Robert Górski: „Ucho prezesa” to zwieńczenie naszego dotychczasowego dorobku [wideo]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Robert Górski: - Niektórzy tak myślą, że wystarczy opowiedzieć kawał i ludzie się śmieją. A tymczasem to nie tak.
Robert Górski: - Niektórzy tak myślą, że wystarczy opowiedzieć kawał i ludzie się śmieją. A tymczasem to nie tak. Karolina Misztal
- Za prawdziwy sukces uznałbym znalezienie się w zarządzie Orlenu, ale zyskałem przynajmniej podziw syna - mówi Robert Górski, twórca „Ucha prezesa”.

Ojczyzna nasza obchodzi stulecie odzyskania niepodległości, a Kabaret Moralnego Niepokoju kończy w tym roku 25 lat. Jak udało się przetrwać na rynku tak bogatym w kabarety?
To proste, mamy dobrego menedżera, którego pani przed chwilą sama chwaliła. Może to brzmieć niepoważnie. Ale to jest ważne, żeby oprócz kabaretowego talentu tak potrzebnego do przetrwania, mieć jeszcze człowieka, który tymi talentami się zaopiekuje i będzie się o nas troszczyć. To bardzo ważna postać w naszym kabarecie.

Nie daliście się podzielić, mimo że w kraju jesteśmy podzieleni.
Odeszła od nas Katarzyna Pakosińska. Rozstaliśmy się i mam nadzieję, że ona mówi o nas też tylko dobrze. Natomiast z chłopakami często się spieramy, krzyczymy na siebie, kłócimy się o politykę, raz nawet pobiliśmy się, ale nigdy nie było większego kryzysu. I nic go nie zapowiada w najbliższym czasie. Poza tym wszyscy w kabarecie, poza mną, mają kredyty. To szczęśliwa okoliczność, która łączy i dyscyplinuje (śmieje się). Taki kredyt, jak widać, to dobra rzecz.

Z chłopakami często się spieramy, krzyczymy na siebie, kłócimy się o politykę, raz nawet pobiliśmy się, ale nigdy nie było większego kryzysu. I nic go nie zapowiada w najbliższym czasie.

Nie dość, że jest Pan prezesem swojego kabaretu, to jeszcze prezesem całego kraju...
„Ucho prezesa” to zwieńczenie naszego dotychczasowego dorobku. Mam nadzieję, że po nim coś jeszcze będzie. Ale żeby zostać prezesem kraju, najpierw musiałem być dyrektorem fabryki zbrojeniowej w cyklu „Tygodnik moralnego niepokoju”, potem premierem. I wreszcie doszedłem do takiego momentu, że się czegoś w kabarecie nauczyłem. W dodatku trafił się szczęśliwy albo nieszczęśliwy moment, że ta, a nie inna partia jest u władzy i mogliśmy to wykorzystać.

Trochę Pan tak po „pisowsku” awansuje, od dyrektora aż do najważniejszego prezesa.

Prawdziwy sukces byłby wtedy, gdybym znalazł się w zarządzie Orlenu. Ale nie spodziewam się takiej propozycji. Jeśli to kariera, to w pewien sposób zasłużona, bo my naprawdę ciężko z kolegami pracowaliśmy, żeby dotrzeć do tego miejsca, w którym teraz jesteśmy.

Tak czy siak miniony rok należał do „Ucha prezesa”. Pan jest już trochę zmęczony tą popularnością?

Coś za coś. Jestem przede wszystkim szczęśliwy, że udało nam się osiągnąć taką popularność. Naprawdę nie spodziewaliśmy się tego, że „Ucho prezesa” stanie się tematem nie tylko rozmów w autobusach ale także tematem telewizyjnych wiadomości i to w głównych wydaniach. Rozpoznawalność mam już praktycznie stuprocentową. I to jest męczące. Bo skazuje mnie na wakacje poza granicami kraju. Trochę mi szkoda, bo w Polsce mamy tyle pięknych zakątków, a ja muszę dokonywać trudnych wyborów.

Naprawdę nie spodziewaliśmy się tego, że „Ucho prezesa” stanie się tematem nie tylko rozmów w autobusach ale także tematem telewizyjnych wiadomości i to w głównych wydaniach.

Zupełnie inaczej niż prawdziwy prezes, który wakacje spędza tylko w Polsce. Ale sukces „Ucha...” polega też na tym, że przebił się w internecie. Podobno Pana syn nie dawał wam żadnych szans.
Dla mojego trzynastoletniego syna jestem już starym wapniakiem, który coś tam robił w telewizji, a której w jego wieku się nie ogląda. Dzieci „żyją” dzisiaj w sieci, zakopani w internecie, w komórkowych telefonach. A ja dotarłem do syna od tej strony, której najmniej się spodziewał. Pamiętam, że w dniu pierwszej emisji „Ucha prezesa” wracaliśmy razem samochodem z południa kraju i obaj śledziliśmy liczbę wyświetleń i subskrypcji, nawet nauczyłem się wtedy tego słowa, które zwiększały się gwałtownie. To było imponujące, a mój syn popatrzył na mnie z podziwem. Chyba pierwszy raz w życiu.

„Ucho prezesa” jest teraz w rekonstrukcji?

Nakręciliśmy właśnie dwa pierwsze odcinki. I jesteśmy jeszcze tym niesamowicie wymordowani, nagranie skończyło się o pierwszej w nocy. Na szczęście ja napisałem sobie niewielką rolę i już po południu mogłem się stamtąd zerwać. A oni się męczyli. W najbliższym czasie nakręcimy kolejne dwa odcinki i 15 marca będzie pierwsza emisja. I siłą rzeczy trzeba te wszystkie zmiany w rządzie uwzględnić. Na początku wpadliśmy w popłoch, że odeszło tyle wspaniałych kabaretowo postaci. Ale potem pomyśleliśmy, że jeśli ktoś odchodzi z rządu, to nie znaczy, że musi odejść z kabaretu. Jak zrezygnować z Antoniego Macierewicza, jak pożegnać się Ryszardem Petru, który już nie jest szefem Nowoczesnej? Oni nadal istnieją i marzą o powrocie na te stanowiska, które stracili. Na razie przyjmiemy ich do siebie.

Praca w kabarecie jest lekka, łatwa i przyjemna?
Niektórzy tak myślą, że wystarczy opowiedzieć kawał i ludzie się śmieją. A tymczasem to nie tak. Nam się udało. Ale wiele kabaretów próbuje osiągnąć bezskutecznie sukces. Ostateczny sprawdzian zawsze sprowadza się do jednego pytania - czy ludzie chcą ciebie oglądać i jeszcze wrócić po raz kolejny na twój występ. Skecz musi mieć swoją konstrukcję, rytm i trzeba się go nauczyć podawać.

Jest coś, z czego Pan by się nie śmiał w kabarecie?
Wszystko jest do obśmiania, tylko trzeba znaleźć sposób na podanie tego żartu. Jest taki kawał o naszym polskim papieżu Janie Pawle II, bardzo śmieszny i dodający mu jeszcze chwały. Teraz przy pracy nad „Uchem prezesa” zastanawialiśmy się nad tym, jak pani premier Izraela powinna się u nas znaleźć. Jak ją umieścić. Wątpliwości było wiele. Bo czego się nie dotknie w tych relacjach, to koniec końców widać jakieś straszne krematorium. Ale znaleźliśmy jednak sposób na to, żeby tę panią wprowadzić do „Ucha...”, bo to charakterystyczna i ciekawa postać.

A co to za żarto o papieżu?
Ja go słyszałem chyba od Artura Andrusa. Papież po śmierci wędruje do nieba mijając po drodze najpierw piekło, potem czyściec. I tu, i tu stoły uginają się od wykwintnych, podanych na gorąco, potraw. Jedynie w niebie czekają na niego zwykłe kanapki. Na pytanie, jak to możliwe, Pan Jezus odpowiada: - A to opłaca się gotować na dwóch?

A mnie ciekawi, czy przez ten rok sam prezes Jarosław Kaczyński zareagował na wasz kabaret? Bo premier Tusk na pana premiera reagował i gratulował...
Z tego, co wiem, to były premier też oglądał „Ucho prezesa”. Przynajmniej na początku wszyscy się zbierali w wyznaczony dzień, żeby obejrzeć. Od samego prezesa nie mam żadnych sygnałów. Ale różnymi kanałami dochodziło do mnie, że sprawa nie jest mu obca. Może nie ogląda każdego odcinka, ale temat był w jego gronie komentowany.

W czyjej skórze czuł się Pan lepiej premiera czy prezesa?
Obie są fajne, w ogóle ze względu na wrodzone lenistwo lubię grać siedzące postaci.

Jak Pan skomentuje żart, że im dłużej w „Uchu” naśmiewa się z rządzących, tym lepiej się oni mają?
To znaczy, że nasz serial jest taki dobry, że aż za dobry.

Ktoś się obraził na „Ucho prezesa?”
Pan poseł Borys Budka, nie był zadowolony z przedstawienia jego postaci i sugerowania, że ma romans z panią Kamilą. Ale nam chodziło o polityczny romans między Platformą i Nowoczesną. Jego ostra reakcja trochę nas zdziwiła. Wydawało się, że to polityk z większym dystansem. Politycy zresztą szybko się zorientowali, że nawet jeśli pokazani są w nie najlepszym świetle, to historia szybciej przeminie, kiedy zareagują z uśmiechem.

Politycy zresztą szybko się zorientowali, że nawet jeśli pokazani są w nie najlepszym świetle, to historia szybciej przeminie, kiedy zareagują z uśmiechem.

Czy coś się zmieniło w Pana życiu przez „Ucho”, poza kontem?
Szczerze mówiąc, nie ma z tego wielkich kokosów. Jestem bardziej rozpoznawalny już nie tylko na ulicy, ale wśród tych powiedzmy elit politycznych i opiniotwórczych. Dzięki serialowi poznałem kilka ciekawych osób, kilku polityków, ale przede wszystkim aktorów. To wielka przyjemność przyglądania się ich pracy. Bo oni czasem zmęczeni tą jednostajną rolą, tu mają szansę zagrać coś innego, wystąpić w czymś oryginalnym i popisać się talentem komediowym.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Robert Górski: „Ucho prezesa” to zwieńczenie naszego dotychczasowego dorobku [wideo] - Plus Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl