Bóg nie lubi ludzi leniwych. Prof. Marian Zembala tłumaczy nam, czym są nadzieja, empatia i wiara

Agata Pustułka
Wybitny kardiochirurg z Zabrza, prof. Marian Zembala, uczestniczący w pierwszych przeszczepach serca, właśnie „pojawia się” w książce, wywiadzie rzece „Spotkania. Opowieść o wierze w człowieka”. Nam opowiada, dlaczego powstała książka, co jest dla niego w życiu najważniejsze, jacy ludzie ukształtowali jego wrażliwość i profesjonalizm

Podczas promocji pana książki pt. „Spotkania” dr Jan Sarna, szef Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. Zbigniewa Religi, opowiedział taką anegdotę: po czym poznać, że prof. Zembala jest na urlopie? Gdy po szpitalu chodzi w papuciach. Panie profesorze, jest pan pracoholikiem?
Prof. Marian Zembala: Szczerze? Tak. Tak kocham moją pracę lekarza i dlatego rzeczywiście dużo pracuję, zwykle od 7 rano do około 20-21 wieczorem. Ale tak samo pracowałem w Holandii, gdzie odbywałem staż naukowy i kliniczny w latach 1980-1985. Żaden z nas, lekarzy w Klinice Kardiochirurgii w Utrechcie, nie wychodził do domu przed godziną 20. Tak samo pracowałem i pracuję na Śląsku, w Zabrzu, dzisiaj. Znam bardzo wielu lekarzy, którzy pracują podobnie.

Może jest tak, że to prof. Religa, Andrzej Bochenek, pan, byliście pokoleniem takich doktorów Judymów?
Każdy sukces rodzi się najczęściej dzięki benedyktyńskiej zespołowej pracy, systematyczności oraz determinacji w dążeniu do wyznaczonego celu. Oczywiście, zdarzają się, dzięki talentowi badaczy, spektakularne sukcesy i dobrze, że takie możliwości istnieją, ale one zwykle są jednostkowe. Dla lekarza największym sukcesem jest i zawsze będzie uratowanie chorego przed śmiercią, kalectwem, inwalidztwem. Nie zawsze jest możliwe całkowite wygranie z chorobą, ale zawsze jest oczekiwana przez chorego pomoc, zmniejszenie skutków tej choroby, nawet jeżeli dotyczy tej najgroźniejszej - choroby nowotworowej.

Bóg nie lubi ludzi leniwych. Prof. Marian Zembala tłumaczy nam, czym są nadzieja, empatia i wiara
Lucyna Nenow / Polska Press

W dziedzinie mi najbliższej, chorobach serca, naczyń, u dorosłych i dzieci, z dumą i radością stwierdzam, że wysiłek, nas, leczących, przynosi tak wiele dobrego. Nie mam jednak wątpliwości, że ten postęp obserwujemy w całej medycynie i szerzej w ochronie zdrowia. Dlatego nie tylko jest to sukces leczących, ale także odpowiedzialnych za leczenie w naszym mieście, regionie, kraju. Pamiętajmy o tym i doceniajmy ten fakt niezależnie od tego, że wszyscy mamy świadomość, że można więcej, można - i trzeba - lepiej. Zbyt wiele obszarów wciąż jeszcze wymaga poprawy. Czasami zwykłymi, dostępnymi metodami, jak empatia i życzliwe odnoszenie się do chorych z pokorą i serdecznością. Oni tego od nas oczekują i mają do tego prawo. W książce „Spotkania” przywołuję zdarzenia i postawy, które w mojej ocenie mają charakter uniwersalny i stanowią potwierdzenie nie tylko naszej postawy osobistej, ale - co równie ważne - zawodowej o przestrzeganiu Dekalogu.

Ale to pan zagrał i był jednym z bohaterów filmu „Bogowie” o historii zabrzańskiej transplantacji i pierwszym udanym przeszczepie serca w 1985 roku w Zabrzu.
Pierwszoplanowymi bohaterami tego filmu są i pozostaną chorzy, my, leczący, na czele z profesorem Zbigniewem Religą, w Zabrzu byliśmy tylko źródłem ich zadowolenia z uratowanego życia, przywróconego zdrowia. Sam tytuł filmu „Bogowie”, pomimo że bardzo nośny, medialny, mnie się nie podobał. Jak przeczytałem pierwszy raz scenariusz, to pomyślałem, że owszem, dialogi są świetne, ale przecież myśmy nie przeklinali, jak to jest widoczne w filmie.

Owszem, zdarzało się to od czasu do czasu profesorowi, ale zapewniam - znacznie, znacznie rzadziej aniżeli w filmie. Poza tym zakwestionowałem scenę, w której Andrzej Bochenek idzie przekonywać kolegę - lekarza do idei transplantacji z dziesięcioma butelkami wódki oraz fakt, że Józef Krawczyk, nasz pierwszy biorca, którego osobiście znałem, upewniał się, że serce nie będzie od Żyda i homoseksualisty. Niepotrzebne, nieprawdziwe. Nie zmienia to faktu, że powstał film piękny, bardzo potrzebny, opowieść o ludzkiej życzliwości i empatii. Dzięki znakomitym twórcom filmu przypomniany został wzorzec postaw i zachowań wobec potrzebującego bliźniego z niedocenianą wciąż postawą miłosiernego Samarytanina.

Bóg nie lubi ludzi leniwych. Prof. Marian Zembala tłumaczy nam, czym są nadzieja, empatia i wiara

Czy pamięta pan pierwsze słowa Józefa Krawczyka już po wybudzeniu?
Tak, pamiętam, powiedział do nas „Jezus, Maria, ja żyję”. Kilka godzin później powiedział to samo także do swojej żony Stanisławy i synów.

To była nasza wspólna radość i poczucie zbliżania się do upragnionego celu, jakim był udany przeszczep serca, mimo iż byliśmy wciąż na początku naszej drogi. Trzymała i wzmacniała nas w działaniach nadzieja. Nie doceniamy jej w naszym codziennym życiu, a wielka szkoda. Jest bowiem nie tylko wielkim źródłem wiary w Boga i człowieka, lecz także wyzwala w nas nowe pokłady tak potrzebnej ludzkiej energii.

Kiedyś, późno w nocy, zadzwonił do mnie nieżyjący już ksiądz Jan Kaczkowski z Pucka, taki współczesny miłosierny Samarytanin, który niestety zmarł przedwcześnie z powodu nowotworu mózgu. Jako minister zdrowia korzystałem z jego rad i przemyśleń nie tylko w sprawach hospicjów, ale także wprowadzania standardów opieki w ochronie zdrowia. Wiele jego życiowych doświadczeń i obserwacji było dla mnie inspiracją do działań. Zadzwonił więc do mnie późno w nocy, był zbulwersowany, gdy jeden z pacjentów, chory na raka trzustki, usłyszał od lekarza radę: najlepiej będzie, jeżeli przed śmiercią pan się prześpi. Łatwiej będzie panu umierać. Trudno nawet komentować takie słowa. Oczywiście lekarze, pielęgniarki, personel medyczny są i pozostaną tylko ludźmi... Jednak nie tylko brak wiedzy, ale i brak ludzkiej życzliwości, empatii powinien eliminować z naszego zawodu.

Pana książka „Spotkania” ma w podtytule „Opowieść o wierze w człowieka”.
Jest to raczej opowieść o drodze, którą każdy z nas w indywidualny sposób pokonuje w swoim życiu, zatrzymując się na krócej i dłużej, spotykając takich czy innych ludzi, uczestnicząc w bardziej lub mniej istotnych zdarzeniach. Dzięki spotkaniom poznajemy ludzi i świat, który na nas oddziałuje pozytywnie lub - nie daj Boże - negatywnie, ale oddziałuje. Dzięki tym spotkaniom możemy stać się lepsi, bardziej doświadczeni. Możemy także cofnąć się w osobistych i zawodowych wyzwaniach. Życie jest i pozostanie drogą. Ta książka jest o drodze i spotkaniach, moich spotkaniach z ludźmi.

Proszę powiedzieć o tych szczególnych?
Bohaterami tych moich spotkań byli tacy zwyczajni-niezwyczajni miłosierni Samarytanie, bliscy mi przyjaciele, wśród nich Jacek Pikuła, ratujący bezdomne dzieci ulicy w Katowicach, twórca „Skrawka Nieba”, bogaty duchem poeta, chociaż na wózku, Edmund Borzemski, wychowawca młodzieży z domów dziecka i domów poprawczych, mój przyjaciel kapitan Adam Jasser czy Marek Breguła, pacjent, któremu przed 16 laty wraz z moimi współpracownikami, znakomitym zespołem, przeszczepiłem jednocześnie serce i płuca. Obok takich przewodników i mentorów jak prof. Zbigniew Religa jest prof. François Hitchcock z Utrechtu w Holandii, który pomógł mi bardzo uratować kilkaset polskich dzieci chorych na serce, które nie miały szans na leczenie w naszym kraju. Bardzo ważnym spotkaniem w tym moim wędrowaniu była znajomość z prof. Rene Favaloro, który pierwszy przeprowadził chirurgiczną rewaskularyzację serca, był wybitnym lekarzem i humanistą. Stworzył dekalog postępowania dla medyków, w którym można przeczytać „przykazania”: bądź uczciwy, pracuj z pasją, każde „ ja” zamień na „my”. To ostatnie jest dla mnie szczególnie ważne, bo w medycynie - oprócz doświadczenia zawodowego, pracowitości, empatii - fundamentalne znaczenie ma jakość pracy całego zespołu. Taki zespół udało się stworzyć w Śląskim Centrum Chorób Serca. Są w innych dobrych szpitalach i miejscach.

W książce mówi pan o słowach kluczach ważnych w pana życiu. Czyli empatię na liście cech najważniejszych dajemy na pierwsze miejsce?
I nie chodzi mi tylko o lekarzy. Uważam, że jesteśmy trochę społecznością za mało życzliwą na własne życzenie. Nie potrafimy docenić serdeczności innych, za często zapominamy o nadziei i życzliwości. Życie to jest droga, na której spotykamy innych. Takim moim mottem są słowa naszego wspaniałego lekarza Franciszka Kokota, który powiedział, że jak przeszczep nie pomoże, to nic nie pomoże. W medycynie lekarz, który przecież świetnie zdaje sobie sprawę z zagrożeń, powikłań, możliwości śmierci, zawsze powinien starać się „zdążyć przed panem Bogiem”, jak mówił docent Marek Edelman z Łodzi, wspaniały lekarz i społecznik, jeden z przywódców powstania w getcie. Medycyna jest zawsze walką o życie. Im jestem starszy, tym mniej tolerancyjny wobec śmierci.

Jest pan jednym z nielicznych lekarzy, którzy przyznają się, że są osobami wierzącymi.
Powiem tak: Bóg mi pomaga lepiej żyć i lepiej służyć innym we wszystkim, co robię. On mnie wzmacnia, bo daje nadzieję. Z niepokojem, jak każdy katolik, chrześcijanin, widzę czasami rozdźwięk między tym, co mówi Dekalog i papież Franciszek, a tym, co się dzieje wśród ludzi także wierzących.

Bóg nie lubi ludzi leniwych. Prof. Marian Zembala tłumaczy nam, czym są nadzieja, empatia i wiara
Lucyna Nenow / Polska Press

Na tej swojej drodze spotkał pan też prof. Christiana Barnarda z RPA, pierwszego człowieka na świecie, który przeszczepił serce.
Marzyłem o tym przez długi czas, aby pojechać do Kapsztadu. Było już bardzo blisko, ale ostatecznie przekonano mnie najpierw do pozostania w Holandii, a potem do powrotu w roku 1985 do Polski na zaproszenie prof. Religi. Śląsk, Zabrze, stały się moim najważniejszym domem i tak już pozostanie, zresztą dobrze się czuję w tej społeczności pracowitych i prawych ludzi, szanujących ludzi, pracę i tradycję. Osobiście żadnych decyzji nie żałuję, do żadnego z okresów nie chciałbym się cofnąć. Zresztą sam pobyt w Holandii okazał się dla mnie bezcenny nie tylko perspektywie osobistej. Z mojej inicjatywy udało się uratować ponad 400 dzieci z wrodzonymi wadami serca z Polski.

Potem odwdzięczali się państwo jeszcze bardziej potrzebującym.
Mając świadomość tego wielkiego moralnego długu, po powrocie do kraju zająłem się pomocą dla innych, wspólnie z profesorem Tomaszem Kukulskim dla dzieci z Kosowa, wspólnie z moim zespołem dla chorych z Ukrainy, pomagając m.in. w szkoleniu w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu lekarzy z tego kraju. Profesor Jacek Białkowski wraz z zespołem zaangażował się w pomoc dla dzieci z chorobami serca z Ameryki Łacińskiej, głównie Boliwii. Spłacamy moralne długi pomagając bliźnim w kraju i za granicami. I to jest ważne i potrzebne. Wspólnie z Caritasem Diecezji Gliwickiej wielokrotnie pomagaliśmy ofiarom powodzi na Ukrainie.

Jak z perspektywy czasu ocenia pan swoje wejście w politykę, sprawowanie funkcji ministra zdrowia?

To także było wielkie i trudne wyzwanie, któremu starałem się sprostać w okresie około 6 miesięcy, a więc bardzo krótkim. Mam wielki szacunek do służby dla Najjaśniejszej Rzeczpospolitej i dobra publicznego. I tak pozostanie. Proszę pozwolić, że odeślę Czytelników do sprawozdania z „mojego” ministrowania, dostępnego na mojej stronie internetowej w Śląskim Centrum Chorób Serca. Tam zapisane są i udokumentowane szczegóły i konkrety mojego działania jako ministra zdrowia. Dodatkowy fakt, że po raz pierwszy w historii - po prawie 3 latach starań i niepowodzeń - wygraliśmy pod moim osobistym kierunkiem aż 12 mld złotych środków unijnych na ochronę zdrowia w latach 2015-2020, daje mi osobiście i moim współpracownikom zarówno wtedy, jak i teraz w Ministerstwie Zdrowia, ale i w rządzie, dodatkowe i bardzo ważne poczucie czynionego dobra i spełnienia. Właśnie te środki dzisiaj są głównym źródłem finansowania tzw. zewnętrznego w polskiej ochronie zdrowia i to mnie osobiście bardzo cieszy. I wierzę, że już są i pozostaną dobrze wykorzystane.

Pana plany na dziś, wyzwania?
Najważniejsze to dobrze służyć bliźnim swoim zawodowym i osobistym doświadczeniem. Ja wiem, że wiele osób powie, że to takie nierealne i często naiwne. Zapewniam Państwa, wciąż najsilniejsze, sprawdzone i prawdziwe.

Ta postawa dotyczy wszystkiego, czym się obecnie zajmuję, zarówno jako lekarz w Śląskim Centrum Chorób Serca, nauczyciel akademicki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, poseł, który stara się łączyć ludzi, a nie dzielić, czy prezydent Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Serca i naczyń (EACTS).

Dużo tego...
Wszak Bóg nie lubi ludzi leniwych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bóg nie lubi ludzi leniwych. Prof. Marian Zembala tłumaczy nam, czym są nadzieja, empatia i wiara - Plus Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl