Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gra o tron w Brukseli

Liliana Sonik
Serial fantasy pokazuje wojnę wszystkich ze wszystkimi. Bohaterowie, i ci obrzydliwi, i ci szlachetniejsi, są zakładnikami przeszłości (historii) oraz wyborów, jakie podjęli mając zazwyczaj niepełną wiedzę o faktach. Ambicjonerzy chcą władzy dla władzy, inni marzą, że korona pozwoli im uleczyć świat.

Żeby wygrać, potrzeba odwagi, wytrwałości i inteligencji, ale nie tylko. Bez siły oraz… przychylności bogów (czyli łutu szczęścia), plan się nie uda. Kto widział serial lub czytał sagę, wie, że istnieje Mur, który niszczeje z braku troski władców. A za Murem żyją Dzicy, Inni, Potwory i gorsze stwory… Zostawmy jednak Mur na boku.

Mamy rok 2017 i żyjemy w Unii Europejskiej. Tu też toczy się swoista gra o tron. Pretendentów do korony jest wielu i każdy ma dwie szachownice: własne państwo i Europę. Bruksela bywa dżokerem używanym w grze o supremację u siebie. Brukselą się straszy albo używa jej jako alibi. Czasem jednak komuś naprawdę przychodzi do głowy, że Unia jest realną wartością (słownie deklarują to wszyscy).

W środę bez wielkiej przyjemności obserwowałam jak Angela Merkel pacnęła łapką ambitnego Emmanuela Macrona. To tylko metafora, bo oczywiście Merkel nigdy by tego nie zrobiła, zwłaszcza publicznie, i zwłaszcza na 10 dni przed wyborami. Głos zabrał przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.

Mówił m.in. o dwu niezbędnych płucach Europy (wschodnim i zachodnim). Ten cytat z Jana Pawła II w bilansie stanu Unii był zbyt nieoczekiwany, aby mógł być przypadkowy. Była też mowa o strefie euro oraz o dumpingu socjalnym. Za wyjątkiem ostatniego punktu wizja różniła się od planu, jaki kilka dni wcześniej przedstawił Macron, który stara się być głównym rozgrywającym, zgodnie ze starą praktyką, że Paryż wymyśla, a Berlin płaci i realizuje. Cóż, od czasu, gdy Kohl, wbrew Mitterrandowi, wsparł podział nieboszczki Jugosławii, nie jest to tak proste, jak drzewiej bywało. Gra o tron się toczy, rytm wybijają wybory, a wybory w Niemczech już za tydzień.

Wygląda na to, że Polsce wyznaczono rolę bierną i niewdzięczną: chłopca do bicia. Macron zmienia prawo pracy u siebie dekretami, co skutkuje niespotykanym spadkiem poparcia. Rzuca więc rozwścieczonym rodakom fanta w postaci pracowników delegowanych. Firmy z Europy Centralnej będą musiały płacić swoim ludziom pensje w wysokości obowiązującej w kraju, gdzie pracują, co dla operujących na Zachodzie polskich podmiotów oznacza katastrofę. Projekt ubrany jest w śliczną pogawędkę o równości szans… Niestety równość szans nie dotyczy wynagrodzeń polskich pracowników Carrefoura, Lidla czy Castoramy. Niechby w Polsce zarabiali tyle samo, co we Francji.

A jednak - mimo tupetu i fanfar - Paryż dał się ograć. Macron wyciąga z ognia gorące kasztany, ale zmiany wcale nie zmniejszą bezrobocia we Francji. Są za to na rękę Niemcom, choć to Paryż skupi na sobie złość 50 tysięcy polskich fachowców, bo tylu pracuje we Francji. „Polski hydraulik” wróci do Polski. I bardzo się tu przyda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski