Mariusz Parkitny

Szczątki ofiar wojny na politycznej wojence

Szczątki ofiar wojny na politycznej wojence Fot. Sebastian Wołosz
Mariusz Parkitny

Atak na szczecińskich naukowców, którzy identyfikują ofiary totalitaryzmów.

W tle sprawy polityka, splendory i wielkie pieniądze. A chodzi o program, który od pięciu lat Pomorski Uniwersytet Medyczny realizuje z Instytutem Pamięci Narodowej. Dzięki tej współpracy powstała Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie. Identyfikuje szczątki ofiar znajdywane w różnych częściach Polski, m.in. na Powązkach. W ramach ostatnio prowadzonych prac udało się zidentyfikować około 10 kolejnych ofiar. Od chwili powstania baza zgromadziła 861 próbek ofiar, pobrano materiał porównawczy od ok. 1600 osób spokrewnionych. Zakończono badania DNA ok. 400 osób odnalezionych. Do wiadomości publicznej podano nazwiska 62 zidentyfikowanych osób, natomiast zidentyfikowano do tej pory ponad 70 osób.

Burza wybuchła, gdy wiceprezes IPN, prof. Krzysztof Szwagrzyk podał się do dymisji. Szwagrzyk to historyk, który znalazł szczątki m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, czy Danuty Siedzikówny „Inki” oraz Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”.

Według nieoficjalnych informacji profesor ma pretensje do naukowców ze Szczecina, że za długo i za drogo prowadzą identyfikację ofiar. Oficjalnie nie wypowiada się na ten temat. Jego krytycy twierdzą, że swoim protestem chce spowodować, aby identyfikacją zajmował się głównie Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu, z którym prof. Szwagrzyk współpracuje. Program badania ofiar totalitaryzmów wart jest miliony złotych.

- Poza tym to walka o splendor, bo sprawa identyfikacji Żołnierzy Wyklętych to teraz nośny temat. Jest też wątek polityczny, bo niektórzy posłowie PiS bardzo by chcieli, aby to w ich mieście takie identyfikacje przeprowadzano - mówi nasz informator.

Dr Andrzej Ossowski, kierownik Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie zarzuty uznaje za absurdalne.

- Badania DNA są bardzo drogie, bo to złożony proces naukowy, ale nie ma innego, aby mieć pewność kim są ofiary. Trwają od kilku miesięcy do kilku lat w zależności od tego, czy uda nam się wyizolować DNA. Często brakuje materiału porównawczego od krewnych. Ale poszukiwanie go to już nie nasza rola - mówi.

Identyfikacja musi trwać długo

- Nie ma znaczenia, czy szczątki mają 70 czy 2,5 tys. lat. Poziom trudności badania jest tak samo wysoki

Wiceszef IPN twierdzi, że za wolno i za drogo identyfikujecie ofiary zbrodni komunistycznych i hitlerowskich. Prof. Krzysztof Szwagrzyk złożył nawet dymisję oburzony tym, co dzieje się z badaniami w Polskiej Bazie Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie. Naprawdę jesteście tacy wolni?

Dr Andrzej Ossowski: Nie mogę się zgodzić z tymi zarzutami. W ramach ostatnio prowadzonych prac udało się zidentyfikować około 10 kolejnych ofiar, a protokoły identyfikacyjne zostały przekazane prokuratorom IPN. Od chwili powstania w 2012 r., baza zgromadziła 861 próbek od ofiar, a materiał porównawczy został pobrany od ok. 1600 osób spokrewnionych z nimi. Zakończono badania DNA ok. 400 osób odnalezionych, co daje ok. 6 osób miesięcznie. Do wiadomości publicznej podano nazwiska 62 zidentyfikowanych osób, natomiast zidentyfikowano do tej pory ponad 70 osób. Nie pierwszy raz takie zarzuty wobec nas się pojawiają i obalamy je merytorycznymi argumentami.

Jakimi?

Proces badań laboratoryjnych, genetycznych jest procesem bardzo skomplikowanym. A jeśli chodzi o materiał sprzed 70 lat jest to najwyższy poziom prac jaki kiedykolwiek wykonywano w medycynie sądowej. Na co dzień pracownicy zakładów medycyny sądowej spotykają się z materiałem genetycznym świeżym, a my w naszej pracy mamy materiał kopalny, który jest charakterystyczny dla biologów zajmującym się tzw. DNA kopalnym (AncientDNA). Nie ma większego znaczenia, czy od chwili śmierci minęło 70 lat, czy 2,5 tysiąca lat. Na co dzień w naszej pracy zajmujemy się szczątkami z okresu neolitu, średniowiecza i nie widzimy żadnych różnic w analizie tego materiału z tym, co spotykamy w przypadku ofiar zbrodni totalitarnych. Wyspecjalizowaliśmy się jako zakład genetyki sądowej w Polsce w analizie materiału kopalnego i realizujemy prace na bardzo wielu polach z materiałem kostnym, kopalnym, zmumifikowanym.

Jak długo trwają badania znalezionych szczątków?

Od kilku miesięcy do nawet kilku lat. To jest związane z degradacją DNA, czyli w jakim stanie DNA zachowało się w materiale kostnym oraz z obecnością tzw. inhibitorów reakcji PCR, czyli substancji, które blokują nam namnażanie tego DNA. Po wyizolowaniu DNA musimy je namnożyć, abyśmy mogli je zobaczyć. I jeśli w tym izolacie występują substancje, które blokują DNA, to nie uda nam się wyizolować DNA potrzebnego do dalszych badań. Jest to normalny proces chemicznym. Takie przypadki występują często. Mamy takie próbki nawet w naszym projekcie bazy genetycznej ofiar totalitaryzmów, gdzie wiemy, że mamy tzw. inhibicję i staramy się tych substancji pozbyć. Ale jest to proces czysto naukowy i trwa miesiącami, a nawet latami. To normalna sytuacja. W genetyce sądowej określamy tzw. odzysk profili genetycznych, czyli w ilu przypadkach udaje nam się uzyskać profil genetyczny. W naszych pracach profil genetyczny udaje nam się uzyskać w 98 procent przypadków. Czyli na 100 osobników, profile genetyczne udaje nam się poznać dla 98. To wymaga czasu. Jeśli byśmy w ciągu roku zakończyli badanie takiego stanowiska jak Łączka, to odzysk byłby na poziomie 40 procent. Dlatego w badaniach genetycznych czas jest tak ważny. Każdy rok badań zwiększa odzysk pełnych profili genetycznych. Pośpiech nie jest wskazany, czego przykładem były badania szczątków katastrofy smoleńskiej, gdzie był materiał odpowiedni do badań, a mimo to popełniono kardynalne błędy podczas identyfikacji osób. Chyba nie o to chodzi, abyśmy doprowadzili do takiej sytuacji z ofiarami totalitaryzmów.

Wasze wyniki ktoś sprawdza?

Tak. Cały proces jest sprawdzany przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. To też wydłuża czas, w którym moglibyśmy ogłosić kolejne zakończenie identyfikacji ofiary totalitaryzmu, ale taki proces kontroli jest niezbędny. Wspólnie decydujemy, czy identyfikację możemy zakończyć, czy wracamy i jeszcze musimy popracować. Mamy takie osoby, co do których podejrzewamy ich tożsamość nawet na 95 procent, ale zgodnie z wytycznymi Międzynarodowego Towarzystwa Genetyki Sądowej, nie możemy takiej osoby uznać za zidentyfikowaną. Musimy uzyskać odpowiednie prawdopodobieństwo do założonej hipotezy. Jeśli tego nie zrobimy, to nie zamkniemy badań. My jako biegli nie możemy sobie pozwolić na to, że arbitralnie podejmujemy decyzję o tym, że ktoś już jest zidentyfikowany. Tym bardziej, że pracujemy na miejscach tzw. katastrof otwartych. Nie wiemy tak naprawdę, kto tam leży.

A co z materiałem porównawczym?

Brak materiału porównawczego to kolejny problem i być może najważniejszy. Z czym porównać DNA, które już zdobędziemy w wyniku badań ofiar. To, że mamy zgromadzone próbki od 300 spokrewnionych ofiar pochowanych na Powązkach, to nie znaczy, że uda nam się zidentyfikować 300 ofiar. Często jest to materiał porównawczy do znacznie mniejszej liczby ofiar, bo do jednej ofiary mogą oddać materiał trzy, cztery osoby, a do innej żadna. Po drugie, materiał porównawczy pochodzi często od dalekich krewnych. Pozwala na typowanie osoby, ale nie na identyfikację. Czyli możemy domniemywać, że to jest ta osoba, ale nie możemy zamknąć procesu identyfikacyjnego. Z 173 osób, które mamy zidentyfikować z Powązek, nie mamy materiału porównawczego do ok. czterdziestu. I od 2014 r. nie otrzymaliśmy prawie żadnego materiału porównawczego od IPN. Przekazano jedynie pojedyncze próbki. Większość materiału, który udało nam się pozyskać, pozyskaliśmy sami.

A kto powinien go szukać?

IPN. My nie mamy takich możliwości. Możemy ogłaszać się w internecie, co robimy. Ale teraz jesteśmy już na takim etapie przy badaniach na Powązkach, czy w Białymstoku, że te możliwości medialne są już wykorzystane i musi być bardzo aktywne poszukiwanie materiału porównawczego, bo inaczej nie znajdziemy tych rodzin. W Białymstoku prokuratorzy i historycy jeżdżą po całym terenie i odnajdują rodziny, apelują poprzez kościół, robią spotkania z rodzinami i to działa. W Białymstoku mamy ofiary obydwu totalitaryzmów, i choć mało wiadomo o tym, kto tam zginął, to jednak udaje się masowo identyfikować ludzi. I to takich, o których nic nie wiemy. Szukając ofiar zbrodni komunistycznych odnajdujemy ofiary zbrodni niemieckich. To pokazuje, że ten system wypracowany między nami a IPN działa świetnie.

Komuś zależy, aby Szczecin przestał realizować program?

IPN ma gromadzić informacje o materiale genetycznym. Nie może gromadzić materiału genetycznego. IPN zbiera informacje, gdzie taki materiał jest przechowywany i ma przede wszystkim zająć się zbieraniem informacji o ofiarach. Nie da się więc przenieść bazy z próbkami do IPN. Moim zdaniem problem wynika z niezrozumienia ustawy o IPN przez niektóre osoby, w tym urzędników państwowych.

Badania są za drogie?

To zarzut absurdalny. Dużą część badań, którą wykonaliśmy w ramach współpracy z IPN - m.in. identyfikacja Inki, czy Zagończyka - IPN nie został obciążony kosztami badań. I takich miejsc w Polsce, z których został przebadany materiał genetyczny bez kosztów dla IPN jest bardzo wiele. Instytut poniósł częściowe koszty badań na Powązkach oraz w Białymstoku, bo to są gigantyczne przedsięwzięcia. Badania genetyczne są bardzo drogie, ale ich efektywność w porównaniu z kosztami badań jest gigantyczna. Przy pomocy badań genetycznych proces kończymy w ciągu kilku miesięcy lub lat. Bez tych badań nigdy byśmy tych ludzi nie zidentyfikowali.

Jakie są koszty takich badań?

W przypadku materiału świeżego, z którym spotykamy się na co dzień, całościowe badania DNA to koszt od 5 do 10 tys. zł. Koszt badania materiału porównawczego to wydatek 2,5-3 tys. zł. A w przypadku ofiar sprzed 70 lat, to aby jedną osobę zidentyfikować musimy przeprowadzić szerszy panel badań. Np. musimy wykonać ekshumację, czy przebadać 10 krewnych takiej osoby. Badań wykonujemy najwięcej, ale są też inne bardzo dobre laboratoria. Jak ZMS we Wrocławiu, które od 2014 r. wykonuje wszystkie badania dla prof. Szwagrzyka. I oni też mają te same problemy jak inne laboratoria: degradacja DNA, brak materiału porównawczego. Dlatego nie widzimy powodu dla którego mielibyśmy przerwać naszą pracę i współpracę z IPN.

Z dr. Andrzejem Ossowskim, kierownikiem Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie rozmawiał Mariusz Parkitny

Mariusz Parkitny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.