Najazd urlopowanych bandytów na Kraków, czyli lato 1920

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Polacy dziś i sto lat temu. Co nas ze sobą łączy, jakie cechy przodków są ukryte w naszym DNA?

Można zacząć tak: Doktor filozofii, stary kawaler znanej rodziny ziemiańskiej, posiadający trzydzieści tysięcy pensji, z prawem emerytury dla żony i ćwierć miliona majątku, pragnie się ożenić. Poszukuje panny inteligentnej, ale majętnej. Można zacząć inaczej: Bandyci na urlopach! Więźniowie otrzymują urlopy dla poratowania zdrowia. Najazd urlopowanych bandytów na Kraków. Wakacyjne zajęcie bandytów: zaniepokojenie publiczności.

Tak więc wszystko zaczęło się od wspólnej pasji sięgania wstecz. Ta pasja nie skupia się na wielkiej historii, tej z podręczników szkolnych, a dostrzega tę codzienną, może nawet zwyczajną. Tak się dzieje, kiedy poznaje się życie z poradników, gazet i ogłoszeń, na przykład takich: Szukam od zaraz zatrudnienia dla 30 pracownic, umieścić mógłbym do 60 osób w moich ubikacjach. To mógłby być początek opowieści o blogu Polacy1920.pl, ale w tej historii początków będzie więcej.

Zdjęcia nabierają kolorów
Takie opowieści się zapamiętuje. Działają na wyobraźnię. Weźmy choćby relacje o kobietach szpiegach, dzięki którym Polacy mieli dostęp do tajnych dokumentów NKWD, dających nam istotną przewagę w walce, mimo różnicy potencjałów Polski i Rosji. Albo o Helenie Bujwidównie, która w trakcie ataku na Lwów odmówiła bycia sanitariuszką, bo chciała walczyć z karabinem w ręku, czy Wandzie Bourdon, chemiczce, która w domu rodziców przechowywała archiwa wojskowe i sprawnie fałszowała paszporty.

Pokazują, że przeszłość opowiedziana przez przełomowe daty i wielkie nazwiska, nie jest historią kompletną. - Czy może taka w ogóle być, idealna, całościowa? Nie oceniamy jej, nie jesteśmy historyczkami, ale dziennikarkami, które patrzą w tył; trochę od podszewki, trochę od kuchni. Pokazujemy mapę Polski sprzed stu lat, tyle że po tej mapie podróżuje się zwyczajnie i codziennie, co nie znaczy, że mniej ciekawie i barwnie. Nawet zdjęcia sprzed wieku nabierają u nas kolorów - mówią Aleksandra Wójcik i Magdalena Stokłosa z Fundacji Instytut Łukasiewicza, pomysłodawczynie i założycielki bloga Polacy1920.pl.

Lockdown sprzed wieku
Bo gdyby szukać w tej całej opowieści emocjonalnego początku, trzeba będzie wrócić do pierwszych tygodni koronawirusa. Do tego momentu, kiedy, by nie zwariować, szuka się odskoczni od danych, statystyk i może trochę od strachu przed niewiadomym. Takim azylem dla Oli stały się biblioteki cyfrowe, tysiące zeskanowanych gazet, anonsów, reklam. Perełki. Wśród nich informacje śmieszne, zaskakujące i smutne. Jak ta, kiedy na stronie ogłoszeń sprzed stu lat, w kategorii „inne” znajduje się ofertę: oddam dziecko w dobre ręce. I to nie niemowlaka, ale dziesięcioletnią dziewczynkę. Magda Stokłosa: - Albo wpada ci w ręce historia matki, która przerzuciła przez płot trójkę dzieci do bogatego i bezdzietnego małżeństwa, a ty wiesz, że takie praktyki wcale nie były wyjątkiem.

Ale obok tych trudnych, zaskakujących informacji sprzed lat, pojawiały się opowieści wesołe, bo choć czasy były ciężkie, ludzie pragnęli żyć normalnie. Tak jak dziś. Ola i Magda zdają sobie sprawę, że w tym normalnym życiu przychodzą do nas rzeczy dobre i złe. Przychodzi też pandemia, choć na nią przecież trudno się przygotować.

Ola: Uciekałam przed nią, a ona i tak mnie dopadła i to był zmasowany atak. Bo przecież zarazy, choroby i wirusy wpisywały się w tę normalność sprzed wieku. Gazety, które mi wpadały w ręce, rozpisywały się o przepełnionych szpitalach zakaźnych, drukowały liczby zakażonych i zgonów, radziły, jak można się ustrzec przed zarażeniem.
Izolacja już wówczas sprawdzała się w miarę dobrze. Państwo chroniło w ten sposób żołnierzy, zakazując im urlopów do miejsc, w których były ogniska chorobowe. Zachowały się całe rejestry miast i regionów, gdzie wstęp był wzbroniony. Taki lockdown sprzed stulecia. - Dziś zmagamy się z jedną epidemią, przynajmniej my, tutaj w Europie, wówczas niebezpiecznych chorób, które zabijały, znalazłoby się kilkanaście; choćby tyfus plamisty, płonica, krztusiec, gruźlica, jaglica - wyliczają. - Nasi przodkowie już na starcie byli w nieporównywalnie gorszej sytuacji; wycieńczeni wojną, głodem, bezradni. Pomyślałyśmy, że chcemy stworzyć bloga, gdzie takie opowieści by się znalazły. Bank wymiany informacji ku pokrzepieniu serc. Bo przecież nawet wtedy, kiedy wydaje ci się, że stoisz o krok od katastrofy, jest nadzieja.

Życie sto lat temu dzień po dniu
Świat czasami odpowiada na twoje potrzeby. Może tylko trzeba wiedzieć, o co prosić, a może po prostu mieć szczęście. Z takiego gromadzenia ofert matrymonialnych, dziwnych ogłoszeń i narracji rodzi się pokoleniowa pamięć; można zachować ją dla siebie, albo chcieć wypuścić dalej. Magda i Ola chciały. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpowiedziało na to ich chcenie. Konkurs na opracowanie projektu w ramach programu Kultura w sieci, który miał upowszechniać dorobek cyfrowy polskich bibliotek, pozwolił im stworzyć bloga Polacy1920.pl. - Tak pasję do grzebania w starej prasie połączyłyśmy z chęcią zbudowania strony i zaadresowania jej do tych, których może ta, nazwijmy, klasyczna czy szkolna historia nie zadowala, nudzi, a chcieliby poznać życie naszych przodków przez tak małe rzeczy, jak np. gotowanie budyniu z kapusty i mleka.

Rocznica Bitwy Warszawskiej stała się świetną okazją, by odtworzyć życie sto lat temu dzień po dniu - mówią autorki projektu. - Wymyśliłyśmy ideę bloga, gdzie news, który publikujemy dziś, wyprzedza historię o 24 godziny, czyli jest z dnia następnego. Założyłyśmy, że nie będą to doniesienia z frontu, ale informacje o tym, czym żyły np. kobiety, czego szukały, o dyskusjach na temat wypadających włosów, kremu na piegi czy spory o to, czy chuda z podkrążonymi oczami czy raczej ta pulchna wpisuje się w ideał kobiecego piękna; czy jechać na wczasy do polskich wód, czy w Tatry.

Podkreślają, że to próba. Próba ośmielenia ludzi do historii. Ola: To szalenie ciekawe, bo choć zmieniły się czasy i rzeczywistość, to jednak mamy te same problemy, troski, plany czy lęki. Sto lat temu, choć szalały epidemie, w wielu domach marzono, by móc wyjechać na wakacje. Zupełnie jak my. Do wód czy w Tatry.

Kobiety
Dobrze wiedziały czego chcą, a wymagania miały konkretne i sprecyzowane: mężczyzna miał być wykształcony, nienagannej kultury, majętny. Panowie także nie owijali w bawełnę; panna powinna być przystojna, zaradna i bogata. Czasami zdarzał się jakiś jegomość, który chciał roztoczyć opiekę nad ubogą wdową czy panną z dzieckiem, choć z rzadsza. - Każde słowo w takim anonsie było istotne. Dziś wrzucamy zdjęcie na portal randkowy i załatwione, dawniej trzeba było być bardziej kreatywnym, finezyjnym, by jakoś się wybić na tle innych ogłoszeń matrymonialnych.

- Czy pozycja kobiet była gorsza? Oczywiście na wsi całkiem inna od tej, które były sobie w stanie wywalczyć panie w mieście. Działała Liga Kobiet, miałyśmy prawa wyborcze, osiem nietuzinkowych pań zasiadało w Sejmie. Kobiety były nie tylko świadkami, ale i uczestniczkami tej wielkiej historii, walczyły na linii frontu, dowodziły oddziałami, pracowały w wywiadzie. Ale ich siła przejawiała się także w bardzo przyziemnych, ale jakże istotnych rzeczach, jak dbanie o dom, gotowanie. Dziś idziemy do sklepu i mamy w nim wszystko, wówczas wymagało to sprytu i ekwilibrystki, by mając jeden ząbek czosnku i przedwczorajszy chleb, zrobić z tego obiad dla całej rodziny.

Ola: - Jest taki popularny plakat propagandowy z 1920 r. zachęcający do wstępowania do armii i wspierania żołnierzy. Widać na nim, między mężczyznami mierzącymi z broni do wroga, dziewczynę w pasiastej spódnicy. Pochyla się nad skrzynką z amunicją, a w ręku trzyma bochenki chleba. Ktoś mógłby pomyśleć - taka metafora, trochę naiwna wizja artysty. A ja, czytając relację z walki o Płock w jednym z tygodników z 1920 r., zdałam sobie sprawę, że taka dziewczyna naprawdę istniała! Miała na imię Stasia, była służącą, i nagle znalazła się na polu bitwy. Wśród świszczących dookoła kul roznosiła żołnierzom chleb, miód i papierosy. „Myślałam tylko o żołnierzach, nie o sobie. Oni przecież ode mnie biedniejsi - i tacy może głodni” - relacjonowała później dziennikarzowi. Stasia będzie jedną z naszych bohaterek, wkrótce napiszemy o niej na blogu. Podczas centralnych uroczystości najczęściej wymienia się nazwiska wielkich dowódców, polityków - słusznie, bo dokonali w 1920 r. wielkich rzeczy. Ale blog Polacy1920.pl jest przede wszystkim po to, by przywrócić pamięć o takich ludziach, jak Stasia. Było ich mnóstwo i to także dzięki nim wygraliśmy tę wojnę.

Lato
W „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”, który ukazywał się w Krakowie, popularna była wakacyjna rubryka „Wrażenia z naszych uzdrowisk”? Latem 1920 dziennikarz jeździł po różnych polskich kurortach i narzekał a to na hałas, a to na drożyznę, czy fatalne drogi. Czasami chwalił; Szczawnica na przykład miała więcej szczęścia od Zakopanego, które obsmarował bez litości. Podróżowało się wówczas po Polsce, kolej po zaborach próbowała wjechać na prawidłowe tory, choć wciąż dochodziło do katastrof spowodowanych na przykład odmiennym sposobem sygnalizacji. W pismach promowano polskie wody, solanki, w których wypoczynek stawał się niemalże sprawą narodowej powinności, bo przecież trzeba wspierać to, co polskie. Zagranica była droga, kurs marki polskiej słaby, przed niemieckimi kurortami przestrzegały polskie gazety, pisząc o napiętych stosunkach między narodami. Jeździło się nad morze i w Tatry, w zależności co kto lubił.

Nie obowiązywało RODO. Ludzie podawali w ogłoszeniach swoje adresy, w relacjach z sal sądowych pojawiały się wszystkie dane, łącznie z miejscem zamieszkania, rozmiarem buta, wzrostem i ulubionymi perfumami. Książę, który zgubił portfel, nie bał się umieścić w gazecie ulicy, przy której mieszkał. Każdy więc mógł księcia odwiedzić, najlepiej z portfelem, ale przecież ludzi o złych intencjach nie brakowało. Napady, rozboje i kradzieże były na porządku dziennym. Na wsi ludzie bali się zasypiać, strach było wracać z targu z pieniędzmi w kieszeni, bo dobrze poinformowani sąsiedzi napadali i pozbawiali urobku. Momentami to był naprawdę dziki zachód.

Blog
Ola i Magda: Za wcześnie na podsumowania, a zresztą nie chcemy, by blog miał charakter moralizatorski, niech każdy czyta go tak, jak chce. Ale już dziś dobrze widać, jakie cechy przodków dziedziczymy i że nadal kiepsko nam idzie z uczeniem się na błędach. Jesteśmy skrajni, tak jak wobec epidemii, która wówczas, ale i dziś dzieli ludzi; po jednej stronie stoją ci, którzy się solidaryzują, pomagają innym, po drugiej ci, którzy wybrali jątrzenie i żerowanie na krzywdzie. Mimo tych podziałów, wciąż potrafimy zrobić więcej i uruchomić pokłady dobra, kiedy bywa źle, gdy jesteśmy uciskani i zniewoleni. Sto lat temu nic nam nie sprzyjało: gospodarka w opłakanym stanie, wojny na kilku różnych frontach, wiecznie niedoinwestowana armia i epidemie. Ale jednak udało nam się, jak mówi profesor Andrzej Chwalba, odzyskać ten „polski śmietnik”.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Najazd urlopowanych bandytów na Kraków, czyli lato 1920 - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl