Monika Jaskólska, właścicielka firmy odzieżowej, matka i społeczniczka, robi Polsce świetną reklamę

Jacek Drost
Monika Jaskólska w ciągu roku z mało znanej lokalnej społeczniczki, wrażliwej na potrzeby innych, stała się nie tylko twarzą Bielska-Białej, ale także mistrzynią kreatywności, przykładem na to, że determinacja daje efekty.
Tom Hanks odebrał Malucha z Bielska-Białej. Osobiście kluczyki przekazała mu Monika Jaskólska z Bielska-Białej.

Tom Hanks dostał Malucha. Wsiadł i pojechał. Fiat 126p zachw...

Dwanaście miesięcy, pięć dni i kilka, może kilkanaście godzin, biorąc pod uwagę różnicę czasową, zajęło bielszczance Monice Jaskólskiej, matce trojga małych dzieci i bizneswoman, dokonanie rzeczy absolutnie szalonej i zdałoby się niemożliwej - przekazania w słonecznej Kalifornii w blasku fleszy oraz kamer telewizyjnych białego fiata 126p amerykańskiemu gwiazdorowi Tomowi Hanksowi.

Kiedy 25 listopada 2016 roku startowała akcja „Bielsko-Biała dla Toma Hanksa”, stałem z panią Moniką na schodach bielskiego centrum handlowego Gemini Park. Widząc jej entuzjazm wobec tego pomysłu z wrodzonym sceptycyzmem spytałem, czy naprawdę wierzy w to, że aktor przyjedzie nad Białą. - Jak Tom Hanks pozna historię tego miasta, ludzi, którzy tworzyli malucha, to tu przyjedzie. Zobaczy pan. Staniemy na tych schodach i będziemy wspominać ten dzień - odpowiedziała pani Monika. Powiedziała to z takim przekonaniem, że już wtedy oczami wyobraźni zobaczyłem amerykańskiego gwiazdora stojącego na schodach Gemini Park. I to prawda, bo...

- Tom Hanks przyjedzie do nas jesienią 2018 - zdradziła nam Monika Jaskólska w środę, tuż po tym, jak wróciła z Los Angeles. W ciągu roku z mało znanej lokalnej społeczniczki, wrażliwej na potrzeby innych, stała się dla wielu nie tylko twarzą Bielska-Białej, ale także mistrzynią kreatywności, wulkanem pozytywnej energii, którą potrafi zarażać innych, wzorem osoby konsekwentnie dążącej do celu i namacalnym dowodem na to, że niemożliwe nie istnieje. A niemożliwe nie istnieje, jeśli jest okupione ciężką pracą, wiarą w sukces i oczywiście łutem szczęścia.

Zresztą przyznała to sama Jaskólska: „Mówią mi: Ty to masz szczęście. To raczej nie szczęście, a kawał ciężkiej pracy, trwającej ponad cztery lata. Jeżeli chodzi o Toma, to jestem pewna, że jest w tym projekcie tylko dlatego, iż potrafił wyczuć moje szczere intencje. Moją pracę bez wynagrodzenia, moje setki godzin poświęcone szpitalowi i fakt, że ta pomoc się nie kończy. Jeżeli ktoś marzy o takiej przygodzie, to moja rada jest prosta: przestań marzyć, weź się do roboty, nie czekaj na cud, a może kiedyś los uzna twe uczciwe zamiary i obdarzy cię czymś zupełnie niezwykłym...” - napisała pani Monika na swoim profilu na Facebooku.

Dzieciństwo w blokowisku, ekonomik, rodzina, firma

Kim jest bielszczanka, która ujęła gwiazdę Hollywood? - Nie jestem z bogatego domu, nie dostałam spadku - opowiadała Jaskólska rok temu, kiedy akcja „Fiacik dla Hanksa” dopiero nabierała rozpędu. Przyjęła mnie wówczas w swoim domu na obrzeżach Bielska-Białej, gdzie mieści się także jej firma. Była między lekcją angielskiego, gotowaniem obiadu a robieniem makijażu, bo lada moment mieli zjawić się dziennikarze z ekipy telewizyjnej.

Opowiadała o tym, jak dorastała w PRL-owskim blokowisku, na bielskim osiedlu Wojska Polskiego. I że od małego organizowała innym dzieciakom czas, bo - jak przyznała - lubi... rządzić. - Wydaje mi się, że jestem dobrym organizatorem, bo chętnie rozmawiam z ludźmi, nie mam tremy przed publicznymi występami - podkreślała. Pod blokiem była mistrzynią w huśtaniu się do tzw. podbitki. Przez osiem lat występowała w grupie tańca nowoczesnego Hulanka, była naprawdę dobra, solówki należały do niej. Instruktorka namówiła ją na szkołę baletową, ale mama odradziła. Posłuchała mamy.

- Kiedy zaczęły się te wszystkie programy w stylu „You Can Dance”, żałowałam, że jednak nie wybrałam tej szkoły. Taniec to moje niespełnione marzenie, moje życie mogło się potoczyć inaczej - zwierzała się. Ale tak naprawdę nie miała łatwego dzieciństwa. Bardzo przeżyła rozwód rodziców. Trauma została jej do dzisiaj.

Zamiast do szkoły baletowej, poszła do bielskiego Ekonoma, a później zaczęła pracę przedstawiciela handlowego. Była na tyle dobra i na tyle lubiła branżę handlową, że została kierownikiem, a następnie menedżerem regionu wielkiej międzynarodowej marki. To wtedy pojawił się pomysł na własny biznes. Przyjaciel, który miał w Polsce dwa punkty z odzieżą męską, namówił ją, by wzięła kredyty i zaczęła otwierać salony firmowe sygnowane jego marką. Dzięki kredytom otworzyła pięć swoich sklepów - w Bielsku-Białej, Wrocławiu i Tarnowie. Część towaru brała od przyjaciela, część od innych dostawców.

Jednak wspólnik też zaczął otwierać kolejne swoje sklepy, a że nie mieli na tyle towaru, to asortyment trafiał tylko na jego półki. Jaskólska nie miała czym handlować, galerie chciały pieniędzy, pracownicy chcieli wypłat, więc szybko wpadła w długi. Zdawało się, że gwoździem do jej biznesowej trumny będzie mejl, jaki wspólnik wysłał do wszystkich galerii, informując, że zakończył współpracę z Jaskólską i chce przejąć jej sklepy. - Miałam zostać bez własnego interesu, z kredytami, trójką maleńkich dzieci. Oszukał mnie człowiek, któremu ufałam bardziej niż własnemu rodzeństwu. To był najgorszy okres w moim życiu - wspomina Jaskólska.

Kiedy wezwał ją na rozmowę właściciel galerii i spytał, czym teraz zamierza handlować, bo przestała dotrzymywać warunków umowy, chcąc trochę zyskać na czasie odpowiedziała, że będzie... miała własną markę odzieżową. Kiedy usłyszał o tym mąż, był kompletnie zaskoczony. Wówczas wydawało się, że jest to pomysł równie szalony, jak zakup maluszka dla Hanksa.

- Postanowiłam kontynuować przygodę z garniturami, bo po pierwsze - nie było innego wyjścia, a po drugie - pokochałam tę pracę. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że świetnie sobie radzę w projektowaniu garniturów, doborze dodatków, bardzo łatwo przychodzi mi wybranie stylizacji dla jakiejś osoby, bez problemu łączę kolory i materiały. Przychodzi mi to z taką łatwością, że zdecydowałam się na wypromowanie swojej marki - opowiadała o motywach swojej decyzji Jaskólska.

Markę swoich garniturów nazwała J.Fryderyk. J. to skrót od imienia jednego z jej dzieci - Jana.

- Miał mieć na imię Fryderyk, bo jestem zakochana w tym imieniu, ale teściom się nie podobało, więc dałam mu Jan, a na drugie Fryderyk. Swoją markę nazwałam jednak J. Fryderyk - wyjaśnia Jaskólska, podkreślając, że łatwo nie jest, ale ze swoją firmą powoli wychodzi na prostą. Kilkanaście miesięcy temu otworzyła własną szwalnię. Jej produkty cieszą się coraz większą popularnością. Jest dumna, że bielska marka jest coraz bardziej znana, w jej garniturach chodzą m.in. członkowie zespołu Feel, Piotr Gruszka, Jarek Jakimowicz, Stanisław Tym, Skiba czy Irek Bieleninik.

Przyznaje jednak, że nie jest to łatwy biznes. - Jest bardzo duża, agresywna konkurencja, co mi się nie podoba. Jest ciężko. Na przykład mam bardzo dobrze wyszkolony personel, bo dużo sił i energii poświęcam, żeby ludzie w moich sklepach potrafili się profesjonalnie zachować i jak najlepiej klientom doradzić, więc cały czas konkurencja chce ściągnąć moich pracowników do siebie. I to jest niesmaczne. Zwłaszcza że na rynku w ogóle jest ciężko z pracownikami. Nie ma ludzi do pracy. Potrzebujemy ich do szwalni, do naszych salonów. Cały czas trwa nabór - mówi Jaskólska. Sama pracuje po kilkanaście godzin dziennie, a od pięciu lat nie miała urlopu dłuższego niż trzy dni.

Zaczęło się od kupna leżanek dla rodziców dzieci ze szpitala

Odskocznią od tego są - jak przyznała - właśnie akcje charytatywne, które pomagają jej nie zwariować . To właśnie w tamtym trudnym czasie, kiedy została oszukana przez „przyjaciela”, zainaugurowała akcję „Nie wypada nie pomagać”. Udało jej się zebrać ponad 47 tys. zł na łóżka dla rodziców czuwających w nocy przy swoich chorych dzieciach w bielskim Szpitalu Pediatrycznym.

Zaczęło się od tego, że pod koniec lutego 2015 roku jej koleżanka zamieściła na Facebooku zdjęcie białego szpitalnego krzesła, na którym spędziła kilka nocy z rzędu przy swoim chorym dziecku. Jaskólska zdecydowała, że trzeba działać. - To przerażające. Byłam tam z chorym dzieckiem i wiem, jak to wygląda - mówiła „Dziennikowi Zachodniemu” w marcu 2015 roku.

Zaapelowała do ludzi o pomoc. Odzew przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Mejli i wiadomości przez facebookowy profil akcji było bardzo wiele.

- Nie tylko u nas, ale praktycznie we wszystkich szpitalach pediatrycznych w kraju rodzice spędzający czas, a szczególnie noce, ze swoimi dziećmi, mają problem. Bo między innymi z przyczyn finansowych szpitale nie są w stanie zabezpieczyć ich pobytu u siebie przez całą dobę. Stąd akcję pani Moniki Jaskólskiej mogę ocenić jako wyjątkowo cenną i trafioną. Dzięki niej nasz szpital dysponuje teraz 45 nowoczesnymi, rozkładanymi łóżkami dla rodziców, które w ciągu dnia służą jako fotele i wówczas zajmują znacznie mniej miejsca - komplementował panią Monikę Ryszard Odrzywołek, dyrektor bielskiego Szpitala Pediatrycznego.

Po tym przetarciu szlaków pojawiły się kolejne edycje akcji „Nie wypada nie pomagać”. Zbierano pieniądze na wyposażenie szpitalnych sal terapeutycznych na Oddziale Psychiatrii Dziecięcej Szpitala Pediatrycznego.

„W drugiej i trzeciej edycji udało się zebrać ponad 220 tys. złotych. Jednak taka kwota nie wystarczy, ponieważ sal będzie od dziewięciu do jedenastu, a koszt wyposażenia jednej sali, w zależności od jej wielkości, to kwota od 15 do nawet 30 tys. złotych. W następnej kolejności pragnę się skupić na polepszeniu warunków pobytu mamy czy ojca na oddziałach - remontach łazienek, kuchni” - czytamy na stronie akcji „Nie wypada nie pomagać”.

- Zostałam oszukana przez najbliższą mi osobę, wystawiona na takie ryzyko z małymi dziećmi, ale te akcje sprawiają, że zaczynam na nowo wierzyć w drugiego człowieka - mówi Jaskólska.

Jesienią ubiegłego roku siedziała w swojej firmie i oglądała na ekranie swojego komputera zdjęcia Toma Hanksa przy fiatach 126p. Pamiętacie? Aktor sfotografował się przy „maluszku” m.in. na Węgrzech, a zdjęcie wrzucił na swój profil na Twitterze. Zdjęcia robiły furorę, szczególnie w Polsce, zaczęły o nich pisać media, a pani Monika postanowiła... kupić malucha amerykańskiemu aktorowi. Wymyśliła sobie, że zrobi zbiórkę pieniędzy na zakup fiacika, a jeśli zbierze więcej pieniędzy, to przekaże je na rzecz szpitala.

I tym razem odzew przerósł jej najśmielsze oczekiwania - o akcji stało się głośno nawet poza granicami kraju. Ludzie chętnie wrzucali datki, Rafał Sonik - rajdowiec, przedsiębiorca i filantrop - postanowił sfinansować zakup fiata, a bielskie firmy zadeklarowały, że za darmo auto wyremontują. Dzięki temu pieniądze mieszkańców Bielska-Białej, które pierwotnie były zbierane na zakup fiacika, zostały w całości przekazane na akcję „Nie wypada nie pomagać”.

Kiedy aktor z amerykańskiej telewizji dowiedział się o akcji bielszczanki, w lutym tego roku wysłał Jaskólskiej mejla, w którym podkreślił, iż cieszy się, że przy okazji zbierane są pieniądze na bielski szpital. Wówczas nic już nie było w stanie zatrzymać akcji „Bielsko-Biała dla Toma Hanksa” - z każdym tygodniem, każdym dniem nabierała impetu. Firma BB Oldtimer Garage odnowiła karoserię auta, rekonstrukcją silnika zajęła się firma P.M. Motors, a Carlex Design wykonał piękne wnętrze malucha.

Zwieńczeniem akcji było ubiegłotygodniowe przekazanie fiata Hanksowi. Aktor odebrał kluczyki od samochodu w Los Angeles w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego. Wielu bielszczan, nie przejmując się tym, że rano trzeba iść do szkoły lub pracy, nie spało. Za to na Facebooku oglądali relację z przekazania fiacika.

- Jestem zachwycony, zszokowany i zaskoczony - powiedział kilka razy gwiazdor. Słynący ze wspierania akcji charytatywnych Hanks został oczywiście zapytany o przyczynę tak aktywnego udziału w inicjatywie „Bielsko-Biała dla Toma Hanksa”. Powiedział, że urzekła go pierwotna przyczyna rozpoczęcia akcji, czyli potrzeba, jaką Monika dostrzegła w Szpitalu Pediatrycznym.

- Nie możesz pomóc wszystkim organizacjom, ale możesz wspierać wybrane - skwitował i obiecał, że podwoi kwotę zebraną w Polsce na rzecz Szpitala Pediatrycznego.

We wtorek wieczorem Jaskólska przyleciała z USA na warszawskie lotnisko Chopina. Była tam witana jak bohaterka. Kiedy na Facebooku napisała, że wraz z jednym z partnerów akcji nie ma się jak dostać do Bielska-Białej i poprosiła internautów o pomoc, pięć osób zadeklarowało transport. Wśród nich Romuald Karwik.

„Nie musiał. Mógł leżeć wygodnie w fotelu, oglądać telewizję czy słuchać ulubionej stacji radiowej. Przecież się nie znamy. Wsiadł do samochodu, samotnie podróżując pięć godzin w beznadziejnych warunkach z Bielska do Warszawy tylko po to, żeby nas zabrać. Przywozi picie, ciepły koc i nową poduszkę, z której chwilę wcześniej metkę urwać zdążył. Proszę się położyć i odpocząć, powiedział” - opisywała na swoim profilu pani Monika. I podkreśliła: Jak nie wierzyć w ludzi i w ich bezinteresowne poświęcenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Monika Jaskólska, właścicielka firmy odzieżowej, matka i społeczniczka, robi Polsce świetną reklamę - Plus Dziennik Zachodni

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl