Mohamed Salah, czyli Klejnot Nilu z Anfield Road

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Mohamed Salah
Mohamed Salah AFP/EASTNEWS
Mohameda Salaha nie chciał Zamalek, a później lekką ręką pozbyto się go z Chelsea. Dziś jest bohaterem Egiptu i Liverpoolu. 25-latek znakomitą grą pozwala zapomnieć milionom rodaków o problemach trapiących ich kraj. „To ktoś więcej niż piłkarz” - podkreślają.

2011 rok. Mamdouh Abbas, były już prezes największego klubu w Egipcie, Zamalek SC, blokuje przyjście do klubu 18-letniego pomocnika. - Musi jeszcze wiele się nauczyć - argumentuje. 25 listopada 2017 roku Abbas ogląda w loży VIP mecz Liverpoolu z Chelsea. Zaprosił i sfinansował wycieczkę zawodnik, którego nie chciał sześć lat wcześniej, Mohamed Salah. Oczywiście strzela gola, jednego z 21 (plus osiem asyst) w tym sezonie.

Cichy, ale szczodry i ze specyficznym poczuciem humoru - mówią o Salahu koledzy. Celnie, o czym świadczy choćby zaproszenie Abbasa na Anfield. Ale Egipcjanin to też znakomity piłkarz, który w Liverpoolu osiągnął formę życia. Wcześniej odrzucił go nie tylko Zamalek, ale też Chelsea. Dziś mają czego żałować. W przeciwieństwie do Jurgena Kloppa, który w niego uwierzył. - Dział skautingu nie dawał mi spokoju. Zapewniali, że jest gotowy na sto procent, że to pewny strzał. Mieli rację - cieszy się Niemiec.

Do miasta Beatlesów Salah miał trafić już w 2014 roku. Wszystko zmienił telefon od Jose Mourinho, którego Chelsea Egipcjanin strzelił trzy gole w czterech meczach pucharowych. 21-letni chłopak, świeżo upieczony ojciec, nie odnalazł się w Londynie. Podobnie jak błyszczący dziś w Manchesterze City Kevin de Bruyne, opuścił Chelsea i musiał odbudować się w innych klubach. - Mourinho go ściągnął, ale nie obdarzył zaufaniem. A ten chłopak potrzebuje, by ktoś go przytulił i poklepał po plecach. Takim trenerem jest Klopp. Po twarzy Salaha widać, ile radości sprawia mu teraz futbol - podkreśla Georg Heitz, były dyrektor sportowy FC Basel.

Właśnie szwajcarski klub był pierwszym, który dał Salahowi prawdziwą szansę. W lutym 2012 roku rozgrywki ligi egipskiej zostały wstrzymane po zamieszkach na stadionie w Port Said, w których zginęły 74 osoby, a ponad 500 zostało rannych. Ligę wznowiono dopiero po dwóch latach. Salaha grającego w kairskim klubie El Mokawloon wypatrzyli skauci z Bazylei. Mieli trudne zadanie zastąpienia Xherdana Shaqiriego, który latem przechodził do Bayernu Monachium. Szwajcarzy zaprosili na mecz towarzyski olimpijską reprezentację Egiptu. Salah zagrał 45 minut i strzelił dwa gole.

W klubie wątpliwości mieli tylko co do tego, czy Egipcjanin zaaklimatyzuje się w Szwajcarii. - Na początku trudno było się z nim komunikować. Ale to bardzo otwarty człowiek. Skromny i inteligentny. Po dwóch miesiącach płynnie mówił już po angielsku - wspomina Heitz.

Po nieudanej przygodzie w Chelsea (19 meczów i dwa gole przez rok) The Blues wypożyczyli go najpierw do Fiorentiny, a później do Romy. W Rzymie odżył dzięki współpracy z Luciano Spallettim. Popracował nad siłą i wykończeniem akcji, nie zatracił szybkości. Stworzył zabójczy duet z Edinem Džeko, któremu brakuje dziś podań Egipcjanina. Z trzyletnim opóźnieniem Salah w końcu trafił do Liverpoolu, gdzie jego gwiazda rozbłysła na dobre.

Sława i sukcesy nie uderzyły mu do głowy. Wywiadów unika, ale jego czyny mówią za siebie. W miasteczku Bassyoun, gdzie urodził się i zaczynał grać piłką zrobioną ze starych skarpetek, wybudował szkołę. Prowadzi fundację charytatywną. Kupił sprzęt dla szpitala, pomaga w finansowaniu jego działalności. Wysyła do Egiptu ubrania i żywność dla potrzebujących.

W ojczyźnie jest bohaterem. W październiku zapewnił reprezentacji pierwszy występ na mundialu od 28 lat. W kluczowym meczu z Kongo (2:1) strzelił oba gole. Drugiego z karnego w 95. minucie. 75 tysięcy kibiców (nieoficjalnie kilkanaście tysięcy więcej) zamarło, a chwilę później wpadło w szał radości.

Za gola na wagę awansu miał dostać luksusową willę. Odmówił. Poprosił, by jej równowartość przekazano jego rodzinnemu miasteczku. Podobnymi gestami zaskarbił sobie serca kibiców. Pokazuje, że głęboko wierzący muzułmanin (podczas wyjazdów studiuje Koran, córkę nazwał Makka, czyli Mekka, a jego żona Magi nosi hidżab) wcale nie musi być zagrożeniem dla europejskiego społeczeństwa.

Zjednoczył też fanów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Liverpool sprzedaje jego koszulki z arabską inskrypcją nazwiska Salah. – Dokonał tego, co nie udało się żadnemu politykowi. Każdy chce mieć jego koszulkę. Ludzie z Maroka, Tunezji, Kuwejtu... W Egipcie daje nadzieję 90 milionom ludzi. Mamy problemy ekonomiczne, a każdego tygodnia dochodzi do ataków terrorystycznych. Ale kiedy gra Liverpool, w każdej kawiarni w Kairze ludzie się jednoczą. Przez 90 minut mogą zapomnieć o gów..., przez jakie przechodzi kraj. Rewolucjach, Braciach Muzułmańskich, ISIS itd. Tak jest w wielu miejscach regionu – tłumaczy Marwan Ahmed z serwisu KingFut. – Messi nie jednoczy Argentyńczyków, a Cristiano Ronaldo Portugalii, prawda? Dlatego Mohamed to ktoś więcej niż piłkarz – dodaje.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Współpraca Jonathan Northcroft, The Times

Minut przybywa, ale Lewandowski musi sobie radzić. Dudek: Z takich piłkarzy trener nie zrezygnuje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl