Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reprywatyzacja? Nie tylko Warszawa [WIDEO]

Włodzimierz Knap
Dekret Bieruta dotyczył gruntów w Warszawie, ale reprywatyzacja jest problemem także w Małopolsce
Dekret Bieruta dotyczył gruntów w Warszawie, ale reprywatyzacja jest problemem także w Małopolsce Fot. Anna Kaczmarz
Kontrowersje. W tej sprawie było już 20 projektów ustaw. Każdy rząd zapewniał, że problem zostanie rozwiązany. Do dzisiaj tak nie jest.

Polska jest jedynym krajem z byłego bloku wschodniego, który nie rozwiązał dotychczas problemu reprywatyzacji. Jest tak, mimo że do Sejmu trafiło 20 projektów ustaw w tej sprawie! Kolejne ekipy zapewniały, że przyjęcia takiej regulacji wymaga elementarna sprawiedliwość. Niemal każdy rząd solennie obiecywał, że rozwiąże ten problem. Na słowach się kończyło.

- Niestety, w kwestii reprywatyzacji obecnie rządzący zachowują się tak jak niemal wszyscy ich poprzednicy, czyli nie chcą jej - mówi Marcin Schirmer, prezes Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego.

WIDEO: Patryk Jaki o komisji ws. reprywatyzacji: Wyrzucani do piwnic zobaczą swoich oprawców

Źródło: TVN24/x-news

Za gwarancję rozwiązania problemu trudno uznać powołanie tzw. komisji weryfikacyjnej w sprawie „reprywatyzacji warszawskiej”.

Dwie reprywatyzacje

Mamy bowiem dwojaką reprywatyzację. Jedna dotyczy tylko Warszawy, a speckomisja miałaby zajmować się jedynie sprawami stolicy.

Przypomnijmy, że źródłem dzisiejszej sytuacji jest „dekret Bieruta” z 1945 r., który znacjonalizował wszystkie grunty w Warszawie. Dekret nie obejmował budynków, ale komuniści wiele z nich i tak zabrali ówczesnym właścicielom.

Media od pewnego czasu zajmują się tylko „reprywatyzacją warszawską”, zapominając, że problem dotyczy całej Polski, co jest wynikiem aktów prawnych wydanych od 1944 r., na czele z dekretem rolnym PKWN.

Druga reprywatyzacja jest ogólnopolska i dotyczy m.in. mieszkańców Małopolski.

„Nie” Kwaśniewskiego

Wyjątkiem była ekipa Jerzego Buzka. Jako jedyna uchwaliła ustawę reprywatyzacyjną. Zakładała ona oddanie byłym właścicielom, a w zasadzie ich spadkobiercom równowartość 50 proc. utraconych dóbr. Ustawa została zresztą uznana przez prawników za najlepszy akt prawny pierwszej dekady III RP. Ale nie weszła w życie, bo zawetował ją w 2000 r. ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, mając po swojej stronie głosy silnego wtedy SLD.

Kwaśniewski uzasadniał decyzję w sposób makiaweliczny, twierdząc, że 50-proc. zwrot byłym właścicielom jest zbyt mały i zostanie zakwestionowany przez sądy. Makiaweliczność polegała na tym, że eksperci, wskazując na słabe punkty w ustawie, wymieniali w zasadzie tylko ten, że na 50-proc. odszkodowanie państwa nie będzie stać. Wszystkie późniejsze projekty mówiły o 15- lub 20-proc. wysokości odszkodowania. Krzysztof Łaszkiewicz, główny autor zawetowanej ustawy (wtedy wiceminister skarbu), przypomina: - Prezydent Kwaśniewski odesłał ludzi ze swoimi roszczeniami do sądu, przekonując, że jest to dla nich najlepsza droga.

I wiele osób poszło nią, licząc, że w sądach uzyskają więcej. Reprywatyzacja więc trwa, tylko w sądach i jak wiemy, nie brakuje ogromnych patologii. - W dużej części są one efektem braku ustawy reprywatyzacyjnej - mówi Jerzy Meysztowicz, poseł .N, wiceszef Parlamentarnego Zespołu ds. Uregulowania Stosunków Własnościowych.

O ustawę reprywatyzacyjną apeluje też Jerzy Buzek, były premier: - Jest nadal bardzo potrzebna. Bez niej nie można rozwiązać strategicznych problemów zarówno na poziomie samorządowym, jak i centralnym.

W naturze czy pieniądzu?

Poseł Meysztowicz przekonuje, że najlepiej byłoby, gdyby spadkobiercy byłych właścicieli dostali w pieniądzach równowartość 20-proc. zabranego im majątku, czyli tyle samo, ile otrzymali Zabużanie. Gdzie zaś jest to możliwe, państwo powinno oddać w naturze całość zabranego przez komunistów mienia. - Możemy przyjąć obie formy zadośćuczynienia - mówi Schirmer. - Choć część z nas chętnie wróciłaby do rodowych posiadłości.

Reprywatyzacja jest zagadnieniem złożonym. Część Polaków jest przeciwna zwrotowi zagrabionego mienia byłym właścicielom. Przekonują, że czas zrobił swoje, a rachunki są wyrównane.

- Reprywatyzacja dziś to losowe tworzenie wygranych i przegranych. Miała sens na początku lat 90., jako jedna ze ścieżek prywatyzacji i tworzenia gospodarki rynkowej - mówi Paweł Dobrowolski, ekonomista z Instytutu Sobieskiego. - Wtedy nie została wykorzystana. Dziś jest jawną niesprawiedliwością. Potomkowie tych, którzy stracili przez działania władz PRL, rodzili się, gdy ich rodziny już nie miały majątku zabranego przez komunistów. Tak samo jak dzisiejsi potomkowie tych, którzy stracili mienie w I wojnie światowej, powstaniach czy w czasie potopu.

Zdaniem Dobrowolskiego, sprawiedliwa reprywatyzacja nie jest możliwa w kraju, który przesunął się po II wojnie światowej o kilkaset kilometrów i był totalnie zniszczony.

Z najnowszego sondażu IBRiS wynika, że 57 proc. pytanych opowiada się za uregulowaniem reprywatyzacji. Wśród wyborców PiS takich osób jest 68 proc., a PO 44 proc. Największa grupa opowiada się za zwrotem części zabranego mienia.

Na przeszkodzie stały i stoją głównie kwestie finansowe. Budżet państwa jest ograniczony, a każdy rząd obawia się, że uchwalenie ustawy skutkowałoby koniecznością ograniczenia wydatków na cele społeczne. Władza obawia się zarzutów, że daje bogatym, a odbiera biednym. Donald Tusk w 2011 r. tak mówił: „Trzeba pamiętać o wszelkich roszczeniach społecznych, a nie tylko o zaspokojeniu roszczeń byłych właścicieli”.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski