Rekrutacja na wydział aktorski Łódzkiej Szkoły Filmowej. Co ich tak ciągnie do aktorstwa? [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Co roku pojawia się tu kilkaset młodych ludzi. Przyjeżdżają do Łodzi z całej Polski, by spełnić marzenia na studiach aktorskich. O 22 miejsca walczy blisko 700 kandydatów. Każdy wierzy, że dopisze mu szczęście

Przed budynkiem wydziału aktorskiego stoi niewysoki, szczupły chłopak. Nerwowo ściska butelkę po wodzie mineralnej. Do Łodzi przyjechał z małego miasteczka na Dolnym Śląsku.

- Znowu mi nie poszło - mówi zrezygnowany. Daniel do łódzkiej filmówki zdaje pierwszy raz, ale w ubiegłym roku odpadł już po pierwszym etapie w warszawskiej szkole teatralnej. - Też przez stres. Nie mogę sobie z nim poradzić. Wszystko jest w porządku, wydaje mi się, że przestawię góry, a jak staję przed komisją to wychodzi ze mnie powietrze... Nie wiem jak będzie dalej. Stres wszystko niszczy. Ale to aktorstwo cały czas siedzi mi w głowie. Przygotowywałem się cały rok i pewnie wszystko na nic. Nawet nie poszedłem na inne studia, bo myślałem tylko o egzaminie do szkoły aktorskiej. Cóż, w tym roku chce iść na polonistykę. Co z aktorstwem? Nie wiem... Choć w Łodzi mi nie poszło, to tu było na egzaminie przyjemniej niż w tamtym roku w Warszawie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Szkoła Filmowa w Łodzi wysoko w rankingu amerykańskiego "The Hollywood Reporter"

Prof. Mirosław Henke, wykładowca Szkoły Filmowej i aktor łódzkiego Teatru Powszechnego nie zliczy, który raz już jest w komisji egzaminacyjnej. Czasami sam zastanawia się nad tym, co tych młodych ludzi ciągnie do aktorstwa.- Myślę, że nieświadomość i niewiedza - mówi w końcu. -Ta nieświadomość i niewiedza są podtrzymywane na zewnątrz. W telewizji wszystko widać pięknie. Tak podtrzymywane jest wyobrażenie o zawodzie aktora.

Sam do szkoły dostał się dopiero za czwartym razem. Pierwszy raz zdawał do Łodzi, w 1968 roku, potem do Krakowa, Warszawy. I w końcu w 1971 roku dostał wymarzony indeks, właśnie w Łodzi.

- Były to takie czasy, że w jednym roku można było zdawać tylko do jednej szkoły - wspomina prof. Henke. - Gdyby dowiedziano się, że kandydat próbował zdawać w dwóch miejscach, to mógł zapomnieć o indeksie...

Przed jedną z sal do wejścia przygotowuje się tegoroczna maturzystka, Martyna Paduchowska. Na duchu wspiera ją Zuzanna Puławska z Warszawy, która jest już po pierwszym roku aktorstwa łódzkiej Szkoły Filmowej.

- Zuzia bardzo mi pomaga, choć dopiero tu się poznałyśmy - zapewnia Martyna. - Dzięki niej niemal zupełnie zapomniałam o stresie. Marzę nie tylko o aktorstwie, ale też o tym, by studiować w tej szkole.

PRZECZYTAJ TEŻ: Mariusz Grzegorzek: Łódzka szkoła filmowa to naprawdę wyjątkowa uczelnia

Zuzanna cieszy się, że mogła pomóc młodszej koleżance. W ubiegłym roku była w takie samej sytuacji jak ona.

- Choć jeszcze dziś emocje mi się udzielają - mówi Zuzia. - W mojej komisji był prof. Seweryński. Martyna też będzie zdawać u niego.

Zuzanna nie żałuje, że wybrała studia w Łodzi, na wydziale aktorskim. Po tym pierwszym roku jest bardzo zadowolona.

- Pracy jest bardzo dużo - opowiada Zuzia. - Zajęcia mamy od poniedziałku do soboty, od rana do wieczora. Często kończymy je po godzinie 23. Nie ma czasu na prywatne życie. Mnie się jednak bardzo podoba. Jestem zadowolona, że wybrałam właśnie Łódź.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Ale nadchodzi czas Martyny, która staje przed komisją egzaminacyjną. Są w niej: dr hab. Piotr Seweryński, dr Piotr Krukowski, prof. Alicja Panek-Piętkowska i Monika Badowska.- Proszę podejść spokojnie do sprawy, na luzie, my spoglądamy na panią życzliwie - zapewnił Martynę prof. Piotr Seweryński. Dziewczyna zaczyna recytować fragment II części „Dziadów”. Po chwili komisja przerywa jej monolog.

- Mamy prośbę, by nie grała pani małej dziewczynki, ale mówiła jak pani Martyna! - mówi prof. Seweryński...

Po Martynie przed komisją staje Zosia z Warszawy. Wysoka brunetka o mocnym głosie mówi, że zdawała do szkoły aktorskiej już dwa lata temu. Teraz studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

- Przyjechałam z Janek, takiej wsi pod Warszawą - opowiada o sobie Zosia.

- Jaka to wieś pod Warszawą skoro z Janek do stolicy jedzie się dwie godziny! - śmieje się Piotr Krukowski.

Prof. Zofia Uzelac, dziekan Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi, z uczelnią jest związana od 1971 roku. Była asystentką Jadwigi Chojnackiej, Zofii Petri, Michała Pawlickiego. Potem rozpoczęła samodzielną pracę dydaktyczną. Od lat przygląda się więc młodym ludziom, którzy chcą być aktorami.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Szkoła Filmowa w Łodzi. Ponad pół tysiąc kandydatów na studia aktorskie

- Są zawsze pełni optymizmu, marzeń - twierdzi pani dziekan. - Ale w czasach gdy my studiowałyśmy, najważniejszy był teatr. Teraz na wyobraźnię tych młodych ludzi działają seriale, celebryci, marzą o zdjęciach na okładkach kolorowych gazet. To dla wielu z nich magnes, który ich tu pcha. Choć na pewno nie wszystkich. Są dalej tacy, dla których najważniejszy jest teatr. Nie można też zapominać, że zawód aktora jest bardzo trudny. Wymaga ogromnej pracy, wyrzeczeń, podjęcia wielu trudnych decyzji.

Zofia Uzelac śmieje się, że sama za pierwszym razem nie dostała się do łódzkiej szkoły. Powiodło się jej dopiero za drugim razem, ale z bardzo dobrym skutkiem. Przypomina historię Janusza Gajosa, który zdawał do szkoły teatralnej cztery razy czy Stanisława Mikulskiego, który został studentem łódzkiej szkoły po siódmej próbie.

- Muszę powiedzieć, że studia w tej szkole były najpiękniejszymi w moim życiu - zapewnia Zofia Uzelac. - Opiekunem mojego roku była Maria Kaniewska, a moimi kolegami m.in. Bronisław Wrocławski, Piotr Krukowski, Gabrysia Sarnecka, Hania Molenda czy Włodzimierz Matuszak.

Tymczasem na razie młodzi ludzie przeżywają stres egzaminacyjny. Karolina do Łodzi przyjechała z Anglii. Tam pracuje w restauracji, jest już szefem kuchni. Kocha gotowanie, ale nie może zapomnieć o aktorstwie. W ubiegłym roku odpadła po pierwszym etapie. - Aktorstwo mnie pasjonuje - zapewnia. - Zawsze można być kimś innym, pokazać swoje emocje. Zobaczymy czy się uda...

Michał pochodzi z Gniezna. Studiuje teatrologię w Poznaniu, ale marzy o aktorstwie. Tak jak dla Karoliny to dla niego drugie podejście. Zdawał nie tylko do Łodzi, ale też do Krakowa, Warszawy i Poznania.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- W tym roku jeszcze nie zdawałam - mówi Michał. - W ubiegłym roku po egzaminach byłem z siebie zadowolony, ale skończyło się tak, jak u Karoliny. Nawet jak nie powiedzie mi się tym razem, będę dalej próbował. Aktorstwo to dla mnie magia sztuki. To różne wyzwania, przekraczanie granic. Ten zawód uczy i otwiera człowieka.

Sławek mieszka w Krakowie. Na wydział aktorski próbuje się dostać już drugi raz. Przez miniony rok uczył się w prywatnej szkole aktorskiej w Krakowie. Z dumą mówi, że skończył ją aktor Leszek Lichota, który grał m.in. w serialu „Na Wspólnej”, „Karbali”. Sławek uważa, że aktorzy mają o wiele więcej możliwości znalezienia pracy niż kiedyś. - Można na przykład założyć własną grupę i prezentować się na youtube - wyjaśnia. - Choć dla mnie zawsze najważniejszy będzie teatr...

Sławek jest już po egzaminie. Nie chce się oceniać. Śmieje się, że chyba zdenerwował komisję, bo długo tematem dla niej były to, że przyszedł w krótkich spodenkach...

PRZECZYTAJ TEŻ: Szkoła Filmowa w Łodzi pojedzie z „Śpiewającym obrusikiem” do Wiednia

Właśnie zaczyna się kolejna przerwa. Z sali wychodzi znana aktorka, prof. Barbara Dziekan. Jest absolwentką Szkoły Filmowej, choć zaczynała w warszawskiej Akademii Teatralnej. Pamięta, że w jej komisji egzaminacyjnej zasiadali Jan Świderski, Tadeusz Łomnicki, Zofia Mrozowska, Aleksandra Śląska. Od razu można było paść na kolana.- I ja padłam! - śmieje się. - Po wejściu do sali potknęłam się i wylądowałam przed komisją na brzuchu...

Gdy w 1974 roku kończyła szkołę to dyrektorzy teatrów zabiegali o absolwentów. Przyjeżdżali do szkoły, oglądali przedstawienia dyplomowe. Wszyscy mogli liczyć na etat. Ona została zaangażowana przez Kazimierza Dejmka, do teatru Nowego w Łodzi. - W ubiegłym roku chyba każdy z naszych absolwentów dostał etat w teatrze - mówi aktorka. - Jak więc jest dobry, zdolny rok, to można znaleźć pracę.

Łódzka filmówka
Założono ją 8 marca 1948 roku. Początkowo kształciła reżyserów i operatorów, ale już w 1952 r. otwarto na niej wydział Wydział Ekonomiczno-Organizacyjny, gdzie studiowali przyszli kierownicy produkcji. Tymczasem w 1949 roku Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie z siedzibą w Łodzi zastąpiła Łódzka Państwowa Wyższa Szkoła Aktorska, w 1954 roku przemianowana na Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Leona Schillera. Uczelnia kształcąca aktorów mieściła się w pałacyku Karola Poznańskiego przy ul. Gdańskiej. Dzieliła budynek z Państwowym Konserwatorium Muzycznym. W 1958 roku połączono Państwową Wyższą Szkołę Filmową z Państwową Wyższą Szkołą Aktorską. Początkowo była to tylko Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa i Teatralna, ale w 1970 roku dodano jej człon telewizyjna. Do dziś jej siedziba mieści się w pałacyku Oskara Kona przy ul.Targowej 61/63.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rekrutacja na wydział aktorski Łódzkiej Szkoły Filmowej. Co ich tak ciągnie do aktorstwa? [ZDJĘCIA] - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl