Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Jędrzejczyk, były prezes NFZ: Propozycje ministerstwa zdrowia to wiele niewiadomych[ROZMOWA]

Dorota Abramowicz
Tadeusz Jędrzejczyk: - Oszczędności w przypadku likwidacji samego NFZ będą symboliczne
Tadeusz Jędrzejczyk: - Oszczędności w przypadku likwidacji samego NFZ będą symboliczne Fot. Piotr Smoliński
Z Tadeuszem Jędrzejczykiem, byłym prezesem NFZ rozmawia Dorota Abramowicz.

Minister Konstanty Radziwiłł przedstawił we wtorek propozycję reform w ochronie zdrowia, w tym informacje o zaplanowanej na styczeń 2018 roku likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Czy pacjentom po wprowadzeniu tych zmian będzie lepiej?

Trzeba zawsze mieć nadzieję, że sytuacja pacjentów się poprawi. Propozycje, które zostały przedstawione na konferencji pana ministra, nie są zmianami fundamentalnymi. Niektóre z nich są kontynuacją wcześniejszych projektów, jak np. opieki koordynowanej.

Jak wobec tego czytać zapowiedzi ministra?

Trzeba podzielić plany ministerstwa na kilka elementów. Po pierwsze, planowane zwiększenie finansowania świadczeń ze środków publicznych, które zostało wprawdzie zaprezentowane, ale jego perspektywa jest odległa. Według ministra, większe pieniądze na ochronę zdrowia pojawią się dopiero w 2018 roku, a dopiero w 2021 ma być przekroczony próg 5 proc. wydatków w proporcji do produktu krajowego brutto. Później nakłady mają rosnąć do 2025 r., kiedy osiągną deklarowane wielokrotnie 6 proc. PKB. To by oznaczało, że przynajmniej przez najbliższe dwa lata dużych dodatkowych nakładów na system ochrony zdrowia nie należy się spodziewać. To nie tyle dla samych pacjentów ma znaczenie, ile bardziej dla pracowników służby zdrowia i oczekujących podwyżek grup zawodowych.

Czyli także dla pielęgniarek?

Dla pielęgniarek także. Aczkolwiek pielęgniarki są w o tyle innej sytuacji, że rozporządzeniem ministra Mariana Zembali dodatkowe pieniądze są w kolejnych ratach do nich adresowane. I dopóki to rozporządzenie obowiązuje, a nic nie wskazuje na to, by coś się zmieniło, to od września będą dostawać o 800 złotych brutto więcej (ponad 500 „na rękę”). Ta druga, a tym bardziej trzecia rata (1200 zł) powinna być już zauważalna.

Resort zdrowia zmienia też zasadę dostępu do leczenia. Szpitale i przychodnie przestaną sprawdzać, czy płacimy składki zdrowotne, i już każdy, kto będzie potrzebować pomocy - otrzyma ją. Nieraz pisaliśmy o problemach osób, których system eWUŚ wyświetlał na czerwono jako obywateli niepłacących składek. To dobra zmiana?

Do tej pory fundusz - całkowicie niesłusznie - był obwiniany o braki w systemie eWUŚ. Tymczasem NFZ obracał głównie danymi, które dostawał z ZUS i z urzędów gmin. Faktycznie jednak niewiele się zmieni. Ci, którzy nie mieli dochodów, i tak byli objęci systemem wsparcia. Właściwie tylko osoby żyjące z umów o dzieło były grupą pokrzywdzoną, która musiała wykupywać ubezpieczenie zdrowotne. Przy czym obowiązek ten nie dotyczył osób, których członek rodziny pracował i płacił składki. Zresztą to duże zaniedbanie, że tej grupy nie udało się objąć systemem. Na czym innym polega problem z osobami przebywającymi na stałe za granicą. Mówimy o dwóch milionach Polaków mających nadal polskie obywatelstwo, którzy teoretycznie należą do systemu. Te osoby jednak mieszkają poza krajem, pracują w Niemczech, Anglii czy Szwecji i tam też płacą podatki. Czy to znaczy, że w kraju też będą miały prawo do świadczeń? W takiej sytuacji baza korzystających z opieki zdrowotnej znacząco by się zwiększyła. Te osoby już obecnie często korzystają z pomocy polskich szpitali i przychodni, ale za świadczenia płacą ubezpieczalnie lub budżety krajów, w których pracują.


Minister Radziwiłł wymienił także swoje nowe kompetencje: zarządzanie całym systemem świadczeń zdrowotnych, refundacja leków, nadzór nad wojewódzkimi urzędami zdrowia, które mają zastąpić oddziały funduszu...

Ależ tak już było! Jeśli chodzi o systemowe zmiany, to nie ma ich zbyt wiele. Olbrzymią część kompetencji, która była w dawnych Kasach Chorych, a później w Narodowym Funduszu Zdrowia, każdy rząd po rządzie systematycznie odbierał instytucji ubezpieczyciela publicznego i przypisywał bezpośrednio Ministerstwu Zdrowia. Przesądzały o tym kolejne akty prawne. Możemy więc działania obecnego ministra zdrowia wpisać raczej w pewną ciągłość, a nie w pakiet fundamentalnych zmian.

Czy Wojewódzki Urząd Zdrowia będzie takim oddziałem NFZ z inną nazwą?

Tu też nie znamy szczegółów. Proszę jednak zwrócić uwagę na nazewnictwo. Mówi się: urzędy zdrowia będą działać „przy urzędach wojewódzkich”, a nie „w urzędach wojewódzkich”. Wygląda więc na to, że będzie to bardziej zmiana szyldów niż zmiana organizacyjna. I od razu chcę podkreślić - to nie jest złe i nie mam zamiaru krytykować kierunku działań resortu.

Dlaczego?

Samo w sobie niewiele to zmienia, więc sytuacja nie powinna się pogorszyć. Zamiast funduszu powstanie fundusz celowy, przy czym pamiętajmy, że NFZ od dawna nie był „państwem w państwie” wskutek wielu kolejnych, wcześniejszych decyzji. Spełniał przy tym obecnie projektowane kryteria - składkę zdrowotną odliczano (chociaż nie w całości) od podatku dochodowego od osób fizycznych i była ona naliczana prawie ze wszystkich źródeł podatkowych, za wyjątkiem wspomnianych właśnie umów o dzieło i dochodów od kapitału (na przykład wynajem nieruchomości). W zamian pojawi się stały odpis od całości dochodów podatkowych. Fundamentalnie więc nic się nie zmieni. Przy czym proponowane przez ministra zdrowia zmiany są, według mnie, racjonalne. Zmniejsza to biurokrację, upraszcza wiele spraw. Skomasowanie wszystkich danin w jednej postaci i zarządzanie nimi przez państwo nie jest złym pomysłem. Przy czym oszczędności w przypadku likwidacji samej instytucji NFZ będą tak naprawdę symboliczne, ponieważ i obecnie był to jeden z najefektywniejszych urzędów publicznych nie tylko w Polsce, ale i w Europie - całość kosztów administracyjnych wynosiła zaledwie 0,92 proc. całego budżetu.

Lepiej ma też wyglądać kontakt chorego z podstawową opieką zdrowotną. Oprócz stawki kapitacyjnej, czyli płacenia „od głowy” pacjenta, ma pojawić się dodatek motywacyjny m.in. za działania profilaktyczne i opiekę nad przewlekle chorymi. Powstaną zespoły POZ, w skład których wejdą współpracujący ze sobą lekarz, pielęgniarki, położna, dietetyk. Taki zespół ma dysponować pieniędzmi na niezbędne badania diagnostyczne i opiekę specjalistyczną. Chyba nie ma powodów do krytyki takiego pomysłu?

To jest projekt wcześniej wypracowywany, który tak naprawdę rozpoczął się jesienią 2015 roku i który NFZ w tej chwili realizuje z Ministerstwem Zdrowia i Bankiem Światowym. Środki na ten cel pochodzą z pieniędzy unijnych na rozwój opieki koordynowanej. Większość krajów odchodzi od systemu „produktywności”, w którym liczba świadczeń jest podstawą rozliczeń, a w zamian system będzie koncentrował się na ciągłości i jakości opieki. Najważniejszy jest bowiem dobrze przeprowadzony proces diagnostyki i leczenia. Wyzwaniem jest to, że różne grupy reprezentujące POZ będą miały duży wpływ na ostateczną wersję projektu i trudno przewidzieć rezultaty. To bardzo silna grupa.

Mówi się, że minister Radziwiłł, który prowadził przychodnię medycyny rodzinnej, jest szczególnie wrażliwy na argumenty przedstawicieli podstawowej opieki zdrowotnej...

Samo w sobie to nie jest złe. Silny POZ powinien być podstawą systemu. Jednak dalsza ewolucja musi być skutkiem celu, jakim jest poprawa opieki nad pacjentami. Zanim więc powiem, że zmiany w POZ przyniosą poprawę, chciałbym mieć konkretny projekt na stole, by móc go przeczytać.

Minister wraca też do koncepcji zbudowania sieci szpitali o różnych poziomach referencyjnych. Pomysł znany od lat, to nie jest żadna nowość.

Jeszcze przed moim odejściem z NFZ przygotowaliśmy koncepcję zmiany sposobu finansowania szpitali. Tu także, tak jak w przypadku podstawowej opieki zdrowotnej, założyliśmy, że pieniądze w mniejszym stopniu będą promować produktywność, a w większym faktyczną opiekę. Część kwoty zostałaby przeznaczona na utrzymanie łóżek, do tego dochodziłaby premia za aktywność (w wysokości, która by mniej niż obecnie motywowała szpitale do tzw. nadwykonań) oraz pieniądze za jakość opieki, dostępność i dobre zarządzanie. Jeśli w tym kierunku pójdą zmiany, powinno dać to efekty. Problem w tym, że nadal mówimy o ogólnikach, a nie szczegółowym programie. Rodzi się dużo pytań, nie wiemy, jaka będzie rola np. szpitali wysokospecjalistycznych. Prawdą jest, że mamy sporą nierównowagę w finansowaniu szpitali w Polsce. Prawda jest również taka, że - choć na Pomorzu mamy relatywnie małą bazę szpitalną - to w wielu województwach na południu i w centralnej Polsce łóżek szpitalnych jest zwyczajnie za dużo. Przy dobrej opiece koordynowanej część szpitali mogłaby zniknąć z tej mapy lub - jeszcze lepiej - ewoluować w kierunku opieki długoterminowej, rehabilitacji i opieki dziennej. Nie jest to jednak łatwe zadanie polityczne, niezależnie od tego, kto jest ministrem i w jakim rządzie przychodzi mu pracować.

Czy ograniczenie kwot przekazywanych szpitalom wskutek konkursów nie ograniczy konkurencji o pacjenta?

Zgadzam się z diagnozą, że ta konkurencja, która wcześniej funkcjonowała, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Stąd nastąpiły już poważne zmiany w zasadach konstrukcji kryteriów konkurencyjności, które zmieniły dość zasadniczo jej kształt. Zmiany w tym przypadku są, ale nikt ich jeszcze nie sprawdził w praktyce. Zostały fundamentalnie zmienione kryteria przyznawania szpitalom pieniędzy, dlatego obraz konkurencyjności, który jeszcze w przepisach istnieje, a ten, który mamy w pamięci, to dwie różne rzeczy. Elementy konkurencyjności minister chce zostawić i będą one dotyczyły (prawdopodobnie) procedur typu chirurgia jednego dnia czy części oddziałów specjalistycznych. Nie wiemy jednak, czy z 30 mld zł przeznaczanych obecnie na świadczenia szpitalne 78 proc. - jak zapowiada minister - trafi do wszystkich szpitali, czy tylko do tych sieciowych, jak się możemy domyślać. Mamy ciągle sporo niewiadomych. To budzi duży niepokój.

Nie obawia się Pan, że pieniądze będą dawane „po uważaniu” i te bliższe sercu ministra województwa dostaną więcej, a te dalsze mniej?

Ponieważ szczegółów brakuje, trudno się nie niepokoić. Przy tak poważnej reformie oczekuję, że poza kilkoma hasłowymi infografikami będziemy mieć także dostęp do „białej księgi”. Czyli miejsca, gdzie pojawi się więcej liczb, propozycji i zasad rozdzielania tych pieniędzy. Głęboko wierzę, że te zasady pozostaną. Powstające dziś mapy potrzeb zdrowotnych mają swoją metodologię, która nie powstaje „po uważaniu”. Miejmy nadzieję, że i tak będzie z alokacją środków w ramach nowego systemu.

Wróćmy więc do pierwszego pytania - czy i jak z reformy zdrowia skorzystają pacjenci? Co się zmieni z ich perspektywy?

Pacjent może mieć pożytki z opieki koordynowanej. Dobrze, że projekt ten jest kontynuowany i liczę, że zostanie zakończony sukcesem.

A czy zmniejszą się kolejki do specjalistów, czas oczekiwania w szpitalnych oddziałach ratunkowych i czy nie trzeba będzie czekać kilkanaście lat na usunięcie zaćmy?

Postawienia takiego ważnego społecznie celu zmian zabrakło w prezentacji reformy. Poza wdrażaniem wspomnianej opieki koordynowanej nie ma propozycji, które oddziaływałyby bezpośrednio na pacjentów. Istnieje jednak wiele szczegółowych propozycji rozwiązań, które mogłyby nawet przy niewiele większym niż obecnie budżecie realnie pomóc pacjentom. Jest tu jeszcze bardzo dużo do zrobienia.

Rozmawiała
Dorota Abramowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki