Świetlista córka otwockiego doktora Judyma

Leszek Szymowski
Anioły w czasach zagłady - to cykl tekstów o Irenier Sendlerowej. Dziś kolejna część - zapraszamy!

Kobieta, która w czasie II wojny światowej ocaliła z getta ponad 2500 dzieci żydowskich, wychowywała się w rodzinie społecznika przesiąkniętego ideałami niesienia braterskiej pomocy innym. Przez całe dzieciństwo i młodość obserwowała prześladowanie ludności żydowskiej i nie wiarygodną nędzę żydowskich rodzin. "W sercu czułam się jedną z nich" - powiedziała wiele lat później

Świetlista - tak o Irenie Sendlerowej mówią ludzie, którzy ją znali. Wpatrzona w każdego człowieka. Kiedy z tobą rozmawiała, miałeś wrażenie, że jesteś dla niej jedynym, najważniejszym człowiekiem na świecie. Drobnej postury, z małymi, niemal dziecinnymi dłońmi. A jednak silna, niezłomna, jakby wykuta z żelaza. Kiedy jej na czymś zależało, to wewnętrzne światło zapalało się w jej niebieskich oczach, spychało rozmówcę do kąta, wciskało w ścianę, był bezbronny.

Pewnie zapaliło się tego dnia w 1934 roku, kiedy wykreśliła ze swojego indeksu literę A oznaczającą aryjskie pochodzenie, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko gettu ławkowemu na Uniwersytecie Warszawskim. Wyrzucono ją za to ze studiów, ale to ona wygrała.

Albo wówczas, kiedy niemal rzuciła się na strażnika uniwersyteckiego, który spoliczkował jej żydowską koleżankę. I ona dostała wówczas w twarz. Ale oczy jej płonęły i nie cofnęła się ani na krok.

Tak samo wtedy, podczas okupacji, gdy wyprowadzała - jedno za drugim - żydowskie dzieci z getta. Dwa i pół tysiąca. Małych, przerażonych, skazanych na śmierć. - Była gotowa zginąć z każdym dzieckiem - mówi Joanna Brzezińska, przyjaciółka Sendlerowej, która opiekowała się nią już jako kobietą w podeszłym wieku.

To jej pani Irena zostawiła swoje wspomnienia z czasów, które minęły. Na zapisanych drobnym pismem kartkach, między skreśleniami, rysunkami serduszek i aniołków często występuje słowo "Ojciec". Wiele razy powtarzała w wywiadach i rozmowach, że gdyby nie ojciec, jego przykład, to jej - takiej właśnie - nigdy by nie było.

Niełatwo jest odtworzyć życie małej Irki. Ci, którzy ją i jej rodziców wówczas znali, nie żyją od dawna. Zostaje garść faktów, które można dziś tylko interpretować. Ale jedno wydaje się jasne: ona miała w genach patriotyzm i zdolność do poświęcenia się innym.

Już jej pradziadek brał udział w powstaniu styczniowym. Na terenie jego posiadłości znajdowała się główna kwatera powstańców. Po klęsce został aresztowany i zesłany do obozu ciężkiej pracy na Syberii. Tam zmarł. Jego żonie i dzieciom udało się uciec carskiej policji do Warszawy. Dziadek Ireny Sendlerowej od strony matki zdobył wykształcenie, został zarządcą majątków ziemskich. I ożenił się z wdową, która miała trzech synów.

W czasie pierwszej wojny wyemigrował na Ukrainę do Humania. Także ojciec wychowany był w tradycji niepodległościowej. W czasie strajków szkolnych 1905 roku bronił praw polskich uczniów (jego córka będzie bronić praw Żydów, bo, jak powtarzała, nie liczy się rasa, płeć, kolor skóry - tylko człowiek). Ojciec z powodu postawy patriotycznej miał trudności z ukończeniem medycyny na carskim Uniwersytecie Warszawskim. Nie pomogło mu przeniesienie do Krakowa. Musiał wyjechać na Ukrainę do Charkowa.

Tam poznał swoją przyszłą żonę, którą poślubił w Kijowie. Wkrótce wyjechali do Warszawy. I w 1910 roku urodziła się im córka Irena. "Byłam bardzo rozpieszczonym dzieckiem. Dwie moje ciotki nauczycielki, odwiedzając nas i widząc tę rozpieszczoną ponad wszelką normę dziewczynkę, mówiły do Ojca: Co ty robisz, Stasiu, co z tego dziecka wyrośnie? A wówczas Tata odpowiadał: Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie naszej córeczki. Może być i tak, że nasze pieszczoty będą najmilszymi dla niej wspomnieniami".

Irena Sendler po latach przyznała ojcu rację. - To były prorocze słowa - powtarzała.
Oglądam zdjęcia Ireny Sendlerowej. Nigdy wcześniej nie spotkałem osoby, która tak mało by się zmieniła w ciągu niemal stu lat życia. Okrągła twarz, pospolite rysy, niewielkie oczy. Ale uśmiech jest obezwładniający. I spojrzenie, takie na wprost.
- Jej osoba to najlepszy przykład polskiej inteligencji okresu międzywojennego. Ale także przykład osoby, która w czasie wojny z największym bohaterstwem ratowała żydowskie dzieci, codziennie narażając życie - mówił prezydent Lech Kaczyński 12 maja 2008 roku, gdy Polskę obiegła wiadomość o śmierci Ireny Sendlerowej.

Wtedy jeszcze mało kto wiedział w Polsce, kim naprawdę była. O Oskarze Schindlerze, rzekomo dobrym Niemcu, który ze swojej fabryki uratował ponad tysiąc pracowników żydowskiego pochodzenia, wiedział cały świat. Choćby z filmu Spielberga nakręconego w 1993 roku. Irena Sendler dożywająca swoich dni w domu opieki oo. Bonifratrów musiała na to czekać.

Po raz pierwszy jej nazwisko pojawiło się w mediach w 1965 roku, gdy przyznano jej nagrodę Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Na dalsze uznanie swoich zasług musiała czekać kolejne 34 lata. Wówczas prowincjonalny nauczyciel z Kansas w USA Norman Conard napisał sztukę teatralną o kobiecie, która w czasie wojny ratowała z getta żydowskie dzieci.

Sztuka szybko stała się popularna w całych Stanach. W efekcie telewizja nakręciła film dokumentalny na temat nieznanej szerzej bohaterki z Polski. Wypowiadali się w nim Żydzi uratowani przez Sendlerową, z których bardzo wielu mieszka do dziś w USA. Między innymi na bazie ich opowiadań i wspomnień powstał film fabularny "Odważne serce Ireny Sendler", który wchodzi do naszych kin.

- Mam nadzieję, że w szkołach na całym świecie mówić się będzie o niej więcej, aby jej postawa była wzorem do naśladowania dla wszystkich - mówi Piotr Kadlčik, przewodniczący stołecznej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej.

Większość życia upłynęła Irenie Sendlerowej w jej ukochanej Warszawie. Tu przyszła na świat 15 lutego 1910 roku w kamienicy, która w trakcie Powstania Warszawskiego została zrównana z ziemią. Biedna kamienica, biedni lokatorzy, na klatce swąd duszonej cebuli i kapusty. Język polski mieszał się z jidysz, nikt nie miał całych butów. W małym mieszkaniu rodziców Ireny snuto marzenia o Polsce, w której nie będzie nędzarzy, o kraju, w którym nikt nie zostanie wyszydzony za zbyt wydatny kształt nosa. W drzwi ich mieszkania nie pukał ksiądz po kolędzie.

- Stosunek rodziców pani Ireny do Kościoła był obojętny - mówi Anna Mieszkowska, autorka książki "Matka dzieci Holocaustu", pierwszej i jak dotychczas jedynej dużej biografii Sendlerowej. - Oni należeli do postępowej lewicy, w najlepszym rozumieniu tego słowa. Byli wierzący, ale niepraktykujący. Pani Irena miała w związku z tym trudne relacje z tradycyjnie rozumianą polskością, katolicyzmem. Nie została bowiem przygotowana do uczestnictwa w nim. Ona była po prostu dobrym człowiekiem, nie będąc jednocześnie ortodoksyjną katoliczką.

I tutaj znów pojawia się osoba ojca. Jeśli można pogodzić idee pozytywizmu i socjalizmu w jednej osobie, to uzyskalibyśmy właśnie postać Stanisława Krzyżanowskiego. Niepokorny student rewolucjonista zaczytujący się w "Ludziach bezdomnych" Żeromskiego, zakochany w ambitnym chirurgu doktorze Tomaszu Judymie, pochłoniętym ideą pomocy ludziom skrzywdzonym przez los, nawet wtedy, kiedy założył rodzinę, nie zamierzał rezygnować ze swoich ideałów.

Z dyplomem lekarza i piętnem socjalisty nie miał zresztą odwrotu z tej drogi. Lukratywna praktyka prywatna pana doktora leczącego osoby z wyższych sfer była dla niego nieosiągalna.

A jeszcze to dziecko, które im się urodziło. Dnie i noce nosili je na rękach. Zanoszące się kaszlem ciałko wstrząsane konwulsjami. Krztusiec zwany też kokluszem wyniszczał małą Irkę. Wtedy nie było na to szczepionki ani antybiotyków.

Chcąc ratować zdrowie dziecka, Stanisław i Janina Krzyżanowscy w 1912 roku opuścili Warszawę i wyjechali do Otwocka, który wówczas był uzdrowiskiem odwiedzanym przez mniej zamożnych Polaków (bogaci wypoczywali w Konstancinie). Świeże powietrze pomogło dziecku odzyskać zdrowie.
W Otwocku Krzyżanowscy zamieszkali w małym, ubogim domku. Ojciec Ireny otworzył skromny gabinet lekarski, w którym zaczął przyjmować mieszkańców miasta. Większość nie miała pieniędzy, by zapłacić mu za usługę. Leczył ich za darmo, często dając leki kupione za własne pieniądze. Krzyżanowscy żyli w biedzie. Anegdota mówi, że sprzedali palto matki Ireny. Od tamtego czasu, korzystali na zmianę z jednego kożucha, który im został. Zimą nie mogli razem wychodzić na wieczorne spacery.
Z końcem 1912 roku w Otwocku odwiedzili ich ciotka Ireny Maria Karbowska i jej mąż Jan Karbowski, z wykształcenia inżynier, który przez wiele lat dorobił się majątku przy budowie kolei w Rosji. Poruszeni trudem i ciężką pracą Krzyżanowskiego postanowili kupić w Otwocku przy ulicy Chopina budynek z rozległym parkiem i przekazać go Krzyżanowskim.

Stanisław założył tam sanatorium dla gruźlików. Miał wielu pacjentów wywodzących się z żydowskiej biedoty. Ci, których nie było na to stać, leczeni byli za darmo. - Niesienie pomocy ludziom stało się piękną codziennością mojego dzieciństwa - powiedziała Sendlerowa w wywiadzie telewizyjnym 80 lat później. - Ojciec miał serce doktora Judyma. Zaszczepił mi swoje zasady. Podziwiałam go za to, jak bardzo angażuje się w pomoc ludziom, którzy mogli mu zapłacić jedynie słowem "dziękuję".

- Pani Sendlerowa powtarzała, że ojciec przekazał jej dwie prawdy - mówi Anna Mieszkowska. - Jedna to ta, że ludzi dzieli się na dobrych i złych, rasa, narodowość i wyznanie nie mają żadnego znaczenia. Druga prawda jest taka, że każdemu, kto tonie, należy podać rękę. Pani Irena przez 98 lat swojego życia głosiła te dwie prawdy i była żywym ich odzwierciedleniem. Ona bowiem autentycznie żyła tymi dwiema zasadami.

Właśnie z Otwockiem i sanatorium założonym przez ojca związane są pierwsze, najpiękniejsze wspomnienia Ireny Sendlerowej z dzieciństwa. Wraz z rodzicami mieszkała przy sanatorium. Bawiła się z dziećmi z okolicy i wkrótce mówiła w jidysz tak samo dobrze jak po polsku. - Znajomość tego języka bardzo jej pomogła podczas wojny, gdy organizowała pomoc dla Żydów zamkniętych w gettcie - opowiada Anna Mieszkowska.

Sanatorium w Otwocku było spełnieniem marzeń ojca Ireny i ukoronowaniem jego krótkiego życia. Dla niej samej było najpiękniejszym rozdziałem życia. Beztroskie dzieciństwo w Otwocku, dalekie od frontowych tragedii I wojny światowej przerwała w 1917 roku epidemia tyfusu.

Stanisław Krzyżanowski energicznie stawił jej czoła. Pracując po kilkanaście godzin dziennie w pękającym w szwach sanatorium, z poświęceniem leczył mieszkańców Otwocka dotkniętych tą chorobą. Jednak jego zdrowie okazało się słabsze niż zapał i szczytne idee. Krzyżanowski zaczął czuć się coraz gorzej, a w końcu sam zapadł na tyfus. Zmarł jesienią 1917 roku, kilkanaście miesięcy przed powstaniem wolnej Polski, na którą czekał całe życie. Na cmentarzu żegnały go tłumy Polaków i Żydów.

- Ubodzy Żydzi z Otwocka stracili swojego obrońcę i przyjaciela - mówi doktor Janusz Szejnoch z Instytutu Historii Żydów w Jerozolimie. - W tamtych czasach niewiele osób tak bardzo zasługiwało na miano dobroczyńcy Żydów.

Kilka dni później jego żonę i córkę odwiedzili przedstawiciele otwockiej gminy żydowskiej.
- Z wdzięczności dla pana doktora, że nas leczył, Gmina będzie wypłacała stypendium pani córce Irenie do czasu jej pełnoletności - powiedział przewodniczący.

Janina Krzyżanowska propozycję odrzuciła. - Mam 27 lat i sama zapracuję na jej wykształcenie - odpowiedziała żydowskim przyjaciołom. Anegdota mówi, że gdy goście wychodzili, powiedziała do córki: - Popatrz, ile serca ci okazali, nie zapomnij o tym nigdy. - Ćwierć wieku później Irena udowodniła, że zapamiętała słowa matki.

Po śmierci Juliana Krzyżanowskiego jego krewni na powrót sprzedali sanatorium w Otwocku. Janina Krzyżanowska i jej mała córka wyjechały do Piotrkowa Trybunalskiego. Tu Krzyżanowska znalazła pracę, a jej córka z dobrymi wynikami skończyła gimnazjum. Aby mogła studiować, obie przeniosły się do Warszawy.

Zamieszkały w niewielkim mieszkanku w kamienicy na Woli. W podwórzu tej kamienicy rosło drzewo, przy którym później w czasie wojny Irena i jej przyjaciółka z konspiracji zakopywała butelki zawierające kartki z informacjami o pomocy Żydom uwalnianym z getta. Żyły bardzo skromnie, gdyż jedynym źródłem ich utrzymania była praca matki, która haftowała serwetki.

Janina Krzyżanowska nie chciała korzystać z pomocy braci męża, którzy oferowali bezinteresowną pomoc finansową i stypendium dla córki. Dorastająca Irena chciała studiować medycynę, ale ostatecznie trafiła na polonistykę na Uniwersytet Warszawski. Rok później wyszła za mąż za Mieczysława Sendlera, kolegę ze studiów polonistycznych. Także wtedy rozpoczęła się jej aktywność polityczna.
- Na początku lat 30 zaczęła działać w lewicującym Związku Młodzieży Walczącej - opowiada Anna Mieszkowska. Organizacja ta domagała się zrównania w prawach wszystkich mieszkańców Polski oraz likwidacji obowiązku prowadzenia w szkołach i na uniwersytetach oddzielnych ławek dla Żydów.
Do legendy przeszło wydarzenie, które na początku lat 30. miało miejsce w auli wykładowej Uniwersytetu Warszawskiego.

Dwudziestotrzyletnia Sendlerowa siedziała obok koleżanki Żydówki. Strażnik uniwersytecki kazał więc Żydówce wstać albo pójść do innej części sali przeznaczonej dla Żydów. Dziewczyna powiedziała, że jest Polką. Wówczas strażnik uderzył ją w twarz. Sendlerowa natychmiast wstała demonstracyjnie i powiedziała, że ona też jest Polką. Strażnik uderzył także ją. Nie był to jedyny przykład.

- W przedwojennej Polsce, zwłaszcza w Warszawie, antysemickie nastroje były niestety bardzo silne, należały nawet do dobrego tonu - zauważa dr Janusz Szejnoch. - Popularne było myślenie o Żydach jako o sprawcach wszelkiego zła i obwinianie ich za wszystkie nieszczęścia świata.

Doktor Szejnoch mówi, że w stolicy, gdzie istniała 350-tysięczna, największa na świecie diaspora żydowska, antysemityzm ten przybrał szczególnie silne formy: organizacje narodowe bojkotowały żydowskie sklepy, zdarzały się chuligańskie napady na nie. W szkołach i na uniwersytetach wyznaczano specjalne ławki dla Żydów. W prasie ukazywały się antyżydowskie artykuły.

- Studenci, którzy należeli do organizacji prawicowych, bardzo często dokuczali kolegom i koleżankom pani Ireny tylko z tego powodu, że są Żydami - opowiada Mieszkowska. - Pani Irena zawsze brała ich w obronę. Można powiedzieć, że w czasie studiów przeszła próbę moralności.

Do historii przeszło też inne wydarzenie. W 1934 roku, tuż przed obroną pracy dyplomowej, młoda Sendlerowa demonstracyjnie skreśliła w indeksie stempel z literą A oznaczającą aryjskie pochodzenie. Została za to wyrzucona ze studiów i wpisana na listę studentów niepożądanych.

Nie dała za wygraną. Jeszcze tego samego dnia poszła do wicerektora, którym był prof. Tadeusz Kotarbiński. Mogło się wydawać, że dla słynnego profesora filozofii Sendlerowa była tylko jedną z wielu studentek, które uczył kilka lat wcześniej. Jednak przez te kilka lat profesor wiele słyszał o działalności młodej aktywistki i w duchu popierał je. Z miejsca przyjął Sendlerową w swoim gabinecie.
- Masz rację dziecko, te żydowskie ławki to hańba dla naszej uczelni - powiedział jej. Kotarbiński kilka dni później anulował decyzję o relegowaniu młodej kobiety z uczelni. Sendlerowa wróciła na uniwersytet i w 1934 roku ukończyła go.

Swoją pierwszą pracę młoda Irena znalazła latem 1934 roku w stołecznym ośrodku pomocy społecznej na Ochocie. Rozdawała posiłki dla ubogich i bezrobotnych, organizowała dla nich pomoc medyczną. Potem pracowała w Ministerstwie Zdrowia, później w wydziale opieki stołecznej urzędu miasta. Tu zajmowała się głównie pomocą dla biedoty. Wiele lat później wspominała, że najbardziej wówczas poruszało ją ubóstwo rodzin żydowskich.

- U Polaków nie widziałam nigdy takiej biedy, jak w rodzinach żydowskich - mówiła w wywiadzie w 2002 roku. - Zdarzało się, że w szabat jednego śledzia dzielono między sześciu członków rodziny.
- Całe życie pani Ireny było służbą dla innych - mówi Anna Mieszkowska. W Polsce, do której dotarł wielki, światowy kryzys gospodarczy, liczba klientów pomocy społecznej z każdym dniem rosła.

- Dziś niektórym trudno w to uwierzyć, ale we wszystkich dzielnicach Warszawy ustawiały się długie kolejki po zupę i żywność rozdawaną przez pracowników opieki społecznej - mówi dr Tadeusz Żabkowski, historyk gospodarki. - Stali w nich ci sami ludzie, którzy jeszcze na początku lat 30. zajmowali ważne stanowiska, prowadzili prywatne warsztaty lub sklepy.

Kryzys gospodarczy jeszcze pogorszył warunki życia ludności żydowskiej. - W fabrykach i warsztatach w pierwszej kolejności zwalniano Żydów - opowiada dr Żabkowski - chodziło o to, aby miejsca pracy pozostały dla Polaków. A dr Szejnoch dodaje: - Rozmaici politycy, zwłaszcza skrajnie prawicowi, winą za kryzys obarczali oczywiście Żydów.

W ostatnich dniach sierpnia 1939 roku mąż Sendlerowej Mieczysław został powołany do wojska. W pierwszych dniach kampanii wrześniowej dostał się do niewoli i został wywieziony do oflagu w Niemczech. Tam przeżył wojnę. Irena wybrała konspirację. Nie zobaczyli się już nigdy.

Wybuch wojny zastał Irenę Sendlerową jako pracownicę stołecznej pomocy społecznej. Nawet w trakcie najtrudniejszych dni obrony ofiarnie niosła pomoc ubogim i potrzebującym. Po czterech tygodniach bohaterskiej obrony 28 września Warszawa ostatecznie skapitulowała. Jedną z pierwszych decyzji władz okupacyjnych był zakaz udzielania pomocy społecznej ludności żydowskiej. Za jego złamanie groziła kara śmierci.

- Pani Irena oczywiście się tym nie przejęła - mówi Anna Mieszkowska. - Nadal udzielała pomocy wszystkim potrzebującym, niezależnie od rasy i narodowości. Codziennie ryzykowała życie, nie zawahała się ani raz.

Sama Sendlerowa w wywiadzie w 2002 roku mówiła, że gdyby zachowała się inaczej, zdradziłaby zasady wpojone przez ojca. - Doktor Judym, który był wzorem dla mojego ojca, obudził się wówczas i we mnie. Nie mogłam zachować się inaczej.

Jej czas nadszedł rok później. W listopadzie 1940 roku Niemcy utworzyli w Warszawie getto dla Żydów. Mieli tam czekać na pociągi do obozów koncentracyjnych. Żydowskie rodziny cierpiały niewyobrażalną nędzę. Ratowanie upokarzanych Żydów stało się jednym z celów działania polskiego ruchu oporu. Szukano osób, które chciałyby wziąć w tym udział. Sendlerowa nie wahała się ani chwili. Jej godzina wybiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl