Ojczymowie nie zastąpią ojców

Camilla Cavendish,
Pracownicy socjalni nie zabili Petera. Nie zabili Victorii Climbié, dziewięć lat temu zakatowanej na śmierć kilka ulic od niego. Nie uśpili lekami Shannon Matthews i nie więzili jej przez 24 dni. Te dzieci były maltretowane przez swoje "rodziny", jak to optymistycznie nazywamy.

Nad maleńkim Peterem bestialsko znęcał się nowy kochanek jej matki, sadysta, którego niedawno poznała. Shannon Matthews została porwana przez "przyrodniego wujka", Climbié zagłodzili i pobili na śmierć siostra jej babci i jej chłopak.Oburzenie, jakie wywołały te przypadki, w dużym stopniu skupiło się na procedurach opiekuńczych. W tym tygodniu usłyszeliśmy gorączkowe zapowiedzi rządu, że powołane zostaną kolejne instytucje, a Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne (BMA) zaapelowało do lekarzy, żeby zatrzymywać dzieci w szpitalu, jeśli istnieje choćby cień podejrzenia, że dziecko jest zaniedbywane. Hasło brzmi "podejrzewać każdego". Mało kto mówi o przyczynach zjawiska. Boimy się postawić pytanie, dlaczego te "rodziny" stały się tak niebezpieczne. Jeśli naprawdę zależy nam na dzieciach (czasem w to wątpię, bo znaczna część reakcji polega na rozgrzeszaniu samego siebie), nie możemy uciekać od niewygodnych pytań.

Naukowcy kanadyjscy, amerykańscy i brytyjscy mówią o efekcie Kopciuszka, który polega na tym, że dzieci są znacznie bardziej zagrożone ze strony ojczymów i niespokrewnionej rodziny niż biologicznych rodziców. W Kanadzie ustalono, że w ciągu ostatnich 20 lat ryzyko śmierci z rąk przyrodniego rodzica było 50-100 razy większe niż z ręki prawdziwego rodzica, a badacze z Uniwersytetu Iowa podają, że przyrodni ojcowie cztery razy częściej wykorzystują seksualnie znajdujące się pod ich opieką dzieci niż biologiczni.

Z badań Krajowego Stowarzyszenia na rzecz Zapobiegania Okrucieństwu wobec Dzieci (NSPCC) wynika, że dzieci mieszkające z rodzicami biologicznymi są 20-33 razy bezpieczniejsze niż żyjące w innych układach - a NSPCC mimo to bagatelizuje zagrożenia związane z procesami rozpadu rodziny.
Istotnym czynnikiem z pewnością jest bieda, ale według amerykańskich naukowców Daly'ego i Wilsona, autorów najbardziej szczegółowych badań z tej dziedziny, bieda odgrywa marginalną rolę w porównaniu do "obecności przyrodniego rodzica, najlepszego prognostyku znęcania się nad dziećmi, jaki do tej pory odkryto".

Nie sugeruję, że powinniśmy zacząć demonizować ojczymów: już teraz są dostatecznie demonizowani. Zastanawia mnie jednak, dlaczego władze ignorują podane powyżej liczby. Czy nie powinniśmy zreformować systemu socjalnego, który penalizuje małżeństwo? Czy przypadkiem system ten nie stworzył grupy drapieżników, którzy polują na pobierające zasiłek samotne matki?
Władze Haringey przeniosły matkę Petera z trzypokojowego mieszkania socjalnego do czteropokojowego domu niedługo po tym, jak po raz pierwszy trafił do szpitala. Zaraz potem pojawił się kochanek sadysta, być może zwabiony przez duży dom, który oprócz niego mógł pomieścić jego kolekcję neonazistowskich pamiątek i drugiego lokatora. Obecność tych dwóch mężczyzn przypieczętowała los Petera.

Zamiast podjąć trudną dyskusję na ten temat, rząd tworzy kolejne mechanizmy biurokratyczne do wykrywania zagrożonych dzieci. Zajmuje się tym kilka instytucji, które organizują zebrania i posługują się coraz bardziej skomplikowanymi komputerowymi systemami wymiany informacji.

Ta obsesja na punkcie informacji jest zrozumiała. Już w 1973 r. przypadek zamordowanej przez ojczyma Marii Colwell pokazał, jak sprawnie źli ludzie potrafią ukrywać znęcanie się nad dziećmi. Pokazał również, że poszczególne podmioty - policja, pracownicy socjalni, lokalni posłowie - mają tylko częściowy obraz sytuacji. Podobnie było z Victorią Climbié i Peterem. Problem nie polegał jednak na niemożności podzielenia się informacjami, tylko na złej ich interpretacji. Pracownicy socjalni zbagatelizowali zaniepokojenie pielęgniarki o Victorię Climbié, ponieważ sądzili, że jej podporządkowanie siostrze jej babci jest elementem "afrykańskiej kultury". Inni uznali, że matka Petera po prostu nie najlepiej wywiązuje się z obowiązków macierzyńskich.

Obsesja na punkcie dzielenia się informacjami ma cztery negatywne skutki uboczne. 1) Wstukiwanie informacji zajmuje dużo czasu, którego nie można poświęcić pomocy dzieciom. 2) Rozmywa się odpowiedzialność. 3) Wszyscy rodzice są traktowani jednakowo z punktu widzenia zagrożenia dla ich dzieci, co jeszcze bardziej zamazuje obraz. 4) System podcina zaufanie między społeczeństwem i służbami państwowymi.

Ludzie pytają, dlaczego żaden z sąsiadów Petera nie zawiadomił władz lokalnych. To samo pytanie pojawiło się w ubiegłym roku po śmierci Khyry Ishaq, małej dziewczynki, która umarła z głodu w Birmingham, a wcześniej podkradała ptaszkom ziarna z karmnika. Powód jest taki sam jak ten, dla którego ludzie nie mówią już pielęgniarkom środowiskowym, że mają depresję: nie ufają im. Wytyczne BMA, które każą doktorom skontaktować się ze służbami socjalnymi w razie najmniejszych podejrzeń, że dziecku dzieje się jakaś fizyczna lub psychiczna krzywda, oznaczają, że rodzice będą się bali cokolwiek mówić. Konsekwencje będą dalekosiężne.

Jeśli dane statystyczne nie kłamią, najlepszą zaporę dla znęcania się nad dziećmi stanowi rodzina. Prawdziwa rodzina, w której ogromna większość ojców uważa ochronę swoich dzieci za swój podstawowy obowiązek. Tymczasem właśnie wśród tych ludzi zasialiśmy strach przed lekarzami i służbami socjalnymi, natomiast wśród tych, którzy przeskakują od dziecka do dziecka i od mężczyzny do mężczyzny, promujemy brak jakiegokolwiek poczucia wstydu i odpowiedzialności za swoje życie. Jeśli nie zmierzymy się z tą kwestią, to będziemy znowu obłudnie załamywać ręce, kiedy znaleziony zostanie następny Peter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl