Marek Trela: Janów i hodowla koni to perły, po które ktoś chce sięgnąć

Wojciech Rogacin
Marek Trela przez blisko 40 lat pracował w Janowie Podlaskim. Jako prezes wyhodował pokolenia koni podbijające światowe rynki
Marek Trela przez blisko 40 lat pracował w Janowie Podlaskim. Jako prezes wyhodował pokolenia koni podbijające światowe rynki Fot. Malgorzata Genca
Odwołany właśnie przez ANR wieloletni prezes stadniny koni w Janowie Podlaskim Marek Trela w specjalnym wywiadzie dla nas mówi o kulisach odwołania, zarzutach i losie hodowli.

Źródło: AIP/x-news

Przeżywa Pan teraz gorący okres i bardzo ciężko się do Pana dodzwonić.
Noszę przy sobie dwa telefony, które non stop dzwonią, a ja nie bardzo mogę je odbierać, ponieważ teraz sędziuję na ringu pokazy koni w Abu Zabi. A rozmowy stąd nie są tak dogodne, zwłaszcza jak się jest na bezrobociu.

No właśnie, zwolniono Pana z funkcji prezesa stadniny koni w Janowie Podlaskim, ale zachował Pan jeszcze funkcję wiceprezesa Światowej Organizacji Konia Arabskiego WAHO...
To nie jest akurat płatna funkcja.

Honorowa?
Tam zasiadają raczej ludzie niezależni finansowo, jak właściciele ziemscy, jak księżniczka Alia, zatem za zwrot delegacji nikt tam nie płaci. (śmiech)

Sprawa odwołania Pana, a także dyrektora stadniny w Michałowie Jerzego Białoboka oraz Anny Stojanowskiej przez Agencję Nieruchomości Rolnych bardzo poruszyła opinię publiczną. Jak Pan odebrał tę nagłą decyzję?
Już wcześniej czułem, że to się tak skończy. Nie była to dla mnie jakaś wielka niespodzianka. Dlatego starałem się raczej spokojnie do tego podejść.

Czyli wcześniej były sygnały, że są zakusy przejęcia przez PiS hodowli koni arabskich w Polsce? Bo to nie tylko o Janów chodzi.
Ja zawsze starałem się trzymać Janów z dala od polityki. Janów i hodowla koni w Polsce nigdy nie były sprawami politycznymi. Dlatego nawet i w tym momencie uważam, że określenie „PiS przejął” to moim zdaniem za dużo powiedziane. To jest sprawa paru ludzi z PiS, niestety, którzy mają w planie załatwienie jakichś swoich spraw. Ja nie wiem, o co chodzi, naprawdę. Dziwię się, że tak to się dzieje, bo muszę się dziwić. Bo okazuje się, że Janów jest takim ciasteczkiem, po które warto sięgnąć. Nie tylko zresztą Janów, ale hodowla arabska, której Janów jest perłą.

Światowi hodowcy pytają, co się u nas dzieje. Mówią: Jak polskie stadniny upadną, to ucierpi także hodowla koni na całym świecie

Przez kilka dni ANR nie wyjaśniała powodu odwołania. W środę pojawiły się już zarzuty. Czy miał się Pan okazję z nimi zapoznać?
Powiedziano mi mniej więcej, o co chodzi. Co ja mogę powiedzieć? Nie jest mi łatwo w sprawach tak oczywistych przedstawiać stanowisko. To są sprawy dość specjalistyczne i oczywiste dla każdego, kto ma do czynienia z hodowlą koni.

Główny zarzut to śmierć klaczy Pianissimy wycenionej przez ANR na 3 mln euro.
Proszę pana, to było oczko w głowie całej stadniny! To była duma stadniny, polskiej hodowli i każdego pracownika. Ta klacz doskonale się czuła dzień wcześniej na przeglądzie hodowlanym, który przeprowadzaliśmy. Była przygotowana do tego przeglądu, wesoła, pokazywała się. Była oceniana przez wszystkich. Ponieważ była też klaczą źrebną, wszyscy dyskutowali na temat tego, jaki będzie źrebak. Następnego dnia miał ją oglądać jeden z katarskich szejków. Ja niestety musiałem wyjechać do Włoch sędziować czempionat narodowy. Zostawiłem oczywiście wszystko przygotowane. Rano klacz była w normalnym, dobrym stanie. Po południu - dokładne godziny, o których wszystko się stało przekazałem w raporcie dla agencji - klacz wykazała objawy morzyska [kolki jelitowej - red.]. Przyjechał lekarz, zrobił zastrzyk. Właściwie nawet zanim zrobił zastrzyk, zadzwonił do mnie, ponieważ on wiedział - wszyscy wiedzieli - jak wyjątkowy jest to koń. Poza tym matka tej klaczy w bardzo podobny sposób zeszła nam również wcześniej, więc coś w tym musiało być i trzeba było dmuchać na zimne. Zatem lekarz zadzwonił do mnie i poinformował mnie, że klacz kolkuje.
To częste schorzenie?
To jest rzecz codzienna w stadninie. Ja powiedziałem doktorowi, żeby robił swoje czynności normalne, jakie się robi przy kolce, ale na wszelki wypadek żeby również trzymał samochód w pogotowiu, wezwał kierowcę. I za pół godziny - ja wówczas siedziałem na lotnisku w Rzymie - doktor zadzwonił do mnie, że jednak klaczy nie przechodzi po podanych lekach i że w związku z tym zawiozą konia do kliniki. Już po kilkunastu minutach był gotowy samochód i klacz została błyskawicznie przewieziona do Warszawy. Błyskawicznie. Nie wiem, jak ten kierowca jechał. Ryzykował utratę prawa jazdy, ale w rekordowym czasie dowiózł klacz do kliniki, która gwarantuje najwyższą w tej chwili jakość przy operacjach jelitowych koni. To wyspecjalizowana klinika i naprawdę świetni lekarze. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, dokąd wieźć klacz. Kiedy koń wyjechał, doktor dzwonił do mnie z podróży, byłem cały czas pod telefonem. Zanim dojechałem z Rzymu do Arezzo, kobyła już na stole operacyjnym, a nim jeszcze dojechałem do hotelu, to się już okazało, że trzeba klacz uśpić, gdyż ma pęknięte jelito. I teraz dochodzenie tego, jakiejś winy, szukanie, prokuratury… to mnie po prostu śmieszy. Bo ja mam specjalizację z chorób koni, praktykowałem 20 lat. Doktor Kucharczyk od 16 lat opiekuje się naszymi końmi i ma jedną z większych w Polsce wiedzę i doświadczenie, jeżeli chodzi o leczenie koni! Tym bardziej, że ma jeszcze doświadczenie w leczeniu internistycznym, w którym się lubuje. W związku z tym te zarzuty to jest jakiś kosmos dla mnie!

Czyli to są zarzuty postawione przez kogoś, kto się nie zna?
Postawiono zarzuty, no bo trzeba było postawić jakieś zarzuty. Jakbym miał przedziałek nie w tę stronę, to też byłoby niedobrze. Chodziło zupełnie o coś innego, zgodnie z zasadą „dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf”. Bo to, co się stało z Michałowem, to już w ogóle jest jakieś kuriozum.

No właśnie - kolejny zarzut, że zarządy obu stadnin dopuszczały się pobierania od klaczy większej liczby zarodków, niż wynika z polskich regulacji.
To jest kompletna bzdura! Jeżeli się dzierżawi klacz za granicę, jeśli ten kontrahent zagraniczny wydaje sto tysięcy dolarów na przygotowanie i pokazywanie tej klaczy oraz jej promocję, to musi coś dostać w zamian. To my sami, hodowcy w Polsce, specjalnie ustaliliśmy, że w naszym kraju tylko jeden ekstra zarodek można uzyskać od klaczy. To znaczy, że klacz nie może mieć więcej niż dwoje źrebiąt. Jest to przepisem naszej księgi stadnej, a zatem przepisem hodowlanym i nie wynika z żadnych ustaw, z żadnych przepisów prawnych. Po prostu dotyczy to rejestracji źrebiąt: że nie można mieć więcej. Robimy to po to, by w nadmiarze nie produkować zarodków, nie narażać klaczy na niepłodność. Natomiast jeżeli klacz wyjeżdża za granicę w dzierżawę i stadnina dostaje za to grube pieniądze, to ten zagraniczny dzierżawca musi mieć z tego również jakąś korzyść poza tą, że klacz zdobędzie puchar.

W Stanach Zjednoczonych - jak zresztą w większości krajów - nie ma tego ograniczenia, jeśli chodzi o zarodki. Gdyby na przykład chciano tam wypłukać sto zarodków, to tyle mogliby wypłukać. To jest czysta teoria oczywiście, bo tyle się nie da, chcę natomiast pokazać, że nie ma tam żadnych ograniczeń. W związku z tym to jest jakaś w ogóle horrendalna historia. Mówię to jako wiceprezydent WAHO, który te sprawy reguluje.

Jeszcze jest trzeci zarzut o niedostatecznym zabezpieczeniu interesów polskich podmiotów przy dzierżawach klaczy.
To niech mi pan powie teraz, o co chodzi, bo ja nie wiem. To jest absurdalne. Jak można jeszcze lepiej zabezpieczyć klacz, jeżeli jest ona ubezpieczona na ustaloną sumę - zwykle między 300 a 500 tys. euro - jeżeli dostaje się za dzierżawę grube pieniądze i jeszcze po tym wszystkim ma się konia? Jaki można lepszy biznes zrobić!? Uzyskuje się z tej transakcji tyle pieniędzy, ile by się uzyskało ze sprzedaży tego konia, a przecież po dzierżawie ma się go z powrotem, i to jeszcze wypromowanego na świecie.
Ostatnia, rekordowa aukcja w Janowie wskazuje, że obecne lata są znacznie lepsze dla polskiej hodowli niż dwie dekady wstecz. Skąd ten postęp?
Gdybym się chciał chwalić, powiedziałbym, że teraz produkujemy lepsze konie. I na pewno tak jest, bo gdyby nie było postępu hodowlanego, to ta cała zabawa nie miałaby sensu. Jednocześnie poprawił się rynek przez otwarcie na hodowlę koni arabskich hodowców z Bliskiego Wschodu. W tamtych czasach sprzedawaliśmy głównie do Stanów Zjednoczonych. Tamten rynek, mówiąc kolokwialnie, klapnął. Potem nastąpiła era Europy, kiedy prym w zakupach wiodła pani Watts [żona Charliego Wattsa, perkusisty The Rolling Stones - red.], która w dalszym ciągu mocno uczestniczyła w aukcjach. W ostatniej również. Aż wreszcie coraz mocniej o nasze konie zaczęli zabiegać hodowcy bliskowschodni.

Kolejna przyczyna, dla której nasze konie w zeszłym roku osiągnęły tak wysokie ceny, to efekt ich dotychczasowej promocji. Przecież klacz Pepita, sprzedana za rekordową sumę 1,4 mln euro, była naszą wielką nadzieją. Ona powinna była w zeszłym roku wygrać wszystkie pokazy, w których uczestniczyła, a jednak nie wygrała żadnego, poza czempionatem Polski. Była wiceczempionką do Kwestury na pokazie w Aachen i była również wiceczempionką do innej naszej klaczy - skądinąd przebywającej w dzierżawie - Primery, która już jest zresztą z powrotem w domu (à propos dzierżaw). Pepita była niedoceniona w Paryżu [na czempionacie świata - red]. A każdy hodowca wiedział, że to jest wspaniała klacz. I każdy wiedział, że kupując ją na aukcji w Janowie, będzie potem miał szansę wygrać tą klaczą pokazy po raz pierwszy. Stąd ta cena! Ale to wszystko było właśnie efektem promocji, jeżdżenia na pokazy. A co mi zostaje w tej chwili? Zrobić tylko bilans zamknięcia, opublikować listę tych koni, które mają wyniki na pokazach, i tyle. I patrzeć, co dalej.

W Polsce zebrano tysiące głosów przeciwko tej decyzji. Są głosy sprzeciwu zagranicznych organizacji hodowlanych. Może ta decyzja zostanie odwrócona? Nie ma Pan takiej nadziei?
Nie mam.

Agencja Nieruchomości Rolnych w ubiegłym tygodniu odwołała dyrektorów stadnin koni arabskich w Janowie Podlaskim i Michałowie Marka Trelę i Jerzego Białoboka oraz odpowiadającą za stadniny w ANR Annę Stojanowską. To obecnie najlepsi specjaliści od hodowli koni w Polsce

Bo zna Pan dokładnie kulisy tego odwołania?
Kulisy znam. Kulisy nie są nawet warte opowiadania. Natomiast nie mam nadziei, ponieważ ciężko jest drugi raz wejść do tej samej wody. Poza tym przecież nie można powiedzieć, że się nic nie stało, prawda? Ja nie jestem nastolatkiem, którego można przesuwać z miejsca na miejsce. Ja mam jakąś pozycję w świecie hodowli koni i nie zamierzam jej narażać. Zostawiam stadninę właściwie w szczytowym rozkwicie, z rekordową aukcją, rekordowym wynikiem. Janowska klacz została platynową czempionką na Czempionacie Świata w Paryżu w zeszłym roku, a w tym mamy już zwyciężczynię na pokazie w al-Khalidi. Krowy - stadnina prowadzi również gospodarstwo mleczne - dają coraz więcej mleka. Wydoiliśmy w zeszłym roku o milion litrów więcej niż w poprzednim i osiągnęliśmy średnią wydajność na poziomie 10200 l. Stadnina jest rozbudowana w porównaniu z tym, jak było dwadzieścia lat temu. Zostawiłem również plany na kolejne inwestycje… Wie pan, kiedyś trzeba odejść. Może to jest najlepszy moment?

Legendarny dyrektor Andrzej Krzyształowicz mówił , że w hodowli koni niezwykle ważna jest ciągłość. Co się stanie z naszą hodowlą, jeśli odejdą nagle ludzie tacy jak Pan i pan Białobok, którzy od 40 lat pracują przy polskich koniach?
Proszę pana, czasy się zmieniają. Teraz wszystko jest lepsze, młodsze, nowsze. Może jakieś wirtualne? Może zrobią program komputerowy, który będzie hodował tutaj te konie? Nie wiem, to nie są moje decyzje. Ja przecież nie poszedłem z podaniem i się nie zwolniłem, mimo że być może parę razy miałem taką ochotę. No cóż, ktoś, kto podejmuje takie decyzje, musi też brać na siebie odpowiedzialność za nie. To nie jest PGR, o którym ludzie szybko zapomną. Tu ludzie będą mieli oczy otwarte i będą patrzeć, co się dzieje w stadninie. I z tego trzeba sobie zdawać sprawę.

Dlaczego to doświadczenie w hodowli jest tak ważne? Przydaje się w kojarzeniu koni, by uzyskać jak najlepsze potomstwo?
Oczywiście, że się przydaje, bo człowiek nabywa pewnego doświadczenia, które wykorzystuje już w sposób sobie właściwy. Być może pan Krzyształowicz, z którym przeprowadziłem niezliczone rozmowy, podejmowałby inne decyzje, ale to on mnie nauczył, by samemu podejmować decyzje.
Przychodzi na Pana miejsce finansista. Ktoś może pomyśleć: bardzo dobrze, zna się na finansach, może jeszcze bardziej rozrusza cały interes?
No tak, posieje złotówki i zbierze jeszcze więcej.

Mówi Pan to z ironią.
To jest hodowla i recepta na to, żeby pogodzić dwie rzeczy - sukces firmy z interesem hodowli - jest tylko jedna, jedyna, która do tej pory zadziałała w Polsce. Mianowicie te najtrudniejsze decyzje dotyczące ekonomicznego bytu stadniny jako firmy i te najważniejsze dla hodowli ścierają się w jednej głowie. I to w naszych - pana Białoboka i mojej - głowach musiał powstać jakiś konsensus między interesem spółki i interesem hodowli. Interesem spółki jest jak najwięcej sprzedać właśnie dzisiaj, zrobić wynik finansowy już teraz. Interes hodowli liczy się natomiast w pokoleniach. Dzisiaj odpowiedzialność nasza - jako hodowców - za stan hodowlany i nasza - jako prezesów - za spółkę mieści się w jednej osobie. Ja sobie samemu nie wydam polecenia zrobienia za wszelką cenę jakiegoś określonego przychodu tylko dlatego, że inaczej wynik firmy finansowy ucierpi i ktoś mi powie: Proszę pana, pan tutaj nie wykonał planu. Pan musi wykonać plan. Mnie to nic nie obchodzi - pieniądze muszą być , bo ja panu zaplanowałem 3 miliony.

Wysoki przychód oznacza sprzedaż najlepszych koni, prawda?
No tak, a zarówno pan Andrzej Krzyształowicz, jak i pan Ignacy Jaworowski [twórca i wieloletni dyrektor stadniny w Michałowie - red.], jak zresztą i pan Białobok oraz ja sami musieliśmy podejmować te decyzje i to ryzyko. Bo przecież to nie jest takie proste i takie łatwe. Musieliśmy czasem odrzucać bardzo lukratywne oferty za niektóre konie, chociaż spółka jako przedsiębiorstwo byłaby zachwycona z ich sprzedaży. My jednak jako hodowcy wiedzieliśmy, że tego konia sprzedać nie można.

Dlaczego?
Bo się liczy interes hodowli. Bo w naszym odczuci ten koń jest potrzebny. Tego nas nauczyli pan Krzyształowicz, pan Jaworowski i tak się staraliśmy działać. Widać to nie jest w tej chwili potrzebne, ktoś ma inny pomysł. Nam w tej chwili pozostaje jedynie obserwować, jak on będzie realizowany, i to wszystko.

Pan Krzyształowicz mówił mi też, że w Panu widzi swojego następcę, i tak się stało. Najpierw Pan przez wiele lat przy nim pracował, a potem sam przejął kierowanie stadniną. Czy dyrektor Krzyształowicz coś Panu wówczas przekazał?
On mi przekazał taką książkę o hodowli koni czystej krwi arabskiej w Polsce, bardzo cenną, z dedykacją. No, i ja niestety… będę musiał teraz pomyśleć, komu ją przekażę.

A czym jest hodowla koni arabskich dla Polski i czym jest ta polska hodowla w świecie?
Czym jest nasza hodowla w świecie, to ja mogę odczuć tutaj, w Abu Zabi. Zewsząd wszyscy hodowcy obecni tu, na pokazie, do mnie się zwracają z pytaniami: Co się dzieje w Polsce? Mówią: Tak być nie może, bo wy jesteście nam potrzebni. Ja mówię: Jak to wam potrzebni? Tak, ponieważ nam jest potrzebna jakaś baza, jakaś pewność. Takie stadniny jak wasze są nam potrzebne, bo jak wy upadniecie, to cała hodowla światowa na tym ucierpi.

Ja tego nie wymyśliłem, powtarzam to, co tutaj słyszę.

Zagraniczni hodowcy boją się o Janów?
Oni są hodowcami i wiedzą, na czym rzecz polega, i mają przykłady zagraniczne, czym się takie rzeczy kończą. Wolę sobie nie wyobrażać powtórki z tego, co się stało ze stadniną w Babolnej na Węgrzech, gdzie jakieś polityczne perturbacje spowodowały jej upadek. Tamta stadnina do dzisiaj się nie podniosła i nie wiadomo, czy się kiedykolwiek podniesie. A była jedną z wiodących stadnin na świecie i starszą od janowskiej. Dlatego jeśli ktoś chce przykładów, to bardzo zapraszam tam, niech zobaczy, co się dzieje.
Co się teraz stanie z Janowem, z Michałowem, z polską hodowlą arabów?
To nie jest w tej chwili kwestia, na którą ja mam jakikolwiek wpływ, nie jestem w stanie niczego przewidzieć. Na pewno nie jest to bezpieczny czas z racji chociażby takiej, że jest to moment, który może spowodować wykorzystanie go przez ludzi, którzy nie zawsze mają dobre intencje.

W czasie przemian na początku lat 90. również istniały obawy, czy stadniny w ogóle przetrwają.
Nas to wtedy bardzo bolało, ponieważ rynek się chwiał. Skóra nam strasznie cierpła na myśl o tym, że rynek się może zawalić. Dlatego wolelibyśmy, żeby stadniny arabskie miały w gospodarce państwa trochę inny status. A zwłaszcza Janów, który poza końmi cały jest zabytkiem. Chciałoby się to zachować i chciałoby się, żeby to miało większą pewność bytu.

Na ile przez odejście Pana i prezesa Białoboka ucierpi polska hodowla?
Nie wiem. Trudno mi mówić, że - powiedzmy - jeden czy dwóch ludzi może mieć aż taki wpływ na hodowlę. Być może nie. Nie chcę być egocentryczny, natomiast rewolucji hodowla z pewnością nie lubi. Hodowla nie lubi również nadmiernego eksperymentowania, które nie jest poparte doświadczeniem. Chciałem zawsze hodować konie w Polsce i dla Polski. Jeśli to nie będzie możliwe, to będę szukał innych możliwości.

Janów i hodowla koni nigdy nie były sprawami politycznymi. Paru ludzima w planach załatwienie jakichś swoich spraw

Czy Pan został wezwany do ustosunkowania się do zarzutów?
Nie, proszę pana. Te zarzuty to efekt protestów społecznych. Ja żadnych zarzutów nie usłyszałem. Dostałem tylko decyzję o odwołaniu, i tyle. Dopiero teraz się dowiaduję o zarzutach. A jeszcze dzisiaj się dowiaduję - nie wiem, czy to jest już sprawa oficjalna - że szykują się również jakieś zarzuty prokuratorskie. To już mnie w ogóle rozbraja, bo okazuje się, że poziom indolencji i niezrozumienia rzeczy jest przytłaczający.

Widział się Pan z nowym prezesem?
Widziałem się. Ja mu przekazałem najważniejsze rzeczy, samochód służbowy, oddałem księgowej kartę kredytową plus tokeny do banków i na tym się moja współpraca skończyła.

Czy miał już Pan czas zastanowić się, co dalej, co Pan będzie robić?
Teraz to chcę odpocząć. Odczuwam pewną ulgę w związku z tym, że nie będę musiał wybierać koni na aukcję, co dla mnie było równoznaczne z wyrywaniem sobie samemu zębów. Nie będę miał nieprzespanych nocy i nerwów przedaukcyjnych, aukcyjnych, czempionatowych. To na razie ze mnie spada. Myślę o odpoczynku i będę wybierał z różnych propozycji, które się pojawiają.

Wyklucza Pan powrót do Janowa w przyszłości?
Ja niczego nie wykluczam, bo przecież to jest miejsce, w którym przeżyłem całe swoje życie zawodowe i które zawsze dla mnie będzie najważniejsze i najdroższe. Zatem absolutnie niczego nie wykluczam, tylko po prostu wszystko ma jakąś cenę. A ja nie wiem, czy ja chcę płacić tę cenę tylko po to, żeby tam być i patrzeć. Teraz są zarzuty, że padła klacz, którą ktoś wycenił na trzy miliony . Co prawda nie wiem, na jakiej podstawie wycenił, bo akurat tak się składa, że te trzy osoby, które mogłyby ją właściwie wycenić, właśnie straciły pracę. Ale nikt się nie zastanawia, jak doszło do tego, że ta klacz się urodziła, dzięki komu się urodziła i jak została wypromowana. Tego już potem nie widać. Teraz ważne jest to, żeby rozliczyć.
A jak się urodziła ta klacz? Hodowcy mówią, że to zasługa Pańskiej wiedzy hodowlanej i kontaktów.
No przecież wiedza hodowlana, a także kontakty zagraniczne to są podstawowe rzeczy. Każdy z drobnych hodowców dałby chętnie swojego ogiera, żeby krył w Janowie czy Michałowie, ale naszym zadaniem jest wyłuskać te najlepsze ogiery. A te najlepsze, to już jest zupełnie inna sprawa.

Przecież zarówno Gazal al-Shaqab, ojciec Pianissimy, jak i ogier Kahil przyszły tu jako czempiony świata. Bierzemy więc konie naprawdę z najwyższych półek, i ludzie nam ufają. I nikt się nie boi, że ten Gazal czy Kahil raptem padnie, bo w Janowie jest zła opieka. W świecie wszyscy wiedzą, że jest najlepsza jaka jest możliwa. A tutaj raptem takie bzdury, na które ja nie wiem nawet jak mam odpowiadać.

Jak cenne są dziś te ogiery?
Kahil w najbliższych dniach zdobędzie pewnie czempionat Stanów Zjednoczonych. Stanówka Gazala jest ograniczona, a kosztowała ostatnio po kilkanaście tysięcy dolarów.

To jak się Panu udało ściągnąć tego ogiera?
Tak się udało, że spytałem Szejka Hamada, jakie ma plany związane z tym ogierem, bo ja bym był zainteresowany jego wydzierżawieniem. On zapytał, kiedy jest mi potrzebny. Mówię, że w styczniu. On powiedział, że dobrze, to go pośle do Europy, niech tam jeszcze się pokaże. I przyjechał do Europy, zdobył tu jeszcze czempionat świata i trafił do nas.

Drogo kosztowały Janów stanówki klaczy z nim?
Nic nie kosztowały.

Przyszedł za darmo?
Za darmo. I to jest tak zwana prawda czasu i prawda ekranu. I uzyskanie „trzymilionowej” Pianissimy. Nie wiem dlaczego akurat na trzy miliony euro ją wyceniono, a nie 33? Albo może na 13?

Właśnie, ile ona tak naprawdę mogła być warta?
Ile mogła być warta? Każde pieniądze. Każde! Bo to był skarb! To był taki koń, że się nie urodził drugi taki na świecie. A ile naprawdę koń jest wart, to wiadomo dopiero wtedy, kiedy się go sprzeda. Albo gdy się go ubezpiecza. Ale to nie był koń, którego można by było ubezpieczyć. Żadna ubezpieczalnia by go pewnie nie ubezpieczyła, a jakby nawet ubezpieczyła, to na taki procent, że by się nam na pewno nie opłaciło.

Czyli te kontakty w świecie hodowców są niezwykle ważne.
One są podstawowe, bo przecież jak ja tutaj stoję na ringu w Abu Zabi przez cały dzień, 120 koni sędziowałem, to wówczas widzę na bieżąco, co się dzieje w hodowli na świecie. Pokazywane jest tu potomstwo różnych ogierów. Teraz właśnie jest nowa gwiazda wschodząca wśród nich ogier Rashim, który bardzo dobrze sprawdził się tutaj jako ogier czołowy i właśnie są pokazywane jego pierwsze źrebaki. Widzę, jakie mają cechy pozytywne, jakie mają negatywne. Koń ten należy w tej chwili do Dubaju, już są zamknięte stanówki do niego. Być może bym się zwrócił o jakieś stanówki dla polskiej hodowli i być może bym dostał. Być może...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl