Dla nich sezon trwa niemal cały rok
- Dopóki mróz mocniej nie zetnie ziemi, bo wtedy nie ma jak łopaty wbić - śmieją się. Swoją przygodę z poszukiwaniem śladów historii ukrytych w ziemi zaczęli tak na poważnie wiosną tego roku. Wtedy to Adam Brzozowski i Arkadiusz Musijowski postanowili założyć stowarzyszenie, by móc realizować swoje pasje.
- Wcześniej braliśmy udział w takich poszukiwaniach z kolegami z zaprzyjaźnionych stowarzyszeń - mówi Adam Brzozowski. - W końcu postanowiliśmy sami założyć stowarzyszenie i też szukać na naszym terenie.
Początek był udany, a zaczęło się od widokówki z 1916 roku prezentującej jedyne jak dotąd znane zdjęcie przedstawiające dwór w Będzieszynie. Po dworku pozostało jedynie wzgórek.
- Postanowiliśmy się tam wybrać z kartką i wspólnie z lokalnymi historykami z Domu Wiedemanna, spróbować odznaczyć w terenie zarys fundamentów dawnego dworu, po którym pozostał tylko ten wzgórek - mówi Adam. - W trakcie prac odnaleźliśmy schody do niego prowadzące. Dzięki temu, porównując to miejsce ze zdjęciem można określić, gdzie dokładnie stał ten dwór.
Ale jak mówią nie zawsze jest łatwo coś znaleźć.
- Wiele z naszych wędrówek to godziny spędzone na chodzeniu z wykrywaczem i mnóstwo znalezionych śmieci zakopanych w ziemi - kapsle, puszki i tym podobne rzeczy - mówi Adam. - Ale jak już usłyszymy mocny sygnał i poczujemy, że coś fajnego mamy, to emocje sięgają zenitu. Wtedy zapomina się o świecie, leży na zimnej ziemi, nie patrzy, że deszcz pada, tylko kawałek po kawałku odkrywa, to co pod nią jest - opowiada Adam. - Wtedy takie planowane krótkie kilkugodzinne wyprawy zamieniają się w całodzienną wyprawę, często nawet kontynuowaną na drugi dzień. Jesteśmy bardzo wdzięczni naszym żonom, rodzinom, za wyrozumiałość i cierpliwość, bo to często oznacza, że w weekendy jesteśmy poza domem.
Monety z różnych epok
Czasami znaleziska są bardzo małe, jak pojedyncze monety.
- Mamy małą kolekcję monet od pfennigów, przez PRL-owską 5 złotówkę Kopernika z 1959 roku i 10 zł Kościuszkę po gdańskiego trojaka i gdański żeton zastępczy - klipa z 1563 r. - mówi Adam. - Udało nam się też znaleźć kilka klamer z XVII w. i drobnych ozdób z brązu, jak np. broszka.
Jak przyznają poszukiwacze to taka wędrówka przez różne czasy i epoki. Często coś znajdując poszerzają swoją wiedzę, bo trzeba sprawdzić co to jest, do czego służyło, czy odszyfrować zatarte przez czas napisy. Tak było, kiedy Andrzej, jeden z członków stowarzyszenia znalazł kilkucentymetrową pieczęć lakową.
- Hebrajskie napisy znajdujące się na niej były dla nas wielką zagadką - mówi Arek. - Dzięki jednemu z członków grupy „Tłoki pieczętne, pieczęcie, gmerki” udało się rozszyfrować napis, który brzmi „Jehuda syn Arje Lejba”.
Międzywojenne i wojenne
Ziemia kryje różne rzeczy, także te wojenne. Duży sygnał oznacza większe znalezisko. Tak było podczas jednego wspólnego kopania na okolicznych polach.
- Było normalnie, jak zawsze pfennigi, trojak gdański itp. - mówi Adam. - Na koniec, namierzyliśmy duży sygnał. W końcu coś innego! Tajemnicza puszka z zawartością. Emocje przy wydobywaniu były ogromne, aby nie uszkodzić znaleziska, odkopywaliśmy je bez użycia narzędzi, z największą starannością, ostrożnością, jakbyśmy mieli do czynienia z naprawdę wielkim artefaktem. Co to było? Puszka z maską Pgaz. Pamiątka po marcu 1945.
Czasem uda się znaleźć coś mniejszego bez wykrywacza.
- Tak było podczas jednej z naszych wypraw w okolice Lęborka do zaprzyjaźnionego stowarzyszenia - mówi Arek. - Natrafiliśmy tam na niewielkie pochodzące z okresu międzywojennego porcelanki z napisem „Heinrich Bolt Praust”, które kiedyś zamykały butelkę z tym napojem. [Praust - przedwojenna nazwa Pruszcza Gdańskiego - dop. red.]
- Jedną przekazaliśmy do Domu Wiedemanna w Pruszczu - dodaje Adam. - Dla wielu lokalnych poszukiwaczy kapsel porcelanowy z Praust to święty graal.
Co z cennymi znaleziskami
- Działamy jako stowarzyszenie, na każdy teren poszukiwań musimy mieć zgodę właściciela oraz zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków - mówi Adam. - Wszystko, co znajdziemy odnotowujemy, fotografujemy, zaznaczamy na mapie. Po zakończeniu poszukiwań na danym terenie przekazujemy sprawozdanie konserwatorowi zabytków. On decyduje, czy to jest obiekt cenny, czy nie. Jeśli nie - możemy go zachować, jeśli tak - musimy oddać.
Jak dodaje Arek, poszukiwacze nie mają problemu z tym, aby się rozstać ze znaleziskami.
- Dla nas największą frajdą jest poszukiwanie i ustalanie co znaleźliśmy - dodaje.
ZOBACZ TAKŻE:Harcerze Baszty z Pszczółek spotkali się z poszukiwaczami śladów historii
Pierwsze znaleziska
W stowarzyszeniu jest blisko 10 członków.
- To, że nas tu na spotkaniu jest tylko dwóch, nie znaczy, że pozostali członkowie odpoczywają - mówi Adam. - Maciej w tej chwili zapewne kończy prace nad wnioskami do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, Andrzej pisze wnioski do nadleśnictw o udzielenie zgody na poszukiwania w interesujących nas lasach, Mariusz z Grzegorzem przygotowują jakąś kulinarną niespodziankę na sobotę, gdzie będziemy gościć na poszukiwaniach zaprzyjaźnione stowarzyszenie.
Każdego z ekipy w jakiś sposób interesuje historia. Założyciele stowarzyszenia dokładnie pamiętają swoje pierwsze znaleziska.
- Miałem 8 lat - mówi Adam. - Bawiłem się niedaleko domu. Był tam taki nasyp, w którymś momencie osunęła się skarpa i wtedy coś lśniącego tam zobaczyłem. To było kilka monet. Pamiętam, że szybko wtedy do domu pobiegłem pokazać, co znalazłem. Tak się zaczęła moja przygoda z poszukiwaniem skarbów. Od tamtej pory gdzieś się w tym temacie kręciłem, choć za historią w szkole nie przepadałem.
- Wkuwanie dat mi nie wchodziło, ale tę historię zawsze po swojemu jakoś drążyłem. Zwłaszcza tę lokalną. I tak mi zostało - opowiada. - Na początku 2020 roku na jednym z portali aukcyjnych udało mi się nabyć album fotograficzny ze zdjęciami przedstawiającymi „podróż” żołnierzy Wehrmachtu na front wschodni. Jednostka stacjonowała m.in. w miejscowości, w której mieszkałem. Zostało to uwiecznione na kilku zdjęciach. Wszystkie te miejsca zlokalizowałem. Niektóre budynki istnieją do dziś.
Arek przyznaje, że przygoda z poszukiwaniami w 90 proc. zaczyna się od przypadkowego znaleziska.
- U mnie też tak było - opowiada. - Jako nastolatek mieliśmy taką drużynę surwiwalową. Kiedyś trafiliśmy na opuszczone gospodarstwo. W jego pobliżu leżała hałda ziemi. Zaczęliśmy niej grzebać i znaleźliśmy niemieckie i francuskie monety z czasów II wojny światowej. Mój brat znalazł krzyż żelazny z czasów I wojny światowej. Wow zawołałem, to było coś!
Poczynania poszukiwaczy z Pruszczańskiego Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego Faktoria można śledzić na ich facebookowym fanpejdżu facebookowym fanpejdżu [TUTAJ] .
ZOBACZ TAKŻE:Miłośnicy historii spotkali się w Pruszczu Gdańskim z Marcinem Świerczyńskim, autorem filmu "X świątyń"
Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?