Łotwa i mentalna mapa Europy. Co definiuje kraje nadbałtyckie

Agaton Koziński
David Holt/CC BY-SA 2.0
Gdy na Łotwie mówi się o Unii Europejskiej, głównym punktem odniesienia jest obecnie Polska. I nie chodzi o obecny rząd.

Patrząc w przyszłość musimy myśleć o jedności krajów bałtyckich i nordyckich - powiedział Māris Kučinskis, premier Łotwy, w wystąpieniu otwierającym konferencję „Europe. 100 After/Before”, która odbyła się w Rydze. Pierwsza część jego wypowiedzi brzmi naturalnie. Trzy kraje nadbałtyckie: Litwa i Łotwa i Estonia zawsze trzymały się blisko, próbując się nawzajem uzupełniać w kompetencjach, których nie mają.

Ale już odwołanie się do jedności z państwami nordyckimi już tak oczywista nie jest. Z dwóch powodów. Po pierwsze, z trzech krajów bałtyckich tylko Estonia może rzeczywiście - ze względów etnicznych oraz historycznych - myśleć o sobie jako o kraju skandynawskim. Łotwa, czy Litwa mają swoją spuściznę daleko bardziej skomplikowaną, a także dużo bardziej oddaloną od państw nordyckich, dużo silniejsze w nich są historyczne wpływy Polski i Niemiec.

Drugi powód jest dużo bardziej aktualny. Chodzi o dziedzictwo komunizmu z lat ZSRR. Oczywiście, nie jest to coś, czym należy się szczycić. W Rydze w prestiżowym miejscu - tuż obok przepięknego Domu Bractwa Czarnogłowych, chyba najpiękniejszego zabytku z okresu średniowiecza w mieście - stoi muzeum komunizmu, które Łotysze inteligentnie nazwali Muzeum Okupacji Łotwy (określenie zgodne z prawdą historyczną, która jednak nie jest powszechna w języku). To najlepiej pokazuje, że Łotwa ma właściwy stosunek do lat ZSRR. Decyzja o ograniczeniu możliwości emitowania programów stacji rosyjskich w tym kraju, która zapadła na początku maja, to kolejne potwierdzenie tej tezy.

Bez względu na to, jak silną niechęcią, czy nienawiścią Łotysze będą darzyć sowiecką okupację, faktem jest, że ona miała miejsce - i w dużym stopniu zdefiniowała ten kraj.

I to wbija potężny klin między kraje bałtyckie i nordyckie. Te drugie tego doświadczenia, które tak mocno je ukształtowały, nie mają. Ponieważ je ominęły, są też krajami dużo bardziej bogatymi - co także utrudnia stworzenie bliskiego partnerstwa z Litwą, Łotwą i Estonią.

Oczywiście, każdy kraj ma prawo przyjąć własną strategię geopolityczną i ją realizować - w tym sensie Łotwa (zgodnie ze słowami premiera) może dążyć do budowy jedności krajów nordyckich. Ale w polityce kluczowe jest odróżnianie myślenia życzeniowe od realiów. Nawet taki kraj jak Łotwa, który przeszedł naprawdę długą drogę do niepodległości. - Na logikę Łotwa nie powinna powstać. Duże kraje kraje chciały stabilności w tej części Europy, nie były zainteresowane nowymi krajami, zwłaszcza małymi, o których nikt wcześniej nie słyszał - mówiła podczas konferencji Vaira Vīķe-Freiberga, była prezydent tego kraju. - Ale my powstaliśmy i krzyknęliśmy do Europy „Hello”. Czekaliśmy jeszcze pół wieku na niepodległość za żelazną kurtyną, ale lepiej późno niż wcale - podkreślała w bardzo emocjonalnym, mocnym wystąpieniu.

Najciekawszy obrazek opisujący trudną drogę Łotwy już po odzyskaniu niepodległości przedstawił Gatis Krūmiņš, rektor łotewskiego Uniwersytetu Nauk Stosowanych w Valmierze, który zwrócił uwagę, że po uzyskaniu niepodległości w 1918 r. Łotwa aż 15 razy zmieniała swoją walutę (dziś obowiązuje tam euro - od 2014 r.).

Charyzmatyczna Vīķe-Freiberga, która obecnie stoi na czele Klubu Madryckiego (Club de Madrid), nie skupiała się tylko na historii. Zwróciła uwagę też na współczesność - i jej uwagi były gorzkie. - Od upadku kurtyny minęło już więcej czasu niż między I i II wojną, ale cały czas są luki na mentalnej mapie Europejczyków. Musimy to zmieniać - podkreślała, dodając, że „dla przeciętnego Niemca Ukraina to biała plama na mapie”. Według niej ta całkowita nieznajomość realiów Europy Środkowej sprawia, że Unia Europejska jest de facto pęknięta na dwie części, a żelazna kurtyna cały czas jest widoczna na „mentalnej mapie Europy”.

Te słowa byłej łotewskiej prezydent były Leitmotivem całej konferencji w Rydze. Trzy kolejne panele - poświęcone polityce, gospodarce i kulturze - przypominały o tych mentalnych barierach na kontynencie. Co ciekawe, słychać je było także wśród Łotyszy, którzy zabierali głos. Choć - jak wspomniał łotewski premier - oni chcieliby myśleć o sobie jako o kraju nordyckim, to jednak w toku konferencji w żaden sposób nie było do zauważalne.

Uderzało natomiast coś innego - że naturalnym punktem odniesienia jest Polska. Widać było, że Łotysze (oni dominowali wśród panelistów) bardzo starannie studiują polski przypadek. I wcale nie chodzi o to, że od 2015 r. w naszym kraju rządzi PiS, a Komisja Europejska objęła nas procedurą związana z art.7. Nikt na konferencji do tego się nie odniósł, jako jedyny obecny polski rząd skrytykował (też niezbyt ostro) jedynie Marek Belka, zaproszony do panelu ekonomicznego. Polska powracała jako przykład właściwie we wszystkich sprawach, podawano nas jako punkt odniesienia, gdy była dyskusja o przemianach politycznych w regionie, czy o rozmowie o rozwoju gospodarczym.

I to najlepiej pokazuje, co definiuje współczesne kraje bałtyckie: komunizm. Oczywiście, Łotwa (Litwa i Estonia) doświadczyły go ostrzej niż Polska - ale jest to nasze wspólne doświadczenie, przez co porównywać się nawzajem dużo łatwiej niż odnosić do Szwecji, czy Holandii. I o tym też trzeba pamiętać przy próbie narysowania „mentalnej mapy Europy”.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl