Kazań zalewa żółta fala Kolumbijczyków, ale to Polacy na tronie pokazują barwy

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
W niedzielę w Kazaniu Polska zagra z Kolumbią.
W niedzielę w Kazaniu Polska zagra z Kolumbią. Bartek Syta/Polska Press
MISTRZOSTWA ŚWIATA. ROSJA 20118. POLSKA - KOLUMBIA. Arena Kazań. Z jednej strony trasa szybkiego ruchu, z drugiej podmokłe tereny i rzeka Kazanka, która wpada do Wołgi. Wokół wielkie przestrzenie, podobnie jak przy stadionie Spartaka w Moskwie. To tutaj w niedzielę o godz. 20 czasu polskiego drużyna Adama Nawałki zagra z Kolumbią.

Kilkaset metrów stąd rosną blokowiska. Budynki pięcio-, siedmio-, a nawet kilkunastopiętrowe. Takie, jakie można znaleźć w wielu miastach w Polsce. Od wewnątrz osiedli mnóstwo sklepów czynnych 24 godziny na dobę, jest fryzjer, apteka, pub czy amerykańskie fast foody.

Na podwórku - między placem zabaw z piaskownicą, huśtawkami i drabinkami w esy-floresy a ogródkami z wbitymi tabliczkami z prośbą o nie deptanie zieleni - jest też boisko ze sztuczną trawą. Małe, ma może 30 metrów wzdłuż i 10 metrów wszerz. Z ogrodzeniem, żeby piłka nie wypadła i uderzyła w któreś z wielu parkujących tu aut. Obojętnie kiedy obok niego przechodzimy, jest zajęte. Nastoletni chłopcy krzyczą do siebie po rosyjsku, ale mają na sobie koszulki Barcelony, reprezentacji Hiszpanii, jest też mały Eden Hazard z w koszulce Chelsea.

Tubylcy kręcą się po ulicach, chodząc wśród znaków informujących, że stolica Tatarstanu to miasto-gospodarz mistrzostw. Jest też wielki billboard z Robertem Lewandowskim i Arturem Jędrzejczykiem, którzy cieszą się ze strzelonego gola. Ich rodaków na razie wokół stadionu nie widać, Kolumbijczycy szukają adresu wynajętego w pobliżu mieszkania.

10 minut drogi samochodem spod Kazań Areny i jesteśmy w centrum, które majaczące w upale widać ze stadionu. Po drodze na blokach wrażenie robią przeróżne murale. Także ten z Cristano Ronaldo. Co chwilę mijamy też hale sportowe. Wszystkie można uznać za nowe, bo wybudowane z okazji Uniwersjady, która odbyła się tutaj w 2013 r.

Do centrum dociera się bez korków. Pierwszy lepszy sklep z pamiątki. Leży miniaturowa tablica z wynikiem i zegarem, jaka była nieodłącznym elementów stadionów sprzed dziesiątek lat. Cała z drewna, z naklejkami nazw drużyn – Polska i Kolumbia oraz ich flagami. Wynik? 0:0.

- „Pakażite, pażaujsta” – wskazujemy bibelot. Chwila tasowania cyferkami i już jest 3:1. - „Niet nikakich szansow!” - nie daje nam szans stojący za nami w kolejce tubylec. Uśmiecha się, ale kręci głową. - „Wy z Polszy?” - pyta, a my przytakujemy. - Remis to najwięcej, na co stać waszą kamandę – ocenia.

Nie tylko on wątpi w zwycięstwo drużyny Adama Nawałki. Idziemy ulicą Baumana. To reprezentatywny deptak miasta, trochę przypominającym Krupówki w Zakopanem, trochę Nowy Świat w Warszawie. Piękne zabytkowe kamienice z butikami światowych projektantów mody na parterze. Spotykamy tam garstki kibiców. Głównie ubranych na żółto Kolumbijczyków, których na stadionie w niedzielę ma być około 20 tys., przynajmniej dziesięć tysięcy więcej niż Polaków. Niektórzy korzystają z riksz, prowadzonych przez odzianych w orientalnym stylu, choć z amerykańskimi butami na nogach, gołowąsów. I z elektrycznym wspomaganiem.

Polacy też oglądają imperialne zabytki sprzed wieków. Choćby kota sukcesu, jeden z symboli Kazania. To stąd Katarzyna Wielka kazała sprowadzić elitę tych zwierząt, by zrobiły porządek z myszami w Zimowym Pałacu w Petersburgu. Gdzieś obok grupa młodych artystów śpiewa regionalne piosenki. To już z okazji tatarskiego święta ludowego o nazwie Sabantuj. Obchodzone 23 czerwca na cześć zakończenia wiosennych prac polowych. Ale o tym dowiemy się tylko z przewodnika, bo Kazań wygląda jak typowa metropolia.

- Po meczu z Senegalem nastroje są nieciekawe, ale nadzieja umiera ostatnia – mówi nam grupa kibiców z Białegostoku, którą spotkaliśmy przy meczecie Kul Szarif. Wokół rosną inne mury, zakończone strzelistymi wieżami. Co parędziesiąt kroków można natknąć się na cerkiew albo monaster. Wszystkie eleganckie, z cegłami pomalowanymi na biało. Może to i lepiej, bo gdyby nie złote księżyce na niektórych szczytach, pomyślelibyśmy, że jesteśmy na Rynku w Krakowie lub na zamku w Malborku.

Skojarzenie tym większe, bo w pewnym momencie natrafiamy na potężny fotel, znany z serialu „Gra o tron”. Zamiast z żelaza, zrobiony z plastiku. W kolejce stoją Kolumbijczycy i jeden Polak. Rozmawiają, narzekają na pierwsze przegrane mecze na mundialu. Szukają przyczyn porażki.

- Jose Pekerman postawił na zbyt wielu debiutantów. Przy czerwonej kartce na początku spotkania, nie wiedzieli co robić. Gdyby nie to, wygralibyśmy – wspomina przegraną 1:2 z Japonią przybysz z Ameryki Południowej. - Nie mamy powodów do paniki, wiemy, że jesteśmy lepsi. Przykro mi to mówić, ale w niedzielę z wami wygramy – dodaje, po czym zajmuje tron, sięgając po tatarskie miecz i tarczę.

Te akcenty także są tu widoczne. Choć tatarów nie widać, są za to Transformersy. Ale żeby nie było wątpliwości - miasto w XI wieku założyli Bułgarzy. Następnie było częścią imperium Czyngis-chana. Dopiero później zostało przejęte przez wojska moskiewskie, których nie wypędziła nawet dżuma. Po rozpadzie Związku Radzieckiego miasto wpadło w ręce typów spod ciemnej gwiazdy. Rządziły pieniądze i broń. Lata temu porządek zrobił z tym Władimir Putin. Jak? Nawet jeśli ktoś to wie, to nie mówi. Dziękuje za to prezydentowi, bo miasto wypiękniało.

Dzięki temu są tu turyści. Jak wspomniany przybysz z Polski, którzy czeka w kolejce, by zrobić sobie zdjęcie na słynnym tronie. Oprócz miecza i tarczy dzierży czerwony szalik z napisem Polska. - Wierzę, pewnie, że wierzę – mówi kibic z Gdańska. - Słyszałem, że Nawałka ma zrobić nawet cztery czy pięć zmian, więc może będzie lepiej. Musi być.

Ci spotkani przy meczecie mówią to samo i nie przejmują się, że Polaków będzie mniej niż Kolumbijczyków. - W Moskwie było nas więcej i co z tego? - wzrusza ramionami jeden z fanów, który za reprezentacją Polski jeździ od lat. - I mam już dość meczów otwarcia, o wszystko i o honor. Wyjątkiem były tylko mistrzostwa Europy we Francji. Obyśmy w niedzielę wygrali, a z Japonią sobie poradzimy – zaczyna rechotać, a jego koledzy niemal pękają ze śmiechu.

- Japończyków już powaliliśmy. Spotkaliśmy jednego w pociągu, w drodze z Moskwy do Kazania. Częstował nas 20 proc. sake. Odwdzięczyliśmy się naszą 40 proc. wódką. Chwila moment i spał nieprzytomny - tłumaczyli.

MAGAZYN SPORTOWY 24 MUNDIAL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl