Piotr Zaremba: Telewizje mniej i bardziej zaprzyjaźnione

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba
Piotr Zaremba Polska Press
Nie twierdzę, że obecna władza szanuje niezależność mediów jako wartość. Ale nie przeraża mnie fakt, że Polsat może stać się bardziej neutralny w politycznej, plemiennej wojnie.

Zamach na Polsat”- alarmowała w ostatnia sobotę na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. W środku opowieść Dominiki Wielowieyskiej o tym, jak Zygmunt Solorz właściciel wielkiej stacji telewizyjnej dogaduje się z obecną władzą. Jak to oddał władzę nad informacją i publicystyką Dorocie Gawryluk rozpoznawanej przez „Wyborczą” jako dziennikarka przychylna „dobrej zmianie”. W artykule jest też rejestr interesów, jakie chce ubić polski potentat z obecnym polskim rządem.

TVP sterowana ręcznie
Zacznijmy od uwag bardziej ogólnych. Obecny ład medialny PiS próbował do tej pory opierać na przejęciu i ręcznym sterowaniu mediami publicznymi. Poza kilkoma pierwszymi miesiącami rządów Jacka Kurskiego są one traktowane jako narzędzie propagandy. Przy czym o ile w radiu dopuszczane są jeszcze rozmaite subtelności, TVP stała się, gdy chodzi o informację zwartym blokiem, agitacyjnym walcem. To TV Paździerz - pisali w swojej rubryce Igor Zalewski i Robert Mazurek, a w przypływie szczerości powtarzali nawet niektórzy politycy PiS, choćby wicepremier i minister kultury Piotr Gliński.

Warto przypomnieć o punkcie wyjścia. Znajomy przypomniał ostatnio na Facebooku spektakl z TVP rządzonej przez Platformę Obywatelską. Tomasz Lis podejmuje w swoim programie premiera Donalda Tuska, obdarowuje go prezentem, odpowiednio dobrana publika śpiewa „sto lat”. Tamta telewizja nie ukrywała swoich zaangażowań i nie stroniła od lizusostwa.

Trzeba jednak przyznać, że w jednej sferze obecne Wiadomości czy TVP Info ją przebiły. W agresywności, w nieustającym piętnowaniu wrogów. W pomieszanym doszczętnie z informacją komentarzu nieustannie przypomina się o przewinach, prawdziwych, wyimaginowanych i wyolbrzymionych, rządu i ludzi koalicji PO-PSL.

Kiedy trójka polityków opozycji wyszła z programu Michała Rachonia będącego w teorii przeglądem poglądów partii politycznych, władze TVP Info zareagowały oświadczeniem: „Minęły czasy, kiedy koalicja PO-PSL wyznaczała tematy i gości”. I to prawda, tylko, że nadeszły czasy, kiedy robi to PiS. Sposób, w jaki Rachoń zadaje pytania (tym razem o domniemaną agencję towarzyską w mieszkaniu Stanisława Gawłowskiego) nie ma nic wspólnego z moderowaniem dyskusji. To przesłuchiwanie jednych, kadzenie innym, zgodnie z linią partii rządzącej.

Tak też wygląda realizowanie samej zasady informowania. W dzień, kiedy ulicami Warszawy szedł tak zwany Marsz Wolności, w TVP Info pokazywano cały czas propagandowe przemówienie premiera Morawieckiego. O marszu, jednak największym zdarzeniu dnia, poinformowano wieczorem w Wiadomościach, naturalnie od razu w tonie pamfletu. I TVP w czasach kontroli PO, i TVN z Polsatem pokazywały na bieżąco zdarzenia podobnego typu organizowane przez prawicę. Mogły ją opatrywać nieprzychylnymi komentarzami. Ale nie udawały, że czegoś nie ma.

Ludzie kontrolujący TVP, a czasem i politycy PiS, powołują się na konieczność równoważenia nieprzychylnych obecnej władzy mediów prywatnych. Coś jest w tym argumencie, choć zaszło to o wiele za daleko. Można się też zastanawiać nad skutecznością przekonywania już przekonanych. Ewidentnie przekaz kierowany jest pod adresem mało zorientowanych widzów spoza wielkich miast, a wciąż niezłe sondaże PiS zdają się potwierdzać skuteczność tej zasady.
Czy ten mechanizm nie wykaże swoich słabości, kiedy zaczną się sondażowe kłopoty? Kiedy ta propaganda zacznie drażnić także obecnych jej konsumentów, a ludzie robiący te programy nie będą umieli inaczej? Nie wiem. Z pewnością zapowiedź, że dojdzie do niuansowania przekazu, czego podobno domagał się premier Morawiecki, okazała się przedwczesna.

Nie zmienia to mojej, dużo bardziej wycieniowanej oceny całej TVP Kurskiego. Robi ona zarazem wiele aby lepiej, ciekawiej i bardziej pluralistycznie niż za rządów PO opowiadać o polskiej historii i kulturze. Jej Teatr Telewizji przygotował kilka przedstawień, które przejdą do historii, a ostatnio zaczęto nawet eksperymentować z programem kabaretowym niekoniecznie pokazującym polskie sprawy zgodnie z prostym zamówieniem prawicy („La la Poland”). Obraz jest więc bardziej skomplikowany, choć oczywiście przeciwnicy obecnej władzy go za taki nie uznają, a te wysiłki uważają także za oszustwo i część propagandy. W dwubiegunowym, plemiennym obrazie świata nie może być inaczej.

Telewizja mniej zaprzyjaźniona
Teraz do sporu o TVP dochodzi wrażenie reorientacji Polsatu. Tak jak opowiadając o ekscesach obecnej TVP nie można abstrahować od jej oblicza za prezesa Juliusza Brauna i panoszenia się tam Tomasza Lisa, tak samo niepokój w sprawie „zamachu na Polsat” musi mieć swój kontekst. Choćby naiwnie prawdziwe słowa Andrzeja Wajdy z 2010 roku o „dwóch zaprzyjaźnionych telewizjach”. Były nimi TVN i Polsat. Reżyser opowiadał to jako członek komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego. Chodziło o „przyjaźń” z PO.

Gdy do tych zaprzyjaźnionych telewizji dobiła w roku 2010 przejęta ostatecznie TVP, obraz ładu medialnego był prosty. Prawicowa mysz się nie przecisnęła. A poglądy i argumenty polityków obecnej władzy przez lata były traktowane we wszystkich mediach tak samo. Czyli z „buta”.

Metoda Wielowieyskiej opisywania obecnych zmian w Polsacie jest prosta jak cep. Dziennikarze degradowani w hierarchii czy odsuwani od informowania są „niezależni”. Gawryluk i ci na których stawia są „polityczni”. Wytwarza się wrażenie, jakoby Polsat nie miał wcześniej żadnej linii. Tymczasem choć nie był tak spójnie zaangażowany w polityczną wojnę z rządem jak TVN, linię miał. Była to linia bliższa liberalnej lewicy, choć z pewnymi wyjątkami, o czym świadczyła obecność Doroty Gawryluk.

Czy Gawryluk chce zrobić z Polsatu drugą TVP, jak alarmuje Wielowieyska? Wystarczy poobserwować wszystkie pasma pod jej nadzorem dzisiaj, aby zauważyć, że raczej wprowadza do informacji i publicystyki więcej równowagi. Sama zawsze prowadziła swoje programy tak aby zadać najważniejsze pytania wszystkim stronom. Była o wiele bardziej przezroczysta niż wiele jej koleżanek i kolegów, to fenomen podobny do Bogdana Rymanowskiego w TVN. To wystarczyło aby ją zakwalifikowano w liberalno-lewicowym dziennikarskim światku jako „prawicową”.

Jak rozumiem Wielowieyska woli standardy innego polsatowskiego programu, Agnieszki Gozdyry, która zmieniła go w nieustające okładanie po głowie konserwatywnej wrażliwości sięgając zresztą obficie po poetykę skandalu (Jerzy Urban przebrany za biskupa). To jest naprawdę miara niezależności?
Chętnie wierzę, że PiS-owi wystarczy swoista neutralizacja Polsatu. I że Zygmunt Solorz jako człowiek interesu naprawdę może się kierować racjami biznesowymi. Chce sprzedać elektrownię Pątnów Adamów Konin. Dopiero co uzyskał dla siebie korzystny werdykt UOKiK w sprawie przejęcia Netii. Jednak to, że Polska jest krajem kapitalizmu politycznego, nie jest odkryciem dnia dzisiejszego. Solorz równie chętnie robił interesy z poprzednimi ekipami. Przez osiem lat dobijał targów z Platformą. To nie budziło w „Gazecie Wyborczej” najmniejszego nawet niepokoju.

Równowaga to nie zło
Zaryzykuję twierdzenie, że Polsat lekko zneutralizowany przez Gawryluk może być wręcz najbliższy starej, dobrej szkoły dziennikarstwa, gdzie oddzielało się komentarz od informacji, a do publicystyki zapraszało zróżnicowanych gości. Dziś takiego dziennikarstwa nie ma - w sferze polityki - w TVP, ale nie ma go też w TVN. Co w tym złego, ze będzie go jeszcze więcej w Polsacie? Dla „Gazety Wyborczej” na pewno dużo. Znika efekt „dwóch zaprzyjaźnionych telewizji”, na które można się wymiennie powoływać. Znika wrażenie, że cały świat poza kontrolowaną przez prawicę publiczną telewizją karci obecną władzę.

Czy jest to walka o niezależność mediów? Nie sądzę. Owszem liberalna lewica z „Wyborczą” ma czele przestrzega przed przejmowaniem rynku medialnego przez władzę na wzór węgierski. Też nie chciałbym takiego scenariusza, gdzie monopol polityczny miesza się z ekonomicznym. Ale przypominam: byliśmy bliscy takiego modelu w latach 2010-2015. W tym ostatnim roku TVP była jednym z centrów sztabu wyborczego PO na równi z TVN.

Czy nasz rynek medialny zostanie przejęty przez prawicę? Na razie mało na to wskazuje, cofnięcie się choćby z projektem tak zwanej dekoncentracji to zatrzymanie się na bardzo wczesnym etapie. Prawicowych oligarchów zdolnych do manipulowania mediami wciąż nie ma. Solorz ogranicza się do lawirowania między stronami konfliktu.

Nie chcę niczyjego monopolu i wolę już prowizorki oparte na chwiejnym stanie równowagi. Ale sytuacja, w której wieloletni rzecznicy i profitenci monopolu występują w roli uciśnionych obrońców wolności mediów przed jednym tylko zagrożeniem, jawi mi się jako komedia. Wystrzegajmy się takich teatrzyków cieni.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl