"N’Golo Kanté mógł grać w Suwałkach, ale go nie chciano"

Sebastian Staszewski, Polsat Sport
38 milionów euro. Tyle Chelsea zapłaciła w sobotę Leicester City za wicemistrza Europy N’Golo Kanté. Kilkaset tysięcy euro z puli tego transferu trafi do podparyskiego klubiku Suresnes, w którym reprezentanta Francji wyszkolili… Polacy. Trenerów Piotra Wojtynę i Tomasza Bzymka, twórców maszyny, która podbiła w ubiegłym sezonie Premier League, odwiedziłem na przedmieściach stolicy Francji.

Czy to prawda, że Kanté mógł zagrać w Polsce?

Tomasz Bzymek: Oczywiście, że to prawda.

Piotr Wojtyna: Kiedy N’Golo miał kilkanaście lat i właściwie wszystkie francuskie kluby pierwszoligowe odmówiły przyjęcia go do swoich centr szkolenia. Tomek wpadł na pomysł, aby chłopaka wysłać do Polski.

TB: N’Golo był na przykład na testach w Sochaux, Lorient i Troyes, ale go nie chciano. Proponowałem go Lyonowi - to samo. Pomyślałem więc, że trzeba dać mu szansę w Polsce. Miałem trochę kontaktów z kolegami z warszawskiej AWF, bo jestem magistrem sportu, więc do nich dzwoniłem. To był rok 2010. Rozmawiałem na przykład z Jackiem Zielińskim, obecnym trenerem Cracovii, który wówczas prowadził Polonię Warszawa.

I nic?

TB: Nic. Wiem, że dziś brzmi to zabawnie, ale ten sam Kanté, którego teraz za miliony kupiła Chelsea, mógł grać w Wigrach Suwałki (ale nie w okresie, gdy jej trenerem był Jacek Zieliński, były piłkarz i szkoleniowiec Legii Warszawa - przyp. red.), albo Pogoni Siedlce. Ale tam też go nie chcieli.

PW: Ostatecznie dwa lata później N’Golo wylądował w spadającym z Ligue2 Boulogne. Zdążył tam zagrać jeden mecz, z AS Monaco. Później w Championnat National, na trzecim poziomie rozgrywek, został najlepszym piłkarzem sezonu 2012/13. Brak zainteresowania ze strony polskich trenerów wyszedł mu ostatecznie na dobre.

Jednak nie tylko nasi specjaliści przegapili jego talent. We Francji było podobnie. Panowie dwoili się i troili, a chłopaka nikt nie chciał…

PW: To ewenement na skalę historii francuskiej, a może nawet i europejskiej piłki nożnej. Można to jednak zrozumieć. Pamiętajmy, że we Francji jest zarejestrowanych dwa miliony piłkarzy. I wszędzie twierdzono, że takich, jak Kanté, mają kilkunastu. A więc wciąż grał w Suresnes. Kiedy N’Golo miał siedemnaście lat, powiedziałem Tomkowi, aby wziął go do seniorów…

Którzy grali w dziewiątej lidze.

PW: Zgadza się. Miałem go na treningach codziennie. Znałem jego talent. A w tamtych drużynach mieli inną perspektywę. Widzieli go przez zaledwie kilka dni. Może dlatego zawsze słyszeliśmy odmowę?

TB: Taką mamy politykę klubu. Dajemy szansę młodym. Choć najczęściej dopiero osiemnastolatkom. Dlatego trzeba było dać mu więcej luzu. Bałem się, że starsi go skopią, nie stawiałem go więc na środku boiska. Minęło jednak kilka tygodni i Kanté wskoczył do podstawowego składu.

Jak doszło do tego, że zbudowaliście Kanté? Bo nawet Francuzi przyznają, że bez pracy polskich trenerów, 25-latek nie byłby tym samym piłkarzem.

TB: Talent miał od zawsze, trzeba było go tylko oszlifować. Na wysokim poziomie były jego możliwości motoryczne, także mentalne. Jak mu się powiedziało, że ma kopać piłkę lewą nogą, to robił to nawet 20 minut. Gdy jechał na wakacje, Piotr poprosił go, aby po powrocie żonglował obiegami nogami i głową po 50 razy. A on wrócił, wziął futbolówkę i podbijał ją dwa razy tyle. To oddaje jego charakter.

PW: Chciałem, żeby poprawił grę głową i lewą nogą. Trenowaliśmy go przez dziewięć lat. Trafił do nas w wieku 10 lat, a z Suresnes wyjechał jako dorosły piłkarz. Od początku chłopak miał predyspozycje, której w zawodowym futbolu są bardzo ważne. To, co powiedział Tomek - pracowitość, skupienie na pracy. U nas na pewno nauczył się taktyki.

Bardzo zmienił się od wyjazdu?

PW: Kiedy oglądam jego mecze, mam przed oczami niektóre spotkania N’Golo z poziomu juniorskiego. Dziś jest tylko szybszy, silniejszy, pewniejszy.
Zapytam prowokacyjnie: Kanté to polska szkoła?

PW: Do Chelsea nie trafił z podwórka. Przechwytów nie nauczył się pod blokiem. Pewne podstawy wpajaliśmy mu od najmłodszych lat. Sam byłem środkowym pomocnikiem. Nie grałem tak dobrze, ale mogłem mu udzielać wskazówek. Na pewno coś z tego skorzystał. Różnica między nim, a kolegami, polegała na tym, że łapał wszystko w locie. Dodatkowo daliśmy mu szansę na rozwój, bo jako nastolatek trenował i z juniorami, i z seniorami.

TB: Jedno, co na pewno można sprawdzić, to, że nauczyliśmy N’Golo polskich słów. Ale raczej nie mogę ich przytoczyć. Sami zapytajcie.

Największym mankamentem Francuza jest jego strzelecka niemoc?

PW: Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem… Po pierwsze widać, że Kanté wykonuje zadania, które daje mu trener. A trener każe rozbijać akcje. Dlatego w ogóle nie skupia się na uderzeniach. To na pewno jego problem.

A największy atut? Brak układu nerwowego?

PW: On go ma, ale zdrowy. Chociaż pamiętam mecz w jakimś pucharze regionalnym. Graliśmy w finale z silnym rywalem. W regulaminowym czasie gry było 3:3, więc sędzia zarządził rzuty karne. N’Golo podszedł, przeprosił i… odmówił strzelania. To była dla niego za duża odpowiedzialność.

Z Kanté spotkałem się trzykrotnie w strefie wywiadów po meczach Francuzów podczas Euro 2016. Sprawiał wrażenie skromnego, a momentami nawet przestraszonego chłopaka.

PW: Bo to jest bardzo skromny chłopak, który ma poukładane w głowie. Dodatkowo to obecnie najbardziej dyplomowany reprezentant Francji. Skończył dwuletnie studia z rachunkowości. To pokazuje, że prowadził tu normalne życie. Nigdy nie został zepsuty przez piłkę profesjonalną. I zrobił karierę w amerykańskim stylu.

TB: On już taki jest. W Boulogne był największą gwiazdą, a miał kontrakt amatorski. Dlatego poszedł robić te studia. Po tamtym sezonie rozdzwoniły się telefony, a on nie zwariowałem, nie wziął pięciu menadżerów, tylko kierował się naszymi wskazówkami. Dlatego na przykład nie wylądował w Lille. Niech ktoś to uzna za brak skromności, ale to my poleciliśmy mu transfer do Caen. I on tam z miejsca został najlepszym piłkarzem, a klub awansował do Ligue1. Rozwijał się krok po kroku. Synchronicznie.

Teraz Wasz wychowanek będzie grał w Chelsea Londyn. To jego szczyt?

TB: Zdradzę tylko, że z transferu N’Golo do Caen dostaliśmy osiem tysięcy euro. Po jego przejściu do Leicester - 250 tys. To tyle, ile wynosi nasz roczny budżet. Teraz do kasy trafi pewnie blisko milion euro. Zwariujemy!

PW: Przed Euro twierdziłem, że N’Golo idealnie wpasowałoby się do drużyny pokroju Arsenalu Londyn, a nawet Barcelony. Ostatecznie trafił do Chelsea. To dla mnie żadna niespodzianka, bo jego umiejętność podawania piłki pod presją, wspaniałe przechwyty, dostrzegł cały świat. Ja to widziałem wcześniej. Dwa lata temu przyjechała do mnie telewizja francuska i zadali mi to samo pytanie, co pan. Odpowiedziałem, że takiego szczytu nie ma. Bo N’Golo jest człowiekiem szalenie ambitnym. Kiedyś uważano, że wzrost jest jego problemem. A on to przekuł w atut. Jest nawet zdjęcie, na którym większy od Kanté jest… puchar, który zdobył. Ta fotografia obiegła już cały Internet. Jest dowodem na to, że siłą woli N’Golo potrafi przenosić góry.

To na koniec: Kanté czy Grzegorz Krychowiak?

TB: Francuz lepiej rozgrywa od Grześka, szybciej także myśli. No i Chelsea zapłaciła za niego więcej, niż PSG za Krychowiaka. A więc Kanté.

PW: Przepraszam, ale ja również stawiam na Kanté!

Rozmawiał w Suresnes: Sebastian Staszewski, Polsat Sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl