Marcin Mastalerek: - Dobrze życzę PiS, dlatego szczerze mówię, gdzie popełniają błędy

Marcin Darda
Marcin Darda
Karolina Misztal /archiwum Polska Press
Z Marcinem Mastalerkiem, byłym rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości i byłym szefem okręgu łódzkiego PiS, rozmawia Marcin Darda.

Gdy tylko nadchodzi kryzys wizerunkowy rządu PiS, prawa strona mediów społecznościowych zadaje sakramentalne pytanie: „Gdzie jest Mastalerek?”. No to gdzie jest teraz Mastalerek?

Jestem poza polityką i mogę dziś spokojnie powiedzieć, że jest życie poza polityką i poza PiS. Mimo tego, że mam serce po prawej stronie i jestem z tą partią związany, mam w niej przyjaciół i kolegów, bo byłem w niej kilkanaście lat, to dziś jestem poza polityką i stoję z boku. Z boku lepiej widać, przyglądam się, rozmawiam, czasem doradzę, gdy ktoś zapyta. To wszystko. Jeśli występuję w mediach, to jako życzliwy komentator. Życzliwy pod tym względem, że dobrze życząc PiS, dobrej zmianie i prawicy, szczerze wskazuję, gdzie moim zdaniem popełniają błędy. Na tym polega życzliwość, a nie na podlizywaniu się i opowiadaniu, że „wszystko jest dobrze”. Bo wcale nie jest wszystko dobrze, szczególnie w komunikacji i PR-rze. Wysokie sondaże wynikają w mojej ocenie raczej z tego, że PiS spełniło obietnice wyborcze, wynika też z dużych transferów socjalnych, ze słabej opozycji i z silnej pozycji wizerunkowej prezydenta, ale nie z dobrej komunikacji PiS-u. Realne kryzysy pokazały, że często nie ma pomysłu, jak z nich wyjść, jest zły timing, często te działania są reaktywne, zamiast proaktywne. A wystarczy przypomnieć sobie, jak działała ekipa Donalda Tuska. Gdy pojawiał się niewygodny temat, przykrywano go innym. Dziś PiS ma pełnię władzy: prezydenta, premiera, marszałków, telewizję publiczną, a to oznacza, że ma wiele narzędzi do zdominowania opinii publicznej. A jednak nawet tak słaba opozycja, jaką dziś mamy, potrafi skutecznie narzucić temat lub wpisać się w tematy narzucane przez media nieprzychylne PiS.

Na przykład urodziny Hitlera w lesie?

Ten temat zdominował tydzień debaty publicznej i nie było żadnej próby narzucenia przez obóz władzy innego tematu. Tymczasem Tusk zawsze miał jakiś temat światopoglądowy czy kastrację pedofilów do przykrycia afer. A PiS w kryzysy wpada, chociaż nie ma afer. Ostatnia sytuacja? Dwa lata debatuje się na temat ustawy o IPN, a nagle dochodzi do gigantycznego kryzysu międzynarodowego. Co więcej, właściwe działania nadeszły po tygodniu, tylko że w kryzysie najważniejsze są pierwsze godziny. To wtedy decyduje się, czyją narrację przyjmie opinia publiczna. Można było przewidzieć, że taka będzie reakcja międzynarodowa zwłaszcza w niektórych krajach, i wcześniej przygotować odpowiednie działania kampanijno-osłonowe. Zamiast działań proaktywnych, były działania reaktywne, na dodatek mocno spóźnione, nieprzygotowane, nieprofesjonalne.

No to „życzliwie” uderzył Pan teraz w rzecznik rządu Joannę Kopcińską, pańską dawną protegowaną w łódzkim PiS. I jednocześnie posłał uśmiech w stronę tych, co chcieliby Pana w roli twarzy rządu...

Tyle że ja byłem rzecznikiem partii opozycyjnej. Tego nie da się porównać ze stanowiskiem rzecznika rządu, bo rzecznik partii opozycyjnej decyduje o kreowaniu przekazu partii, dlatego musi być w stałym kontakcie z jej szefem. A rzecznik rządu to jedna z wielu funkcji i to raczej techniczna, nie ma takich możliwości kreowania wydarzeń. Mam nadzieję, że Joanna Kopcińska sobie poradzi, dobrze jej życzę.

Dlaczego Pan odszedł z Orlenu?

Zamknąłem ten etap w życiu, ale dobrze go wspominam. Uważam, że byłem w niełatwej sytuacji, bo z jednego z najbliższych współpracowników prezesa PiS, po dwóch z rzędu wygranych wyborach, znalazłem się na politycznym aucie i trafiłem do największej spółki Skarbu Państwa. Postawiłem sobie za cel jak najwięcej się nauczyć. Skończyłem program MBA, rozpocząłem pisanie doktoratu. Dużo się nauczyłem i o Orlenie mogę mówić tylko w superlatywach.

A do Orlenu poszedł Pan za karę po tym, jak obraził się na Pana prezes Kaczyński. Czym się mu Pan naraził?

Nie mówiłem o kulisach tamtych wydarzeń wtedy i nadal nie mówię. Jestem w tym konsekwentny.

A ile Pan w tym Orlenie zarabiał? Może 80 tys. zł miesięcznie?

Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają...

Pytam, bo Pan wyszydzał polityków PO, którzy dostawali pracę w spółkach Skarbu Państwa. Pamiętam jeden pański tweet, gdy premier Tusk odwołał ministra skarbu: W jakiej spółce dostanie pracę za 80 tys. Budzanowski? Tymczasem sam Pan poszedł tą drogą.

Powtórzę, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale uspokoję pana, zarabiałem o wiele mniej. Proszę też zwrócić uwagę, że nie poszedłem do zarządu Orlenu, a na funkcję dyrektora i to w działce, w której nikt mi kompetencji nie odmówi, bo zajmowałem się komunikacją. Przez dwa lata udowodniłem, że się na tym znam, byłem dobrze oceniany przez rynek. Nie można porównywać mojej sytuacji z tym, w jaki sposób PO rozprowadzała swoich po państwowych spółkach. Poza tym miałem także inne propozycje pracy w branży, ale wybrałem Orlen, bo to było prawdziwe wyzwanie. A to, że dziś, po odejściu z Orlenu bez problemu poradziłem sobie na rynku, pokazuje, że się w spółce Skarbu Państwa sprawdziłem. Moje kompetencje odpowiadały zapotrzebowaniu Orlenu.

A niech mi Pan „życzliwie” powie, po co PiS wchodzi w buty PO? Mam na myśli angaż Ewy Bugały, byłej dziennikarki TVP, dość przychylnej dla władzy, na stanowisko dyrektora w Orlenie. Przecież PiS krytykowało Tuska, gdy załatwił Igorowi Ostachowiczowi robotę w Orlenie, a teraz robi to samo.

Czy pani Bugała była przychylna dla władzy czy nie, to nieistotne, bo tych sytuacji porównać się nie da. To dziennikarka, która przeszła do Orlenu, by zajmować się kontaktami z mediami, a miała tam zarabiać, z tego co pisano, ok. 20 tys. zł. Tymczasem Ostachowicz był najbliższym współpracownikiem premiera i odchodził do Orlenu wtedy, gdy Tusk uciekał z Polski. I odchodził nie na stanowisko dyrektorskie za 20 tys. zł, tylko do zarządu, gdzie zarabiało się 200 tys. zł miesięcznie. Co do Ewy Bugały mogę powiedzieć tyle, że po raz kolejny sprawdziła się moja teoria: najważniejszy jest timing. Ten transfer przeprowadzono w złym momencie, stąd kontrowersje. To był błąd i tych błędów jest więcej, nie dotyczą tylko takich spraw jak praca dla dziennikarki, a jednak przykrywają skutecznie dokonania rządu. Ale PiS ma wielki handicap, bo dotrzymuje słowa w najważniejszych socjalnych obietnicach. PO słowa nie dotrzymywała i to jest coś, co robi różnicę.

Niektórzy tę różnicę przestali widzieć. Przypomnę słowa posła Łukasza Rzepeckiego, pańskiego przyjaciela. On stwierdził wprost, że PiS staje się Platformą, którą tak zapamiętale krytykował. I co? Wyrzucono go z PiS.

I to jest naprawdę duży błąd PiS. On został wypchnięty z PiS głównie przez lokalnych działaczy i posłów z jego okręgu. To nie jest zwykły błąd, tylko błąd strategiczny. Łukasz jest młodym, ale mocno ideowym i pracowitym politykiem. Domagał się, by PiS nie łamało obietnic wyborczych, jak ta, że nie będzie podnosiło podatków. A tym w istocie był pomysł ustawy paliwowej. Wyszło na to, że to Rzepecki ma rację i osiągnął sukces, bo PiS się z tego projektu wycofało. Ale przez atakowanie go przez posłów z jego okręgu i atmosferę nagonki podjęto błędną decyzję. Kierownictwo PiS wciąż tego błędu nie dostrzegło, a straciło bardzo medialnego posła, który na dodatek mógł wypełniać rolę podobną do roli posła Kłopotka w PSL. Tyle że Rzepecki jest lepszy, bo młodszy, szczery i ideowy. A PiS w zamian został poseł Tarczyński, tykająca bomba, która kiedyś PiS narobi bardzo dużo szkód. Jeżeli zatem mam już wytykać błędy PiS, to jednym z nich jest właśnie wypchnięcie Rzepeckiego. On jeszcze się Polsce przysłuży. Myślę, że kierownictwo PiS bliżej wyborów zrozumie swój błąd, ale jest już za późno, bo Łukasz świetnie odnalazł się u Pawła Kukiza, który zyskał na jego przejściu. Ma pracowitego i wiarygodnego posła.

Rzepeckiego z PiS wypchnięto, a Pan jeszcze jest w PiS?

To niestety mechanizm znany w partiach rządzących, że lokalne koterie partyjne poukładały sobie strefy wpływów i nie dopuszczają świeżej krwi. W interesie PiS jest obrona takich ideowych ludzi jak Rzepecki przed tzw. aparatem lokalnym, bo często to, co jest w interesie lokalnych „baronów”, nie jest w interesie całej partii. Co do mnie, to wciąż się czuję z prawicą związany, ale nie jestem aktywny ani politycznie, ani partyjnie. Wciąż w PiS jestem, ale nie ma to żadnego praktycznego znaczenia, bo nie prowadzę działalności w partii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marcin Mastalerek: - Dobrze życzę PiS, dlatego szczerze mówię, gdzie popełniają błędy - Plus Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl