Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Rząsa: Kapustki nie zastąpi się z dnia na dzień

Jacek Żukowski
Sylwia Dabrowa
Rozmowa z TOMASZEM RZĄSĄ, byłym reprezentantem Polski, obecnie trenerem młodzieży. Z Cracovią zdobył dwa mistrzostwa Polski juniorów, w seniorskiej piłce grał w niej w III i II lidze.

- Ligowych derbów z Wisłą w seniorskiej piłce Pan nie grał.

- Tak, ale wystąpiłem w jednym meczu, w styczniu 1990 roku. Nie był to mecz o „Herbową Tarczę Krakowa”, a o puchar prezydenta miasta. Byłem jeszcze wtedy juniorem, zagrało nas w tym spotkaniu kilku, a wygraliśmy 1:0. Wtedy Cracovia grała w trzeciej lidze, a Wisła w pierwszej. Sprawiliśmy miłą niespodziankę kibicom Cracovii. Grałem wtedy przeciwko reprezentantowi kraju Marcinowi Jałosze. Nie miałem lekkiego życia, ale dałem radę.

- Juniorskich potyczek z odwieczną rywalką było z pewnością więcej.

- Tak, grało się ciągle, były mistrzostwa Krakowa na dużym boisku, także halowe. Spotykaliśmy się bardzo często. Mieliśmy bardzo mocny zespół, w końcu zdobyliśmy dwa razy mistrzostwo Polski juniorów z rzędu. Bilans z Wisłą na pewno był korzystny, choć były to najtrudniejsze mecze. Z chłopakami z Wisły bardzo dobrze się znaliśmy. Kolegów z drugiej strony Błoń miałem też później. Za młodu wyjechałem za granicę, a potem poznałem ich w reprezentacji Polski. Kumpluję się z Arkiem Głowackim, dobrym kolegą jest Maciek Żurawski, także Kamil Kosowski, Mirek Szymkowiak, Tomek Frankowski, Radek Sobolewski, Tomasz Kłos.

- Ekstraklasowe derby śledził Pan z oddali?

- Długi czas nie było tych derbów. Pamiętam spotkanie w ówczesnej I lidze, w 1995 roku, oglądałem je w telewizji, gdy Cracovia wygrała 1:0 po golu Krzyśka Dudy. Pamięta się dobre rzeczy, tych smutniejszych raczej nie. W ekstraklasie zwykle dominowała Wisła.

- Był Pan doradcą prezesa Janusza Filipiaka, potem dyrektorem sportowym. Za kadencji trenera Oresta Lenczyka Cracovii dobrze się wiodło, było zwycięstwo w Sosnowcu 1:0 i remis 1:1 na Suchych Stawach.

- Te mecze bardzo dobrze pamiętam. Szczególnie dramatyczny był mecz w Krakowie. Remis dawał Cracovii utrzymanie, a Wisłę pozbawiał mistrzostwa Polski. Niedługo potem porażka w derbach na Wiśle przypieczętowała spadek „Pasów”. Są więc sympatyczne, ale też gorzkie wspomnienia.

- Mówi się często, że derby nie mają faworyta. Najbliższy mecz trzeba też tak traktować?

- Absolutnie nie, Wisła jest faworytem, zdecydowanym. Jest na fali, gra mecz u siebie, w ostatnich spotkaniach prezentowała się bardzo dobrze. Nie można powiedzieć, że Cracovia źle gra, ale szczęście się od niej odsunęło, przykładem choćby ostatni mecz z Górnikiem Łęczna.

- Do niedawna był Pan w ligowej piłce mocno usadowiony, będąc asystentem trenera Macieja Skorży w Lechu Poznań. Co Pan potem porabiał?

- Odejście z Lecha zbiegło się z narodzinami syna. Parę miesięcy spędzonych w domu dobrze mi zrobiło. Odpocząłem od futbolu.

- Śledzi Pan jednak ligę. Czy jest dla Pana zaskoczeniem, że Cracovia, po tak dobrym sezonie, jak ten ostatni, kiedy zajęła 4. miejsce, teraz jest na drugim biegunie, tuż nad strefą spadkową?

- Nie jest to zaskoczenie. Wiadomo, że mogłoby być parę punktów więcej, przy odrobinie szczęścia. Po tak dobrym sezonie, dla klubu, którego kadra nie jest tak bogata, jak tych najlepszych, mówię tu o szerokiej ławce, regres jest możliwy. A gdy po dobrym sezonie odchodzą czołowi zawodnicy, to siłą rzeczy kolejne rozgrywki są wyjątkowo ciężkie. Utrzymanie poziomu nie jest wcale takie proste.

- Owszem, ale taką różnicę zrobiło odejście Bartosza Kapustki?

- Tak, to był wiodący zawodnik środka pola. Wiele dawał zespołowi. Wcześniej ubył Deniss Rakels. Zastąpienie tej dwójki nie jest łatwe.

- Myśli Pan, że Cracovia już do końca sezonu będzie miała kłopoty, czy pierwsza ósemka jest realna?

- Ciężko jest gdybać, nasza liga jest nieprzewidywalna. W Cracovii widać potencjał, jak wejdzie na właściwe tory, to aż oko cieszy. Ale zdarzają się też złe spotkania. Choćby ten mecz z Bruk-Betem Termalicą, w którym widać było brak koncentracji, dużo niewymuszonych błędów.

- Zaczął Pan współpracę z Akademią Mistrzów Cracovii.

- Nie mogę powiedzieć, że jestem w tej Akademii, ale na obiektach Cracovii zajmuję się dokształcaniem indywidualnym młodych piłkarzy. Przede wszystkim zawodników Cracovii, ale też innych. Przychodzą do mnie chłopcy w różnym przedziale wiekowym, od 6 do 13-latków. To fajna zabawa, ale przy niej kształtowanie tych najważniejszych nawyków piłkarskich jest bardzo ważne. Zachęcam dzieci do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Jak się kocha ten sport, to przy niewielkim obciążeniu fizycznym, można nabierać najważniejszych nawyków ruchowych. Są różne teorie, by dzieciom nie wpajać za dużo techniki, ja jednak z doświadczenia wiem, że im więcej czucia piłki, tym jak człowiek starszy, lepiej to wygląda.

- Czy takie treningi to dla Pana nowość, czy miał Pan z tym wcześniej do czynienia?

- Nie, natomiast w Lechu pracowałem dużo indywidualnie z młodymi zawodnikami, takimi jak Karol Linetty, Jan Bednarek, Dariusz Formella czy Dawid Kownacki. Można było zobaczyć, jakie jeszcze w nich drzemią możliwości. Podobało mi się to, chłopcy też byli zadowoleni z indywidualnych treningów. Dlaczego więc, skoro wychodzi to z piłkarzami, którzy są niemal seniorami, nie można tego wdrożyć w pracy z dziećmi? Oczywiście dopasowując ćwiczenia do wieku.

- Ma Pan wielu podopiecznych?

- Nie, dopiero zacząłem, działam od miesiąca. Spotykamy się na ul. Wielickiej, na godzinne zajęcia. Są też małe grupki. Trzeba się skupić na szczegółach, by nie powielać złych nawyków.

- Nie ciągnęło Pana do tego, by zająć się regularnie jakimś rocznikiem?

- Jest taka możliwość, ale to już są poważne wyzwania. Trzeba wziąć odpowiedzialność za całą grupę. To jest fajne, zresztą praca z dziećmi jest najbardziej wdzięczna, jeśli chodzi o trenerkę. Myślę, że na indywidualnych treningach można dziecko więcej nauczyć. Jak się widzi postępy, to jest największa nagroda dla trenera.

- A do piłki seniorskiej nie chciałby Pan wrócić jako trener?

- Na razie nie. Ale wiadomo, że ciągnie wilka do lasu. Zwłaszcza jak się posmakowało wielkiej naszej piłki, jak się było w Lechu, zdobyło się mistrzostwo i Puchar Polski. Każdy czas ma swoje prawa. Na razie skupiam się na pracy z dziećmi.

- Teraz ma Pan więcej czasu?

- Tak, nie jest to tak absorbujące. Praca w seniorskiej piłce to myślenie o niej 24 godziny na dobę. Teraz mogę się skupić na rodzinie. Mam trójkę dzieci - dwóch synów i córkę. Dwoje z nich urodziło się jeszcze w Rotterdamie. Starszy syn Patryk gra w Akademii Profi u Arka Radomskiego i Andrzeja Niedzielana, ma 17 lat. Spokojnie sobie trenuje, ma szkołę. Karol zaś ma 7 miesięcy.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska