Janusz Wójcik nie doczeka kolejnego medalu dla Polski na wielkiej imprezie

Tomasz Biliński
Janusz Wójcik odcierpiał karę za korupcję. W ostatnich miesiącach odzyskał licencję trenerską i chciał wrócić do pracy
Janusz Wójcik odcierpiał karę za korupcję. W ostatnich miesiącach odzyskał licencję trenerską i chciał wrócić do pracy Grzegorz Jakubowski / Polskapress
Janusz Wójcik jest ostatnim trenerem, który osiągnął sukces z drużyną na igrzyskach olimpijskich. Zmarł w Warszawie na skutek rozległego krwiaka w głowie. Były selekcjoner reprezentacji Polski miał 64 lata.

Bycie w ósemce to sukces!? - dziwił się Janusz Wójcik, kiedy rok temu z nim rozmawialiśmy o mistrzostwach Europy we Francji. Był w niezłej formie, wciąż z ogromnym dystansem do siebie, sypiący z rękawa bon motami. Choć widać było, że wypadek, po którym lekarzom z trudem udało się go odratować, zmusił go życia na mniejszych obrotach. Jednak błysk w oku pozostał. - Sukcesem jest zdobycie trofeum, jakiegoś medalu. Pierwsza trójka, to się liczy - uzasadniał trener, który w 1992 r. podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie poprowadził reprezentację Polski do srebrnego medalu. Pierwszego od 1976 r. i, jak na razie, ostatniego (biorąc także pod uwagę inne gry zespołowe).

16 lat wcześniej kadrę prowadził Kazimierz Górski. - Poza nim Wójcik był jedynym selekcjonerem, który dorósł do tego stanowiska. W taki sposób, by koordynować wiele spraw. Jak piłkarze do niego przyjeżdżali, to się cieszyli, bo nie musieli kombinować, chować się po kątach. Wiedzieli, że Wójcik jest tam, a oni bawią się gdzie indziej. Podwzględem atmosfery przerastał tych wszystkich gości, co byli, są czy będą. Fajny człowiek, bez większych wad - opowiadał nam o nim inny kolorowy ptak, tyle że dziennikarstwa, zmarły w marcu Paweł Zarzeczny.

Wójcik, który w sobotę skończył 64 lata, potrafił stworzyć atmosferę, co powtarzają niemal wszyscy, którzy z nim pracowali. Do tego nie miał sobie równych, jeśli chodzi o motywowanie. „Kiełbasy do góry i golimy frajerów!”, „Biało-czerwona na maszt i walimy ich w kakao!” i straszenie rozgrzaną lokówką - to promil haseł z jego repertuaru. Jak trzeba było, to i pomysł na rywala znalazł. Przed meczem z Anglią w kwalifikacjach do mistrzostw Europy 2000 tak zwrócił się do Tomasza Iwana, wtedy pomocnika kadry, dziś dyrektora sportowego: „Ty masz dużą szparę w zębach! Podejdź do tego ich gwiazdorka, Davida Beckhama. On prowadza się z tą piosenkarką [Victoria, wtedy śpiewająca w zespole Spice Girls - red.]. W tunelu i siknij na niego śliną i powiedz mu, że wszyscy ją dymają!”. Nadmiar przecinków (czytaj: kur...) celowo pominęliśmy” - opowiadał.

- Niestety, na Wembley Wójcik dał ciała maksymalnie. Tak jak ten stadion zbudował Kazia Górskiego, tak „Wuja” pogrzebał. Wystarczyło wygrać z Anglikami i jechać na Euro 2000. Ale zamiast zagrać otwarty futbol, wystawił siedmiu obrońców i przegraliśmy 1:3. Udawał macho, a jak mógł zagrać va banque, to stchórzył. Ale niewątpliwie, gdy był trenerem, to Polska liczyła się w świecie i grała jak równy z równym z każdym. Z każdym - nie miał wątpliwości świętej pamięci Zarzeczny, kiedy rozmawialiśmy o selekcjonerach po wyborze Adama Nawałki.

Jedni mówią, że Wójcik, urodzony w Warszawie kiepski piłkarz (grał w warszawskich klubach - Gwardii, Ursusie i Hutniku, później występował w lidze pakistańskiej i USA), a potem trener, jest nie z ich bajki. Że poza chamskimi odzywkami i cwaniactwem nic nie miał. - Trzeba umieć wydobyć z ludzi to, co najlepsze. Inaczej mogą się umyć i zjeść po ciastku. Szatnia to nie aula na uniwersytecie. Bez „ą, ę”. Tam trzeba krótko, zwięźle i dosadnie - odpierał zarzuty Wójcik, który nie widział nic złego w tym, że tak do końca to nie zna wszystkich piłkarzy, nawet swoich, a dopiero od dziennikarzy dowiedział się, że Laudrupów było dwóch - Brian i Michael (legendy duńskiej piłki).

Sukcesów nikt mu jednak nie odbierze. Podobnie jak mniej chlubnej historii. W kolejnych latach Wójcik pracował w Pogoni Szczecin, w Śląsku Wrocław, cypryjskim Anorthosis Famagusta i z reprezentacją Syrii. W 2004 r. prowadził Świt Nowy Dwór Mazowiecki. To za pracę w tym klubie został skazany za korupcję. Zanim to się stało, przez chwilę prowadził Znicz Pruszków i Widzew Łódź. W międzyczasie wszedł do polityki (był związany z SLD, startował w wyborach do Sejmu z listy Samoobrony).

Olimpijską reprezentację objął w lutym 1989 r. Srebro w Barcelonie było końcem tej przygody. Choć był pomysł „zmiany szyldu i dalszej jazdy”. Według niego Wójcik ze swoją ekipą, m.in. ulubieńcem Wojciechem Kowalczykiem, Piotrem Świerczewskim, Andrzejem Juskowiakiem czy Ryszardem Stańkiem, w całości stali się pierwszą reprezentacją Polski.

- Kiedyś ktoś o nim powiedział, że to urodzony polityk. Potrafił zjednoczyć wokół siebie zwalczające się środowiska, do tego potrafił wszystko załatwić. To wtedy było niesamowite - wspominał Zarzeczny.

Najbardziej było to widać przed igrzyskami. Polski Związek Piłki Nożnej nie interesował się zbytnio olimpijską drużyną. Nie było mowy o premiach, były za to problemy ze sprzętem, transportem i zakwaterowaniem. Polacy mieli grać w kiepskiej jakości strojach. - Pokazać się w takim czymś to wstyd - przekonywał Staniek. - Wójcik zareagował. Firmie podał błędne dane. Zawodnicy z pola dostali bluzy bramkarskie i na odwrót. PZPN nie miał wyjścia, nie mogliśmy w tym grać. Następnie trener z Andrzejem Grajewskim załatwili nam stroje Adidasa. Wyglądaliśmy lepiej niż pierwsza reprezentacja - dodał strzelec gola na 2:2 w olimpijskim finale (Polska przegrała z Hiszpanią 2:3).

Po zdobyciu medalu „Wójt” objął jednak Legię Warszawa, o której marzył. Doprowadził ją do mistrzostwa Polski, tyle że tytuł został jej odebrany za nigdy nieudowodnioną korupcję. Spędził przy Łazienkowskiej jeszcze pół roku, spakował się i podjął pracę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. To na pamiątkę z tego kraju, czajnik z 10-centymetrowym szpikulcem, nadział się we własnym domu w 2009 r., przez co o mało nie stracił życia. Do kraju z Emiratów wrócił w 1997 r. i objął kadrę.

- On ze wszystkich selekcjonerów miał najlepsze oko do zawodników. Ale nie takie, że ktoś jest dobry, bo strzelił 25 goli. On dostrzegał zawodników, którzy mieli po 16, 17, 18 lat, z których robił piłkarzy. Można się śmiać, ale on nawet tego Jakuba Wawrzyniaka wynalazł w Nowym Dworze. To był selekcjoner. Nie przywiązywał się do nazwisk czy klubów. Mógł kogoś dostrzec na wsi, jak kopie o bramę, i go wziąć - to kolejny cytat z Zarzecznego.

Gdy rok temu, krótko po igrzyskach w Rio de Janeiro zagadywaliśmy Wójcika o brak medalu piłkarzy ręcznych i siatkarzy, z grymasem machnął ręką. Chwilę popsioczył i z wyciągniętym wskazującym palcem rzekł: - Przez ten czas nikt nawet się nie zbliżył do takiego sukcesu, jaki my osiągnęliśmy. Czy ktoś to zrobi? Może tak, ale ja już tego nie doczekam. I wy też tego nie doczekacie.

Magazyn Sportowy24 - Piotr Włodarczyk wspomina zmarłego Janusza Wójcika, u którego debiutował w reprezentacji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl