Prof. Grabowska: Bojkot referendum to bardzo zły pomysł. Referenda wiążą Unii ręce

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Profesor Genowefa Grabowska: Cała ta sprawa z bojkotem referendum… Powiedziałabym, że mnie śmieszy, gdyby nie fakt, że dotyczy poważnej rzeczy. Takie dziecinne podejście do sytuacji i wskazywanie, w jaki sposób nie uczestniczyć w referendum, to jest dla mnie sytuacja absolutnie kuriozalna!
Profesor Genowefa Grabowska: Cała ta sprawa z bojkotem referendum… Powiedziałabym, że mnie śmieszy, gdyby nie fakt, że dotyczy poważnej rzeczy. Takie dziecinne podejście do sytuacji i wskazywanie, w jaki sposób nie uczestniczyć w referendum, to jest dla mnie sytuacja absolutnie kuriozalna! Arkadiusz Lawrywianiec, Karolina Misztal/ Polska Press; ankojan/123rf.com
- Rzecz, która chyba przejdzie do komiksów to to, gdy jedna osoba chce unieważnić referendum, którego jeszcze nie było! To już jest kuriozalne i zabawne. Pokazuje też, że nasza klasa polityczna jest absolutnie rozchwiana i w niektórych sytuacjach bezradna, skoro sięga do takich niemądrych rozwiązań, jak jednoosobowe unieważnianie referendum, które się nie odbyło - tak profesor Genowefa Grabowska, była poseł do Parlamentu Europejskiego, konstytucjonalistka i ekspert z zakresu prawa międzynarodowego podsumowała dotychczasowe próby zbojkowania i umniejszenia znaczenia referendum, zaplanowanego przez PiS w październiku.

To niejedyny zarzut ekspertki do kształtu, w jakim idzie dyskusja nad referendum oraz pytaniami, które rząd zamierza zadać Polakom. W jej ocenie, referendum będzie mieć o wiele szersze i poważniejsze skutki niż jedynie polityczne - o czym, zgodnie z poglądem pani profesor, wielu zdaje się dzisiaj zapominać, traktując referendum jedynie jako kolejne narzędzie polityczne trwającej kampanii wyborczej. Czym grozi tego rodzaju postawa, a także jakie skutki prawne i polityczne będzie mieć dla Polaków nadchodzące referendum, wyjaśniła w rozmowie z portalem i.pl.

Z pewnością słyszała Pani, w jaki sposób sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, profesor Wojciech Hermeliński, odniósł się do zaplanowanego na 15 października 2013 referendum…

Oczywiście. Sędzia Hermeliński zachęcał do bojkotu tego referendum i wyraził opinię, że można podrzeć kartę wyborczą. Pan sędzia jednak doskonale zna przepisy, które właśnie za taki czyn przewidują konkretną karę. To jest przestępstwo i nie wolno tego robić. Dziwię się, że sędzia nawołuje czy wręcz wskazuje drogę do popełnienia takiego przestępstwa wyborczego. Otóż nie, nie można dokonać takiego czynu.

Cała ta sprawa z bojkotem referendum… Powiedziałabym, że mnie śmieszy, gdyby nie fakt, że dotyczy poważnej rzeczy. Takie dziecinne podejście do sytuacji i wskazywanie, w jaki sposób nie uczestniczyć w referendum, to jest dla mnie sytuacja absolutnie kuriozalna! Wszędzie na świecie woła się: „Chodźcie! Przyjdźcie! Zabierzcie głos! Mówcie – co wam się podoba, a co nie?”. A u nas nawołuje się do bojkotu? Dam taki przykład: Szwajcarzy cały czas chodzą do referendów – kilka, a w niektórych kantonach nawet i kilkanaście razy do roku. Chodzą oczywiście ci, którzy chcą, bo w Szwajcarii nie ma przymusu uczestnictwa w referendach. Kto nie chce, ten nie idzie, ale w ten sposób niejako zrzeka się uczestniczenia w procesie podejmowania decyzji czy wskazywania kierunku, jaki władza powinna rozpatrzyć przy podejmowaniu decyzji. Referendum to jest coś oczywistego w krajach, które autentycznie są zainteresowane tym, co myślą obywatele.

Wydaje mi się, że gdyby w Polsce częściej były organizowane referenda, to może ludzie by się nauczyli i odczuli, że mają wpływ na władzę. W obecnej sytuacji po prostu uważają, że to jest jeszcze jeden obowiązek. To przekonanie, że to od nas nic nie zależy – to właśnie trzeba przełamać.

Jest jeszcze jedna sprawa. Samo nawoływanie do podarcia karty wyborczej i to jeszcze wskazanie, że trzeba przedrzeć ją w całości – bo jeżeli jest częściowo naderwana, to ten głos nadal liczy się jako głos uczestnika referendum, bez wskazania, czy jest za czy przeciw. Pan sędzia mówił wprost: trzeba to przerwać, całą kartę. Więc absolutnie nie – uważam, że się zagalopował. Nie wiem, czy zapomniał o przepisach i sankcjach za przestępstwa przeciwko wyborom czy też świadomie tego nie robił, a przecież żaden prawnik tego robić nie powinien.

Kolejna rzecz, skoro o tym rozmawiamy. Takie wzywanie, żeby przy odbiorze karty wyborczej – bo będą trzy karty do pobrania: karta głosowania do Sejmu, do Senatu i referendalna – żeby zaznaczyć czy żądać od komisji zrobienia adnotacji, że nie odbierzemy tej karty to znów jest naruszenie jednego z przymiotników, które określają wybory.

Wybory mają być nie tylko równe i bezpośrednie, ale i tajne! Taka adnotacja przy nazwisku, że konkretna osoba nie wzięła udziału w referendum i zażądała wpisania tego w rejestr jest sprzeczna z tym pięcioprzymiotnikowym prawem wyborczym, a konkretnie z obowiązkiem zachowania tajności w wyborach. To jest bardzo zły pomysł. To rozwiązanie, które mogłoby także pozwolić organom zewnętrznym – na przykład OBWE - sformułować zarzut, że polskie wybory nie odbyły się zgodnie z tym obowiązkiem zachowania tajności. To jest niebezpieczne dla oceny całokształtu wyborów i to nastąpić nie może: wskazywanie, który obywatel jak podszedł do wyborów czy do referendum.

Poza tym komisja wyborcza nie jest od tego, żeby robić takie adnotacje przy wydawaniu kart, tylko zbierać podpisy kwitujące odbiór wydanych kart.

Profesor Hermeliński miał jeszcze jeden zarzut wobec referendum: „Nie chcę uczestniczyć w referendum, które moim zdaniem nie jest referendum, a plebiscytem”. Jaka jest prawna różnica między referendum a plebiscytem? Odnoszę wrażenie, że w polskim prawie w ogóle nie funkcjonuje instytucja taka, jak plebiscyt.

To pomylenie pojęć. Plebiscyt to instytucja prawno-międzynarodowa wywierająca skutki polityczne, najczęściej jest głosowaniem dotyczącym przyłączenia określonego terenu do danego państwa, jak np. plebiscyt w sprawie przynależności Górnego Śląska do Polski w 1921 roku. Referendum natomiast jest formą sondowania opinii społeczeństwa w konkretnych spawach, stawianiu pytań, które mają pomóc władzy w podjęciu decyzji lub wyrażeniu stanowiska.

W polskiej Konstytucji plebiscytu nie ma, więc trudno porównywać te dwie instytucje. Instytucją konstytucyjną, powszechnie stosowaną w wielu państwach demokratycznych, jest właśnie referendum. Są przepisy regulujące tę formę zabierania głosu przez społeczeństwo.

Przy referendum władza organizuje je po to, że wynikiem referendum jest później związana, jeśli – tak jak w naszym, polskim przypadku – w referendum ponad 50% tych, którzy byli uprawnieni do głosowania zagłosowało na tak. W innym przypadku referendum nie ma charakteru wiążącego, ale jednak wskazuje kierunek, w jakim powinny być podejmowane dalsze decyzje. Władza nie ma wtedy jednak obowiązku, by być wynikiem referendum związana.

O referendum zaczęto w Polsce mówić w związku z próbą narzucenia przez UE paktu migracyjnego. Pytanie referendalne miało dotyczyć głównie relokacji migrantów, dopiero później rozszerzono jego zakres o kolejne trzy pytania. W jaki sposób referendum w kraju członkowskim jest wiążące dla UE?

Referenda w krajach członkowskich bywały niekiedy bolesne dla całej Unii Europejskiej. Dochodziło wręcz do tego, że UE musiała zmieniać przepisy traktatowe, by pójść za głosem obywateli, którzy sprzeciwili się rozwiązaniom unijnym w państwach członkowskich. Było tak we Francji, było tak również w Holandii… W maju i w czerwcu 2005 roku w tych krajach przeprowadzono referenda dotyczące przyjęcia Konstytucji dla Europy. Obywatele obu tych krajów zagłosowali na nie – nie chcieli przyjęcia tych przepisów. Co się dalej stało? Konstytucja dla Europy padła, bo i Francja i Holandia nie mogły ratyfikować traktatu wobec wiążącego sprzeciwu ich obywateli.

Jeszcze ciekawiej było w Irlandii, kiedy przyjmowano Traktat z Lizbony. Obywatele za pierwszym razem (2008) wyrazili sprzeciw wobec przyjęcia tego traktatu. Wskazali również, dlaczego – bo Irlandia w wyniku ewentualnego przyjęcia jego przepisów straciłaby niektóre uprawnienia, wynikające z irlandzkiej konstytucji.

Co wtedy zrobiła Unia? Wyszła tym głosom naprzeciw: dała Irlandczykom gwarancję, że w tych dziedzinach, które oni oprotestowali, nie będzie zmian. Decyzją Rady Europejskiej zagwarantowała nienaruszalność irlandzkiego prawa co do prawa do życia, rodziny i edukacji, podatków oraz bezpieczeństwa i obrony. Przeprowadzono drugie referendum, już po gwarancjach Unii Europejskiej i w tym drugim referendum Irlandczycy powiedzieli „tak”. Dopiero wtedy Traktat wszedł w życia, bo Irlandia mogła go ratyfikować. To był 2009 rok.

Referenda przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi przepisami są ważne, co - w przypadku referendum ogólnokrajowego - stwierdza Sąd Najwyższy. Natomiast rzecz, która chyba przejdzie do komiksów to to, gdy jedna osoba chce unieważnić referendum, którego jeszcze nie było! To już jest kuriozalne i zabawne. Pokazuje też, że nasza klasa polityczna jest absolutnie rozchwiana i w niektórych sytuacjach bezradna, skoro sięga do takich niemądrych rozwiązań, jak jednoosobowe unieważnianie referendum, które się nie odbyło.

A jak wynik referendum w Polsce przełożyłby się na wdrożenie u nas paktu migracyjnego?

Aby pakt migracyjny był skuteczny, musi być akceptowany przez wszystkie państwa członkowskie. Materia dopuszczenia cudzoziemców na terytorium każdego państwa należy do jego suwerennych decyzji. Zatem, to nie jest tak, że pakt zostanie przyjęty większością głosów i wszystkie państwa (także głosujące przeciw) muszą się podporządkować. Dlatego tak ważna jest opinia obywateli każdego państwa w tej sprawie.

Jeśli obywatele państwa członkowskiego powiedzą „nie” proponowanym przez pakt rozwiązaniom, Unia o tym się natychmiast dowie. Wynik referendum wiąże władze naszego państwa. Władze naszego państwa muszą wtedy Unii Europejskiej przekazać, że nie mogą tego paktu zaakceptować, ponieważ obywatele odrzucili ten dokument. Rząd ma wtedy w UE związane ręce. Nie może przyjąć ani żadnego aktu, który byłby sprzeczny z wynikiem referendum ani nie może podjąć konkretnych działań, które naruszałyby to zobowiązanie. Rząd nie może wtedy nawet negocjować i na przykład powiedzieć: „Dobrze – w drodze ustępstwa bierzemy do siebie stu imigrantów”. Nawet taki akt byłby sprzeczny z wolą uczestniczących w referendum.

Być może Unia boi się zaraźliwości tego rozwiązania i tego, że będzie to przykład dla innych państw członkowskich. Nie ma wielu takich państw, które chętnie by widziały u siebie przymusową relokację. No, może poza tymi państwami, gdzie od dawna przebywa moc migrantów pobierających zasiłki. Chodzi tu głównie o Niemcy i Francję oraz Austrię, mających największy problem z tym nadmiarem przybyszów, którzy nie chcą pracować, ale chcą dobrze żyć na koszt miejscowego podatnika.

A co z mechanizmem „przymusowej solidarności”?

Unia bardzo perfidnie nazwała ten mechanizm „obowiązkową solidarnością”. To jest gra słów, która ma łagodzić elementy wywierania przymusu na państwa członkowskie, by przyjąć migrantów. Przymus jest ewidentny z powodu ultimatum: albo przyjmiecie tych imigrantów, których my wam wskażemy, albo zapłacicie za każdego taką i taką sumę.

Sędzia Hermeliński skomentował też poziom pytań, szykowanych przez rząd w referendum. Oto, co o nich powiedział: „Poziom pytań dyskwalifikuje możliwość brania w nim udziału”. Ma rację? Co polskie prawo mówi o formułowaniu pytań referendalnych?

Myślę, że to prywatna opinia pana sędziego Hermelińskiego, podyktowana raczej jego politycznymi wyborami. Kwalifikowanie pytań jako mądre czy niemądre, jako oczywiste czy nieoczywiste – to osobista opinia pana sędziego. Szkoda tylko, że wyrażając ją zapomniał, że nie prezentuje jej wyłącznie jako pan Hermeliński, tylko jako osoba, która odpowiadała w Polsce za bardzo ważną część publicznej działalności. Przecież był sędzią Trybunału Konstytucyjnego i przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej. Choćby z tego tytułu powinien powstrzymać się od wygłaszania takich osądów i powinien zachować umiar. Jeżeli natomiast ma do pytań zastrzeżenia merytoryczne, to powinien powiedzieć, dlaczego mu się nie podoba konkretne zagadnienie. Gdyby dał przykład, jak można pytanie lepiej sformułować, być może łatwiej byłoby nam ocenić jego opinie i przejść do porządku dziennego nad tym, co pan sędzia mówi. W obecnej sytuacji uważam to za zupełnie niepotrzebne dolewanie oliwy do ognia.

Sędzia Hermeliński ocenił także to referendum jako okrężną drogę do zmiany Konstytucji. Ujął to następująco: „W art. 56 mówi się, że cudzoziemiec, który przybywa do Polski, ma prawo ubiegać się o azyl czy też status uchodźcy. Mowa tutaj o cudzoziemcach, więc na ma tutaj żadnego wyłączenia, że tacy mogą się ubiegać, a inni nie. To jest droga do zmiany Konstytucji, a Konstytucji nie zmienia się w ten sposób (...) Wyborcy nie mają inicjatywy do zmiany Konstytucji”. Pani też to tak ocenia – jako drogę do zmiany Konstytucji?

Nie, skąd. To jest przecież w ogóle inna sytuacja. W tym konkretnym przepisie mówi się o cudzoziemcu przybywającym na terytorium państwa. Mówię to już jako prawnik zajmujący się prawem międzynarodowym, które reguluje cały dział dotyczący relacji między obywatelami innych państw a naszym krajem. Są zresztą określone przepisy, na jakich warunkach ten cudzoziemiec może przybyć. Ale ten cudzoziemiec nie jest nielegalnym migrantem!

Pakt dotyczy nielegalnej migracji, czyli ludzi, którzy przedzierają się przez granicę i wkraczają na teren Polski bez jakiegokolwiek zezwolenia ze strony państwa. A państwo ma obowiązek wynikający z suwerenności, by strzec granic i czuwać, by każdy, kto wjeżdża na jego terytorium, był autoryzowany: czyli albo miał wizę albo miał pozwolenie albo miał dokumenty, które pozwalają mu na czasowy pobyt i ubieganie się o określony w prawie status, na przykład status uchodźcy. Jednak nasze przypadki, czyli migranci na granicy z Białorusią, tego nie dotyczą. W ich wykonaniu mamy do czynienia z brutalnym forsowaniem granicy i próbą wdarcia się na teren państwa. Polska ma prawo absolutnie tępić takie próby, mało tego – ma obowiązek to robić i zapobiegać tego rodzaju incydentom. Nie może być tak, że cudzoziemiec próbuje siłą, oszustwem, podstępem forsować granicę państwa!

Cudzoziemcy, którzy chcą legalnie przebywać na terytorium państwa, muszą otrzymać zgodę tego państwa. Ta zgoda może być bardzo różna. W UE dla obywateli państw członkowskich nie ma tego obowiązku, bo został zniesiony. Natomiast wszyscy spoza UE muszą posiadać dokument uprawniający te osoby do wjazdu na terytorium konkretnego państwa. A jeżeli uważają, że są prześladowani w swoim kraju, że grozi im tam śmierć, że uciekają przed wojną – to są wtedy uchodźcami. Ale to zupełnie inna kategoria cudzoziemców!

O ile dobrze pamiętam, uchodźcą jest się przecież na terenie pierwszego kraju, który jest bezpieczny. Potem taka osoba uchodząca przed przemocą i wojną na terytorium kolejnych krajów staje się migrantem, prawda?
Tak! Pierwszy bezpieczny kraj! Jeśli taka osoba się przemieszcza, to później jest zawsze wydalana do pierwszego bezpiecznego kraju, do którego przybyła. Dla migrantów na granicy białoruskiej takim pierwszym krajem była Białoruś, która wydała im wizy wjazdowe. Gdyby te osoby faktycznie chciały do nas przyjechać, to wystarczy, że pójdą do punktu granicznego i złożą papiery, że chcą opieki dyplomatycznej czy opieki ze strony państwa polskiego. Taka osoba prosi wtedy o azyl w Polsce. Procedura azylowa trwa dosyć długo, taka osoba jest wtedy w ośrodku dla uchodźców i ma wtedy zupełnie inny status prawny. Wtedy się ją sprawdza, czy nie stanowi zagrożenia, czy chce u nas pracować. Natomiast wszystkie próby wdarcia się do nas – cóż, Polska traktowana jest jako kraj tranzytowy, który oddziela Białoruś od Niemiec. To jest kraj docelowy migrantów forsujących naszą granice, którzy chcą się tam osiedlić.

To nieszczęście, że Unia do tej pory nie umiała i nie umie rozwiązać sprawy migracji, a ten problem będzie narastał. Ruszy na nas Afryka, gdzie jest susza, głód i wojny. Ci ludzie nie mając nic do stracenia, będą podążali do Europy. Jeżeli nie stworzy się sensownych rozwiązań, to wtedy będziemy mieli na granicach takie przypadki, jakie obserwujemy dzisiaj. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzi polityka, a reżim Białorusi pomaga nielegalnej migracji oraz wspiera ją. Po drugiej stronie są wyszkoleni „pomocnicy” migrantów, a tych traktuje się po prostu jako tarczę. Migranci niestety godzą się na to i jeszcze za to płacą. To świadczy o ich desperacji, ale równocześnie pokazuje, że ich jednak było na to stać, żeby na Białoruś przyjechać czy przylecieć. Dlatego podjęli się przejścia przez ten szlak dążąc do zasobnej w ich mniemaniu Europy.

Szwajcaria, która nie jest w UE, jednak poradziła sobie z problemem migracji. Jest tam względny spokój pomimo bardzo dużego odsetka migrantów w społeczeństwie.

Szwajcarzy od samego początku założyli kwoty migracyjne i przyjmują tylko tych, którzy są im potrzebni. Jeżeli potrzebują hydraulików – to spośród migrantów wybierają osoby z takimi umiejętnościami czy wykształceniem. Jeżeli lekarzy – to ściągają do siebie lekarzy. Ogarnęli to, chociaż w Szwajcarii chyba około 20% mieszkańców to nie Szwajcarzy ani nawet nie ludzie z państw ościennych, tylko z różnych kierunków. Oni wszyscy tam się wkomponowali w szwajcarski krajobraz – pracują, uczestniczą w życiu społecznym. Dzięki temu panuje tam względny spokój.

Czemu takie rozwiązania nie zostały wdrożone przez Unię?

Rzecz w tym, że Unia Europejska przyjęła pewne zasady w 2015 roku, kiedy zamykała pierwszą dyskusję o przymusowym rozdziale migrantów. Wówczas to nasza pani premier Ewa Kopacz zgodziła się na przyjęcie określonej liczby migrantów. Wtedy pakt migracyjny na Radzie Europejskiej zamknięty został stwierdzeniem mówiącym, że przyjmowanie na swój teren migrantów zależy od państw członkowskich. Teraz temat jest odgrzewany. To szwedzka prezydencja do niego wraca, gdyż Szwedzi mają z migracją ogromny problem. Nie wiem, czy oni chcieliby się dzielić swoimi imigrantami i gdzieś ich relokować, ale na pewno chcieliby zrobić to Niemcy, którzy mają tych migrantów ogromne liczby. Chodzi o tych, którzy nie pracują i pobierają zasiłki. Niemcy chcieliby ich wyeksportować za granicę.

I niby dla państw nie jest to przymus: można przyjąć migrantów albo płacić. Ale dla migranta to jest przymus! Nikt go nie pyta, do którego kraju on chce jechać i czy w ogóle chce np. wyjechać z Niemiec. Traktowany jest absolutnie przedmiotowo – po otrzymaniu nakazu ma opuścić kraj, bo tak postanowiono w ramach relokacji.

A jak zatrzymamy tych relokowanych migrantów u siebie, skoro pewnie wcale nie będą chcieli w Polsce żyć?

Właśnie. Na podstawie paktu migracyjnego na państwie, do którego wysyła się kwotę imigrantów, ciążyłby obowiązek: „Zorganizujcie sobie miejsca strzeżone czy obozy i pilnujcie ich, bo jeśli te osoby uciekną, to my zwrócimy wam tych ludzi i wy za to zapłacicie”. Będziemy mogli w kraju prowadzić postępowanie oceniające, czy dany imigrant jest u nas legalnie czy nie, można będzie odesłać go do kraju jego pochodzenia, ale ten koszt będzie po stronie państwa obciążonego kwotą migracyjną.

Ktoś pewnie dojdzie w końcu do konkluzji, że w takim wypadku najkorzystniej dla zamożniejszych państw UE będzie zamknąć granice lub przywrócić na nich kontrole. Pod znakiem zapytania stanie też swoboda przemieszczania się w UE i w strefie Schengen. Mylę się?

W czasie pandemii granice były zamknięte, bo traktaty z Schengen przewidują taką możliwość dla państw członkowskich tej umowy. Państwa członkowskie mogą to zrobić, tylko nie mogą zrobić tak, że zamkną Schengen wyłącznie dla grupy obywateli któregoś państwa uczestniczącego w umowie. Kontrole graniczne musiałyby być przywrócone dla wszystkich obywateli UE. Przecież Niemcy o tym ciągle mówią: że wprowadzą kontrole na ich wschodniej granicy wewnętrznej, bo chcą wyłapywać migrantów przemykających z Białorusi przez Polskę do Niemiec. Są całe gangi, przemycające tych ludzi do Niemiec. W grę wchodzi obrót ogromnymi pieniędzmi z przemytu ludzi. Tu w grę wchodzi co najwyżej ograniczenie prawa swobodnego przepływu osób dla całej UE.

A tak właściwie, poza samym przyjmowaniem migrantów, to jak Unia zamierza wprowadzić w życie założenia tego paktu migracyjnego?

O tym w Unii absolutnie nikt nie myśli! To ma być błysk i PR: „Jesteśmy Unią solidarną i wprowadzamy nowe przepisy”. Proszę zwrócić uwagę, że Komisja Europejska, która jest obecnie promotorem i autorem tego całego projektu, będzie funkcjonować jeszcze przez rok i trzy miesiące. Potem przyjdzie nowa Komisja, która może te wszystkie dotychczasowe ustalenia wystrzelić w Kosmos. Tak było wcześniej, gdy Juncker nie chciał się zgodzić na wprowadzenie mechanizmu warunkowości: powiedział, że on tego nie puści. Przyszła po nim pani von der Leyen, była słaba i zgodziła się na to rozwiązanie. Ta Komisja Europejska jest komisją słabą, chociaż usiłuje się rozpychać i pokazać, że ogarnia problem migracji. Niestety, Unia nie ogarnia tego od początku, od kiedy z migrantami ma do czynienia.

Najpierw była polityka multi-kulti: wiec będziemy stawiać meczety w Wielkiej Brytanii i we Francji, to imigranci będą zadowoleni i będą u nas pracowali, staną częścią naszego społeczeństwa. Nieprawda! Większość imigrantów pochodzi z innej kultury. Ci ludzie chcą żyć inaczej. Miejscowi nie zawsze im na to pozwalają. Na tym tle powstają konflikty. Wiadomo było, że wcześniej, czy później do tego dojdzie.

Potem była zmiana narracji: spróbujmy większej asymilacji. Dajmy imigrantom socjal. Kiedy byłam w Parlamencie Europejskim, był nawet pomysł, żeby legalnie pracującym migrantom wypłacać za pracę tylko połowę wynagrodzenia, a drugą połowę przesyłać na rachunek w państwie, z którego przybyli. To miało skłonić ich do powrotu po te pieniądze. Oczywiście taki pomysł natychmiast obalili obrońcy praw człowieka: wynagrodzenie ma być wypłacone w całości, a nie warunkowane i gdzieś odsyłane. Tak, były nawet takie pomysły! Unia próbowała choćby przymusem ekonomicznym spowodować chęć powrotu u imigrantów do miejsc, z których pochodzą. To było nierealne, bo jeśli raz ktoś stamtąd uciekł, to nie po to, żeby tam wracać.

A teraz, kiedy słyszę jeszcze z niektórych państw, że będzie przyjmować się tylko ludzi, którzy znają języki, którzy mają wykształcenie i którzy będą przydatni gospodarkom państw członkowskich, to mi ręce opadają. To się wiąże z drenażem zasobów ludzkich. Z Afryki wydrenujemy tych najprężniejszych, najmądrzejszych i tych, którzy mogą tam coś zmienić. W kraju z problemami zostaną wtedy tylko ci, którzy nie mogli wyjechać ze względu na swoje braki, dyskwalifikujące ich w oczach Unii Europejskiej.

Nie ma zatem dobrego rozwiązania. Podjęte zostały próby poprawy warunków życia w krajach, skąd przypływa najwięcej migrantów oraz wdrożenie tam mechanizmów, dzięki którym lokalne społeczności same dojdą do wniosku, jak chcą rządzić i jak chcą być rządzone. Jednak jeśli narzuci im to Europa, będziemy mieli do czynienia z powrotem kolonializmu – tylko w innej postaci.

Dzisiaj jednak w dyskursie o migrantach dominuje obraz migranta wszczynającego burdy i rozróby w Europie, niezadowolonego z braku przywilejów i skonfliktowanego z rdzennymi mieszkańcami Europy.

Parlamentarzystom UE w związku z migracją różne rzeczy chodziły po głowach. A obecna Komisja wzięła z tej puli pomysłów to, co wzięła. Teraz za migrację odpowiada pani komisarz ze Szwecji. Ona wie z doświadczenia jej kraju, jak w Szwecji działa polityka migracyjna. Wie, jak migranci funkcjonują w szwedzkim społeczeństwie. Chętnie by się pewnie też podzieliła tymi, którzy im tam nie bardzo pasują.

Myśli pani, że gdyby rozdzielano migrantów na podstawie paktu migracyjnego, to prześlą nam tutaj pracujących, wykształconych i znających języki? Bzdura! Wyślą tych, co ciągną państwową kasę, rozrabiają i nie asymilują się.

To już było. Mieliśmy problemy, kiedy na pakt zgodziła się Ewa Kopacz. Wówczas było powiedziane, że państwo ma wpływ na to, kogo przygarnia do siebie.

Nasze służby pojechały nawet do tych obozów migracyjnych we Włoszech, żeby zobaczyć, jak to wszystko działa. Co się okazało? Większość przybyszów nie miała dokumentów identyfikacyjnych. Mało tego! Niektórzy mieli nawet pościerane opuszki palców, żeby nie można było pobrać od nich odcisków linii papilarnych, identyfikujących konkretną osobę. Tych ludzi w ogóle nie można było zidentyfikować. W takiej sytuacji nie wiadomo, czy bierze się do siebie terrorystę czy biednego człowieka, który przyjechał za pracą. Na to żadne mądre państwo się nie zgodzi.

Dlatego myślę, że pytanie referendalne o migrację jest potrzebne. Polska musi mieć jasny sygnał, jakie zdanie mają w tej sprawie polscy obywatele. Rozumiem, że Unia się tego boi. Kiedy raz rozprzestrzeni się informacja, że Polacy w tej sprawie się wypowiadali… Cóż, przykład może być zaraźliwy.

Myślę, że wokół referendum będzie jeszcze dużo hałasu. Sądzę jednak, że także ci Polacy, którzy będą głosowali na opozycję, w dużej części wezmą udział w referendum, bo niby dlaczego mają rezygnować z wypowiedzi w sprawie wieku emerytalnego, albo co do bezpieczeństwa na naszej wschodniej granicy? Wszak referendum to mechanizm dojrzałej demokracji i będzie pewnie w przyszłości niejednokrotnie używany, więc nie róbmy z niego elementu bieżącej walki politycznej.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze 49

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

j
jurek
Pani profesor zapomniał powiedzieć o najwaznieszym. Co ma zrobić obywatel. który nie chce brać udziału w referendum. Wynika z jej wypowedzi, że nie może wziąć udziału w wyborach. Tylko wtedy będzie w zgodzie z prawem. Czyli Państwo zbrało obywatelowi prawo wyborcze.
s
stary Polak
Szanowna pani - i po co to było mówić? O karaniu za darcie karty referendalnej? Się by po wszystkim posłało "bohaterów" do paki i byłoby słonecznie i miło.
P
P543
19 sierpnia, 11:47, PiS-Mafia:

Dlaczego kobieto, NIE ALARMUJESZ????? Że Polską rządzi Antypolska Bezkarna Mafia!!!!!!

Raczej napisz, że takowa chciałaby rządzić. Od 8 lat opozycja kwiczy, donosi, szczuje. Totalny beton targowicki zaprzedałby duszę diabłu aby tylko znów dorwać się do władzy. Mogliby znów kraść, marnotrawić, wyprzedawać i flanelić się politycznie i moralnie. Rozebrali by zaporę, rozgonili armię a formalną władzę przekazali by lewactwu w Berlinie i Brukseli. Zniszczyliby kościół katolicki, w pustkę wprowadziły by się ideologie LGBT, anarchii, islamu i postkomuchów. Do tego euro w Polsce dokończyłoby wykańczanie Polski. Opozycja z agentem Tuskiem to prosta droga do samozagłady Polski i Polaków.

s
stary Polak
oto jest poziom Kasty Nadzwyczajnej. sędzia Trybunału Konstytucyjnego, profesor Wojciech Hermeliński nie zna podstaw prawa. mam duży żal do wszystkich ktorzy wyjaśniają ludziom ze zniszczenie karty wyborczej, czy referendalnej, albo jej zchowanie, wyrzucenie jest zagrożone 3 latkami. A co nam przeszkadzało gdyby prof Harmaliński wysłał swoich zwolenników do więzienia?
J
Jureczek
Czyli, że być w porządku wobec prawa nie mogę brać udziału w wyborach. Tak wynika z wypowedzi pani profesor.
s
sosna
22 sierpnia, 10:12, sosna:

W 1946 r. też było referendum. I pytania też były ,,ważne'' i dotyczyły ,,kluczowych spraw''. I wcale, ale wcale nie służyły walce z opozycją, a jedynie umożliwieniu wypowiedzenia się społeczeństwu oraz utrwaleniu demokracji. I nawoływanie do bojkotu tamtego referendum poplecznicy organizującej je władzy też uważali za akt narodowej zdrady. A zatem, jak to napisano w pewnej ponoć ważnej dla polskiej prawicy książce: ,,Nic nowego pod słońcem.''

23 sierpnia, 09:13, Jarek:

przecież sowieci to wasi przyjaciele wy paskudne folksdojcze

Ale co do meritum zastrzeżeń nie zgłaszasz? Tylko parę obelg chciałeś sobie wypluć?

s
sosna
19 sierpnia, 14:32, TfuSSk=Ryża kānalia:

POlszewickie, skorumPOwane, złodziejskie, targowickie, MBPowskie, UBeckie, SBeckie, WSIowe, pro-sowieckie, pro-szwabskie GW-no sepleniącej ryżej kānalii, volksdeutcha tfuSSka wybiło w komentarzach...

22 sierpnia, 10:15, sosna:

A cóż takiego Tobie wybiło? Czy po prostu zwykle wyrażasz się w ten sposób? Jeśli uważasz się za polskiego patriotę, to proszę: ,,Nie powtarzaj tego publicznie (...)''.

23 sierpnia, 09:12, Jarek:

Jak widać parszywy folksdojczu POmyliło ci się sosna czy racze ss osna

A cóż takiego mi się, Jareczku, pomyliło?

s
sosna
22 sierpnia, 10:12, sosna:

W 1946 r. też było referendum. I pytania też były ,,ważne'' i dotyczyły ,,kluczowych spraw''. I wcale, ale wcale nie służyły walce z opozycją, a jedynie umożliwieniu wypowiedzenia się społeczeństwu oraz utrwaleniu demokracji. I nawoływanie do bojkotu tamtego referendum poplecznicy organizującej je władzy też uważali za akt narodowej zdrady. A zatem, jak to napisano w pewnej ponoć ważnej dla polskiej prawicy książce: ,,Nic nowego pod słońcem.''

23 sierpnia, 09:13, Jarek:

przecież sowieci to wasi przyjaciele wy paskudne folksdojcze

Czyli podobieństwu pisowskiego referendum do tego zarządzonego przez komunistów w 1946 r. nie zaprzeczasz?

8gwiazdek
Referendum z tak ch00jowo stawianymi pytaniami można sobie o kant d.upy rozbić :D
J
Jarek
22 sierpnia, 10:12, sosna:

W 1946 r. też było referendum. I pytania też były ,,ważne'' i dotyczyły ,,kluczowych spraw''. I wcale, ale wcale nie służyły walce z opozycją, a jedynie umożliwieniu wypowiedzenia się społeczeństwu oraz utrwaleniu demokracji. I nawoływanie do bojkotu tamtego referendum poplecznicy organizującej je władzy też uważali za akt narodowej zdrady. A zatem, jak to napisano w pewnej ponoć ważnej dla polskiej prawicy książce: ,,Nic nowego pod słońcem.''

przecież sowieci to wasi przyjaciele wy paskudne folksdojcze

J
Jarek
19 sierpnia, 14:32, TfuSSk=Ryża kānalia:

POlszewickie, skorumPOwane, złodziejskie, targowickie, MBPowskie, UBeckie, SBeckie, WSIowe, pro-sowieckie, pro-szwabskie GW-no sepleniącej ryżej kānalii, volksdeutcha tfuSSka wybiło w komentarzach...

22 sierpnia, 10:15, sosna:

A cóż takiego Tobie wybiło? Czy po prostu zwykle wyrażasz się w ten sposób? Jeśli uważasz się za polskiego patriotę, to proszę: ,,Nie powtarzaj tego publicznie (...)''.

Jak widać parszywy folksdojczu POmyliło ci się sosna czy racze ss osna

s
sosna
19 sierpnia, 14:32, TfuSSk=Ryża kānalia:

POlszewickie, skorumPOwane, złodziejskie, targowickie, MBPowskie, UBeckie, SBeckie, WSIowe, pro-sowieckie, pro-szwabskie GW-no sepleniącej ryżej kānalii, volksdeutcha tfuSSka wybiło w komentarzach...

A cóż takiego Tobie wybiło? Czy po prostu zwykle wyrażasz się w ten sposób? Jeśli uważasz się za polskiego patriotę, to proszę: ,,Nie powtarzaj tego publicznie (...)''.

s
sosna
19 sierpnia, 11:24, Polak obywatel:

Wszyscy udają poprawność i wprost ni chcą mówić o tym kiedy w Polsce zapanuje zgoda i spokój

OTÓŻ ZAPANUJE WTEDY KIEDY KACZYŃSKI WYCIĄGNIE KOPPYTA!!

SĄDZĄC PO JEGO WIEKU I OBŁĄKAŃCZYM ZACHOWANIU WIDAĆ ŻE TO JUŻ NIEDŁUGO :)

A WIĘC CIERPLIWOŚCI RODACY :)

19 sierpnia, 11:55, Basta !!:

bingo !!- Wawel też należałoby przewietrzyć

21 sierpnia, 19:15, Hefajstos:

Ziemska podróż kiedyś się zakończy każdemu. Kiedy przyjdzie czas na rozliczenie to ciekawym wielce jak się będzie tłumaczyć tzw betonowa oPOzycja za swoje antypolskie działania, warcholstwo i zdradę. Uprzedzam, że numer z pomrocznością jasną nie przejdą.

Tam w czeluściach na tych hipokrytów z PO KO PSL, Hołownia 2.50 czekają już rozgrzane kotły ze smołą, opalane ruskim węglem. Wraz z odgłosami skwierczenia wylezie z was zdrada, warcholstwo, chamstwo, prywata i wszelkie złe myśli.

To mówisz, że ten ruski węgiel, to PIS importował na zlecenie samego piekła? No, no. Grubo jedziesz.

s
sosna
W 1946 r. też było referendum. I pytania też były ,,ważne'' i dotyczyły ,,kluczowych spraw''. I wcale, ale wcale nie służyły walce z opozycją, a jedynie umożliwieniu wypowiedzenia się społeczeństwu oraz utrwaleniu demokracji. I nawoływanie do bojkotu tamtego referendum poplecznicy organizującej je władzy też uważali za akt narodowej zdrady. A zatem, jak to napisano w pewnej ponoć ważnej dla polskiej prawicy książce: ,,Nic nowego pod słońcem.''
D
Dr Grünstein
19 sierpnia, 15:18, Маленький вопрос:

Za jakie usługi matka załatwiła braciom role w filmie ''o dwóch takich co ukradli księżyc'' ??

Ojciec rzekomo AKowiec czym przysłużył się że w czasach komuny że dostali willę na Żoliborzu ??

O mój kolejny ulubiony pacjent. Serdecznie zapraszam na leczenie. Moje atrakcje akwafluwialne są niezastąpione w podobnych przypadkach. Po tygodniu terapii jeszcze na drogę dostaniesz lewatywę i płukanie żołądka żebyś nie mówił że cię tu nie leczono.

Wróć na i.pl Portal i.pl