O. Zięba: Jesteśmy jak chomiki w obracającym się walcu. Wielki Post pomaga odbudować naszą wolność

Czytaj dalej
Fot. Michal Rogala
Anita Czupryn

O. Zięba: Jesteśmy jak chomiki w obracającym się walcu. Wielki Post pomaga odbudować naszą wolność

Anita Czupryn

Ogólna recepta na post nie istnieje. Jeden bardziej potrzebuje postu od jadła i napojów, inny od papierosów, jeszcze inny powinien pościć od Facebooka - o Wielkim Poście mówi ojciec Maciej Zięba, dominikanin.

Po co człowiekowi potrzebny jest post?
Głębię tej potrzeby ukazuje fakt, że praktyki postne znane są właściwie we wszystkich tradycjach religijnych. Intuicyjnie ludzie różnych epok i różnych kultur rozumieją, że kontakt z sacrum domaga się oczyszczenia, katharsis, wymaga wysiłku. Wiąże się z tym również problem zła i cierpienia. Większość tych kultur łączy swoisty pesymizm i determinizm - przekonanie o nieuchronności zła. Dlatego jednym z celów praktyk ascetycznych buddyzmu czy hinduizmu jest zdystansowanie się od świata. Podobny sens miała apatheia - w starożytnej Grecji. Tymczasem - to fundamentalna różnica - post chrześcijański jest optymistyczny. Jak bowiem uczy Ewangelia Chrystus „zwyciężył świat”, jest - jak śpiewamy - „zwycięzcą śmierci, piekła i szatana”. Cel chrześcijańskiego postu jest pozytywny - przybliżenie się do Chrystusa.

Na czym powinno polegać w rzeczywisty sposób duchowe przeżycie tego postu?
Post ma nam przypomnieć o głębszym i fundamentalnym wymiarze naszego życia. Najczęściej bowiem powszednie troski, kłopoty i nadzieje, nasze codzienne zabieganie, przesłania nam życiowy horyzont. I jesteśmy jak te chomiki w obracającym się walcu, które choć ciągle biegną, wcale nie poruszają się do przodu. Rok liturgiczny przenika rok kalendarzowy, aby nam to uzmysłowić, aby przywrócić świadomość, że wszystko, czego doświadczamy, czym tu żyjemy, może być wielką wartością, ale jest jednak przejściowe. Wielki Post jest więc okresem, aby pomóc się nam uwolnić od nadmiaru trosk, strapień, udręk, przywiązań, pożądliwości, a także od tyranii bezustannego planowania. A zatem pierwszym wymiarem postu jest odbudowanie naszej wolności.

Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że człowiek potrzebuje chwil wyciszenia, refleksji, ale może post jest też tym momentem, kiedy możemy na nowo ustalić hierarchię ważności celów w naszym życiu? Albo zweryfikować własne życie?
Każdy człowiek potrzebuje w swym życiu okresów namysłu nad sensem istnienia, głębszej refleksji nad rzeczywistością i modlitewnej medytacji. Stąd też dobrą praktyką, która coraz bardziej się rozpowszechnia, są rekolekcje. One nie są już tylko wielkopostne, czy adwentowe; teraz trwają przez cały rok. Powstaje coraz więcej domów rekolekcyjnych, coraz intensywniej tętnią one życiem. Ale post oprócz tego wymiaru, rekolekcji, medytacji, niesie ze sobą coś więcej. Po pierwsze rok liturgiczny ma nam uświadomić, że żyjemy w świetle przyjścia Chrystusa, które już się dokonało i które powinno oświetlać całość naszego życia, że jest to Anno Domini - Rok Pański 2017. Dlatego corocznie rozważamy tajemnice Bożego Narodzenia, nauczania Chrystusa, Jego męki i zmartwychwstania i zesłania Ducha Świętego. W samy roku kalendarzowym zawarte jest pojęcie czasu, który jedynie upływa i prowadzi nas wyłącznie ku przemijaniu. Rok liturgiczny nadaje temu przemijaniu głębszy sens. Dzięki temu czas nie płynie w linii prostej, nie przecieka nam przez palce, lecz nabiera kształtu spirali - posuwa się naprzód równocześnie zataczając kręgi w rytm liturgii. Dzięki temu ten ruch naprzód nie jest tylko przemijaniem, ale i zbliżaniem się do Boga. Dlatego też nasz doroczny post powinien pomóc nam stawać się co roku nieco lepszym. Bo istotą postu - jak pisał św. Leon papież z V wieku - nie są różne ograniczenia i umartwienia, ale „post od grzechów”. Trzeba o tym zawsze pamiętać. Czasem bowiem człowiek, który ambitnie podejmuje duże, radykalne zadania ascetyczne, staje się nieubłagany, niemiły czy zamknięty na swoich bliźnich. To jest karykatura postu.

O to chodzi, byśmy w czasie postu spróbowali wierniej żyć Ewangelią, która jest dobrą nowiną o Jezusie

Ale przecież post to też odmawianie sobie przyjemności, zabawy. To ma sprawić, że lepiej będziemy się samokontrolować?
To jest odzyskiwanie wewnętrznej wolności. Dostrzeżenie licznych niepotrzebnych lub fałszywych przywiązań, które wiążą nas, jak Guliwera, cienkimi, lecz licznymi nitkami i w efekcie nas obezwładniają, mocno przywiązując do doczesności. Kiedyś na zakupy przeznaczałem niewiele czasu, teraz coraz bardziej mnie one pochłaniają, kiedyś limitowałem oglądanie telewizji, a teraz siedzę przed ekranem komputera lub telewizora całymi godzinami, a jeszcze doszedł Facebook. Kiedyś tylko od czasu do czasu pozwalałem sobie na zjedzenie słodyczy, teraz bez słodyczy pod ręką nie wyobrażam już sobie życia. Kiedyś rzadko używałem alkoholu, teraz sięgam po niego wyraźnie częściej i piję więcej. To zazwyczaj jest bezrefleksyjny proces i dlatego trzeba się zatrzymać i uświadomić ile bzdur, ile marnotrawstwa wkradło się niepostrzeżenie w naszą codzienność, aby zacząć oczyszczać swoje życie z duchowych śmieci. Te nasze narastające przyzwyczajenia i coraz liczniejsze przywiązania sprawiają bowiem, że stajemy się duchowo ociężali, że z dnia na dzień przyrasta nam duchowego sadła. Post więc ma pomóc w duchowym odchudzeniu się, żebyśmy odzyskali sprawność działania i łatwość decyzji. To jest, jak wspomniałem, odbudowywanie naszej wolności. Co więcej, dopiero wtedy możemy odkrywać Boże plany wobec nas. Pan Bóg bowiem zawsze ma dla nas nowe propozycje, nowe plany, ale zapyziali i otłuszczeni, nie jesteśmy w stanie tego zauważyć. Jak słusznie mówi Hilary, święty biskup z IV wieku, „człowiek nie może przyjąć nowych rzeczy, jeżeli sam nie stanie się nowy”. Pan Bóg ma mnóstwo ciekawych rzeczy do powiedzenia, ale kiedy - przypomnijmy metaforę papieża Franciszka - spędzamy życie na kanapie, co gorsze karmiąc się głównie duchowym „śmieciowym jedzeniem”, to stajemy się na tyle wygodni i nieruchawi, że ta perspektywa przed nami zanika. Zajęci moszczeniem się na kanapie nie jesteśmy w stanie dostrzec tego, co Pan Bóg chciałby nam pokazać.

Nie pierwszy raz słyszę, że człowiekowi potrzebne jest wyciszenie również dlatego, że tylko wtedy dopiero może usłyszeć, co Bóg ma mu do powiedzenia.
To jest ważny wymiar każdego postu, a Wielkiego Postu w szczególności. W Biblii jest taka piękna scena, kiedy prorok Eliasz idzie w góry na pustkowie, by spotkać się z Bogiem. Najpierw jest świadkiem trzęsienia ziemi. Pękają skały, ale Boga nie było w trzęsieniu ziemi. Potem nadchodzi huragan, który wyrywa drzewa z korzeniami, ale i w tej wichurze nie było Boga. Następnie rozpętuje się burza. Pioruny walą z nieba, wzniecają pożary - tam również Boga nie było. I nastał cichy wietrzyk. A hebrajskie słowo demamah jest jeszcze precyzyjniejsze oznacza „powiew ciszy”. I Bóg był w tym powiewie ciszy. Pan Bóg mówi do nas konkretnie i wyraźnie, ale cichym głosem i delikatnie. W szumie i hałasie, także wewnętrznym, nigdy tego nie usłyszymy.

Po 1989 roku, kiedy odzyskaliśmy wolność, nastał kapitalizm i sklepy zapełniły się wszelkimi dobrami, usłyszałam raz, że ludzie nie muszą już czekać na święta, bo mają je codziennie. Codziennie mogą jeść bułki z szynką i schabowe. Wbrew pozorom, pomyślałam, że to świadczy o straszliwym ubóstwie. Bo też po to mamy post, aby później mieć święto.
(Śmiech). Rzeczywiście bywa, że niektórym święta głównie kojarzą się z obżeraniem. Ale post - i to jest kolejny jego wymiar - to także czas solidarności z ludźmi ubogimi, żyjącymi w nędzy. O nich powinniśmy i myśleć, i modlić się, i włączyć się w dzieła miłosierdzia. W wielu klasztorach jest taka tradycja, że wprowadzamy dodatkowe obostrzenia w jedzeniu, np. jemy mniej mięsa, czasem jest tylko zupa na obiad, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczamy dla ludzi biednych. Wielu jest ludzi, których nie stać na zakup szynki i schabowego. A to są nasi bracia i siostry. Klasyczne rozumienie postu zakłada nie tylko modlitwę i ascezę, ale i uczynki miłosierdzia, dzielenie się z innymi. Ten wymiar postu jest niezmiernie ważny. Musimy pamiętać o tych braciach i siostrach w naszym otoczeniu, którym żyje się bardzo ciężko, których wielu jest w Polsce, ale też o ogromnie wielu, którzy żyją w straszliwych warunkach na całym świecie. Solidarność chrześcijańska polega też na aktywnej pomocy przez rozliczne dzieła dobroczynne oraz na stałej modlitwie za tych, którzy nie mają nawet ułamka tego, co my posiadamy. Wielki Post jest też specjalną okazją aby uczyć się nasze trudy, cierpienia i troski łączyć z krzyżem Chrystusa, z Jego cierpieniem i dzięki temu nadawać im głębszy sens, a nie tylko się ich obawiać i obmyślać - najczęściej bezskuteczne - strategie ucieczki.

Kiedy byłam mała, post kojarzył mi się też z czekaniem. Czekaniem na święta, na Niedzielę Wielkanocną, na rezurekcję i procesję wokół kościoła, a potem na śniadanie ze święconką. Dziś żyjemy w szybkich czasach, czasach fast foodów i wydaje mi się, że ludzie nie chcą już czekać. Mówią, że życie jest za krótkie, trzeba z niego korzystać, carpe diem. Po co utrzymywać wstrzemięźliwość, po co czekać na nagrodę w niebie, jak można mieć wszystko teraz?
Owszem, ludzie dziś żyją w pośpiechu, mamy fast food, fast money, fast sex, wszystko może być fast. Ale w efekcie prowadzi to do niebezpiecznej choroby duchowej i dopermanentnej nerwicy. Święty Paweł w „Hymnie o miłości” podkreśla, że pierwszy jej przymiot to cierpliwość: „Miłość cierpliwa jest”. Natomiast egoizm jest niecierpliwy, on chce natychmiastowego zaspokojenia potrzeb. A kiedy moje zaspokojenie staje się jedynym celem mego życia, to owocem tego jest coraz większe nienasycenie, coraz bardziej rozbuchana pożądliwość, a w efekcie nerwica i pogubienie. „Miłość cierpliwa jest” oznacza cierpliwe budowanie szczęścia, a nie gonitwę za przyjemnością. I nie da się, pod wpływem ducha czasu, zrobić fast lent - szybkiego postu. On zawsze będzie trwał 40 dni, nie licząc niedziel, bo w niedzielę, dzień Zmartwychwstania, nie wolno pościć.

To porozmawiajmy o tym, skąd wzięło się te 40 dni postu.
To tradycja biblijna. Trzeba pamiętać, że liczby w Piśmie Świętym mają inne znaczenie, nie numeryczne. My patrzymy na liczby z punktu widzenia arytmetyki, w Biblii mają one w dużej mierze charakter symboliczny. Trójka oznaczała doskonałością boską, a czwórka doskonałość świata (cztery pory roku, cztery kierunki). Trzy plus cztery daje siedem i jest symbolem absolutu, nieskończoności. Dlatego Piotr pyta Chrystusa czy ma przebaczać aż 7 razy. A odpowiedź Pana Jezusa, że winien przebaczać 77 razy nie oznacza, iż jedenaście razy więcej niż powiedział Piotr, tylko: masz przebaczać zawsze, bez wyjątku. Z kolei 3x4=12, które jest symbolem pełni, bo jedna doskonałość przenika się z drugą. Dlatego jeśli w Apokalipsie czytamy, że zbawionych będzie 144 000 ludzi, to jest to dwanaście dwunastek pomnożonych przez tysiąc, a więc wyrażenie w biblijnym języku faktu, że Bóg pragnie zbawić wszystkich. Z kolei liczba czterdzieści była liczbą „smutną”, czasem żałoby, zmagania, trudnych prób. Czterdzieści dni padał deszcz przed potopem, czterdzieści lat wędrował przez pustynię lud Izraela. To czas trudu, wysiłku, zmagania. Przez czterdzieści dni Pan Jezus pościł i był kuszony był na pustyni. Pięćdziesiątka to liczba „radosna”. W Starym Testamencie w pięćdziesiąt dni po święcie Paschy następowało radosne święto zbiorów, co pięćdziesiąty rok był rokiem jubileuszowym (m. im oznaczał darowanie wszelkich długów). W Kościele co roku przeżywamy pięćdziesiątnicę, czyli w pięćdziesiąt dni od zmartwychwstania świętujemy Zesłanie Ducha świętego.

Czy w tych czterdziestu dniach postu można wyróżnić etapy, dzięki którym człowiek w końcu dochodzi do tego, że urodził się po coś, że ma coś do zrobienia w tym życiu, że jest to jego misja?
Kondycja duchowa, intelektualna i psychiczna każdego z nas jest inna. Owszem, samemu można wyróżnić te trzy klasyczne wymiary: praktyki ascetyczne, modlitwa oraz jałmużna, czyli dzielenie się z innymi. Ale i z tym należy uważać. Jan Kasjan, żyjąc na przełomie IV i V wieku wielki asceta i twórca monastycyzmu, przestrzega by wszystko to czynić „stosownie do powodu, do miary i do czasu”, bo wszystkie te praktyki „wykonane w porę są odpowiednie i pożyteczne, a nie w porę stają się niedorzeczne i szkodliwe”. Dlatego najlepiej jest mieć w pobliżu osobę dojrzałą duchowo, najczęściej spowiednika, który pomoże ocenić, bo nikt nie jest sędzią w swojej sprawie, jakie są nasze potrzeby i możliwości. Często bowiem zbyt optymistycznie, nadgorliwie podejmujemy postanowienia, a po krótkim czasie przychodzi rozgoryczenie, jesteśmy załamani samymi sobą, bo nie potrafimy zrobić tego, co przedsięwzięliśmy. Nie dostrzegamy też tego, w jakim kierunku powinna się rozwijać nasza duchowość, na przykład tego, że jest zbyt rygorystyczno-jurydyczna, a za mało otwarta na miłość. A Pan Bóg nie chce tego abyśmy zostali prymusami, tylko tego byśmy coraz bardziej Go kochali i coraz bardziej kochali naszych bliźnich. Ogólna recepta na post nie istnieje także dlatego, że każdy z nas jest inny, każdy ma inne powołanie od Pana Boga. Jeden więc bardziej potrzebuje postu od jadła i napojów, inny od papierosów, jeszcze inny powinien pościć od Facebooka. A gdy chodzi o modlitwę, to jednemu bardziej potrzeba kontemplacji, innemu większego przenikania modlitwą w codzienności, a innemu lektury Pisma Świętego. Natomiast jeśli chodzi o czynienie miłosierdzia, to każdy z nas ma w otoczeniu innych ludzi i różne problemy. I właśnie od tego powinniśmy zaczynać - popatrzeć, jak możemy pomóc w naszym własnym otoczeniu. Dodajmy jeszcze to, że koniecznie powinniśmy zarezerwować czas na rekolekcje i mądrze je wybrać. Warto też postarać się o jakąś duchową lekturę, która będzie pokarmem na moim etapie rozwoju duchowego, aby skorzystać z wielkiej skarbnicy przemyśleń oraz doświadczeń świętych kobiet i mężczyzn, którzy przez 2000 lat mnóstwo mądrych rzeczy napisali, rzeczy ważnych również i dzisiaj.

Narastające przyzwyczajenia i coraz liczniejsze przywiązania sprawiają, że stajemy się duchowo ociężali

Kiedy wspominał Ksiądz o miłosierdziu wobec bliskich, to czy czas postu jest dobrym momentem na naprawę zerwanych więzi rodzinnych czy przyjacielskich?
Oczywiście! Wspomniany już św. Jan Kasjan podkreślał, że przez posty trzeba dążyć do nabycia cnót, a nie przez cnoty do postu. Dlatego wszelkie umartwienia służą wyłącznie temu, byśmy przez nie doszli do miłości. Poprawa relacji z najbliższymi jest tego najlepszym miernikiem.

W najbliższą środę, Środę Popielcową chrześcijanie posypią głowę popiołem. O czym, w wymierzę symbolicznym powinien nam przypomnieć ten gest?
O realizmie. Siłą Ewangelii jest jej realizm. Ewangelia nie lukruje rzeczywistości, nie obiecuje: „dzięki moim przepisom będzie wam super”. Ewangelia mówi, o tym jaka jest kondycja człowieka, jakie jest ludzkie powołanie i uczciwie przypomina, że nasze życie ma swój kres. Popatrz więc, człowieku, na swoje doczesne życie, w kontekście kresu i życia wiecznego. Dlatego my księża, posypując głowy popiołem przywołujemy Księgę Rodzaju: „z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” - te słowa mają nam pomóc wyrwać się z kieratu doczesności. Ale częściej, gdyż to ważniejsze, cytujemy słowa Chrystusa: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!”. Bo o to głównie chodzi, abyśmy w czasie postu spróbowali wierniej żyć Ewangelią, która jest dobrą nowiną o Jezusie Chrystusie - Bogu, który jest miłością.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.