Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdjęcie z afisza "Dziadów". Marzec 68 i pamięć

Liliana Sonik
Wincenty Kraśko z KC PZPR zarzucił spektaklowi „Dziadów” w Teatrze Narodowym „religianctwo” i antyradzieckość. Nie da się ukryć, że publiczność żywiołowo reagowała na słowa: „… wszak to już mija wiek, jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych łajdaków stek”. Choć od miesięcy trwały antysemickie czystki, dopiero zdjęcie z afisza „Dziadów” stało się katalizatorem burzy.

Rocznica za nami, obchody się odbyły, a ja zastanawiam się, jakimi meandrami kieruje się pamięć, by w końcu zastygnąć w obraz o określonych konturach?

Zanim poznałam uczestników tych wydarzeń, Marzec 68 istniał w pamięci mojego środowiska tylko mgliście. Mało kto ze studentów wiedział, o co naprawdę chodziło i co się wtedy stało. A przecież określenie „marcowy docent” funkcjonowało jako obelga i oznaczało pracownika uniwersyteckiego bez kompetencji, za to z partyjnym wsparciem. „Marcowi docenci” byli w pogardzie, nawet jeśli ich studenci nie kojarzyli skąd się wzięli i kogo zastąpili. A przecież nas dzieliło od tamtego czasu zaledwie 10 lat.

Nie pamiętam, by Marzec 68 był tematem szerszych rozmów w rodzinie. Mówiło się, że: „naiwni młodzi porwali się z motyką na słońce”, lub że „dyktatura ciemniaków wyrzuciła z kraju wielu specjalistów”. To, że ci, którzy wyjechali byli Żydami, albo że niektórzy byli wcześniej partyjnymi urzędnikami, zupełnie się nie pojawiało.

Potem poznałam uczestników Marca 68, co zupełnie zmieniło moje widzenie. Dla Jana Lityńskiego, Adama Michnika, Basi Toruńczyk i wielu innych, Marzec oznaczał nie tylko areszt i wyrzucenie ze studiów, ale przede wszystkim emigrację ich przyjaciół.

Rana była jeszcze żywa i jątrząca się. Nie pamiętam jasno formułowanej pretensji, że przeciw tamtej nagonce rzadko kto protestował. Czuło się jednak żal i gorycz. Dziś myślę, że poza Warszawą te światy słabo się znały, nie przenikały, były odległe jak różne planety. Przepaść tę odrobinę zniwelowała postawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który wyrzuconych ze studiów „z wilczym biletem” przyjmował bez zbędnych pytań.

Dopiero w czasach KOR-u i Solidarności nastąpiła zasadnicza zmiana. Zapanowało silne poczucie wspólnoty; jak gdyby wszyscy odzyskali ufność i jakąś dziecięcą niewinność. Ci, którzy po Marcu wyjechali, zniknęli z pola naszego widzenia. Woda zamyka się po wrzuconym kamyku, ale z ludźmi jest inaczej. Po ludziach - i w ludziach - zostaje ślad.

Marcowi emigranci byli skutecznym wsparciem dla opozycji przedsierpniowej i Solidarności. Bez tej pomocy trudno byłoby Solidarności uzyskać tak jednomyślne poparcie na świecie. Pewnie nie wszyscy o tym w Polsce wiedzieli, a inni dziś zapomnieli.

Pamięć chodzi bowiem krętymi ścieżkami. Zarówno ta osobista, jak oficjalna. Według powszechnej opinii w 1968 roku robotnicy nie wsparli studentów. To tylko część prawdy. Wprawdzie w zakładach pracy nie było strajków (za to organizowano ohydne antysemickie wiece), ale wśród 2549 zatrzymanych było 586 studentów i aż 890 młodych robotników. Oni też brali udział w antyrządowych demonstracjach.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski