Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy powinni dostać pałą w łeb

Błażej Dąbkowski
Gen. Jan Podhorski otrzymał od kibiców Lecha Poznań koszulkę z własnym pseudonimem „Zygzak”
Gen. Jan Podhorski otrzymał od kibiców Lecha Poznań koszulkę z własnym pseudonimem „Zygzak” Piotr Jasiczek
Od wielu lat bronię polskich kibiców. Niestety, w każdej rodzinie może znaleźć się czarna owca - uważa gen. Jan Podhorski, powstaniec warszawski.

W ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z wyjątkowo natężonym rozgrywaniem kombatantów i bohaterów wojennych przez polityków. Dlaczego Pana zdaniem tak się stało?

Bo każda partia ma rację, przynajmniej tak próbuje wmówić Polakom. Kiedy myślę o politykach, przypomina mi się historia, kiedy byłem przesłuchiwany w Urzędzie Bezpieczeństwa przy ul. Kochanowskiego w Poznaniu. Przyszedł do mnie stalinowski prokurator, jeszcze znajomy z młodzieńczych lat z Wolsztyna. Powiedział: wiesz Janku, jak też byłem w AK, ale czasy się zmieniają. Przypominam, że jeszcze przed wojną około 40 proc. Wielkopolan popierało Stronnictwo Narodowe, a po wojnie co czwarty posiadał legitymację PZPR. Tak niestety wyglądają zmiany polityczne.

Jak to jest, że dla jednych jedynym słusznym bohaterem jest prof. Władysław Bartoszewski, a dla innych prof. Witold Kieżun.

Tworzenie takich podziałów to niestety specjalność polityków i dziennikarzy. Wiem coś o tym, bo mi też próbowano przykleić łatkę działacza Obozu Narodowo-Radykalnego, choć nigdy nie byłem jego członkiem. Działacze ONR zaprosili mnie raz na spotkanie, nie odmówiłem im, bo nikomu nie odmawiam opowieści o konspiracji i powstaniu warszawskim. Tłumaczyłem jednemu z reporterów, który pojawił się wtedy, że nie należałem do tej organizacji, ale i tak napisał swoje. A nawet gdybym tam kiedyś działał, to zawsze uważałem, że nie należy stać przy samej ścianie, a pośrodku.

To dlaczego jedni kombatanci otwarcie wspierają Platformę Obywatelską, a inni Prawo i Sprawiedliwość?

Wyjaśnijmy sobie najpierw, że połowa z nich to kombatanci z nazwy, bo broni na oczy nie widzieli. Liczba kombatantów w Warszawie rosła , bo każdy mieszkaniec stolicy chciał mieć bohatera w swojej rodzinie. Jedynie poznaniacy się nie chwalą, zbyt rzadko podkreślamy, że nas w powstaniu walczyło 800. Warto pamiętać, że za komuny w ZBOWiD-zie było aż 17 grup kombatanckich. Dziś każdy mieni się kombatantem, począwszy od żołnierzy Armii Ludowej, aż po manifestantów biorących udział w poznańskim Czerwcu.
To źle?

Bardzo łatwo powiedzieć, że było to powstanie, ja mam jednak inne zdanie na ten temat. Uważam, że prof. Lech Trzeciakowski, który próbował przeforsować tezę o powstaniu, nie miał racji. Jeśli ktoś zaczyna od pałki, a kończy na karabinie, to nie oznacza, że jest powstańcem.

Więc kim jest?

Manifestantem, który mógłby się stać powstańcem, gdyby w Poznaniu doszło do takich wydarzeń jak na Węgrzech.

Wróćmy do polityki. Jeszcze za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego mieliśmy do czynienia z nieprzyjmowaniem bądź ostentacyjnym oddawaniem odznaczeń państwowych, przez tych, którym nie pasowała jego wizja Polski. Sytuacje powtarzały się także, kiedy do pałacu wprowadził się Bronisław Komo-rowski. Pan tymczasem za rządów PiS odebrał nominację na generała brygady, a jednocześnie tytuł Zasłużonego dla Miasta Poznania.

Mam nawet zdjęcia z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, który odznaczył mnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W jego przypadku pozwoliłem sobie powiedzieć mu prosto w oczy, że honoruje żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych.

Zareagował?

Nie, może nie usłyszał. Pół godziny później podszedł jednak do mnie i mojej koleżanki, zapraszając do bufetu i mówiąc: polecam posilić się, dobre, bo polskie (śmiech). Zaprowadził nas tam osobiście.
Został Pan w ostatnich latach ikoną prawicy. Nie miał Pan oporów, by odebrać to odznaczenie?

Nic na to nie poradzę, ale trudno ze mnie zrobić ekstremistę. W moim pokoju mam dwie połączone fotografie - jedna przedstawia Józefa Piłsudskiego, druga - Romana Dmowskiego. Pod nimi znajduje się napis mówiący, że obaj byli polskimi politykami opatrznościowymi. Nie wiem, czy jestem wzorem dla prawicy, ale rzeczywiście wyrosłem w domu popierającym Stronnictwo Narodowe.

Ludzie, którzy odwołują się do spuścizny SN i dorobku Dmowskiego, dziś wymachują racami na uroczystościach państwowych. Podoba się to Panu?

Chwała każdemu, kto pamięta o powstaniu, niezależnie od jego poglądów. Oczywiście dziś możemy się spierać, czy podejmowano w 1944 r. słuszne decyzje, jeśli na przykład w pierwszych dwóch dniach zginęło 2 tysiące powstańców. Słyszałem też o sytuacji, w której wysyłano ludzi z paczką cegieł na Niemców uzbrojonych w karabiny maszynowe. Zarówno wtedy, jak i teraz niektórzy podejmowali i podejmują nietrafione decyzje.

Więc odpalanie rac nad głowami bohaterów jest niedopuszczalne?

Od wielu lat bronię polskich kibiców, a w szczególności Lecha Poznań. Niestety, w każdej rodzinie może znaleźć się czarna owca. Sam pamiętam sytuację, kiedy przy uroczystości z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przyszli do mnie kibice, pytając, czy mogą odpalić race, poprosiłem ich wtedy, by zrobili to w innym miejscu, by nie drażnić innych uczestników. Usłuchali.
Ale 1 sierpnia zarówno w Poznaniu, jak i Warszawie sytuacja się powtórzyła.

Jest taka moda, nie mogę odpowiadać za wszystkich. Ale wyrodny syn nawet w Ewangelii jest wspominany, pewnie za kilka lat rzucający sami będą wybijać to z głowy własnym dzieciom. Oszołomów u nas nie brak i to po obu stronach barykady, czego dowodem było też postawienie słynnej tęczy na pl. Zbawiciela w Warszawie. Zresztą moim zdaniem 90 proc. Polaków, wychodząc z domu, powinno dostać od ciecia pałą w łeb, żeby mózg im prawidłowo pracował.

Zauważyłem, że wiele z tych osób ma też na sobie koszulki patriotyczne. Zgadzam się, że fajnie wprowadzać jest np. rotmistrza Pileckiego do popkultury, ale często za odzieniem nie idzie wiedza historyczna.

Dziś handel zarobiłby nawet na trupach, dobrze, że jeszcze kości ludzkich nie sprzedają. Sam takiej koszulki nie noszę, dostałem tylko trykot Lecha z numerem 12 i napisem „Zygzak” (śmiech).

Podoba się Panu kompromis w sprawie zastąpienia apelu poległych, apelem pamięci?

Tak, choć moim zdaniem apel poległych nadal jest zbyt rozbudowany i powinno się jeszcze bardziej ograniczyć liczbę wyczytywanych osób. Nie wiem, po co wspomina się tam np. żołnierzy, którzy zginęli podczas misji w Afganistanie. Wolałbym, by wspominano o wojach Mieszka I, którzy polegli pod Cedynią.
Czy nadal będziemy się kłócić o kolejne rocznice wydarzeń historycznych, kiedy zabraknie kombatantów?

Mam do czynienia sporo z młodzieżą, mogę pokazać panu listy od niej. Jakiś czas temu byłem w Nowym Tomyślu na wręczeniu nagród w konkursie historycznym. I wie pan co? Większość laureatów to były dziewczyny, powiedziałem im, by swoje dzieci wychowały tak jak moja córka, której pięciu synów działa w harcerstwie.

Odnoszę wrażenie, że w dużych miastach patriotyzm staje się jednak passé.

Coś w tym jest, bo częściej o II wojnie chce się słychać w Wolsztynie czy Gnieźnie niż w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski na uroczystości przychodzi coraz mniej osób, a ja nadal chodzę na wszystkie, nawet na Cytadelę, co niektórzy koledzy mi wypominają. Ale ja zawsze uważałem, że krew każdego człowieka jest czerwona.

Jan Podhorski (ur. 21 czerwca 1921)

Przed wojną mieszkał w Rakoniewicach koło Wolsztyna. Walczył w powstaniu warszawskim w oddziale zwanym Pułkiem Sikory. Później był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Po wojnie był prześladowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Dziś Jan Podhorski jest aktywnym działaczem poznańskiego środowiska kombatantów. Pod koniec ubiegłego roku dostał awans generalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski