Dr Marek Palczewski: Repolonizacja mediów jest mglistym terminem

Anita Czupryn
Dr Marek Palczewski jest doktorem nauk humanistycznych, medioznawcą. W latach 1992-2010 był redaktorem TVP. Od 2011 do 2012 pełnił funkcję redaktora naczelnego portalu SDP. Od 2011 pisze w Forum Dziennikarzy. Pracuje jako adiunkt w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu SWPS w Warszawie
Dr Marek Palczewski jest doktorem nauk humanistycznych, medioznawcą. W latach 1992-2010 był redaktorem TVP. Od 2011 do 2012 pełnił funkcję redaktora naczelnego portalu SDP. Od 2011 pisze w Forum Dziennikarzy. Pracuje jako adiunkt w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu SWPS w Warszawie Paweł Nowak
Politycy powinni zrozumieć, że niezależność dziennikarska polega na tym, że dziennikarz, bez oglądania się na swój własny interes i interes partii, dąży do poszukiwania prawdy - mówi dr Marek Palczewski, medioznawca.

Co w istocie oznacza repolonizacja mediów?
Również chciałbym wiedzieć, bo na razie jest to dla mnie mglistym terminem. Sądzę, że dopóki nie zostanie dokładnie zdefiniowane i nie dowiemy się, na czym polega projekt rządowy, to trudno będzie się do niego ustosunkować. Dosłownie biorąc, repolonizacja mogłaby oznaczać przywrócenie tych mediów, które polskie nie są - Polakom, prawda? Ale z drugiej strony rodzi cię pytanie, co miałoby znaczyć pojęcie „media niepolskie” w Polsce? Czy np. repolonizacją mogłoby być nazwane odebranie tych mediów zagranicznym właścicielom? Czy też chodzi o sprzedaż udziałów? Czy repolonizacja miałaby być związana ze zmianą treści tych mediów? A może chodzi o zmiany kadrowe wśród dziennikarzy albo wśród zarządzających tymi mediami? To wszystko mogłoby składać się na pojęcie repolonizacji, ale dopóki nie ma konkretnego projektu, to muszę szczerze przyznać, że nie wiem, co ono w tym kontekście oznacza.

Stąd też pewnie pojawia się wiele interpretacji, wśród nich i taka, że repolonizacji mediów potrzebuje władza, zwłaszcza mediów lokalnych, które nie są w polskich rękach. Pan jako medioznawca zapewne zna licznie ostatnio publikowane wykresy obrazujące, ile tych mediów w Polsce jest w rękach polskich właścicieli, a ilu właścicielami nie są polscy właściciele i czy według Pana jest to zaburzony stan?
Myślę, że trzeba tu mówić o dwóch obrazach. Jeden obraz w ciągu ostatnich dni dostarczany był nam przez media publiczne, które pokazywały, że w Polsce podmioty o kapitale zagranicznym kontrolują 76 procent udziału w rynku prasy. Natomiast drugi obraz pojawia się, gdy przyjrzymy się wykresom przedstawiającym, do kogo należą media: stacje telewizyjne, radiowe, portale internetowe, tygodniki, gazety codzienne, gazety regionalne, itd. Jeśli chodzi na przykład o telewizję, to mamy przede wszystkim polskich właścicieli i amerykańskiego, do którego należy TVN. Na rynku radiofonii mamy względną równowagę, ale największy udział w rynku mają RMF FM, należące do niemieckiej grupy Bauer Media Polska, z 25 procentową słuchalnością, oraz Radio Zet francuskiego holdingu Eurozet. Wśród gazet codziennych największą sprzedaż ma „Fakt”, ale kolejne miejsca zajmują gazety z polskim kapitałem. Również w grupie tygodników poza „Newsweekiem” pozostałe tytuły należą do polskich wydawców. Najwięcej egzemplarzy sprzedają „Newsweek,” „Gość Niedzielny” czy „Polityka”, a przez pewien czas do pierwszej trójki należał tygodnik „W sieci”. W tym segmencie prasy nie widać więc zagrożenia dominacją kapitału zagranicznego. Natomiast na rynku mediów regionalnych i lokalnych, szczególnie na tym pierwszym, wyraźnie dominuje jeden wydawca z kapitałem niemieckim - Polska Press Grupa, która ma na nim ponad 90 procent udziałów.

Obawiam się wszelkich regulacji mediów, które wypływają od polityków i są motywowane politycznie

Co okazuje się być solą w oku polityków.
Tu rzeczywiście można mówić o przewadze jednej grupy kapitałowej nad innymi i faktycznie ta koncentracja w tym przypadku jest dojmująca, co, jak pani zauważyła, może stać się solą w oku obecnych władz.

Zdaniem pana Mikołaja Cześnika, socjologa z SWPS i Fundacji Batorego repolonizacja to jest po prostu przejęcie władzy w mediach przez polityków. Pan się z taką opinią zgadza?
Chciałbym dyskutować i wypowiadać się na temat faktów. Skoro jeszcze tego faktu, owej repolonizacji, niezależnie od tego, jak ona miałaby wyglądać, nie mamy, to trudno mi się odnieść do tego rodzaju opinii. Można zakładać takie czy inne intencje rządzących, że chcą na przykład sobie podporządkować kolejny sektor medialny, ale dopóki to nie następuje i nie przekłada się na akty prawne, tylko się o tym mówi, to takiej rzeczywistości nie mogę oceniać. Poczekajmy na owoce tych działań.

Jak mówi pan wiceminister Jarosław Sellin, media to jest przestrzeń bardzo delikatnego biznesu, który jest w rękach kapitału nie narodowego. Czy narodowy kapitał odmieni media? Znajdą się pieniądze na reportaże z prawdziwego zdarzenia, na dziennikarzy śledczych? Na zagwarantowanie dziennikarzom nie tylko niezależności, ale i dobrych warunków do pracy? Kiedy popatrzy się na historię mediów po 1989 roku, to widać, że narodowy kapitał nie był w stanie utrzymać mediów i stąd ten zagraniczny kapitał się w Polsce wziął.
No tak, wziął się poniekąd z naszej biedy, z tego, że nie było polskiego, rodzimego kapitału, i że państwo - z różnych względów - nie mogło uczestniczyć w tych przemianach. To był okres dużych przemian technologicznych, komputeryzacji redakcji, zmian w mediach elektronicznych, itd. Dobrze to pamiętam, bo byłem wtedy pracownikiem Telewizji Polskiej. Ale wracając do pani pytania, co miałoby się zmienić, jeśliby te media przeszły w polskie ręce, to trzeba najpierw zadać sobie pytanie, czy one w ogóle mogą w polskie ręce przejść? Czy mamy wystarczający kapitał, by je przejąć...
Pani poseł Barbara Bubula z PiS wprost mówi o odbieraniu gazet zagranicznym właścicielom grup medialnych.
Myślę, że jest to dosyć niefortunne sformułowanie. Nie wiem, jak tego typu groźby miałyby się zamienić w czyn? Przede wszystkim należałoby zmienić prawo. A ono musiałoby być zgodne z prawem europejskim, więc powinno zachowywać podstawowe wolności: handlu, wolności słowa, swobodnego przepływu usług, ludzi i kapitału. Takie prawo będzie dość trudno wprowadzić. Diabeł z pewnością tkwi w szczegółach, bo jeśli nawet uchwalona zostanie odpowiednia ustawa regulująca, że w jednym segmencie prasy jakaś grupa kapitałowa nie będzie mogła mieć więcej niż 30 procent udziału w rynku, to w jaki sposób można ją będzie zmusić do sprzedaży gazety lub gazet, ewentualnie nadwyżki ponad owe 30 procent? A może zostanie w jakiś sposób znacjonalizowana? Tego nie wiadomo. Brakuje konkretnych propozycji, żeby się można było do nich odnieść. Ale myślę też, że najpierw należałoby raczej zbadać, co złego jest w mediach podporządkowanych jednemu właścicielowi i z tego dopiero wyciągnąć wnioski.

Te wnioski właśnie zostają upubliczniane i ogólnie mówiąc brzmią, że jeśli media nie są w polskich rękach, to nie jest to polski przekaz.
Należałoby sobie zatem odpowiedzieć na pytanie, czy ich przekaz zagraża polskości, a jeśli takie pytanie sobie zadamy, to należałoby z kolei zdefiniować, na czym polega polski interes narodowy, gdzie on jest realizowany, czy jest realizowany w tych mediach, czy nie jest realizowany i kto tak uważa? Strona rządowa, czy opozycja? Bo przecież opinie tych dwóch stron na temat tego, czy te interesy są realizowane w określonych gazetach czy nie, będą różne. To po pierwsze. Po drugie, ważne jest, aby rynek medialny był demokratyczny i faktycznie pluralistyczny. Jeżeli istnienie silnej grupy medialnej zagraża pluralizmowi, to należałoby ten stan zmienić. Tylko najpierw należałoby przeprowadzić dokładne badania, czy rzeczywiście tak jest. Bez analizy nie można postawić diagnozy. Żeby postawić taką diagnozę, jaką stawia w tej chwili część polityków PiS, mówiąc o mediach, które zagrażają interesowi polskiemu, należy przedstawić konkretne dowody, że tak się dzieje.

Parlament Europejski, Komisja Europejska publikowały raporty na ten temat i kiedy oceniano niezależność polityczną mediów, to ich ocena nie wykazała żadnych niepokojących zjawisk. Za to wykazano, że mogło dochodzić do tak zwanej korupcji politycznej, jeśli chodzi np. o reklamy oraz niedostateczny poziom mediów lokalnych.
Na pewno jest w naszych mediach niedostateczny poziom profesjonalizmu, dlatego, że coraz więcej dobrych dziennikarzy odchodzi z mediów, z różnych powodów, a przede wszystkim finansowych. Ale jest też druga rzecz, o której pani już tu wspomniała. Oceny mediów, które trafiają do opinii publicznej, nie są ocenami medioznawców, ale polityków. To politycy są recenzentami mediów. To oni w swoich narracjach narzucają, w jaki sposób odbiorcy mają traktować takie czy inne media. Obawiam się wszelkich regulacji, które wypływają od polityków i są motywowane politycznie. Dziś zmiana polegająca na tym, że niektóre media zostałaby np. upaństwowione nie zagwarantuje politykom, którzy obecnie są przy władzy, że te media pozostaną przy nich za lat kilka czy kilkanaście, kiedy będą rządzić inne partie. Te same media nadal pozostałyby uzależnione od polityków, tylko już od innej politycznej grupy.

Kiedy po 1989 roku dzielono majątek RSW, to jego część dostały partie polityczne, a część wykupiły spółdzielnie dziennikarskie. Ale partie, które dostały w swoje ręce gazety, tych gazet nie utrzymały i same je sprzedawały zagranicznym wydawcom.
Wtedy partie polityczne budowały swój kapitał finansowy na tych sprzedażach, bo to były intratne interesy. Ale nie tylko partie, bo i grupy dziennikarzy wraz z organizacjami związkowymi, w tym np. Solidarność, otrzymywały jako współwłaściciele różne gazety, po czym te gazety sprzedawały nowym właścicielom, a ci pozbywali się ich z jeszcze większym zyskiem odsprzedając kolejnym zagranicznym właścicielom. To pokazało, że po pierwsze, rynek był wtedy bardzo trudny, po drugie, że zabrakło zmysłu ekonomicznego, a po trzecie, że działano doraźnie i nie myślano o przyszłości. Tyle, że ta diagnoza przyczyn obecnego stanu na rynku mediów nie jest żadnym pocieszeniem.

Na początku lat 2000, kiedy trwały prace nad ustawą o mediach, których zresztą finałem była afera Rywina, to ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski przekonywał, że kapitał nie ma narodowości i nie powinniśmy zabraniać, aby zagraniczny kapitał wchodził na polskie rynki. Teraz okazuje się, że nie dość, że kapitał ma narodowość, to pojawiły się zarzuty, że dziennikarze realizują politykę kraju, z którego pochodzi właściciel tego czy innego medium. Pomimo tego, że badano to wielokrotnie i tego nie stwierdzono.
Należałoby zapytać dziennikarzy pracujących w tych mediach, czy czują się realizatorami interesów polskich czy obcych oraz czy ktokolwiek w jakikolwiek sposób wpływa na ich decyzje czy pozostają niezależni, bo kwestia niezależności jest tu bardzo ważna. A właśnie w ostatnich dniach z powodu listu Marka Dekana wybuchła gorąca dyskusja na temat niezależności polskich dziennikarzy pracujących pod kapitałem niemieckim.
Panie Doktorze, to już nawet nie dyskusja, a cała afera. Czy ona ma swoje uzasadnienie Pana zdaniem, czy raczej staje się wygodnym pretekstem do tej dyskusji o mediach, do przyspieszenia prac nad repolonizacją właśnie?
Myślę, że trwa już w tej chwili podskórna walka polityczna między Prawem i Sprawiedliwością, a być może właścicielami mediów o kapitale niemieckim. To już taki jej etap, kiedy trzeba będzie bardzo radykalnie wyłożyć karty na stół. Z jednej strony wystąpienie Marka Dekana uważa się za nieprzemyślane, pochopne…

... za niemiecką instrukcję dla polskich dziennikarzy się uważa.
No tak. Ale tu obie strony zaczynają grać w tym sensie, że również Mark Dekan chce zwrócić uwagę na to, że może być zagrożona w jakiś sposób wolność słowa, wolność wypowiedzi. Za mało mam przesłanek, żeby spekulować na temat motywów, dla których ten list Dekana wypłynął na zewnątrz koncernu. Być może jego publikacja jest korzystna dla obu stron, bo teraz obie strony będą mogły w sposób bardziej dosadny posługiwać się swoimi argumentami.

Pan wicepremier Mateusz Morawiecki repolonizację określa jako wprowadzenie standardów krajów cywilizowanych, czyli chce, aby było tak w polskich mediach, jak jest z mediami we Francji czy w Niemczech. To jak jest z mediami w tych krajach?
Musiałbym o tym długo mówić (śmiech). Jak pani wie, Instytut Staszica opublikował na swoich stronach raport napisany przez dwie medioznawczynie: panią doktor Katarzynę Gajlewicz-Korab z Uniwersytetu Warszawskiego i panią doktor Katarzynę Konarską z Uniwersytetu Wrocławskiego, który ujmuje właśnie kwestie mediów w tych dwóch krajach…

... a Pan sporządził z tego raportu résumé.
Owszem. Chciałem w nim podkreślić najważniejsze rzeczy. Ale to, co ogólnie wynika z tego raportu, to rzeczywiście na tych obydwu rynkach najważniejsze grupy kapitałowe i zdecydowana większość mediów należą w Niemczech do grup niemieckich, a we Francji do francuskich. Aczkolwiek istnieją, bardziej we Francji niż w Niemczech regulacje dekoncentracyjne, określające, jaki może być udział poszczególnego właściciela w sektorze gazet, w telewizji, czy w radiu, to jednak, jak sądzę, bardziej znaczącym dla kształtowania się modelu rodzimych systemów mediów, rodzimego kapitału, była tradycja oraz to, że były to państwa silne gospodarczo. My w 1989 roku takim państwem nie byliśmy. Warto zwrócić uwagę, że system francuski kształtował się przynajmniej od połowy XIX wieku, a nawet wcześniej, więc jest to prawie 200 lat. U nas kształtuje się dopiero od 28 lat, więc jest różnica, prawda? Tym niemniej, to też jest fakt, tam w żadnym segmencie nie ma dominacji kapitału zagranicznego, co jest bardzo wyraźne w Polsce w segmencie gazet regionalnych.

W Polsce jeśli dziennikarz traci pracę w medium lokalnym, to często droga do zawodu jest dla niego zamknięta

Kiedy słucham opowieści dziennikarzy, którzy pracowali we francuskich gazetach, to brzmią one jak z innej planety. Po pierwsze, warunki, jakie mają, są nieporównywalne z naszymi; dziennikarze potrafili sobie wywalczyć trzynaste pensje. Po drugie - sama siła mediów jest nie do porównania. Jeśli jakiś minister nie udzieli dziennikarzowi informacji, to zostaje mu wytknięte i podaje się do dymisji.
We Francji są bardzo silne związki zawodowe i stowarzyszenia dziennikarskie. Dziennikarze potrafili wywalczyć bardzo dobre warunki socjalne, chronią swoje miejsca pracy, a nawet decydują o kształcie polityki redakcyjnej. Mają kartę prasową i mogą powoływać się na klauzulę sumienia, co zapewnia im niezależność od wydawców.

W jaki sposób chroni się i wspiera wolność mediów we Francji czy Niemczech?
To jest, jak już wspomniałem, kwestia tradycji i wysokiego profesjonalizmu, przyjęcia zasad, które powodują, że dziennikarze nie będą pisać tego, co nakazują im politycy. Na pewno nie ma tam takiej bezpośredniej zależności. Ponadto, w związku z tym, że jest większa różnorodność mediów, większy pluralizm, dziennikarze mają też większe możliwości przechodzenia z jednego medium do drugiego. Zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie, jeśli dziennikarz traci pracę w medium lokalnym, to często droga do zawodu jest dla niego zamknięta. We Francji, a szczególnie w Niemczech jest też mniejsze uzależnienie mediów i dziennikarzy od polityków.

Niezależne dziennikarstwo jest wartością i co do tego każdy się zgadza. Tylko czy ta wartość opłaca się politykom w Polsce?
Politycy powinni zrozumieć, że niezależność dziennikarska polega na tym, że dziennikarz, bez oglądania się na swój własny interes i interes partii, dąży do poszukiwania prawdy. I że ta prawda służy też im - politykom, albowiem ukazuje szerszą perspektywę interesu Państwa, społeczeństwa czy narodu. Jednak to teoria, bo praktyka wskazuje najczęściej na to, że politykom bardziej niż na niezależności dziennikarskiej, zależy na dobrych relacjach z wybranymi dziennikarzami, dzięki którym mogą kształtować swój medialny wizerunek zgodnie z własnymi potrzebami i celami politycznymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl