- Anna Zalewska, szefowa MEN, podpisała rozporządzenie o podwyżkach 26 marca. Nastąpiło to zbyt późno, aby samorządy zdążyły wyliczyć nowe wysokości pensji, bo wypłacaliśmy je zaraz po Wielkanocy – tłumaczyła we wtorek (10 kwietnia) Berenika Bardzka, dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta Łodzi. - Nie znam samorządu w województwie, który zdążyłby wyliczyć podwyżki.
Co na to MEN?
- Nauczyciele otrzymają wyrównanie pensji, uwzględniające podwyżki od 1 kwietnia br. najpóźniej do końca miesiąca. Samorządy są do tego zobowiązane ustawą – twierdzi Anna Ostrowska, rzecznik MEN.
Związku Nauczycielstwa Polskiego, największego z działających w oświacie, takie wyjaśnienia nie zadowalają.
- Żaden z nas nie odracza swoich czynności do końca miesiąca – mówił we wtorek w Warszawie Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNP. Wysokość podwyżek nazwał "uwłaczającymi godności zawodu nauczyciela". Chodzi o wzrost o 5,35 proc.
Według wyliczeń MEN, średnia pensja nauczyciela stażysty – to najniższy stopień w oświacie – rośnie do 2900 zł brutto (podwyżka o 147 zł), zaś dyplomowanego (stopień najwyższy) do 5336 zł (o 271 zł). Resort zaznacza, że tych dyplomowanych jest w szkołach najwięcej.
ZNP protestuje, gdy MEN posługuje się wysokościami średnich pensji. Uważa je "za wirtualne konstrukcje": oprócz wynagrodzenia podstawowego, nadgodzin oraz dodatków (np. motywacyjnego i stażowego) zawierają – jak tłumaczą związkowcy – nawet składniki przyznawane tylko raz w karierze, jak np. odprawa emerytalna czy nagroda jubileuszowa.
ZNP twierdzi, że lepiej w debatach o podwyżkach posługiwać się wysokościami wynagrodzenia podstawowego. A to – dla stażysty – wynosi 2417 zł (po podwyżce o 123 zł), zaś dla dyplomowanego - 3317 zł (o 168 zł).
Według Broniarza różnica między "średnimi", którymi posługuje się MEN, a realnymi wynagrodzeniami, które wpływają na konta nauczycieli, to ok. tysiąca złotych na ich niekorzyść.
Z kolei MEN precyzuje, że kwietniowe podwyżki to tylko pierwszy etap wzrostu wynagrodzeń, które w ciągu 3 lat łącznie urosną o 15,8 proc.
We wtorek Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi (SLD), skarżył się, że MEN nie przekazał samorządom dodatkowych pieniędzy na podwyżki. Te mają kosztować dla ok. 8,5 tys. nauczycieli – od kwietnia do grudnia 2018 r. - 19 mln zł. Według Treli, jeśli nie będzie dodatkowego transferu od MEN, magistrat zostanie zmuszony do przesuwania na podwyżki pieniędzy z zadań samorządu.
Z pisma Treli do Zaleskiej wynika, że subwencja oświatowa od MEN dla Łodzi jest na 2018 r. o 18,8 mln wyższa niż ubiegłoroczna: ale te pieniądze zostały już w znacznej części pochłonięte – np. przez konieczność wprowadzenia rządowych reform w oświacie.
Łukasz Magin, rzecznik klubu PiS w Radzie Miejskiej, uważa, że zwiększenie subwencji było przeznaczone właśnie na podwyżki dla nauczycieli, a wprowadzenie rządowych reform w Łodzi generuje dodatkowe koszty, bo magistrat robi to źle.
ZOBACZ TEŻ: Gimnazjum nr 43 w Łodzi. Kilkudziesięciu nauczycieli złożyło wnioski o przeniesienie służbowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
