Rosyjskie "lotniskowce" na polskiej ziemi: Osiedle "Szpiegowo", budynki przy KPRM i MSZ...

Anita Czupryn
Ambasada Federacji Rosyjskiej to okazały gmach przy ul. Belwederskiej
Ambasada Federacji Rosyjskiej to okazały gmach przy ul. Belwederskiej Piotr Smoliński/Polskapresse
Sowieckie wojska opuściły Polskę przed dwiema dekadami. Teoretycznie na terenie naszego kraju nie ma już stref kontrolowanych przez Rosję. Ale tylko teoretycznie. Spadek po Sowietach wciąż daje Federacji Rosyjskiej prawo dysponowania pewnymi budynkami w polskich miastach.

W tym roku, 8 kwietnia, mijają 23 lata od momentu, kiedy Polskę zaczęły opuszczać stacjonujące w wielu miastach rosyjskie wojska. Ich wycofywanie rozpoczęło się w 1991 roku od Bornego Sulinowa, skąd wyjechała stacjonująca tu brygada rakiet operacyjno-taktycznych. Przez następne dwa lata Rosjanie wychodzili z Legnicy, a Polacy na nowo zajęli się zagospodarowywaniem przejętego po jednostkach Armii Radzieckiej mienia. Podobnie było z lotniskiem Kluczewo (dziś teren ten należy do Stargardu Szczecińskiego), gdzie - o czym mało kto wie - teren ten od razu po wojnie przejęła Armia Czerwona, organizując w Kluczewie jedną z największych baz wojskowych w zachodniej Polsce. Ostatnie jednostki Federacji Rosyjskiej opuściły lotnisko 13 października 1992 roku, pozostawiając 609 hektarów z 39 lotniczymi hangarami. Jak się okazało, rosyjska baza paliwowa, która znajdowała się na terenie lotniska, doszczętnie zanieczyściła glebę, wody podziemne, stanowiąc bezpośrednie zagrożenie dla ekosystemu jeziora Miedwie (piątego co do wielkości jeziora w Polsce). Działania rekultywacyjne na tym terenie prowadzono od 1996 do 2004 roku, aby odzyskać równowagę ekologiczną.

Są jednak miejsca i miasta, w których równowagi nie odzyskano do dziś. I bynajmniej nie chodzi tu już o równowagę ekologiczną - raczej ekonomiczną. W roku 2014 pod rosyjską kontrolą pozostaje nieproporcjonalnie wiele obiektów na terenie Polski. I coraz trudniej znaleźć uzasadnienie dlaczego.

Warszawskie "Szpiegowo" to kompleks budynków zajmujących 6 tys. metrów kwadratowych. Do niedawna mieścił się tam nawet tajny klub nocny - tylko dla "uprawnionych" Rosjan

Eksterytorialne strefy w stolicy

Mimo że w Polsce rosyjskich wojsk już nie ma, a tereny i budynki przejęły gminy, wciąż jeszcze są takie miejsca - nietykalne terytoria rosyjskie - o których niewiele wiadomo, bo znajdują się w rosyjskich rękach. Mowa o działkach i nieruchomościach położonych w centrum Warszawy - tych po sowieckich dyplomatach i funkcjonariuszach służb specjalnych. Wokół nich narosło wiele tajemnic i szpiegowskich mitów, ale wcale nie jest wykluczone, że i dziś mogą służyć rosyjskim szpiegom. Znajdują się one w nader atrakcyjnych miejscach stolicy i warte są grube miliony, a Polska każdego roku ponosi straty finansowe, również idące w miliony złotych, tylko z tego powodu, że nie ma możliwości odzyskania ich z rąk Rosjan, a oni - nie płacą opłat dzierżawczych.

Jedną z nieruchomości jest komplet budynków po rosyjskich dyplomatach, ich rodzinach i Rosjanach bywających w Polsce "w delegacji" przy ul. Sobieskiego 100. Wszystko przez umowę o przedstawicielstwach dyplomatycznych i przedstawicielstwach handlowych, podpisaną przez Edwarda Gierka w latach 70. Związek Radziecki otrzymał na jej mocy kilkanaście działek w Warszawie. Polska, zgodnie z tą samą umową, otrzymała tylko jedną działkę w Moskwie - do dziś mieści się na niej polska ambasada. Chociaż, jak kilka miesięcy temu opowiadał Stanisław Ciosek, ambasador Polski w Rosji w latach 1986-1996, który wystąpił w reportażu programu "Czarno na białym", po upadku ZSRR była okazja, aby "urwać" Rosjanom trochę terenów w Moskwie. Rosjanie proponowali mu, aby wybierał obiekty, jakie mu się podobają. - Wówczas, na początku lat 90., Polska mogła zdobyć jakiś kawałek Moskwy, gdyż był to czas regulowania sytuacji własnościowej - opowiadał były ambasador. Jednakowoż nowe, demokratyczne władze Polski zrezygnowały z tej możliwości. No ale to też przy tej okazji spowodowało, że do dziś z niektórymi rosyjskimi budynkami w Warszawie polskie władze nie potrafią dać sobie rady.

Osiedle z Klubem 100

Przy ul. Sobieskiego 100, za szerokim murem od ulicy i metalowym płotem od strony parku, znajduje się okazałe osiedle, dziś kompletnie zrujnowane, a jednak dla polskich obywateli niedostępne.

Luksusowe osiedle z blokami o wysokości od 3 do 10 pięter powstało na początku lat 80. Rosjanie nazwali je "Rosijskij żiłoj dom". Mieszkańcy Warszawy, czując, co się święci, szybko ochrzcili je nazwą "Szpiegowo" czy też "Zona KaGieBe". Cała powierzchnia liczy aż sześć tysięcy metrów kwadratowych! Był to ściśle zamknięty i dobrze strzeżony teren, odcięty od miasta i praktycznie samowystarczalny - znajdowały się tam restauracja, sauny, a nawet kino w ekskluzywnych podziemiach.
Oficjalnie rosyjscy dyplomaci i ich rodziny opuścili osiedle w połowie lat 90., ale sama nieruchomość stała się przedmiotem dyplomatycznego sporu.

O tym rzekomo opuszczonym osiedlu do dzisiaj krążą legendy, a zwłaszcza o tajemniczym Klubie 100, który miał tam działać dla pracowników ambasady i innych osób - biznesmenów wyłącznie z rosyjskimi paszportami. Ponoć to jedyne miejsce w Warszawie, gdzie dosłownie za grosze można było się napić wódki czy piwa, pograć w bilard czy piłkarzyki i obejrzeć rozbierające się piękne dziewczyny. Podobno klub istniał od co najmniej lat 90., a założyć go mieli znani swego czasu przestępcy, tworzący grupę zrzeszającą się w Klubie Płatnych Zabójców. Inne informacje wskazują na to, że klub miał rozpocząć działalność w 2005 roku - wtedy bowiem miały pojawić się na dziedzińcu widoczne kolorowe parasole.

Kilka lat temu na teren nieruchomości przy Sobieskiego próbowali wejść urzędnicy z Urzędu Miasta Warszawy - chcieli przejąć budynek za niepłaconą dzierżawę (w tej chwili chodzi już o miliony złotych niezapłaconej dzierżawy). Bezskutecznie. To, czego nie udało się urzędnikom w majestacie prawa, zrobili członkowie grupy miejskich eksplorerów, których pasją jest zwiedzanie opuszczonych budynków. Nieruchomość przy Sobieskiego 100 to była dla nich największa gratka. Jak opowiadał Marek Słodkowski z grupy Urbex, która swoje wejście sfilmowała i udostępniła na YouTube, w środku zobaczyli zupełnie puste pomieszczenia, zrujnowane pokoje z połamanymi sprzętami, ale też takie, które wyglądały, jakby ktoś wyszedł na chwilę i zapomniał zamknąć drzwi.

Poza kontrolą polskiego państwa

- Nie ma wątpliwości, że tego typu obiekty, które znajdują się na terenie naszego państwa, a nie są de facto pod kontrolą naszych władz, których przeznaczenie jest niejasne, dzieje się wokół nich coś dziwnego, są z oczywistych powodów przedmiotem zainteresowania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW musi się przyglądać temu, czy nie dzieje się tam jakaś działalność sprzeczna z prawem czy naszymi interesami. A już na pierwszy rzut oka widać, na moje oko i mojego szpiegowskiego nosa - coś tam dziwnie pachnie - mówi w rozmowie z "Polską" były oficer wywiadu, dziś autor szpiegowskich powieści Vincent V. Severski.

No, ale zwykle tam, gdzie chodzi o Rosjan, o służby specjalne, rodzi się mit szpiegowski owiany tajemnicą. - Prawda jest najczęściej prozaiczna - nie potrzeba trzymać wielopiętrowego bloku w centrum miasta, by zrealizować szpiegowskie zadania - śmieje się były oficer wywiadu.

Prawem kaduka?

Federacja Rosyjska, co pokazały już minione dekady, nie zamierza negocjować w sprawie tych nieruchomości, które rozmieszczone są w nader strategicznych miejscach stolicy. Aktualnie chodzi o kilka nieruchomości o łącznej powierzchni 24 tys. metrów kwadratowych, których nadal stan prawny nie jest uregulowany. Położone są w strategicznych dla nas miejscach: w sąsiedztwie albo niedalekiej odległości od siedzib ważnych państwowych instytucji: Ministerstwa Obrony Narodowej, w sąsiedztwie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - przy Alei Szucha, przez ścianę z siedzibą nuncjatury apostolskiej, niedaleko ministerstw Spraw Zagranicznych, Edukacji Narodowej czy Trybunału Konstytucyjnego.

Zaledwie kilkaset metrów od polskiego sztabu generalnego mieści się budynek... rosyjskiej szkoły średniej

I tak, przy ul. Kieleckiej mieści się budynek rosyjskiej szkoły średniej - a kilkaset metrów dalej Sztab Generalny Wojska Polskiego. Z okien rosyjskiej ambasady doskonale widać za to polskie Ministerstwo Obrony Narodowej. Prócz "pustostanu" przy Sobieskiego Rosjanie mają jeszcze budynek przy ul. Bobrowieckiej. No i na nich zarabiają, jak na przykład na nieruchomości przy al. Szucha 8, gdzie wynajmują biura prywatnym firmom. Sprawdziła to zresztą kilka miesięcy temu reporterka TVN Katarzyna Górniak i pokazała w reportażu "Tajemnicze rosyjskie nieruchomości w Warszawie" - nie miała problemu, żeby wynająć biuro w cenie 65 zł za metr kwadratowy. Tylko roczny zysk z wynajmu, jaki wpada z tego tytułu do kieszeni Rosjan, to 3 mln zł.

Eksperci do spraw wywiadu i bezpieczeństwa wielokrotnie alarmowali, że warszawskie obiekty znajdujące się w rękach Rosjan mogą służyć działalności elektronicznego wywiadu. - Trochę bazujemy tu na dawnych historiach zimnowojennych czy opisanych w dziejach szpiegostwa operacjach, w których znaczenie miały kable, podsłuchy, podkopy - mówi Vincent V. Severski. Dzisiaj wiemy, że są lepsze metody, żeby się zabezpieczyć przed tego typu działaniem. Teraz szpieg się podłącza przede wszystkim cyfrowo, stąd ważne jest odpowiednie zabezpieczenie sieci internetowej. Bliskość fizyczna z budynkami, w których znajdują się ważne urzędy, to dzisiaj trzeciorzędna sprawa - uważa były oficer wywiadu.

Materiał przygotowany przez redakcję magazynu "Nasza Historia" dla czytelników "Polski". Zapraszamy do zapoznania się z pełną zawartością naszego miesięcznika. "Nasza Historia" to jedyne pismo historyczne na polskim rynku, które przedstawia także historię regionalną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
pojdjut na wsiegda? kuda k****?
s
spokojny
Nie może być propagandy komunizmu. A gwiazda sowiecka jest symbolem dominacji i upodlania narodu. Dlatego nie można tolerować pomników promujących stalinizm. Ale rozumiem, że jest szkoda pomników „za które ludność musiła zapłacić” czyli ja proponuję rozwiązanie praktyczne: nie niszczyć cokołów a jedynie określone symbole. A więc wystarczy z danego pomnika usunąć sierpa z młotem i zamiast tego dać np. pięknego polskiego orła dominującego nad okolicą i poprawimy w ten sposób estetykę miast i wsi.

Albo wystarczy po cichu wyrwać tablicę typu „w tym miejscu armia radziecka...” a zamiast tego znaleźć w wikipedi co się w tym miejscu innego wydarzyło i przygotować tabliczkę np. z napisem „w tym miejscu Polacy dzielnie walczyli”. A jak nic nie ma w wikipedi co by było akurat w tym miejscu to zawsze można dać coś ogólnie typu „w okolicy tego miejsca też na pewno mieszkali dzielni Polacy zasłużeni dla okolicy, przechodniu uszanuj pamięć tego miejsca”. W ostateczności można taki cokół wykorzystać jako słup ogłoszeniowy albo na praktyczne napisy typu „szanuj zieleń” jeżeli akurat stoi na trawniku.
Wróć na i.pl Portal i.pl