Dzieci katowane przez rodziców w ciężkich stanach trafiają do szpitala
Historia dwumiesięcznej dziewczynki bitej przez rodziców wstrząsnęła całą Polską. Niemowlę było katowane, bo jego płacz przeszkadzał ojcu w oglądaniu serialu. Matka też niejednokrotnie miała podduszać i szarpać dziecko.
Niestety, jak mówi prof. Przemysław Mańkowski, takie przypadki trafiają do poznańskiego szpitala zbyt często.
- Dzieci trafiają do nas w bardzo różnych stanach. Zdarzają się też te bardzo krytyczne. Jakiś czas temu głośno było o sprawie mamy, która ugodziła córkę nożem, trafiając w serce. Próbowaliśmy ją za wszelką cenę uratować, ale mimo naszego wysiłku, nie udało się, bo rany były bardzo poważne. Są też przypadki z obrażeniami nie zagrażającymi życiu, ale widać, że te dzieci są karcone w sposób odbiegający od dobrych zasad wychowawczych. Ten przekrój urazów jest bardzo szeroki - mówi prof. Przemysław Mańkowski, kierownik Kliniki Chirurgii, Urologii i Traumatologii Dziecięcej w Szpitalu Klinicznym im. K. Jonschera w Poznaniu.
Rodzice nie przyznają się, że krzywdzą dziecko
Jak mówi profesor, w większości przypadków rodzice nie przyznają się do krzywdy, jaką wyrządzili dziecku.
- Kiedyś trafiło do nas 1,5 roczne dziecko z urazem trzustki. Pamiętam, że po zabiegu zaprosiliśmy rodziców na poważną rozmowę, bo wiedzieliśmy, że wydarzyło się tam coś złego. Niestety, cała rodzina ukrywała prawdę na temat tego, co dokładnie zaszło. Finalnie babcia dziecka zaczęła płakać i powiedziała, że nie będzie dłużej kryła tej sytuacji. Okazało się, że ojcu dziecka przeszkadzał płacz, więc rzucił maleństwem do łóżeczka. Niestety, nie trafił i dziecko zatrzymało się na szczebelkach - wspomina chirurg.
I dodaje: - Te najcięższe przypadki są zwykle bardzo medialne i od czasu do czasu słyszy się o jakiejś tragicznej sytuacji. Natomiast w większości są to urazy, które może bezpośrednio nie zagrażają życiu dziecka, ale na pewno nie są to dobre praktyki wychowawcze. I to jest szerokie spektrum patologii - od potrząsania dzieckiem, co może prowadzić do uszkodzeń centralnego układu nerwowego; do takich bardziej skrajnych sytuacji, jak złamania. Mieliśmy kiedyś dziecko, które pojawiło się u nas ze złamaniem rączki, a okazało się, że miało zagojone wcześniejsze złamanie drugiej rączki i żeber. W takich momentach widać, że nie jest to przypadkowa sytuacja. Bo przypadkowo może się zdarzyć złamanie jednej kończyny, ale nie kilku elementów i to jeszcze łamanych na różnych etapach gojenia się.
Reagujmy na krzywdę dzieci
Profesor przyznaje, że określenie czy w przypadku danego pacjenta doszło do maltretowania nie jest łatwe, ale jest konieczne, by pomóc dziecku.
- Trzeba być wyczulonym na takie sytuacje, bo trudno wyjaśnić np. złamanie kończyny u dziecka, które jeszcze nie chodzi. Oczywiście, rodzice próbują tłumaczyć, że np. wypadło z łóżeczka. Ale u doświadczonego chirurga w tym momencie powinna zapalić się lampka, że upadek z łóżeczka nie spowoduje uszkodzenia np. kości udowej. Często też sama forma złamania wiele nam mówi o tym, że mógł to być uraz bezpośredni - wymienia prof. Mańkowski.
Chirurg zwraca uwagę, że najprostszą i najszybszą formą pomocy dzieciom, które ktoś krzywdzi jest reakcja innych ludzi.
- Pamiętajmy, że nawet te najmniejsze dzieci demonstrują sytuacje dla nich nieakceptowalne, najczęściej płaczem. Jeśli pojawia się często powinien on zaniepokoić sąsiadów czy najbliższą rodzinę. Nauczyciele też mogą dostrzec jakieś niepokojące sygnały. Lekarze rodzinni również powinni coś zauważyć - apeluje prof. Mańkowski.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Miejskie Historie - Trzcianka:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?