Vincent Severski: Polska, jako bastion nienawiści do Rosjan w Europie, jest dla Moskwy wygodna

Anita Czupryn
Vincent Severski
Vincent Severski Bartek Syta
- Udowodnić komuś, że jest agentem obcego wywiadu jest niesłychanie trudno. Ta agentura oczywiście istnieje i mamy przeczucie, kto mógłby działać na rzecz obcego mocarstwa - mówi Vincent Severski, były oficer wywiadu i pisarz, rozmowie z Anitą Czupryn.

W polskim rządzie jest rosyjski agent?
Tego oczywiście nie wiem, ale gdybym był na miejscu Rosjan, to z całą pewnością miałbym agenta. Może nawet niejednego.

W którym miejscu Rosjanie mogliby szukać werbunku? Jakie ministerstwo w polskim rządzie jest dla nich szczególnie ważne?
Generalnie rzecz biorąc, nie sposób określić tego jednoznacznie, ale zawsze dla każdego wywiadu interesujące są takie ministerstwa jak: spraw zagranicznych, obrony narodowej, ministerstwo gospodarki. W każdym kraju są one pod okiem wywiadów. Ale także interesujące są wszystkie te, które mają dostęp do państwowych systemów informatycznych. Powiem wprost - każdy wywiad interesuje się też takimi bazami danych jakie posiada zakład ubezpieczeń społecznych, system rejestracji samochodów, system zdrowotny eWUŚ. To zainteresowanie determinuje oczywiście polityka i cele, które chce się uzyskać.

CZYTAJ TAKŻE: Severski: Państwo Islamskie szybko nie zniknie. Wielu ma swoje interesy w istnieniu tego potwora

Pytam o to nie tylko dlatego, że był Pan oficerem wywiadu, ale również dlatego, że jest Pan autorem cyklu szpiegowskich powieści: „Nielegalni”, „Niewierni”, „Nieśmiertelni” oraz zupełnie jeszcze świeżutkiej, bo właśnie trafiła do księgarń, ostatniej części - „Niepokorni”. Pewnie spotkał się Pan już z tym, że niektórzy z czytelników traktują to, co Pan pisze, w sposób niemal dosłowny. Teraz zastanawiają się, w którym miejscu w rządzie ukrył się rosyjski agent. Myśli Pan, że wynika to z tego prostego przełożenia, że był Pan w wywiadzie, a wiadomo, że z wywiadu nigdy się nie odchodzi, i ma Pan informacje z pierwszej ręki?
No, tak, jest w tym pewien zbieg okoliczności, koincydencja. Wielu czytelników z uwagi na mój życiorys, moją historię, domniemywa, że ja wiem coś więcej, że mam informacje. Owszem, wiem coś więcej, ale to akurat nie przekłada się bezpośrednio na fakty, które są zawarte w mojej literaturze. Tego się po prostu nie robi. Ale jest też inny wymiar tego i jest też grupa czytelników, która tak do tego podchodzi: jeżeli nawet nie wiem więcej, to więcej rozumiem. Nie chodzi o to, że jestem jakimś wybitnym umysłem, ale właśnie z natury wykonywanych przeze mnie czynności, obowiązków, znam mechanizmy, które nie są specjalnie publiczne, jawne, wiem jak ta polityka funkcjonuje i na czym się opiera. I jest jeszcze trzeci wymiar, można powiedzieć, że to syndrom Patryka Vegi i jego filmu „Służby specjalne”. Posłużył się w nim, czy też przytoczył różne wydarzenia z naszego życia publicznego, politycznego i stworzył z tego fabułę, którą część niezbyt wytrawnych widzów bierze za dokument. Jest więc grupa widzów, czy czytelników, która ma problem z rozróżnieniem fikcji literackiej od faktów. Jako autor wykorzystuję wszystkie te trzy wymiary, aby stworzyć dobrą powieść, która ludzi zainteresuje, w której znajdą coś, co może jest zbieżne, podobne, czy odpowiada im na informacje, jakie znają z telewizji, obserwują w naszym życiu politycznym, w sytuacji międzynarodowej. Szczerze mówiąc, robi tak każdy autor tego gatunku literackiego. Robił tak Forsyth, robił Clancy, inni autorzy z tego korzystają. To naturalne.

Ale patrząc szerzej i rozumiejąc to, co się dzieje w polskiej polityce, skąd się biorą przetasowania w rządzie, kto ma na nią większy wpływ, czy na tej podstawie można dziś stwierdzić, że rosyjskie służby maczają w tym palce?
Pewnie, że na tej podstawie nie można tego stwierdzić. Można podejrzewać pewne rzeczy. W nowej powieści opisałem przypadek fantomu w pracy wywiadu, czyli coś, co się często określa w potocznym języku słowami „pożyteczny idiota”, który służy obcym mocarstwom nieświadomie, bez formalnej współpracy. Ale od strony czysto praktycznej, zawodowej, na podstawie podejmowanych decyzji nie można tego stwierdzić. To dopiero musi rozpracować kontrwywiad, musi mieć na to fakty. Powiem więcej: udowodnić komuś, że jest agentem obcego wywiadu jest niesłychanie trudno. Prawdę mówiąc, ta agentura oczywiście istnieje i mamy przeczucie, kto mógłby działać na rzecz obcego mocarstwa, ale tego się udowodnić nie da. Słyszała pani, żeby złapano szpiega - ministra? To się dzieje tylko w moich powieściach.
To zatrzymajmy się chwilę przy tych agentach. Jak się ich szuka, jak się werbuje? Podobno nie ma w tym zasad. Ale czy zwerbowany agent też nie ma żadnych zasad i bez skrupułów będzie zdradzał własną ojczyznę?
W swojej karierze nie spotkałem agenta działającego z pobudek ideowych, a nawet o takich nie słyszałem. Ale nie wykluczam, że tak może być. W gruncie rzeczy jednak sformułowanie „działanie z pobudek ideowych” jest bardzo elastyczne, pod to można bardzo wiele różnych sytuacji podciągnąć. Natomiast 90 procent agentów działa z pobudek niskich. Albo przynajmniej zaczyna działać z tych pobudek. Później, kiedy współpraca już trwa, biegnie swoim torem, ma swój rytm, agent często zapomina, albo nie uzmysławia sobie, na jakich podstawach to się zaczynało. Generalnie taka jest zasada. Ale to nie znaczy, że agenci są werbowani przede wszystkim na podstawie materiałów obciążających. Teraz to się już bardzo rzadko zdarza. Z mojej wiedzy, doświadczenia wynika, że praktycznie tacy agenci w dzisiejszych czasach prawie nie istnieją.

Szantaż już nie działa?
Nie, jeśli mówimy o agentach ważnych, agentach wpływu, agentach uplasowanych wysoko, jak polityk, dziennikarz, ważny biznesmen, ekonomista, politolog, naukowiec. Ale jasne, że są sytuacje, jak na przykład uzyskanie technicznego dostępu do jakiegoś pomieszczenia, to wtedy werbuje się kogoś przy pomocy materiałów obciążających. Ale jest to agentura pomocnicza.

Spotkał się Pan z ludźmi, których w żaden sposób zwerbować nie można?
Z mojej praktyki i głębszej oceny wynika, że przeważająca większość ludzi jest niewerbowalna. Każdy wywiad generalnie werbuje tych ludzi, którzy mają jakieś problemy, kłopoty życiowe, problemy psychiczne, finansowe, rodzinne itp. Czasami takim ludziom stwarza się nawet takie problemy, aby móc następnie do nich podejść. Ale większość, 90 procent ludzi, nawet jeśli ma kłopoty, trudności, to na propozycję współpracy z obcym wywiadem reaguje negatywnie. Mimo kłopotów mają takie cechy jak odpowiedzialność, wierność, patriotyzm a także zdrowy rozsądek, za którym idzie instynkt samozachowawczy. Bardzo rzadko podchodzi się do werbunku wtedy, kiedy się wie, że osoba odmówi, bo nieudany werbunek to też spory problem związany z dekonspiracją.

CZYTAJ TAKŻE: Severski: Państwo Islamskie szybko nie zniknie. Wielu ma swoje interesy w istnieniu tego potwora

Swoją najnowszą powieść zatytułował Pan „Niepokorni”. Z perspektywy czasu mógłby Pan powiedzieć o sobie, że był niepokornym oficerem wywiadu?
Zasadniczo oficerowie wywiadu są pokorni. Ta ich pokora w wypełnianiu zadań, całej służby, jest cnotą. I tak to powinno właśnie w dobrej służbie być. Niemniej jednak my w tej swojej pokorze wobec służby, przełożonych, wobec państwa, niestety dostrzegamy różne zjawiska i sytuacje, które zachodzą, a są na granicy wytrzymałości.

To znaczy?
Człowiek ma w pewnym momencie ochotę walnąć wszystkim i zrobić coś niepokornego. Czasem ma się takich przełożonych, którzy przychodzą nie wiadomo skąd i mają abstrakcyjne pomysły na rzeczywistość. Wtedy materia funkcjonowania oficerów wywiadu i nasza pokora w tym się nie mieści. Bohaterowie mojej książki doszli do takiej granicy. W mojej powieści niepokorni są nie tylko Polacy, ale Szwedzi i Rosjanie też, bo mimo różnych systemów, różnych państw, problem jest ten sam.

Nie chcę zdradzać za dużo, ale bohaterów, których Pana czytelnicy już dobrze znają, a nawet zdążyli ich pokochać, stawia Pan w sytuacji, w której zmuszeni są działać nielegalnie.
Wywiad za granicą, ogólnie rzecz biorąc, działa nielegalnie; taka jest jego istota. Ale w kraju musi działać legalnie, zgodnie z przepisami. W Polsce wszystkich nas obowiązuje to samo prawo i nie ma od tego odstępstw. Natomiast w przypadku moich bohaterów zdarzyła się sytuacja, w której mają dylemat, który sami muszą rozwiązać. Czy podjąć działania niezgodne z prawem, ale w interesie państwa, czy też machnąć ręką, wrócić do domu i uznać, że sprawy nie ma. To podstawowy dylemat: czy etos i odpowiedzialność za państwo, czy litera prawa? Czy zaprzeczyć całemu swojemu życiu, wrócić do domu i jakby nigdy nic włączyć telewizor, czy jednak spróbować coś zrobić, nawet, jeśli jest to wbrew prawu? W Wielkiej Brytanii szef wywiadu raz na kwartał organizuje lunch na który zaprasza właścicieli wszystkich największych mediów. Zjawiają się na Vauxhall, gdzie mieści się siedziba brytyjskiej służby specjalnej, rozmawiają. Właściciele mediów mówią: „Złapaliśmy twoich szpiegów w Indonezji na mokrej robocie. Potwierdzasz?”. Szef wywiadu potwierdza. Ale dodaje: „To była ważna operacja dla bezpieczeństwa państwa. Zastanówmy się teraz, czy opublikujecie to, działając dla wolności mediów, czy poczekacie, aż skończymy działania, robiąc coś dla dobra i bezpieczeństwa królowej”. Właściciele mediów dochodzą do wniosku, że czasem ważniejsze jest najpierw dobro i bezpieczeństwo królowej, a dopiero potem wolność mediów. Ale oni też mają dylemat, prawda?
W Polsce o takich spotkaniach szefa wywiadu z mediami nie słyszałam.
Bo ich nie ma. A w Londynie się odbywają od 150 lat.

Ciekawe, czy Pan był w swojej pracy w takiej sytuacji, w jakiej teraz są Pana bohaterowie? Zawsze dokonywał Pan wyborów z własnym sumieniem, nie musiał wybierać między przyjaźnią, lojalnością, zemstą?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że wszystko zawsze robiłem zgodnie ze swoim sumieniem. Ale na pewno nie zrobiłem niczego wbrew własnemu sumieniu, wbrew etyce i moralności. Było jednak wiele sytuacji granicznych, które wymagały głębokiego zastanowienia się i kalkulacji, czy ja na pewno tego chcę, czy powinienem to zrobić. Trzeba też wprost powiedzieć, że poziom odporności naszego sumienia jest nieco wyżej ustawiony niż u przeciętnych ludzi. Tak musi być. Zawsze mamy w tyle głowy to, że działamy w stanie wyższej konieczności, że zawsze ważniejsze jest dobro ogółu niż dobro jednostki. Dla nas te dylematy nie są abstrakcyjne, one są praktyczne. Trzeba umieć sobie z tym poradzić i oficerowie sobie z tym radzą.

Panu również, jak teraz Pana bohaterom, zdarzały się samowolki?
Zdarzały się (śmiech).

Musiał się Pan z nich gęsto tłumaczyć czy załatwiał to tak, że nikt się nie zorientował?
Bywały sytuacje, że nikt się nie zorientował, bywało, że z tych samowolek wychodziły kapitalne rzeczy, choć czasami wychodziły złe. Ale odpowiedzią na to pytanie niech będzie to, że oficerowie wywiadu reagują na zdarzenia, jakie niesie życie. Nie jest tak, że wszystko od początku do końca jest zaplanowane. W wywiadzie trzeba umieć zaplanować też przypadek. To brzmi paradoksalnie, ale za tym się kryje to, o co pani pyta. Bywa, że sytuacja powoduje, że trzeba działać natychmiast, bez żadnej zgody, kuć żelazo póki gorące, spróbować zaryzykować. Co prawda, w naszym wypadku taka samowolka zawsze obciążona jest ogromnym ryzykiem. I tego się właściwie nie toleruje. Ale w sytuacji „emergency” można to zaakceptować. To dotyczy zwykle doświadczonych oficerów. Młodzi pozwalający sobie na samowolne działania są ostro tępieni.

Dlaczego właściwie zdecydował Pan w tej powieści postawić swoich bohaterów w sytuacjach niejednoznacznych, trudnych do określenia wprost?
Ponieważ życie w tej profesji i związane z nim nasze wybory ciągle są narażone na ten dylemat i jego rozwikłanie. Ergo, samo życie bywa niejednoznaczne. Spójrzmy na Jagana…

CZYTAJ TAKŻE: Severski: Państwo Islamskie szybko nie zniknie. Wielu ma swoje interesy w istnieniu tego potwora

...żołnierza rosyjskiego specnazu.
Zabije z zimną krwią, dobije rannego bez zmrużenia oka, to jednak cały czas ma poczucie służby swojej ojczyźnie. I jest to głębokie przekonanie.

Powiedziałabym, że u niego jest to przekonanie na granicy fanatyzmu.
Właśnie, on jest fanatykiem. Ale dokładnie takich samych wyborów, choć na innym poziomie emocjonalnym muszą dokonywać pozostali bohaterowie. Wiadomo, że jest to konieczny zabieg dramaturgiczny w powieści; w rzeczywistości aż tak się nie dzieje. Ale we mnie czasem kłębiły się straszne emocje. Dziś daję im wyraz na stronach moich powieści.

Przeciętny człowiek nosi w sobie taki obraz szpiega - to ktoś zawsze z twarzą typu „poker face”, zimny, o stalowych jak ostrza sztyletu oczach.
„Igła” Folletta (śmiech).

Tymczasem Pan pokazuje swoich bohaterów również w emocjonalnym rozedrganiu.
Dobrze to pani wyłowiła. Oczywiście, jest „poker face”, chłodne spojrzenie, zewnętrzny cynizm, wyluzowanie. Tak szpieg powinien wyglądać. W odpowiedniej sytuacji. Zgodnie z zasadą mimikry musi dostosować swój wizerunek i swoją konstrukcję psychomotoryczną do sytuacji, w której się znajdzie. Czasem musi udawać rozbudzonego emocjonalnie, rozbawionego, pogodnego, wręcz naiwnego w swoich zachowaniach. To jest element gry. Ale przecież szpiedzy to są ludzie. Wykształceni, ale emocjonalni, posiadający własne wnętrze, uczucia, pasje. Własne życie. Nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że w tym względzie są dużo bardziej rozwinięci, niż statystyczny obywatel. W swoich książkach chciałem pokazać, że szpieg to też człowiek, posiadający swoje życie (śmiech).
Zaskoczyła mnie Pana wypowiedź w jednym z nagrań promujących książkę „Niepokorni”, a dotyczy postaci Konrada Wolskiego. Niektórzy dopatrywali się w tej postaci pierwowzoru autora, a Pan ni stąd ni zowąd mówi, że Jamesem Bondem to on nie jest, gorzej nawet, jest „cipą”. Wydaje mi się, że całą sympatię i kunszt literacki w tworzeniu postaci przeniósł Pan z Konrada na Jagana właśnie.
(Śmiech). Kiedy planowałem powieść, układając sobie w głowie, bo nie pisałem planów, to chciałem z Konrada stworzyć takiego super agenta, Bonda, twardziela, faceta z charyzmą, samotnika. Ale kiedy już pisze się powieść, to jest to praca interaktywna. Ja piszę powieść, a powieść pisze mnie.

A bohaterowie czasem się wymykają.
Zwłaszcza, kiedy tworzy się tak duże prace, jak te moje książki. Jest dużo faktów, zdarzeń, które coraz bardziej nakreślają postać. Przyznam, że Konrad Wolski wymknął mi się trochę spod kontroli. Jeśli chodzi o postać psychologiczną, mimo zdarzeń, jakich doświadcza ten bohater, a są one czasem jeden do jednego, bo pewne rzeczy przydarzyły się w moim życiu, pewne dialogi naprawdę zaistniały, to jednak Wolski to nie jestem ja. Od strony psychologicznej bardziej odpowiada mi Michaił Popowski (śmiech).

Szef wydziału polskiego rosyjskiej agentury, najlepszy szpion.
Tak, ale nie mówię tu o przynależności państwowej, tylko filozofii życia, o stosowaniu pewnych norm, zasad. W sumie, to składam się z obu tych postaci razem, albo też jestem pomiędzy nimi. Jeśli zaś chodzi o Jagana, to jest to absolutny twór, który nie tyle, że się wymknął, ile jego tworzenie sprawiało mi ogromną przyjemność. To bardzo wyrazista postać i od literackiej strony dawała mi wiele twórczej swobody. Wychodząc z założenia, że jest to postać żywa, którą znałem, którą mam przed oczami. Najczęściej postaci, jakie opisuję, to ludzie których kiedyś poznałem, znałem. Rozmawiam z nimi, muszę wiedzieć, jak zareagują, co odpowiedzą i musi to być naturalne. I Jagan taki właśnie mi wyszedł, patriota ludyczny, który zabijając musi wiedzieć, że to, co robi, ma sens. Zależało mi na tym, aby w jakimś stopniu przełamał schemat, stereotyp patrzenia na Rosjan jako na morderców, zbójów, pijaków, alkoholików i debili. Chciałem ich pokazać od różnych stron. Jest intelektualny Popowski, Lebiedź, Krugłow, są inne postaci Rosjan. Powiem szczerze, po spotkaniach autorskich, rozmowach z czytelnikami myślę, że to mi się udało. Większość moich czytelników wie, że nasz przeciwnik to nie jest Niemiec z 1939 roku na papierowym czołgu; realnie oceniają zagrożenia i sami potrafią przez ten pryzmat popatrzeć na siebie: czy jesteśmy gotowi na to, aby z kimś takim się zetrzeć. Oraz, co powinniśmy robić, abyśmy byli bezpieczni.

CZYTAJ TAKŻE: Severski: Państwo Islamskie szybko nie zniknie. Wielu ma swoje interesy w istnieniu tego potwora

W „Niepokornych”, podobnie jak we wcześniejszych powieściach, znów gra toczy się o najwyższą stawkę. Tym razem o powstrzymanie rosyjskich służb, które chcą zdestabilizować nasz kraj, ośmieszyć przed światem. W rzeczywistości rosyjskim służbom też zależy na tym, aby Polacy nienawidzili Rosji? Dlaczego?
Jeśli mam to przedstawić w skrócie, to powiem, że z punktu widzenia Rosji i jej interesów fakt, czy Polacy ich lubią, czy nie lubią, to sprawa trzeciorzędna. Świat z Moskwy wygląda inaczej, dla nich Polska to malutki kraj po drodze do Niemiec. Ale z punktu widzenia operacyjnego najistotniejsze jest to, że nienawiść zaślepia. Nienawiść powoduje, że ludzie nie potrafią właściwie ocenić rzeczywistości. Otaczający świat widzą w krzywym zwierciadle. Jeśli się nienawidzi, podejmuje się wadliwe, złe decyzje. To jest psychologiczny efekt tej nienawiści, który finalnie służy Rosji. Ponieważ, jeśli przeciwnik nie jest spokojny, zdecydowany, zaplanowany, wyrachowany w swoim działaniu, to pcha się pod karabiny maszynowe. Na wojnie zawsze pierwsi giną ci, którzy najgłośniej krzyczą. A wojnę wygrywają ci, którzy przeżyją, nie ci, którzy zginęli. Po drugie uczucie nienawiści do Rosji w Polsce, gdzie jest klimat i grunt, aby je kultywować czy podsycać, natychmiast staje w dysonansie wobec innych ważnych graczy na światowej szachownicy. W Niemczech, we Francji nie ma nienawiści do Rosji. Nawet w Finlandii jej nie ma. Wszędzie tam jest racjonalny, spokojny, a nawet powiedziałbym sympatyczny stosunek do tego kraju. Stworzenie w Europie bastionu zoologicznej nienawiści do Rosjan dla nich jest tylko korzystne, bo powoduje rozbicie jedności, dychotomię postaw. A zasada „dziel i rządź” to podstawa polityki od zarania dziejów.
Ostatnia powieść, o czym już mówił Pan w rozmowie dla „Polski” kilka miesięcy wcześniej, miała być suplementem, domknięciem wątków. Tymczasem po pierwsze, bohaterów spotykamy w nowym świetle, po drugie otwierają się nowe bramki do interpretacji. To rzeczywiście ostatnia książka w tym cyklu, absolutne domkniecie wszystkich części?
Jeśli mam być uczciwy, to muszę to skonstatować w ten sposób: w wywiadzie nigdy nie ma tak, że sprawy się kończą. Tak dzieje się tylko w książkach: sprawy się zamykają, kurtyna opada, światła gasną, ludzie wychodzą.

A bohaterowie dostają medale.
Właśnie. Ale w pracy wywiadu jest tak, że z każdej prowadzonej sprawy wynikają kolejne. Każda sytuacja pączkuje zawsze bocznymi wydarzeniami. To jest niekończąca się historia. Świat wywiadu, szpiedzy działają cały czas od zarania dziejów. A zatem „Niepokorni” to książka domykająca wątki, ale ich się nigdy do końca zamknąć nie da. Dlatego zakończenie jest zwieńczone symboliczną sceną w gogolowskim stylu: jeśli w pierwszej pojawia się dubeltówka, która wisi na ścianie, to w ostatniej ona musi wypalić.

CZYTAJ TAKŻE: Severski: Państwo Islamskie szybko nie zniknie. Wielu ma swoje interesy w istnieniu tego potwora

Nie ukrywał Pan, że inspiracją do napisania pierwszej powieści była dla Pana literatura skandynawska, szczególnie Stieg Larsson. Teraz Pana plany, wiem skądinąd, to kryminał szpiegowski. I znów skandynawskie wzorce?
Tak, coraz bardziej ten plan mi się podoba. Tylko, że chyba niegodne byłoby używać słowa „inspiracja” wobec mistrza Henninga Mankella, który jest dla mnie wybitnym literatem. Moje nowe powieści będą rodzajem hołdu dla tego wielkiego mistrza, pastiszem wokół postaci Wallandera. A jak autor ma entuzjazm do pisania, to i lepsza książka wychodzi.

Za to przed nami serial na podstawie Pana powieści. Informacja o ekranizacji stała się już publiczną. Wiadomo, że Canal+ pracuje nad serialem. Jak Pan to traktuje? Jako ukoronowanie? Dobra książka powinna być sfilmowana?
Bardzo mi zależało na tym, aby powstały filmy na podstawie moich książek, bo jestem maniakiem kina. Aczkolwiek jest to oddzielne dzieło artystyczne, nie jestem psem Baskerville’ów, żeby pilnować wszystkiego. Ale cieszę się zwłaszcza z tego, że ma to być serial i że produkcją zajął się Canal+, solidna firma, która robi dobre seriale. Jest więc duża nadzieja, że powstanie z tego coś naprawdę fajnego, tym bardziej, że traktują mnie bardzo dobrze, konsultują różne zmiany koncepcyjne, scenariuszowe, które mi się podobają. Rozumiem, że język filmu kieruje się swoimi prawami i nie rzucam kłód pod nogi. A poza tym film przedłuża życie literatury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Vincent Severski: Polska, jako bastion nienawiści do Rosjan w Europie, jest dla Moskwy wygodna - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl