Ppłk Krzysztof Przepiórka, współtwórca GROM: "Komandos nie jest stadionowym zabijaką"

Anita Czupryn
Ppłk Krzysztof Przepiórka: Żaden żołnierz nie przysięgał służyć politykom, tylko narodowi
Ppłk Krzysztof Przepiórka: Żaden żołnierz nie przysięgał służyć politykom, tylko narodowi Wojciech Wojtkielewicz/polskapress
W działaniach specjalnych bardzo ważną rolę odgrywa zamienność funkcji. Jeśli stracimy, dajmy na to, snajpera, to przecież nie oznacza, że nikt inny już nie potrafi posługiwać się bronią snajperską. Każdy jest przeszkolony i dobry w tym, co robi - mówi ppłk Krzysztof Przepiórka

O sile i o wyszkoleniu żołnierzy GROM chodzą legendy. I nie ma w tym żadnej przesady?
Absolutnie żadnej. W ogóle, jeżeli chodzi o siły specjalne to jesteśmy w światowej czołówce. GROM to jest marka. To nasze narodowe dobro, którym jak najbardziej możemy się szczycić. I mówię o tym z pełną odpowiedzialnością. Tym bardziej, że niewiele mamy marek, którymi moglibyśmy się pochwalić w świecie.

Jak wygląda szkolenie żołnierza GROM?
W rzeczywistości szkolenie jest permanentne. Nieustannie zmienia się sytuacja, w jakiej żyjemy. Wchodzą nowe rodzaje uzbrojenia, trzeba wprowadzać nową taktykę, aby zawsze być kilka kroków przed terrorystami. A oni też nie pozostają w tyle - wyciągają wnioski, szkolą się, więc jednostki specjalne wciąż muszą się doskonalić. Muszą doskonalić taktykę sztuki wojennej, trenować, ćwiczyć, by w jak najlepszym zakresie wykorzystać walory nowego uzbrojenia. A kiedy wykorzystuje się nowe walory, to zmiana taktyki jest automatyczna.

Patronami jednostki specjalnej GROM są Cichociemni, sławni komandosi, którzy zrzucani byli na teren okupowanej Warszawy w czasie II wojny światowej, a także nie mniej świetnie wyszkoleni żołnierze Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Stanisława Sosabowskiego. Co GROM przejął od swoich patronów, jeśli chodzi o szkolenie?
Polscy komandosi z czasów II wojny światowej byli szkoleni w specyficznych warunkach, w ośrodkach wywiadu. Trenowali te elementy działania sił specjalnych, które miały być przydatne do realizacji zadań, jakie mieli postawione w kraju. Działania żołnierzy jednostek specjalnych są działaniami niekonwencjonalnymi. Celem większości tych komandosów, którzy wtedy wylądowali w okupowanej Polsce, było prowadzenie zadań rozpoznawczych, organizowanie partyzanckich struktur; często też dowodzili oni partyzanckimi oddziałami. Słowem, byli świetnie przygotowani do prowadzenia działań specjalnych na tyłach wroga. Nasze dzisiejsze jednostki specjalne działają w otoczeniu czy to wrogo nastawionej ludności, czy w otoczeniu wroga. Do realizacji zadań niezbędne są tu szczególne umiejętności właściwej oceny sytuacji i odpowiedniego reagowania na nią, stąd też żołnierze muszą być najlepsi. Jako, że Cichociemni byli najlepszymi naszymi żołnierzami w czasie II wojny światowej, stąd GROM przejął tradycję spadochroniarzy Armii Krajowej.

Nie ma we mnie poczucia, że jestem guru i nie muszę się już szkolić. Cały czas trzeba podnosić swoje kwalifikacje

Kilka dni temu żołnierze GROM pokazali, jak szkolili się członkowie Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, przy okazji prezentacji unikatowych zdjęć z techniki japońskiej walki wręcz ju-jitsu, które pochodzą ze zbiorów kwatermistrza Batalionu „Parasol” Wiesława Raciborskiego i trafiły właśnie do Archiwum Akt Nowych. Ju-jitsu w latach trzydziestych w Polsce było uznawane za sztukę walki dżentelmenów. Jakie jeszcze sztuki walki dziś trenują żołnierze GROM?
Odpowiedź na to pytanie jest dość złożone. Większość ludzi wyobraża sobie, że komandos musi być fantastyczny w sztukach walki, czy to ju-jitsu, karate, judo czy krav maga. Należy jednak zrozumieć jedną podstawową rzecz. Komandos nie może dopuścić przeciwnika na odległość bliższą niż wyciągnięta ręka, bo wtedy traci wszystkie swoje atuty i pozostaje mu tylko walka wręcz. Tymczasem bardzo rzadko stosuje się walkę wręcz w działaniach specjalnych. To są naprawdę wyjątkowe sytuacje, zwykle w momentach nagłego zaskoczenia. Ale to wszystko nie oznacza, że żołnierze nie mają trenować sztuk walki. Wszystkie techniki mają być skuteczne. Czy będzie to ju-jitsu, czy, modna ostatnio krav maga.

Panują mody, jeśli chodzi o trenowanie sztuk walki żołnierzy specjalnych jednostek?
Najważniejszą sprawą, jak już mówiłem, jest to, że żołnierz ma być skuteczny. Z każdego stylu walki bierze więc to, co jest dla niego najlepsze, co jest najbardziej efektywne. Na tyle musi znać techniki, to, w jaki sposób posługiwać się swoim ciałem czy pięściami, aby w sytuacji zagrożenia mógł sobie poradzić. Poza tym wyposażony jest przecież w dwa egzemplarze broni palnej, dodatkowo ma jeszcze nóż, a zatem spektrum możliwości ma bardzo duże. Szczerze mówiąc, nie bardzo lubię o tym mówić, ponieważ wiele osób kojarzy komandosów z walkami wręcz, a ja powtarzam wciąż, że komandos nie może do takiej walki dopuścić. Trzeba też pamiętać, że żołnierz sił specjalnych prócz uzbrojenia ma na sobie kamizelki taktyczną i kuloodporną oraz mnóstwo sprzętu, a to wszystko w pewien sposób ogranicza jego ruchy. To nie jest stadionowy zabijaka. To wysoce wyszkolony profesjonalista, zawodowiec najwyższej klasy i nie jest po to, by się wdawał w bijatyki.

Pytając o walki wręcz miałam na myśli to, że wspomnianemu już przeze mnie kwatermistrzowi Wiesławowi Raciborskiemu i jego kolegom to właśnie ju-jitsu uratowało życie, kiedy wpadli w niemiecką zasadzkę.
Pełna zgoda, tylko chcę podkreślić, że to nie jest clou wyszkolenia lecz jeden z jego elementów. A to oznacza, że żołnierze jak najbardziej powinni ćwiczyć. To jest oczywiste. Żołnierze w jednostkach specjalnych często przed wstąpieniem do służby trenowali różne sztuki walki i są przygotowani do różnych sytuacji. Znakomitą większość czasu podczas szkoleń poświęca się na taktykę, na szkolenie strzeleckie, a nie na walkę wręcz. Obecnie szkolenia fizyczne nie odbywają się w jednostce. Żołnierz powinien sam dbać o swoją sprawność i kondycję; to jest jego sprawa. Jeżeli nie poradzi sobie w trakcie sprawdzianu, jeżeli koledzy zauważą, że się opuszcza, to musi odejść z oddziału.

Ale są też specjalizacje: jedni trenują skoki spadochronowe, inni działania na wodzie, a jeszcze inni na lądzie.
Są instruktorzy, którzy w danej specjalizacji są mistrzami. Ale w każdej z tych specjalizacji każdy żołnierz również jest przeszkolony. W działaniach specjalnych bardzo ważną rolę odgrywa zamienność funkcji. Jeśli stracimy, dajmy na to, snajpera, to przecież nie oznacza, że nikt inny już nie potrafi posługiwać się bronią snajperską. Każdy jest przeszkolony i dobry w tym, co robi. Specjalizacje owszem, istnieją, ale, powiem to jeszcze raz, w każdej chwili każdy żołnierz może przejąć funkcję innego żołnierza. Każdy skacze ze spadochronem, co nie znaczy, że każdy jest instruktorem spadochronowym, ale wszyscy potrafią to robić. Są instruktorzy wspinaczki, ale inni żołnierze też potrafią wspinać się po górach, umieją się zabezpieczać. Po to właśnie są szkolenia. Są paramedycy, którzy mają specjalne uprawnienia, ale też każdy żołnierz potrafi udzielić pomocy zarówno samemu sobie, jak i rannemu koledze. Nie jest wiec tak, że każdy z żołnierzy ma przypisaną jedną specjalizację. Sam posiadam kilka specjalizacji. Jestem instruktorem…

… strzelectwa, narciarstwa, spadochroniarstwa, technik antyterrorystycznych.
Nie ma jednak we mnie poczucia, że jestem wielkim guru i nie muszę się już szkolić. Cały czas trzeba podnosić swoje kwalifikacje. To samo robią żołnierze sił specjalnych.

Wielokrotnie słuchałam opowieści żołnierzy GROM, o tym, że kiedy zgłaszali się jako ochotnicy, najpierw musieli przejść selekcję. A jest ona jedną z najtrudniejszych na świecie.
Proces selekcyjny do sił specjalnych musi być na najwyższym poziomie. Tylko, że to jest dopiero pierwszy krok do tego, żeby się do sił specjalnych dostać.

Czyli - nie ma przebacz.
Nie ma, ale to nawet nie o to chodzi. Istotą jest to, aby w procesie selekcyjnym nie przepuścić ludzi, którzy się nie nadają do sił specjalnych. A nie każdy żołnierz się do nich nadaje. Zupełnie inaczej wygląda selekcja do sił lotnictwa, do jednostek zmechanizowanych, czy innych sił. W czasie drugiej wojny w Iraku w 2003 roku, Amerykanie przyznali się do 6 tysięcy zabitych w boju. Natomiast po powrocie do kraju - i też mówią o tym otwarcie - samobójstwa popełniło 15 tysięcy amerykańskich żołnierzy. To szokująca liczba. Mówię o tym dlatego, ponieważ ci żołnierze nie byli właściwie wyselekcjonowani do zadań, które ich czekały w Iraku. Kiedy proces selekcyjny przeprowadzony jest prawidłowo, to nic takiego nie ma miejsca. Nie znam natomiast przypadku w polskich jednostkach specjalnych, żeby ktoś miał problemy z zespołem stresu pourazowego.

Przed wyjazdem do Afganistanu wzięłam udział w kursie dla korespondentów wojennych, w którym instruktorami byli żołnierze. Najciekawsze szkolenie, jakiego doświadczyłam, związane było z survivalem, sztuką przetrwania. Tego też doświadczają ochotnicy na selekcjach?
Nie, ponieważ cele selekcji są inne, choć oczywiście niektóre elementy w selekcji przenikają się spośród tych, jakich uczy się podczas szkoleń w różnych warunkach. Selekcja nastawiona jest na to, aby wydobyć z żołnierza to, co jest w nim najlepsze i najgorsze. Każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony. W procesie selekcyjnym są ustawione kryteria, które wskazują, że nawet jeśli ochotnik ma określone słabości, to się nadaje, ponieważ ma zdecydowanie więcej cech takich, które predestynują go do tego, by został żołnierzem sił specjalnych. Natomiast jeśli chodzi o umiejętności przetrwania w różnych warunkach, czy to atmosferycznych, klimatycznych, czy terenowych, to żołnierze są szkoleni w zależności od tego, w jakim terenie mają działać. I do tego dopasowuje się szkolenie, aby nauczyli się działać właściwie i mogli wykorzystać umiejętności nabyte w trakcie szkolenia.

Ciekawa jestem, jaki dla Pana był najtrudniejszy teren?
Muszę przyznać, że Polska jest bardzo trudnym terenem, jeśli chodzi o sztukę przetrwania. Ale tych umiejętności nabywa się latami, nie zdobędzie się ich dzięki jednemu wykładowi, czy jednemu ćwiczeniu. Ważne jest wyszkolenie, ale również doświadczenie, którego nabiera się w trakcie służby, a które potem procentuje. Oczywiście, zupełnie inaczej jest na pustyni, a jeszcze inaczej w dżungli, bo i tam odbywały się szkolenia, nasi żołnierze trenowali również w Wenezueli. Wszystko zależy od tego, jakie będą zadania, w jakim miejscu żołnierze będą prowadzić działania. O tym, jak ważna jest umiejętność przetrwania pokazuje misja grupy specjalnej SAS podczas pierwszej wojny w Iraku, kiedy zostali wykryci, jak szli przez pustynię i dwóch z nich zmarło na hipotermię. Ważne jest więc również i to, aby poznać fizjologię i granice wytrzymałości własnego organizmu.

Kiedy żołnierze odchodzą już ze służby w siłach specjalnych, mają poczucie, że osiągnęli już wszystko?
To są bardzo indywidualne odczucia, podobnie, jak to, że każdy odchodzi z wojska z różnych przyczyn. Czasem przyczyny są prywatne, czasem powodem jest to, że ktoś czuje, że się wypalił. Trudno generalizować mówiąc, że każdy, kto odchodzi, czuje się spełniony, albo niespełniony. Praca w wojsku jest specyficzna. Nie pokuszę się więc o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie.

Mnie chodzi o tych, którzy odchodzą na emeryturę.
Wtedy może czegoś brakować. Trzeba umieć odszukać się w życiu cywilnym, nauczyć się znaleźć w nim swoje miejsce, bo jeśli będziemy mieć w głowie tylko wojsko i to, co się wtedy działo, to możemy mieć problemy z asymilacją do życia w cywilu, z akceptacją siebie w nowych warunkach.

Będąc w siłach specjalnych żołnierze wielokrotnie wykazują się niesłychaną odwagą. Jak ona potem się przekłada w tym cywilnym życiu?
Najpierw to trzeba mieć tak zwaną odwagę cywilną. Żołnierze nafaszerowani są szkoleniami, umiejętnościami, ale jeżeli ma się odwagę cywilną, to jako żołnierz również będzie się odważnym. Nie będzie się bał żołnierskiej roboty, ani żadnych niebezpiecznych sytuacji. To, myślę, jest kluczowe - świadomość, że żołnierz poradzi sobie w każdej sytuacji, bo jest odważny, bo nie boi się wyzwań. Jeśli jednak jest zachowawczy, albo - kiedy widzieliśmy za czasów, gdy szefem MON był Antoni Macierewicz, eksplozję lizusostwa - to nie ma to nic wspólnego z odwagą. Żołnierz nie może zapominać o rocie przysięgi wojskowej, a wtedy o niej zapomniano. Ja ten tekst dobrze pamiętam: żołnierz ma służyć wiernie narodowi polskiemu, stać na straży Konstytucji, strzec honoru żołnierza polskiego. To są te zdania, które dla każdego żołnierza powinny być najważniejsze. Owszem, wojsko stoi na rozkazie, ale żaden żołnierz nie przysięgał służyć politykom, tylko narodowi. Jeśli nie chce się przyzwalać na to, co jest wbrew przysięgi, to pozostaje jeden instrument - podać się do dymisji i odejść z armii. Gdyby politycy szanowali żołnierza, to nie dopuszczaliby do sytuacji, w której ma on dylemat, bo z jednej strony jest Konstytucja, regulaminy, rota przysięgi, a z drugiej strony panuje zawłaszczenie i łamanie kręgosłupów przez przełożonych. To jest ten moment, kiedy żołnierz powinien być niezłomny. Ale jeżeli brakuje mu cywilnej odwagi, to również i w innych działaniach nie będzie go stać na odwagę. Taka jest moja definicja odwagi.

Krzysztof Przepiórka

Podpułkownik rezerwy, współtwórca GROM, dowódca grupy szturmowej, uczestniczył w antyterrorystycznych operacjach na Bliskim Wschodzie. Instruktor technik antyterrorystycznych, spadochroniarstwa, strzelectwa, narciarstwa. Szkolił się m.in. w USA i Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Hiszpanii i Afryce. W 2017 wyszła książka „Szturman. Odważni żyją, ostrożni trwają”, w której Przepiórka w rozmowie z Dominikiem Rutkowskim opowiada o kulisach działań specjednostek.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ppłk Krzysztof Przepiórka, współtwórca GROM: "Komandos nie jest stadionowym zabijaką" - Portal i.pl

Wróć na polskatimes.pl PolskaTimes