Aleksandra Jakubowska: Zawsze irytuje mnie pogarda dla prostego człowieka [WYWIAD]

Anita Czupryn
Aleksandra Jakubowska dziennikarka, lewicowa polityk, była rzeczniczka prasowa rządu, w latach 2001-2003 wiceminister kultury, odpowiedzialna za ustawę medialną
Aleksandra Jakubowska dziennikarka, lewicowa polityk, była rzeczniczka prasowa rządu, w latach 2001-2003 wiceminister kultury, odpowiedzialna za ustawę medialną Fot. Bartek Syta
To „państwo” pojechało do wód i zobaczyło, że inni też tam jeżdżą, że przyjechali ludzie, którzy być może swoim dzieciom po raz pierwszy pokazali morze - mówi Aleksandra Jakubowska.

Internet zaalarmowała wieść, że Aleksandra Jakubowska wróciła przed kamerę ze swoją legendarną torebką. Co to za przedsięwzięcie?
Pomyślałam, że czas zrobić coś nowego. Przeczytałam raz zdanie: „Życie po ciebie nie zawróci” i uświadomiłam sobie, że nie chcę, aby życie wymknęło mi się z rąk. Nie chcę zostawać w tyle, nie chcę myśleć, że zawodowo coś się skończyło, że nie mogę już robić czegoś ciekawego. Nie chcę siedzieć i patrzeć, jak życie mi ucieka, bo jeśli się na to zgodzę, to już go nie dogonię. Gdybym miała szansę na program w telewizji, nazywałby się „Z torebki Jakubowskiej”. Zapraszałabym ciekawe osoby, znane albo mniej znane, a kontrapunktem rozmowy byłyby jakieś rzeczy związane z tą osobą, które wyciągałabym ze swojej torebki. Ale ponieważ szans na taki program nie mam, to nawiązałam współpracę z nowym portalem internetowym 38milionów.pl. Jak pani pewnie zauważyła, dziś wszystkie portale zmierzają do tego, żeby uruchomić własną telewizję. Wczoraj nakręciłam już trzeci odcinek, choć na razie jest to działalność charytatywna.

Co nowego wyciągnęła Pani ostatnio ze swojej torebki?
W ostatnim odcinku wyciągnęłam puszkę piwa „500+ full”, papierosy „Celebryckie light” i bardzo dużo lekarstw, co było pretekstem do skomentowania kilku gorących tematów interesujących opinię publiczną. Idzie całkiem nieźle, mam dużo wejść na swój videoblog, zarówno na Youtube, jak i na portalu.

Czy to jest wciąż ta sama torebka, jaką zabrała pani pamiętnego dnia ze studia „Wiadomości”, żegnając się z widzami?
Skąd! To zwykła torebka za kilkadziesiąt zł. Jestem przeciwniczką epatowania torebkami za kilka tysięcy zł, nie mówiąc już o tym, że ostatnio jakaś gwiazda pokazała się z torebką za 80 tysięcy zł. Nigdy nie miałam torebki, która kosztowałaby więcej niż 200 zł.

Może czas, aby stworzyła Pani linię torebek pod własnym nazwiskiem? Ostatnio Anna Lewandowska, żona sławetnego piłkarza, wypuściła na rynek kolekcję torebek pod swoim nazwiskiem.
Był taki pomysł. Kolega, który jest szefem portalu 38milionów.pl zwrócił się nawet do dwóch firm z pytaniem, czy nie wyprodukowałyby takich torebek, ale stwierdziły, że kojarzę się politycznie i odmówiły. No, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyprodukować je samemu, z logo „Aleksandra Jakubowska”. Byłyby to luksusowe, ale niedrogie torebki.

Przez całe lata TK żył jak pączek w maśle. To sprawiało, że ta machina TK wolniutko sobie sprawy mełła

No i musiałyby być spore, bo zdaje się, w swojej torebce nosi Pani wszystko, co niezbędne kobiecie do życia (śmiech).
Zważyłam ostatnio moją torebkę. Okazało się, że waży prawie 5 kilogramów. Poczyniłam więc różne działania, które zmierzałyby do zmniejszenia ciężaru: duży kalendarz zamieniłam na mały, dwa portfele na jeden, ale już nie dało się tego zrobić z telefonami. Muszę mieć dwa telefony. Drugi jest po to, żeby zadzwonić na ten pierwszy, którego nie mogę w torebce znaleźć (śmiech).

Prócz videobloga, mocno istnieje Pani w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Twitterze, o czym ostatnio rozpisywały się media, przy okazji Pani potyczek z Tomaszem Lisem.
Napisano „Awantura na Twitterze”, choć to żadna awantura. Od dłuższego czasu obserwuję, w jakim kierunku zmierza Tomasz Lis i nie bardzo mi się to podoba. Ale ja już ten temat zakończyłam. Jeśli ktoś zachowa się wobec mnie niegrzecznie, po chamsku, to robię escape.
Zaczęło się od tego, że skomentowała Pani artykuł w „Newsweeku” o Polakach wypoczywających nad Bałtykiem, pisząc: „Takiego wiadra gnoju pogardy, jakie wylał na Polaków „Newsweek” nie da się nawet skomentować”.
Zawsze irytowała mnie pogarda dla prostego człowieka. Oczywiście wszyscy spotykamy się z różnymi zachowaniami naszych rodaków, czy to nad morzem polskim, czy Śródziemnym, czy w zagranicznych kurortach. Zdarzają się ludzie, którzy, ogólnie mówiąc, nie zachowują się w sposób kulturalny. Ale pojeździłam trochę po różnych takich miejscach i mogę powiedzieć, że to nie jest tylko przypadłość naszej nacji. W podobny sposób zachowują się niektórzy Niemcy, Rosjanie, czy Anglicy. Coś, co jest wybrykiem nie może być uznawane za normę i to dotyczącą tych ludzi, którzy dostali od państwa dodatkowe pieniądze, czyli 500+, bo taki miał być wydźwięk tego artykułu. Oto „państwo” pojechało do wód i zobaczyło, że inni też tam jeżdżą, że przyjechali ludzie, którzy być może swoim dzieciom po raz pierwszy pokazali morze. A nawet nie być może, bo właśnie dzięki programowi 500+ ludzie nie tylko mogą dzieciom kupić ubrania, lepsze jedzenie, zabawki, książki, ale też pojechać z nimi po raz pierwszy na urlop. Tymczasem ta krytyka się nasila, bo to i pewna prezenterka zaczęła wydziwiać…

Agata Młynarska. Potem przeprosiła.
Potem była super niania mówiąca o agresywnych i pijanych rodzicach nad morzem. Elita nagle zauważyła, że są ludzie, którzy mają problemy z dożyciem od pierwszego do pierwszego. I to nawet nie wynika z tego, jak zauważył pewien lekarz, który poprawia urodę celebrytom, nawet tym, którzy tej urody nie posiadają, że „pijaki narobią dzieci, dostana nawet po kilka tysięcy na miesiąc, przechleją i przepalą kasę i nie myślą żeby iść do roboty, bo się nie opłaca”, bo w wielu przypadkach roboty dla tych ludzi nie ma.

Mówi Pani o Krzysztofie Gojdziu, o którym mówią, że jest chirurgiem gwiazd TVN.
A który sam mówi, że za mniej niż 50 tysięcy złotych z łóżka nie wstaje. To bardzo smutne. W ostatnim odcinku „Z torebki Jakubowskiej” żartuję, że mój mąż popełnił mezalians, bo pochodził z ziemiańskiej rodziny, która miała duże majątki w województwie świętokrzyskim, ale ponieważ ich rozparcelowano, to oboje, jak się pobieraliśmy, byliśmy biedni, jak myszy kościelne. Za to mój teść opowiedział mi raz historię, że kiedy był małym chłopcem, obraził fornala pracującego w majątku jego ojca. Jego ojciec, który był świadkiem tego wydarzenia, zwołał wszystkich pracowników, całą służbę i mój teść w obecności tych wszystkich ludzi musiał fornala przeprosić i pocałować go w rękę. Tak kiedyś uczono szacunku dla ludzi, którzy stoją niżej w hierarchii społecznej. Pochodzę z prostej rodziny, więc dla mnie wywyższanie się, nuworyszowskie przekonanie, że jestem kimś lepszym tylko dlatego, że mam więcej, jest nie do przyjęcia.

Wracając do Lisa, napisała Pani o nim złośliwie „Konstancińska arystokracja”. On się odgryzł, pisząc o Pani, że „głęboko wchodzi PiS-owi”.
Napisał przede wszystkim o tym, że mam bogatą kartotekę. To był cios poniżej pasa, bo jak się nie ma argumentów, to się wyciąga, że Jakubowska jest kryminalistką. Ale czy mówienie o tym, że czymś haniebnym jest obrażanie ludzi tylko dlatego, że są od nas mniej zamożni i korzystają z pieniędzy, jakie daje im państwo, to włażenie PiS-owi? Nie wydaje mi się. Kiedyś byłam umiejscawiana po stronie lewicy, chociaż działalności partyjnej nie uprawiam już od kilkunastu lat, to pewne wartości nadal są dla mnie cenne. Jak na przykład ochrona ludzi wykluczonych, tych, którzy nie potrafią sobie sami poradzić, bezrobotnych, bezdomnych. Jeżeli PiS ma w swoim programie takie cele, to bardzo dobrze. Ale komentując rzeczywistość, ciosy rozdaję równo. I na prawo, i na lewo, bo taka jest rola obiektywnego komentatora, który obserwuje rzeczywistość, stara się wyciągać wnioski i dzielić się nimi z ludźmi.
Nawiasem mówiąc, to Pani uchyliła tę furtkę, dzięki której Tomasz Lis znalazł się w telewizji.
Byłam jedną z tych osób. W 1989 roku, kiedy telewizja została odbita z rąk komuny przez Solidarność, na stanowisku prezesa Radiokomitetu Jerzego Urbana zastąpił Andrzej Drawicz, zniknął „Dziennik Telewizyjny” i pojawiły się „Wiadomości”, to rozpisano konkurs, dziś nazwalibyśmy go castingiem, bo nie było żadnych kryteriów: każdy mógł się zgłosić do telewizji. Zgłosiło się mnóstwo ludzi. Po wstępnej selekcji Jacek Snopkiewicz wezwał mnie, Zbigniewa Domarańczyka i Kazimierza Żórawskiego, wręczył nam kasetę z prezentacjami kandydatów i poprosił, abyśmy wybrali tych, którzy się do telewizji nadają. Wybraliśmy między innymi Tomasza Lisa, Jarosława Gugałę, Jolę Pieńkowską, Grażynę Padée, która potem została pogodynką i parę innych osób. Ale już zostawmy ten temat, bo za dużo czasu poświęcamy Lisowi (śmiech).

Nie chcę zostawać w tyle. Nie chcę siedzieć i patrzeć, jak życie mi ucieka, bo jeśli się na to zgodzę, to już go nie dogonię

Racja, komentowanie rzeczywistości jest ciekawsze. Jaki w tej chwili jest najgorętszy temat na polskiej scenie politycznej?
Niewątpliwie ciągle podgrzewana jest sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Ten konflikt, który co jakiś czas wybucha ze zdwojoną siłą na pewno nie jest czymś, czym żyje Polska, czym żyje przeciętny obywatel. Podejrzewam, że gdyby przed wybuchem tego całego konfliktu zapytano Polaków, co to jest Trybunał Konstytucyjny, czym się zajmuje i jakie ma znaczenie dla przeciętnego obywatela, to 90 procent ludzi nie potrafiłoby powiedzieć. Więcej! Podejrzewam także, że gdyby zrobić sondę wśród uczestników marszów KOD w obronie TK i zapytać ich, jakie prawo jest łamane, co zagraża konstytucji, to też nie potrafiliby odpowiedzieć. Ten temat jest na rękę opozycji, bo gdyby go nie było, nie byłoby opozycji. Bo też i co opozycja ma dzisiaj do zaproponowania? Czy mają jakiś rewolucyjny projekt ustawy zgłoszony przez którykolwiek klub opozycyjny? Wczoraj uśmiałam się oglądając w telewizji rozmowę z posłanką PO. Dziennikarz zapytał ją, na czym ma polegać ta dyktatura, o której PO mówi, że panuje w Polsce. Odpowiedziała: „Proszę pana, dyktatura jest w Sejmie! Oni w tym Sejmie robią co chcą!” Czyli dyktatura jest wtedy, kiedy „oni” wygrywają wybory, „oni” mają większość w Sejmie i „oni” przeprowadzają projekty, które wynikają z ich programu, ale to przecież „my” powinniśmy rządzić. Tak wygląda rozumienie demokracji - jeśli „my” nie jesteśmy u władzy, to nie ma demokracji.

A co jest ważne dla przeciętnego obywatela?
Niewątpliwie dla ludzi ważne jest to, jak zostanie rozwiązana sprawa emerytur. Po drugie - kwota wolna od podatku, no i kwestia tego, na ile budżet sobie z tym wszystkim poradzi. Wieści nie są złe. Od dwudziestu paru lat mamy najniższe bezrobocie i może nadal spadać w wyniku na przykład wprowadzenia bezpłatnej opieki lekarskiej dla wszystkich. Fachowcy twierdzą bowiem, że stopień bezrobocia zależy również od tego, że wielu ludzi, którzy nie musieliby się rejestrować jako bezrobotni, robią to tylko po to, żeby uzyskać świadczenia zdrowotne. Gdyby przeprowadzono tę reformę i rzeczywiście ludzie, którzy do tej pory nie byli uprawnieni do świadczeń zdrowotnych by je otrzymali, to może okazałoby się, że bezrobocie jeszcze by spadło. Na pewno ważne jest zaostrzenie kontroli VAT-owskiej. Już sama zapowiedź, że przekręty VAT-owskie będą mocno ścigane sprawiła, że wpływy z VAT-u zwiększyły się o kilka miliardów zł. Ale też ciężkim problemem dla rządzących jest kwestia ułożenia sobie stosunków z Unią Europejską. Z dużym zdumieniem patrzę na zaciekłość z tamtej strony i jestem przekonana, że niestety udział w tym mają nasi wysocy przedstawiciele w UE, przez co Polska znajduje się na tapecie. To ciekawe, co takiego się w Polsce dzieje, że wobec terroryzmu zalewającego falą Europę zachodnią, natężeniu zamachów, braku dyskusji jak zapewnić bezpieczeństwo obywatelom, wobec tego co się dzieje w Turcji, nagle okazuje się, że najważniejszą sprawą na arenie europejskiej jest Trybunał Konstytucyjny w Polsce.
PiS już zapowiedział, że będzie nowa ustawa o TK. Ta, która teraz obowiązuje, miała być wyjściem naprzeciw Komisji Weneckiej i szukania kompromisu.
Nie śledzę tego aż tak mocno, nie wiem, jakie były zalecenia Komisji Weneckiej, natomiast zachowanie prezesa Rzeplińskiego jest poniżej standardów, jakie powinny być przypisane do funkcji, jaką sprawuje. Dla logicznie myślącego człowieka, który zna się na polityce, wiadomym było, że ta ustawa z czerwca 2015 roku to była mina piechotna pozostawiona przez Platformę Obywatelską. Wiadomo było, że koalicja rządowa przegra wybory, no to trzeba było zrobić coś takiego, co by pozwoliło w jakikolwiek sposób mieć wpływ na to, co się w Polsce dzieje. Wymyślono więc, że ciałem, które może destrukcyjnie wpływać na realizację programu przez partię, która wygra wybory, będzie Trybunał Konstytucyjny. Przez całe lata TK żył jak pączek w maśle. Gdyby ci biedni sędziowie sądów rejonowych czy wojewódzkich, zawaleni sprawami, zobaczyli ile spraw w roku prowadzili sędziowie TK, to by pewnie zzielenieli z zazdrości. A do tego sędziowie TK mają niesamowicie wysokie uposażenia, możliwość przechodzenia na emeryturę po 9 latach pracy, to wszystko sprawiało, że ta machina TK wolniutko sobie sprawy mełła. Były ważne sprawy zgłaszane przez Rzecznika Spraw Obywatelskich, czy inne organizacje, które dotyczyły życia bezpośrednio każdego obywatela i leżało to w TK latami. TK coś uchwalił, że trzeba coś zmienić, rządzący mówili „Może kiedyś zmienimy”. Jeżeli okazało się, że kilkadziesiąt wyroków TK za poprzednich rządów nie znalazło swojego odzwierciedlenia w zmianach ustaw, to o czymś to świadczy.

W ostatnią sobotę minął rok od zaprzysiężenia pana prezydenta Andrzeja Dudy. Jak Pani ocenia ten pierwszy rok prezydentury?
Podoba mi się, że mój kraj reprezentuje człowiek wykształcony, który potrafi się poruszać na światowych salonach, zna języki, potrafi zachować się w każdej sytuacji. Jako reprezentant Polski na pewno wypełnia kryteria, jakie wypełniać powinien. Śmieszą mnie próby znalezienia jakiegoś słabego punktu przez przeciwników urzędującego prezydenta. Te opowieści, że podpisuje ustawy PiS, że jaki to samodzielny prezydent, są po prostu śmieszne. Przecież to oczywiste, że prezydent wywodzący się z danego ugrupowania, którego program był zbieżny z programem tego ugrupowania, nie może wetować wynikających z niego projektów ustaw. Dlaczego ma nie podpisywać ustaw, jakie wynikają z polityki PiS, którego prezydent był członkiem i z której to partii startował na prezydenta. Różne są próby dezawuowania prezydenta, ale patrząc na wyniki badania opinii społecznej, wciąż wzrasta jego popularność. Paradoksem naszej konstrukcji konstytucyjnej jest to, że prezydent, który ma tak ogromny mandat społeczny, bo jest wybierany w wyborach powszechnych, de facto ma tak małe możliwości działania. Oczywiście, jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, jest odpowiedzialny za polską politykę zagraniczną, ale praktycznie posiada dwa instrumenty: veto i zgłaszanie nowych projektów ustaw. Projekty ustaw są zgłaszane, veto jeszcze nie zostało zastosowane, ale ma jeszcze przed sobą 4 lata kadencji. Gdyby popatrzeć na veta stosowane przez jego poprzedników, to one też nie były takie częste. Ale to oczekiwanie opozycji - jak się nie uda z TK, jak ludzie są zadowoleni za 500+, to może skłócimy tego prezydenta, wywołamy jakiś konflikt, na którym będziemy się paśli miesiącami - są pożałowania godne.

Jest kolejny projekt prezydencki - ustawy o pomocy dla frankowiczów - ale tych frankowiczów nie zadowala.
Jeśli chodzi o frankowiczów, to są dwa skrajne podejścia. Jedno, które głosi „wiedziały gały co brały”. Większość tych ludzi nie miała zdolności kredytowych, która by im pozwalała uzyskać kredyt w złotówkach. Z drugiej strony, te wszystkie kruczki prawne, jakie zostały zastosowane w tych umowach kredytów frankowych, wprowadzały tych ludzi w błąd, a większość z nich była nieświadoma, co podpisuje.

Ale są też i głosy tych, którzy mają kredyty w złotówkach - oni też są obciążani różnymi opłatami. Jeśli spóźnimy się z ratą, to pismo z banku informujące, że nie zapłaciliśmy, kosztuje nas 40 zł. Jest więc grupa ludzi, która popełniła błąd biorąc kredyt we frankach, ich naiwność wykorzystały banki, które mocno zarobiły na tych transakcjach, ale jest też grupa tych, którzy ciężko spłacają kredyty złotówkowe i mogą poczuć irytację, że tyle uwagi i starań czyni władza, żeby ulżyć frankowiczom. Prawdą jest też, że są to ludzie, którzy zainwestowali w coś, co miało być dla nich najważniejszą rzeczą w życiu, czyli w mieszkanie, albo dom i teraz mogą to stracić. Myślę, że sposób obrany przez prezydenta, aby pomagać etapami, tak, by nie zachwiać struktury bankowości w Polsce, jest jakimś wyjściem z sytuacji. Tym bardziej, że w ogóle w Europie trwa kryzys w bankowości, więc drastyczne działania, które mogłyby doprowadzić do zachwiania systemu, miałyby wpływ też na innych klientów banków.
Głośno ostatnio o pierwszej decyzji Rady Mediów Narodowych dotyczącej odwołania prezesa TVP Jacka Kurskiego. Jak Pani patrzy na te ścierające się ze sobą po prawej stronie środowiska?
Zastanawiałam się właśnie, czy dożyję czasów, kiedy telewizja zostanie odebrana politykom. I doszłam do wniosku, że chyba nie. Telewizja nie jest przedmiotem pożądania z tego powodu, że działa na umysły i decyzje potencjalnych wyborców. Jeśliby prześledzić od 1989 roku dzieje prezesury TVP, to okazuje się, że nie sprawdzało się powiedzenie, że kto ma telewizję, ten wygrywa wybory. W dobie takiego pluralizmu medialnego, jaki mamy, prócz telewizji publicznej - dwie potężne telewizje komercyjne z programami informacyjnymi, mnóstwo portali internetowych, niezależnych rozgłośni, myśl, że dzięki telewizji będziemy robić politykę i zyskiwać zwolenników raczej nie jest prawdą. Telewizja jest za to ogromnym skarbcem, z którego można czerpać rozmaite korzyści. Jest mnóstwo posad do obsadzenia i mnóstwo pieniędzy, wbrew lamentowi, że abonament spada. A zatem - kto ma telewizję, ten może rozdzielać posady i rozdawać pieniądze. To jedno. Druga sprawa, to Rada Mediów Narodowych. Jej powołanie to moim zdaniem jakieś kuriozum. Lada moment kończy się kadencja KRRiT, Sejm ani Senat nie przyjęli jej sprawozdania. Nic nie stoi na przeszkodzie aby większość parlamentarna plus prezydent powołali do KRRiT swoich ludzi. Mielibyśmy więc Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, która składałaby się głównie z przedstawicieli partii rządzącej, być może znalazłoby się jedno miejsce dla opozycji. Ale zamiast poczekać do tego momentu, to nagle powołuje się RMN. I któż w niej zasiada?

Czabański, Lichocka, Kruk, Braun i Podżorny.
Czyli trzech posłów partii rządzącej, były poseł różnych partii związanych z PO - bo najpierw z Unią Demokratyczną, potem Wolności, potem Platformy. Z tej całej piątki członków najmniej politycznie uwikłany jest przedstawiciel klubu Kukiz’15, bo on był tylko w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich. I nagle ta Rada, w której większość mają przedstawiciele partii rządzącej, ogłasza, że ona jest po to, żeby odciąć rządzących od mediów publicznych. Śmiechu warte. Poza tym, zastanawiałam się, jak to przeszło w Sejmie i nie było krzyku na to, że w ustawie o Radzie Mediów Narodowych nie zapisano członkom zakazu zasiadania w Sejmie. Jeśli chodzi o KRRiT, która ma usytuowanie konstytucyjne, w konstytucji zapisano, że jej przedstawiciele nie mogą być członkami żadnej partii politycznej. Tu natomiast wprowadzono ograniczenia, że nie można być pracownikiem administracji publicznej, władzy wykonawczej, samorządu, ale spokojnie mogą w tej radzie zasiadać posłowie. Nie wiem, czy znajdzie się w końcu ktoś na tyle silny i odważny, że tak zmieni prawo, aby telewizją publiczną zarządzali menadżerowie, a po drugie, aby wpływ na jej kształt mieli ludzie mediów i kultury. Nie politycy.

Znów przy okazji rocznicy Powstania Warszawskiego wybuchły kontrowersje. A to sprawa apelu smoleńskiego, a to opasek powstańczych, czy też lustracji generała Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, czego domaga się IPN, twierdząc, że zataił związki ze służbami PRL.
Ocenę Powstania Warszawskiego zostawmy historykom. Wiadomo, że brali w nim udział ludzie, którzy bez wahania poszli walczyć z Niemcami. Tak zostali wychowani, uważali, że obrona ojczyzny jest świętym obowiązkiem każdego obywatela. W powstaniu walczyła moja matka, była nieznana nikomu, nie dostała żadnego odznaczenia, nie uczestniczyła w żadnych uroczystościach, bo za jej życia tych uroczystości nie było. Myślę, że wielu takich anonimowych ludzi poszło do powstania nie z racji poglądów politycznych, ale z racji patriotyzmu. Zostawmy więc spory; one nie powinny mieć miejsca, a oddajmy cześć i honor ludziom, którzy poświęcili życie w tej walce i sprawili, że wtedy choć przez kilkadziesiąt dni ludzie czuli się w Warszawie wolni. Natomiast kwestia lustracji generała Ścibora-Rylskiego z ludzkiego, humanitarnego powodu ma obrzydliwy wydźwięk. To człowiek u kresu swojego życia. Jeżeli zadaniem IPN pod nowym kierownictwem ma być walka ze stuletnimi staruszkami, a nie rozliczenie rzeczywistych zbrodni, jakie miały miejsce w Polsce, to mnie się to nie podoba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl