Ruszył proces byłego proboszcza z Domostawy
Przed rozpoczęciem przewodu sądowego obaj obrońcy oskarżonego księdza złożyli wniosek do sądu o wyłączenie jawności rozprawy z uwagi na ważny interes oskarżonego, jednak prokurator sprzeciwił się i dlatego rozprawa będzie jawna. Pokrzywdzoną Parafię pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Polski reprezentuje jako oskarżyciel posiłkowy ksiądz proboszcz, występujący z pełnomocnikiem prawnym.
Stanisław K. nie przyznał się do zarzutów, postanowił złożyć wyjaśnienia oraz odpowiadać na pytania, ale wyłącznie swoich obrońców i sądu (jednoosobowo orzeka sędzia Anna Polańska-Ziobro). Jako źródło dochodu wskazuje emeryturę (około 2 tysięcy złotych miesięcznie) i ze sprzedaży owoców z sadu około 100 tysięcy złotych rocznie (w tym sezonie grad zniszczył uprawy). Przyznał też, że miał duże pieniądze na koncie - kilka milionów, a majątek zawdzięcza przede wszystkim przelewom od stryja mieszkającego w Kanadzie. Składając wyjaśnienia kapłan bardzo odbiegał od meritum, ale na początek dostało się prokuraturze i kurii biskupiej.
- Według mnie wszystkie przesłanki tego oskarżenia to przemyślane kłamstwo i oszustwo. Są celowym i świadomym działaniem nastawionym na oczernienie mnie i zniesławienie. Uważam, że to typowa ustawka, to nie ja powinienem być na ławie oskarżonych. Taka jest opinia publiczna kapłanów i świeckich - mówił Stanisław K.
Jak przypomniał, historia jego zniesławienia zaczęła się od screena umieszczonego na Facebooku przez współpracownika jednego z prawicowych posłów z regionu (podał nazwisko). Współpracownik ten ma twierdzić, że to było fake konto. Opublikowany został przelew 2 milionów złotych z konta parafii na prywatne konto proboszcza, ale nie opublikowano przelewu z konta proboszcza na konto parafii kilka dni wcześniej.
Jak tłumaczył, przelał swoje pieniądze na konto parafii z zamiarem kupna obligacji, ponieważ zamierzał zadbać o przyszłość parafii, na której bardzo mu zależało, którą jako proboszcz kierował przez blisko cztery dekady. Kiedy jednak okazało się, że parafia nie może kupić obligacji, z powrotem ksiądz przelał pieniądze z konta parafialnego na swoje - 5 lipca. I to o ten przelew zrobiła się afera.
Jak mówił oskarżony wczoraj w sądzie, prokuratura przez dziewięć miesięcy prowadziła śledztwo w sprawie przywłaszczenia 2 milionów złotych, choć miała już wyciągi bankowe. Był też sąd biskupi.
- Wciąż stałem pod zarzutem przywłaszczenia nie 430 tysięcy złotych jak w akcie oskarżenia, tyko 2 milionów. Można powiedzieć, że zostałem oczerniony urzędowo przez biskupa, prokuraturę i kanclerza kurii, którzy zarzucili mi przestępstwo nie patrząc na dokumenty bankowe. (...) Do zatuszowania zbrodni, bo to oszczerstwo zabiło mnie cywilnie i społecznie, jako człowieka i księdza, tak jak wcześniej za czasów komuny poprzez podrzucenie zakazanej bibuły, materiału wybuchowego i rozrzucone oszczerstwa, doprowadzono do pojmania i zabójstwa mojego przyjaciela księdza Jerzego Popiełuszki - mówił oskarżony Stanisław K., ale sędzia przerwała jego wywody i poprosiła o odniesienie się do samych zarzutów.
Oskarżony twierdzi, że kwota wskazana w akcie oskarżona (434 tysiące złotych) to niewielka rekompensata za to, że przez wiele lat swoje prywatne pieniądze przekazywał między innymi na parafialne inwestycje.
- Najwięcej pieniędzy przekazałem w latach 80., kiedy to jeszcze jako wikariusz wsparłem budowę kościoła w Zdziarach, później budując plebanię, kaplicę cmentarną, ratując rozwalający się zabytkowy kościół, wszystko to ogradzając - mówił oskarżony kapłan. - Na kościół w Zdziarach przekazałem mniej więcej połowę potrzebnych środków. Miałem możliwości, od stryja miałem dużo pieniędzy. Gdyby tak policzyć to wszystko, przez te 40 lat przekazałem na parafię około dwóch milionów dzisiejszych złotych. Traktowałem to jako swego rodzaju pożyczkę.
Dodawał, że przez te wszystkie lata parafia w Domostawie nie przynosiła zysków, a wręcz przeciwnie - dochody były mniejsze niż wydatki. A trzeba też było odprowadzać pieniądze do kurii.
- Każdego roku, żeby się bilansowało wszystko na zero, z własnych prywatnych pieniędzy wpłacałem do parafii mniej więcej kilkanaście tysięcy złotych - przekonywał Stanisław K. - Do 2014 roku na moim utrzymaniu była też gospodyni, ja płaciłem jej pensję, ale podczas wizytacji biskupiej usłyszałem, że tak nie może być, że gospodyni musi być na utrzymaniu parafii.
Największy problem w tym, że słów kapłana (nie oceniając ich prawdziwości) nie można potwierdzić analizując dokumentację parafialną lub przepływ pieniędzy na kontach księdza i parafialnym. W tym przypadku określenie „kreatywna księgowość” jest najbardziej adekwatne.
Przypomnijmy, że według Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu oskarżającej w tej sprawie, ksiądz Stanisław K. jako proboszcz przywłaszczył 434 tysiące złotych. Chodzi o jesień 2020 roku. W październiku i listopadzie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad Oddział w Rzeszowie przelała na konto parafii w Domostawie w sumie ponad 448 tysięcy złotych tytułem odszkodowania za wywłaszczenie należących do parafii nieruchomości pod budowę drogi ekspresowej S19. 30 listopada 2020 roku tę kwotę proboszcz Stanisław K. przelał na swoje konto. Kilka miesięcy później do Diecezji Sandomierskiej wpłacił 7-procentowy podatek, więc o tę wartość pomniejszona jest ostateczna kwota w prokuratorskim zarzucie.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"