Rzuciła pracę i została rodziną zastępczą, by wnuki nie trafiły do domu dziecka

Agnieszka Jasińska
Pani Wiesława Sulima skończyła 91 lat. Cieszy się dobrym zdrowiem
Pani Wiesława Sulima skończyła 91 lat. Cieszy się dobrym zdrowiem Grzegorz Gałasiński
Gdy skończyła 74 lata, została rodziną zastępczą dla: półrocznej Emilki, 6-letniej Paulinki, 7-letniego Piotrka i 9-letniego Radka. Dziś ma 91 lat. Dzieci dorosły, a ona jest dla nich najukochańszą osobą na świecie. Wiesława Sulima z Łodzi przygotowuje wigilię dla całej rodziny.

Musiała zwolnić się z mleczarni. Nie było wyjścia. Jej wnuczki trafiły do domu dziecka. Nie mogła pozwolić, by tam zostały. Miała wtedy 74 lata. Zagryzła wargi i zabrała się do wychowywania czwórki małych dzieci. Nie było łatwo, ale nie żałuje żadnej chwili. Dziś jej największą radością jest to, że wychowała dzieci na porządnych ludzi.

- Babciu, idę do koleżanki. Będziemy piec ciasto na szkolną wigilię. Wrócę wieczorem. Zadzwonię do Pauliny, żeby do ciebie przyszła i z tobą posiedziała- krzyczy w drzwiach Emilka, która do tej pory mieszka z panią Wiesławą. Reszta wnuczków już się usamodzielniła i wyprowadziła.

Nie pozwoliła, żeby wnuczki zostały w domu dziecka

Kiedy Emilka trafiła do domu dziecka, miała pół roczku. Jej siostra Paulinka miała sześć lat. Troszkę starsi byli bracia - Piotrek miał siedem lat, a Radek - dziewięć. Babcia nie pozwoliła jednak, żeby dzieci dorastały i wychowywały się w domu dziecka. Zabrała wszystkie do siebie. Została dla nich rodziną zastępczą. To nie była trudna decyzja, to była jedyna słuszna decyzja dla pani Wiesławy. Nie mogła postąpić inaczej.

- Miałam 74 lata, pracowałam w mleczarni i nie miałam zamiaru rezygnować z pracy. Lubiłam pracować. Ale jak wzięłam dzieci do domu, to musiałam odejść z pracy. Nie chcieli mnie za bardzo puścić, ale nie mieli wyboru. Musiałam zająć się dziećmi - opowiada pani Wiesława. - Poszłam do sądu i powiedziałam, że wezmę wnuczki do siebie. Sędzia się zgodziła bez problemu.

Na pytanie o trudne chwile, starsza pani nie zastanawia się nawet przez moment. Uśmiecha się. -Nic nie było trudnego. Przeżyłam to wszystko, wychowałam dzieci, wszystko było dobrze, tak jak trzeba - mówi pani Wiesława. - Ja byłam bardzo dobra dla dzieci, ręki nie podniosłam na nie ani razu. Czasami głośniej krzyknęłam. Ale w ogóle się mnie nie bały. Może nawet za łagodna byłam.

Nie przepuściła żadnego sylwestra ani karnawału

W domu pani Wiesławy jest pełno zdjęć. Główne miejsce na ścianie zajmuje portret ślubny. - To moi rodzice. Bardzo ich szanowałam. I przez te lata ten portret wisi tu z szacunku - mówi pani Wiesława.

Na ścianach są też zdjęcia wnuczków, jest dużo portretów szkolnych, są dedykacje. Na komodzie stoi niewielkie zdjęcie pani Wiesławy z czasów młodości. Miała wtedy 36 lat. To rozmiar fotografii do dokumentów.

- Proszę zobaczyć, jaka byłam fajna babka - pokazuje pani Wiesława. -Fotograf namawiał mnie wtedy, żebym zrobiła sobie duży portret. Ale ja nie chciałam. Dzisiaj żałuję. Byłaby ładna pamiątka.

Pani Wiesława, kiedy wspomina czasy swojej młodości, rozpromienia się natychmiast. - Dzisiaj to w sylwestra będę telewizję oglądać i pewnie przed północą pójdę spać. Już nie ten wiek. A kiedyś... Nie przepuściłam ani sylwestra, ani karnawału. Lubiłam tańczyć, bawić się. Miałam ładne sukienki. To naprawdę były piękne czasy - mówi kobieta.

Pani Wiesława miała czworo własnych dzieci. Urodziła samych synów. Jeden umarł, kiedy miał półtora roczku. Bardzo to przeżyła. Jego zdjęcie wciąż stoi na segmencie w pokoju staruszki. Dzisiaj żyje tylko jeden syn pani Wiesławy.

Sama przygotuje wigilię, kupi tylko ciasta, bo gotowe są tańsze

Przygotowania do świąt pani Wiesława zaczęła tydzień przed Wigilią. W czwartek w mieszkaniu pojawiła się choinka, a na niej światełka i bombki.

- Na wigilię wszystko robię sama. Będzie śledź, karp w galarecie, pierogi z grzybami, zupa grzybowa, kapusta z grzybami, kompot z suszu - opowiada pani Wiesława. - Kiedyś co roku robiłam makiełki, ale nikt ich nie jadł i zostawały. W tym roku ich nie robię.

Na pierwszy dzień świąt pani Wiesława przygotowuje bigos. Tylko ciasta kupi w sklepie. - Kupne są tańsze. U mnie ciężko z pieniędzmi. Policzyłam i wyszło, że domowe ciasto wychodzi drożej niż kupione - mówi staruszka. - Kupię sernik i ciasto drożdżowe. Wystarczy.

Pomimo wieku, pani Wiesława jest w pełni sprawna. Mieszka na drugim piętrze w kamienicy obok rynku przy placu Barlickiego. Sama pokonuje schody, chociaż jest jej coraz ciężej.

- Chodzę na rynek na zakupy. Sprzedawcy mnie znają - uśmiecha się staruszka. - Prezentów nie kupuję, bo nie mam za bardzo na nie pieniędzy. Pomagam wnuczkom na co dzień. Daję im pieniądze, jak coś im potrzeba.

Jeszcze kilka lat temu pani Wiesława miała pieska - Sonię.- Spacerowałam z nią wszędzie. Uwielbiałam ją. Niestety, zachorowała na raka. Trzeba było ją uśpić. Już nie wezmę drugiego psa. Już nie mam tyle siły, żeby za nim biegać - mówi kobieta.

Na wigilii niestety w tym roku zabraknie Piotrka i Radka. Bracia wyjechali do pracy w Anglii. - Radek wyjechał sześć lat temu. Znalazł pracę, ma tam mieszkanie, dziewczynę. Piotrek pojechał do niego w odwiedziny i został. Razem tam pracują. Radzą sobie, jak mogą -mówi. - Przyjadą po Nowym Roku. Szkoda.

Pani Wiesława z ogromną radością wspomina czasy, kiedy wszystkie wnuczki były na święta w domu. - Było gwarno, wesoło. Dzisiaj jest smutniej - mówi pani Wiesława.- Na szczęście nie zapominają o mnie.

Po sześćdziesiątce rzuciła papierosy i to z dnia na dzień

Pani Wiesława świetnie się czuje. Nie narzeka na zdrowie.

- Jak byłam młoda, to miałam problemy z wątrobą. Nawet pogotowie do szpitala mnie zabrało. Ale jak przywiozło do domu, to ja od razu złapałam łyżkę i zjadłam kapustę. I nic mi nie było. Z czasem wątroba się uspokoiła i teraz nic mnie nie boli. Już więcej nie byłam w szpitalu. I obym nie była. Za to przyplątało się nadciśnienie. Na święta życzyłabym sobie tylko tego, żebym tego nadciśnienia nie miała. Chciałabym się napić kawy, bo bardzo ją lubię, a nie mogę - mówi staruszka.

Pani Wiesława nie stosuje żadnej diety. Je wszystko. - Nie wybrzydzam, nie przebieram. Jem to, co mi smakuje - mówi. - Alkoholu nigdy nie piłam, niedobre to. Paliłam papierosy. Ale jak miałam 60 lat, to położyłam papierosy na stole i powiedziałam, że albo je ktoś sobie weźmie, albo wyrzucę je do kosza. I od tamtej pory nie ruszyłam papierosów.

Mieszkanie pani Wiesławy ma ponad sto metrów kwadratowych. Teraz to dla niej za dużo. Rachunki pochłaniają większą część emerytury.

- Jak dzieci były małe, to było nam tu dobrze. Teraz jednak nie potrzebuję takiego dużego mieszkania. Kiedyś powiedziałam, że prędzej umrę, niż się stąd wyprowadzę. Ale pieniądze zmieniły tę decyzję. Muszę zmienić mieszkanie na mniejsze, żeby wystarczyło mi na leki i jedzenie - opowiada staruszka. - Poprosiłam miasto o pomoc. Chciałabym dostać jakieś mieszkanie z dwoma pokojami i kuchnią. I na pierwszym piętrze, bo wchodzić na drugie jest mi coraz ciężej. Jednak nic mi dobrego jeszcze nie znaleźli.

Starych drzew się nie przesadza, ale... czasem jest taka potrzeba

Łódzki magistrat szuka mieszkania dla pani Wiesławy. - 10 stycznia wniosek pani Sulimy, dotyczący zamiany zajmowanego mieszkania na mniejsze o strukturze dwa pokoje z kuchnią ze wszystkimi urządzeniami, został przyjęty do realizacji przez wydział budynków i lokali. 9 marca wskazane zostało pani Sulimie mieszkanie o powierzchni 36,59 mkw, w tym powierzchnia mieszkalna wynosiła 25,68 mkw. Były tam wszystkie urządzenia. Oferta ta nie znalazła aprobaty pani Sulimy. 16 grudnia została wysłana kolejna propozycja . Mieszkanie składa się z dwóch pokoi i kuchni o powierzchni 58,35 mkw, w tym powierzchnia mieszkalna to 41,52 mkw. Mieszkanie wyposażone jest we wszystkie urządzenia - opowiada Marcin Masłowski, rzecznik łódzkiego magistratu. - Czekamy na decyzję pani Sulimy. Mamy nadzieję, że tym razem uda się sprawę pozytywnie rozwiązać.

Na wspomnienie pierwszego zaproponowanego przez miasto mieszkania pani Wiesława smutnieje. - Było za małe. Na 20 metrach musiałabym zmieścić się z synem i wnuczką. To za mało - mówi kobieta. - Obejrzeliśmy też drugie mieszkanie. Jego stan jest tragiczny. Usłyszałam, że nie będzie remontu. A tam nie da się mieszkać. Okna są pognite, podłoga do wymiany. Ja nie mam ani siły, ani pieniędzy na remont. Może jeszcze miasto znajdzie mi coś innego.

Co miesiąc pani Wiesława płaci za mieszkanie 1.360 zł. - Niedawno było 100 zł więcej, ale na szczęście staniało - mówi pani Sulima. - Mówi się, że na stare lata drzew się nie przesadza. Żeby chociaż miasto mi dało jakąś dotację do mieszkania. Tak bardzo bym nie chciała się stąd wyprowadzać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rzuciła pracę i została rodziną zastępczą, by wnuki nie trafiły do domu dziecka - Dziennik Łódzki

Komentarze 4

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

J
JKM
Życzę wszystkim kobietom ,aby miały instynkt macierzyński choć w 50%-ach jak pani Wiesława.
Szczególnie apel tu dotyczy blachar, które robią sobie po kilka dzieciaczków z przypadkowymi chłopcami w dyskotekowych ubikacjach.Dzieci dorastające w takich warunkach mogą być tylko takie same jak mamusia.Taka babcia to tratwa ratunkowa zesłana z nieba
K
Kaya
Szczególnie tych w zakresie prowadzenia nieadekwatnej polityki pracy i opieki socjalnej, polityki nadawania odznaczeń, czy społecznej hierarchii ważności osób, itp.. Jest także przykładem instytucjonalizacji dewiacji moralnych, a istniejących dość powszechnie w wielu rodzinach.

Rzeczona 91-letnia osoba spełniła w swoim życiu rzecz wielce moralną, ale dotychczas nikt Jej samej i Jej czynu nie zauważył. Naturalnie, gdyby nie publikacja tegoż trafnego artykułu redaktorki Times’a. Jak widać, bohaterka artykułu spełniła wiele dobrego, i nie tylko wobec samych wnucząt, ale także wobec państwa w którym mieszka. No, a cóż bohaterka takiego konkretnego otrzymała od swojego państwa? Notabene, w którym akurat przez ½ wieku płaciła podatki. Przecież medium PolskaTimes nie jest organem państwowym, a zatem, i dany szacunek jest li tylko szacunkiem prywatnym i z woli redakcji.

W odniesieniu do bohaterki występują również inne istotne zagadnienia, ale chyba niezbyt zauważone. A które pośrednio leżą w kontekstach artykułu, więc oto one:

(1)Jej wnuczki trafiły do domu dziecka. Nie mogła pozwolić, by tam zostały. Miała wtedy 74 lata
(2)Wiesława Sulima z Łodzi przygotowuje wigilię dla całej rodziny... Na wigilię wszystko robię sama. Będzie śledź, karp w galarecie, pierogi z grzybami, zupa grzybowa, kapusta z grzybami, kompot z suszu - opowiada pani Wiesława. - Kiedyś co roku robiłam makiełki, ale nikt ich nie jadł i zostawały
(3)Tylko ciasta kupi w sklepie. - Kupne są tańsze. U mnie ciężko z pieniędzmi

Ad 1: Od kobiety mającej 74 lata i w dodatku od matki czworga dzieci egzekwuje się wykonywanie pracy! Bohaterka jest skromną postaci, więc zrozumiałym jest, iż nie rzekła tegoż prawdziwego, czyli że ową pracę w mleczarni wykonywała z przymusu finansowego. Gdyż bez niej inaczej znalazłaby się w przychówku dla osób starszych lub na ulicy. Stąd pytania: Czy egzekwowanie pracy od osoby w tak zaawansowanym wieku jest postępowaniem moralnym i humanitarnym? Czy brak finansowej opieki synów na rzecz własnej matki jest postępowaniem moralnym i katolickim?

Ad 2: Czyż pozostawienie (latami) 91-letniej babci czynności sporządzenia Świąt przez wnuczęta jest ze strony tychże wnucząt postępowaniem moralnym i katolickim? Przecież święta bożenionarodzeniowe innego rodzaju nie są!

Ad 3: Bohaterka urodziła i wychowała czworga synów, oraz wychowała tyleż samo wnucząt. Dlaczego zatem nie stać bohaterki na zakup produktów do ciast? Czy faktyczne pozostawienie swojej opiekunki i żywicielki z kosztami organizacji Świąt jest ze strony tychże wnucząt postępowaniem moralnym i katolickim?

Jestem prostego i czytelnego zdania, mianowicie; owe towarzystwo wnucząt, de facto zdrowo i z wielkim wyrzeczeniem "odhodowanych”, winno organizację i koszty Świąt ponosić samemu. Natomiast na codzień swoją bohaterską babcię posadzić na fotelu wyściełanym atłasem i ustawionym w wyeksponowanym miejscu. Więc nie tylko udawać iż nie mają z czego cokolwiek zorganizować, więc nie tylko wybrzydzać i przebierać smakowite kąski: "Kiedyś co roku robiłam makiełki, ale nikt ich nie jadł i zostawały”

Na pewno reperkusją artykułu w PolskaTimes będzie i takie znane powszechnie zjawisko z rodzaju raptownych wycieczek. Czyli zaraz po świętach ruszą pod adres tej pani lokalni politycy z laurkami i kopertą. Jak choćby, agresywny z Łodzi, czy bajerant emeryt z Żyradowa. A może i nawet przybędą jacyś delegaci z głównego Pałacu ze stosownym odznaczeniem i hordą pałacowych paparazzi. No tak, a gdzież oni wszyscy byli do tej pory?

Reasumując: Ta 91-letnia pani z Łodzi to jedna z takich wielu chwalebnych postaci. Jednocześnie i taka postaci wcześniej przecież przez nikogo i nigdzie niezauważona. Sam artykuł jest trafny i potrzebny. Jednak w swej merytorycznej wymowie jest wielce zatrważający, bo de facto wskazany jest skrajny egoizm i wygodnictwo młodych.
g
gość
gratulacje dla pani Wiesławy! a Łodź moze sie postarać o mieszkanie, które bedzie odpowiednie, przeciez ona wychowała 4 dzieci!
Koszt utrzymania dziecka w domu dziecka to miesiecznie jakies 3500 zł i tyle miasto musialoby zaplacic, co daje sume 3500 zł x 4 dzieci x 12 miesiecy x 16 lat co daje jakies zatrwazajaca sume 2 miliony 688 tysiecy. pani Wieslawa otrzymywala przez te lata jakies 700 zł miesiecznie na dziecko czyli 537,600 zł dla miast czysty zysk to ponad 2 miliony, wiec niechaj Łódź się postara z mieszkaniem dla pani Wiesławy! nie mowiac juz o czym tak waznym i oczywistym, jak to ze pani Wieslawa stworzyła dzieciakom dom i rodzine, czego zaden "panstwowy" dom dziecka nikomu nie da!!!!!!
ł
łodzianka
Mam nadzieję, że urzędnicy zaproponują tej Pani odpowiednie do Jej potrzeb mieszkanie, tym bardziej, że oddaje ona miastu swoje większe.
Wróć na i.pl Portal i.pl