Maciej Kot: Gdy skakałem, nie miałem czucia w nogach

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Maciej Kot w pierwszym olimpijskim konkursie zajął 19. miejsce.
Maciej Kot w pierwszym olimpijskim konkursie zajął 19. miejsce. Pawel Relikowski / Polska Press
Schodząc drugi raz z belki czułem jak się himalaista, który powoli zamarza i nie było łatwo przetrwać. Gdy ruszyłem z belki, miałem wrażenie, jakbym nie miał czucia w nogach – tak Maciej Kot podsumował sobotni konkurs olimpijski, który odbył się w przenikliwym mrozie i przy silnym wietrze. 26-letni skoczek zajął 19. miejsce.

Odechciewa się skakać w takich warunkach, jakie były podczas olimpijskiego konkursu?
Każdy sportowiec każdego dnia pracuje po to, by w tym najważniejszym konkursie decydował poziom sportowy, a nie czynniki zewnętrzne. To smutne.

Pamięta Pan taki konkurs, żeby aż tyle razy sędziowie cofali zawodnika z belki?
Nie przypominam sobie, ale pewnie takie były. Natomiast nie pamiętam takiego, który zacząłby się jednego dnia, a skończył następnego. Ogólnie zdarzają się długie konkursy, ale na żadnym nie jest tak zimno. Tu ten mróz jest strasznie przenikliwy. Na dole jest bardzo zimno, ale nie wieje tak mocno jak na górze. Tam wiatr jest tak silny i zimny, że naprawdę nie trzeba dużo czasu, by zamarznąć.

Obsługa okrywała was kocami…
(śmiech) To symbolika. Przykrywali mi ramiona, ale to nie dzięki nim skaczę.

Po rozgrzewce nie było już śladu?
Mamy ubrania, które trzymają ciepło. Zdjąłem je chwilę przed momentem, który wyznaczają przepisy. W pierwszej serii, kiedy konkurs był w miarę płynny, byłem naprawdę fajnie przygotowany. W drugiej serii przy takich warunkach to było niemożliwe. Jeszcze jedno zejście z belki bym przeżył, ale po kolejnych po pierwsze było mi bardzo zimno, mięśnie ostygły, po drugie kombinezon zrobił się sztywny, co wpływa na pozycję. W pewnym momencie miałem już nadzieję, że będzie dłuższa przerwa. Dzięki temu mógłbym wyjąć wkładki z tyłu butów. One przez to, że ciasno są umieszczone i tworzą duży kąt, to krew nie dopływa prawidłowo do stóp. To potęgowało zimno.

Byliście jak himalaiści.
Trochę tak. Schodząc drugi raz z belki czułem jak się himalaista, który powoli zamarza i nie było łatwo przetrwać. Gdy ruszyłem z belki, miałem wrażenie, jakbym nie miał czucia w nogach.

Z warunków, które Pan miał, nie było szans nic zrobić?
Niby wiatr miałem, ale zaraz za progiem. Popełniłem drobny błąd, bo źle zareagowałem, chcąc walczyć i byłem zbyt agresywny. Na dole już w ogóle nie wiało i nie miałem szans odlecieć.

Jeszcze gorsze miał Dawid Kubacki.
Najgorsze. I to ze wszystkich zawodników. Potwierdzają to punkty i trenerzy. Jechał z niższej belki, niemal przez cały skok wiatr wiał mu w plecy. Dopiero na dole był mały podmuch pod narty, ale nie było już szans cokolwiek z nim zrobić. To jeden z największych pechowców w konkursie.

Na dużej skoczni walka zacznie się od nowa?
Zgadza się. Pierwszy z trzech konkursów mi nie wyszedł. Najważniejsze wyciągnąć wnioski, a złość przekuć w motywację. Przygotować plan i walczyć od pierwszego skoku. Najpierw o skład, a później w zawodach.

Adam Małysz: Sobotni konkurs w ogóle nie powinien się odbyć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl