Nagle, trzy metry przed sobą, zobaczył niedźwiedzia. Dramatyczne spotkanie 27-latka z drapieżnikiem w Bieszczadach

Ewa Gorczyca
Zdjęcie poglądowe
Zdjęcie poglądowe Roman Pasionek
Ciężko poturbowany przez drapieżnika mieszkaniec Czaszyna przebywa w krośnieńskim szpitalu. Jego stan jest poważny, ale obrażenia nie zagrażają życiu. 27-latek, spacerując samotnie po lesie w okolicy Szczawnego, natknął się na niedźwiedzicę z potomstwem. Zaatakowała go, ale zdołał uciec i wezwać pomoc.

Do zdarzenia doszło w czwartek (1 lutego) ok. godz. 15. Mężczyzna, mieszkaniec Czaszyna w gm. Zagórz, przyjechał samochodem. Przeprawił się na drugi brzeg Osławy, zostawił auto przy leśnym dukcie i dalej poszedł pieszo. Oddalił się o ok. 3 kilometry od najbliższych zabudowań wsi Szczawne.

Miał rany szarpane i kąsane

Jak mówią leśnicy, miejsce, w które się wybrał, to trudno dostępny teren, rzadko odwiedzany przez ludzi i stanowiący ostoję zwierzyny.

- Niedźwiedzica miała pod opieką młode, stąd jej reakcja na spotkanie z człowiekiem mogła być odruchem obronnym - tłumaczy Edward Marszałek, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Mimo obrażeń od niedźwiedzich zębów i pazurów, mężczyzna zdołał przejść jeszcze kilometr i dotrzeć do swojego samochodu. Zadzwonił do znajomych z niedalekiej Rzepedzi i poprosił o pomoc. Znajomi sprowadzili go z lasu do najbliższych zabudowań i powiadomili służby ratunkowe. Do Szczawnego przyleciał helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zabrał mężczyznę do szpitala w Krośnie.

Niedźwiedź był dwa metry ode mnie, od razu zaatakował

- Wspinałem się od potoku w górę wąwozu. Podniosłem wzrok i nagle, na szczycie zobaczyłem niedźwiedzia. Był dwa, trzy metry ode mnie. Od razu zaatakował

- tak 27-latek z Czaszyna relacjonował policjantom swoje dramatyczne spotkanie z niedźwiedzicą w lesie w rejonie Szczawnego.

Policjanci mogli z nim krótko porozmawiać w szpitalu dopiero następnego dnia po zdarzeniu, w godzinach popołudniowych. Wcześniej - ze względu na jego stan - na kontakt z pacjentem nie pozwalali lekarze.

27-latek został przywieziony helikopterem do krośnieńskiego szpitala w czwartek ok. godz. 19.

- U pacjenta zostało wykonane badanie pod kątem wielu urazów, tzw. polytrauma. Stwierdziliśmy rany kąsane i szarpane powłok czaszki, twarzoczaszki, prawej ręki i prawej nogi

- informował nas w piątek dr Wojciech Wroński, ordynator oddziału chirurgii.

Po zabiegach wykonanych na bloku operacyjnym 27-latek przebywa na oddziale chirurgii. Lekarze mówią, że hospitalizacja potrwa co najmniej tydzień. Trudno przewidzieć jak będą goiły się rany.

- Na razie pacjent musi odpoczywać, jest obolały - dodaje dr Wroński.

Próbował się bronić siekierką

Z relacji mężczyzny wynika, że do spotkania z drapieżnikiem, które mogło skończyć się dla niego tragicznie, doszło gdy wspinał się po zboczu wąwozu. Nagle, na górze, zobaczył niedźwiedzicę. Była dwa, trzy metry przed nim. Od razu zaatakowała.

- Z tego co mówił miał przy sobie gaz pieprzowy do obrony przed zwierzętami, ale nie zdążył wyciągnąć pojemnika - opowiada mł. insp. Andrzej Stępień, komendant powiatowy policji w Sanoku. - Próbował się bronić małą siekierką.

Mężczyzna zsunął się po zboczu w dół wąwozu. Niedźwiedzica także. Upadł, niedźwiedzica ugryzła go jeszcze w głowę i rękę. Odskoczyła, a wtedy 27-latek wykorzystał okazję i rzucił się do ucieczki.

- Jak opowiadał biegnąc w kierunku samochodu, minął miejsce, w którym leżały trzy lub cztery małe niedźwiadki - mówi komendant Stępień. - Wyglądało na to, że niedźwiedzica na chwilę odeszła od swojego potomstwa i wtedy nieszczęśliwie natknął się na nią.

Mężczyźnie udało się dotrzeć do pozostawionego w lesie auta. Tam czekał na swoich znajomych z Rzepedzi, do których zadzwonił po pomoc. Opatrzyli mu wstępnie rany i zabrali do wsi i zadzwonili po służby ratunkowe.

Mieszkańcy Szczawnego: nazywamy go "naszą miską"

Dla mieszkańców Szczawnego obecność niedźwiedzicy w miejscowych lasach nie jest zaskoczeniem.

- Od lat wiemy, o tym drapieżniku, nazywamy go żartobliwie "naszą miśką" - opowiada Robert Piechucki, mieszkaniec Szczawnego. I dodaje, że żaden z miejscowych samotnie tak głęboko w leśną głuszę o tej porze roku raczej by się zapuścił. - To byłoby ryzykowne zachowanie - zaznacza.

Mieszkańcy niejednokrotnie widywali niedźwiedzie ślady i tropy przy korycie Osławy.

- Żyjemy w takim miejscu gdzie jest sporo dzikich zwierząt. Sąsiadka niedawno oko w oko stanęła z żubrem. Kiedyś mój ojciec wybrał się na grzyby do lasu i nie było go przez pół dnia. Natrafił na gniazdo dzików, salwował się ucieczką na drzewo a locha "pilnowała" go tam kilka godzin

- mówi Piechucki.

Leśnictwo Szczawne to teren Nadleśnictwa Lesko. Tuż za nim rozciągają się drzewostany Nadleśnictwa Baligród. Prawdziwa ostoja zwierzyny. Co roku leśnicy robią inwentaryzację. W Nadleśnictwie Lesko doliczyli się 28 sztuk niedźwiedzi.

- Żyją, wędrują, żerują i czasami spotykają ludzi na swojej drodze - mówi Wojciech Jankowski, zastępca nadleśniczego z Leska.

Groźnie jest wtedy, gdy spotkanie jest zaskoczeniem.

- Zwierzęta w lesie nas obserwują. Oddalają się, nie atakują bez powodu - mówią leśnicy.

Niedźwiedzica musiała poczuć zagrożenie

Gorzej, gdy zostanie przekroczona bariera bezpiecznego dystansu. Bo zdarza się, że drapieżnik nie poczuje, nie usłyszy, nie zobaczy zbliżającego się człowieka.

- Mamy nietypowa zimę. Niedźwiedzie nie zapadły całkiem w letarg, ale w ciągu dnia urządzają sobie krótkie drzemki. Mają trochę przytłumione zmysły. Przebudzone, zaskoczone, reagują odruchem obronnym

- opowiada Roman Pasionek, leśnik Nadleśnictwa Baligród.

- Niedźwiedzica musiała poczuć zagrożenie ze strony człowieka, tym bardziej, jeśli prowadziła młode - mówi Wojciech Jankowski.

Aktywność niedźwiedzi oznacza większe ryzyko spotkania z tym drapieżnikiem.

- Trzeba być czujnym i ostrożnym. Zakazy nie pomogą, najważniejszy jest zdrowy rozsądek - podkreśla Jankowski.

Sprawą zajmuje się Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

- Z udziałem naszych pracowników były przeprowadzane czynności wyjaśniające, trwa analiza zebranych materiałów - mówi Łukasz Lis, rzecznik RDOŚ.

Jego zdaniem spotkania człowieka z dzikimi zwierzętami w lesie się zdarzają, jednak sytuacje, że zwierzę atakuje są sporadyczne.

- W tym przypadku ucierpiał człowiek, więc działania z naszej strony muszą być podjęte - dodaje.

Liczebność niedźwiedzi w lasach krośnieńskiej RDLP (w Bieszczadach, Beskidzie Niskim i terenie Pogórza Przemyskiego) szacuje się na około 200 osobników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nagle, trzy metry przed sobą, zobaczył niedźwiedzia. Dramatyczne spotkanie 27-latka z drapieżnikiem w Bieszczadach - Plus Nowiny

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl