste i do końca naturalne, że ciało świętego czy błogosławionego wyrusza w podróż. Ale Frassati jest najpiękniejszym patronem młodzieży, jakiego można sobie wyobrazić. Dlatego jego ciało, w 2008 roku, wyjątkowo „odwiedziło” Światowe Dni Młodzieży w Sydney. Okazało się, że wiele osób wymodliło wtedy swoje intencje, więc udało się powtórzyć taką podróż również po Polsce. Nie chodzi o to, żeby dopatrywać się w tym jakiejś magii, przeceniać relikwie. Ale ludzie potrzebują bliskości, namacalności tego co święte, dobre, godne przykładu. A modlitwa nad ciałem błogosławionego taką rzecz umożliwia – opowiada.

Ksiądz Nowrot dodaje, że modlitwy za wstawiennictwem błogosławionego Frassatiego często są wysłuchiwane. – Raz przyszła do mnie zrozpaczona parafianka. Jej wnuczka, mała dziewczynka, zachorowała na raka. Dałem jej obrazek z wizerunkiem błogosławionego Piotra Jerzego i z fragmentem prześcieradła, na którym umierał. Po jakimś czasie przyszła, płacząc ze szczęścia, bo jej wnuczka wyzdrowiała – mówi.

Daniel Indeka, 28-letni lider „Ciemnych Typów”: – Wierzę, że to dzięki Piotrowi Jerzemu skończyłem studia i znalazłem dobrą żonę. Błogosławiony Frassati uczy nas żyć lepiej, pełniej. Często wstajemy z łóżka, robimy toaletę, idziemy do pracy, wracamy, oglądamy telewizję. I tak w koło Macieju, bez głębszej refleksji. Frassati uczy nas, że trzeba żyć, a nie wegetować.

Ksiądz doktor Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii: – Świętość kojarzy nam się z wyrzeczeniami, z nudą. Frassati – osoba młoda, świecka, żyjąca pełnią życia – pokazuje nam, że da się być blisko Boga i żyć ciekawie, normalnie, fajnie. Takich drogowskazów potrzebują młodzi.

Peregrynacja relikwii błogosławionego Piotra Jerzego Frassatiego
w Polsce

Trumna z ciałem błogosławionego „wędruje” po Polsce od 11 lipca. Na trasie były kolejno: Rybnik, Wrocław, Szczecin, Poznań, Warszawy, Lublin. W Tarnobrzegu relikwie zmarłego były w środę, skąd trafiły do Jarosławia. Dziś relikwie wystawione są w Rzeszowie. Jutro pojadą do Krakowa, gdzie do 1 sierpnia będą wystawione w klasztorze Ojców Dominikanów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie