Jak pani geolog oderwała się od ziemi i zaczęła rządzić lotnikami

Jerzy Filipiuk
Zdarzało się, że na lotnisko w Pobiedniku Wielkim przylatywali piloci z innych zakątków kraju, bo słyszeli, że Aeroklubem Krakowskim rządzi ładna i fajna dziewczyna
Zdarzało się, że na lotnisko w Pobiedniku Wielkim przylatywali piloci z innych zakątków kraju, bo słyszeli, że Aeroklubem Krakowskim rządzi ładna i fajna dziewczyna Anna Kaczmarz / Polska Press
Ukończyła trzy uczelnie, zaczęła studia na czwartej, tańczyła i występowała w teatrze, chciała być nauczycielką geografii, marzyła o pracy geologa. Tymczasem Sabina Hawryłko trafiła do Aeroklubu Krakowskiego i w wieku 28 lat została jego dyrektorką

Gdy studiowała na trzecim roku UJ, mieszkała z koleżanką, która była pilotką paralotniową. Ta zaprosiła ją do Aeroklubu Krakowskiego.

- Był maj 2007 roku. Poszłam zwiedzać lotnisko w Pobiedniku Wielkim. Wtedy pierwszy raz w życiu zobaczyłam z bliska balon. Parę dni później ktoś mnie zapytał, czy chcę nim polecieć. Po porannym locie zaproszono mnie na śniadanie. Potem poleciałam także wieczorem. Dla mnie był to inny świat. Zaczęłam bywać na lotnisku, jeździć na zawody balonowe - wspomina 31-letnia Sabina Hawryłko.

Z modelami i w szybowcu

To było jej drugie spotkanie z lotniczym światkiem. Urodziła się w Lesku, 7 km od Bezmiechowej Górnej (woj. podkarpackie), kolebce polskiego szybownictwa. Jej ojciec Kazimierz był modelarzem lotniczym (chciał być pilotem, ale miał krzywą przegrodę nosową).

- Wciągnęła mnie pasja taty. Uwielbiałam przyglądać się, jak klei modele samolotów i szybowców. Tata miał ich ze 200-300. Ja też je kleiłam - opowiada pani Sabina.

Miała 16 lat, gdy zaczęła latać na szybowcu w Aeroklubie Bieszczadzkim, który otworzył wielki pasjonat gór i lotnictwa Piotr Bobula. To dzięki niemu powstała tam Lotnicza Bobulandia, czyli szkoła szybowcowa propagująca turystykę lotniczą. - Spaliśmy w namiotach, chatkach. Nie mieliśmy pieniędzy, myliśmy się w potoku w lesie, ale wszyscy się lubili - wspomina Hawryłko.

Geologia zamiast geografii
Chciała być nauczycielką geografii i pisać do „National Geographic”. - Myślałam, że będą mnie wysyłać w świat i płacić mi za artykuły przyrodnicze - przyznaje.

Niestety, nie dostała się na geografię na UJ. Wpadła na pomysł, by studiować budowę maszyn i lotnictwo na Politechnice Rzeszowskiej.

Wytrzymała tam tylko miesiąc. Zatrudniła się w cukierni, ale ambicje miała większe. Drugie podejście na UJ okazało się udane. Dostała się na... geologię. Studiowała geologię o profilu stratygraficzno-geodynamicznym. Na piątym roku UJ podjęła studia na AGH na kierunku górnictwo i geologia. Została inżynierem. W tym czasie skończyła też Studium Pedagogiczne na UJ. - Nie myślałam o pracy w lotnictwie. Chciałam być geologiem - podkreśla.

Po co ci to było?
Jej marzeń nie zmieniła pierwsza wizyta w Pobiedniku Wielkim, latanie balonem, a nawet... angaż - w czerwcu 2011 roku - w roli kierowniczki biura Aeroklubu.

- Dziewczyna z biura miała zagrożoną ciążę i powiedziała, że nie przyjdzie do pracy. Zapytano mnie, czy chciałabym ją zastąpić. Powiedziałam, że chętnie, ale studiuję. Stanisław Filipek, p.o. dyrektora Aeroklubu zgodził się, bym pracowała w czasie wolnym od studiów. Za trzy tygodnie miał się odbyć Lot Południowo-Zachodniej Polski, najważniejsza impreza Aeroklubu. Trzeba było wszystko ogarnąć - wspomina Hawryłko.

Nie było łatwo. Nie miała doświadczenia, nie znała się na prawie lotniczym, ciągle zmieniali się dyrektorzy Aeroklubu. Firma miała kłopoty finansowe i organizacyjne. Ale pani Sabina dokształcała się, czytała, pytała. Po roku objęła nadzór nad organizacją imprez sportowych.

W 2012 roku skończyła studia na AGH. Zaczęła szukać pracy, wysyłała CV do firm geologicznych.

W lutym 2013 roku ówczesny prezes Aeroklubu Jacek Turczyński i wiceprezes (dziś prezes) Janusz Nowak zapytali 28-latkę, czy objęłaby funkcję dyrektora - na trzy miesiące, do czasu, gdy znajdą kogoś innego na to stanowisko.

- Zgodziłam się, ale pod warunkiem, że będą mi pomagać i że w każdej chwili będę mogła zrezygnować. Sama siebie pytałam „Po co ci to było?”, ale otuchy dodawał mi fakt, że miałam być dyrektorką trzy miesiące - zdradza.

Zarząd Aeroklubu dopiero po jakimś czasie zamieścił w prasie ogłoszenie o poszukiwaniu dyrektora. CV przysłało około stu osób, były dwa konkursy, ale gdy ktoś był już bliski podjęcia pracy, rezygnował.

W kwietniu 2014 roku zdecydowała, że zostanie dyrektorką na dłużej. Podjęła studia podyplomowe na Politechnice Rzeszowskiej na kierunku zapewnienie jakości w produkcji lotniczej. W ubiegłym roku na Uczelni Łazarskiego w Warszawie zaczęła studiować zarządzanie bezpieczeństwem w lotnictwie (egzamin ma zdawać 15 maja).

Uśmiechnięta i... stanowcza
Młoda, urocza, uśmiechnięta dziewczyna - to nie jest dyrektorski standard w polskich aeroklubach. Panie wprawdzie rządzą także w Częstochowie, Krośnie i Gdyni, ale są... dużo starsze i bardziej doświadczone. Dlatego często stykała się z sytuacją, że ktoś zjawiał się w biurze Aeroklubu i widząc ją, pytał, gdzie jest dyrektor...

W pracy, w której tak istotne są kwestie bezpieczeństwa, a co za tym idzie prze-strzeganie mnóstwa przepisów i procedur, nie ma miejsca na pomyłki, potrafi być stanowcza, wymagająca. - Tego się musiałam nauczyć - mówi.

Pytana, co jest najtrudniejsze w jej pracy, odpowiada: - Zarządzanie ludźmi. Procedury można napisać, na pisma odpowiedzieć, zawody zorganizować, a sprzęt naprawić. Ludzie mają jednak różne charaktery, trzeba do każdego podejść indywidualnie. Wolę tłumaczyć, niż nakazywać, żeby moi podwładni zrozumieli cel, do którego mamy dążyć - tłumaczy.

Mam rewelacyjną ekipę
- Postawiła Aeroklub Krakowski na nogi. Jest cenioną specjalistką z zakresu zarządzania lotnictwem i tworzenia lotniczej dokumentacji, certyfikacji ośrodków szkoleń oraz firm lotniczych i lotnisk - mówi Marcin Wieczorek, syn Mariana, jednego z trzech słynnych braci, pilotów samolotowych. Takie opinie można mnożyć.

Przyczyny swych sukcesów szuka w... ludziach, którymi kieruje: - Mam rewelacyjną ekipę. Ludzie muszą mieć zaufanie do siebie, zwłaszcza tam, gdzie kwestie bezpieczeństwa są na pierwszym miejscu.

Na razie świetnie sobie radzi w roli dyrektorki, lata balonem (w marcu wraz z czterema innymi osobami z Aeroklubu wzięła udział w fieście balonowej w Tunezji). - To była przygoda życia - zapewnia.

Marzy, by odwiedzić Nową Zelandię, by Aeroklub Krakowski był najlepszy w Polsce i by uzyskał asfaltowy pas.

No i żeby ludzie lubili przychodzić na lotnisko, czuli się na nim i nad nim bezpiecznie. Bo to przecież jest najważniejsze.

***

Czym się zajmuje
Obowiązki dyrektora Aeroklubu Krakowskiego obejmują zarządzanie organizacją obsługi technicznej statków powietrznych (samolotów, szybowców), organizację szkolenia lotniczego, usług lotniczych i przewozu pasażerów (loty widokowe). Aeroklub liczy około 200 członków w pięciu sekcjach: samolotowej, szybowcowej, balonowej, modelarskiej i popularyzacji lotnictwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jak pani geolog oderwała się od ziemi i zaczęła rządzić lotnikami - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl