"Cień" Wałęsy. Mieczysław Wachowski stoi murem za byłym prezydentem

Dorota Kowalska
Kiedy Mieczysław Wachowski przechodził ciężkie chwile, zawsze mógł liczyć na pomoc Wałęsy. Teraz ma okazję spłacić swój dług wdzięczności. Stoi murem za człowiekiem, który wyniósł go na szczyty.

W Polsce polityczna burza po ujawnieniu teczki TW „Bolka”, tymczasem samego bohatera zamieszania w kraju nie ma. Lech Wałęsa podróżuje: był w Chile, Wenezueli, w Stanach Zjednoczonych tańczył poloneza na balu w Miami. Na zarzuty o współpracę z SB odpowiada w internecie, rozmawia też dziennikarzami, bo spora ich grupa, po wybuchu teczkowej afery poleciała za ocean przepytać na tę okoliczność byłego prezydenta.

Lechowi Wałęsie towarzyszy nie kto inny, a Mieczysław Wachowski - jego wieloletni współpracownik i wydaje się, że po prostu przyjaciel. Stoi przy Wałęsie, z małymi przerwami, od ponad 20 lat. Postarzał się, schudł po ciężkiej chorobie, ale na każdym zdjęciu z podróży tuż obok byłego prezydenta. Ale też Wachowski już lata temu dorobił się pseudonimu „Cień”, że niby chodzi krok w krok za Wałęsą. I rzeczywiście, panowie przez długi czas byli niemal nierozłączni.

Obaj związani są z Wybrzeżem. Wachowski skończył Technikum Mechaniczno-Elektroniczne w Bydgoszczy, potem poszedł na studia do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, ale dyplomu magistra nie zdobył. Ponoć jest podchorążym marynarki wojennej, ale najbliżsi twierdzą, że w wojsku nie był. Na początku lat 70. Wachowski pracował, jako zaopatrzeniowiec, potem jako mechanik w Anglii. Po powrocie do Polski został taksówkarzem. W roku 1979 na oazie przyjął śluby trzeźwości, podjął też współpracę z powstającą na Wybrzeżu opozycją. Był lubiany: towarzyski, pracowity, wszystko potrafił zrobić koło domu, taka złota rączka, a przy tym otwarty i pomocny innym.

We wrześniu 1980 roku, kiedy pierwszy kierowca Wałęsy okazał się agentem SB, Wachowski został osobistym kierowcą przyszłego prezydenta. Poręczyli za niego: rodzina Milewskich, która utrzymywała kontakty z gdańską opozycją i Arkadiusz Rybicki, opozycjonista, potem polityk Platformy. Ale starzy działacze „Solidarności” spoglądali na Wachowskiego podejrzliwie, niektórzy sugerowali nawet, że ma kontakty ze służbą bezpieczeństwa.

To przez Wachowskiego z Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy odeszli bracia Kaczyńscy i nie tylko oni

„Różne podejrzenia były wobec niego formułowane, ale wziąwszy pod uwagę wzrost wpływów, to w tym okresie wobec każdego człowieka, który przyszedł, został kierowcą, a następnie doszedł do takich wpływów, byłyby formułowane takie czy inne oskarżenia. W tamtych warunkach możliwości sprawdzenia były śmiechu warte. Aparat państwowy wykazywał cechy daleko idącej dezorganizacji, co nie zmienia faktu, że był nadal komunistyczny. Sądzę w ogóle, że nie każdy tajny współpracownik mógł być znany, np. miejscowym władzom, bo taka jest reguła, wielokrotnie później potwierdzana. Ja oczywiście słyszałem o tych podejrzeniach, ale nie zwracałem na nie większej uwagi. Każdy człowiek byłby w takiej sytuacji mniej lub bardziej podejrzany, nawet gdyby był czysty jak łza” - mówił Lech Kaczyński Pawłowi Rabiejowi, Indze Rosińskiej w książce „Kim Pan jest Panie Wachowski?”

Z czasem Wachowski przestał być zwykłym kierowcą, a został niemal przyjacielem domu Wałęsów, na pewno kimś, kto każdej rodzinie bardzo się przydaje: jeśli trzeba było coś przywieźć - przywoził, jeśli trzeba było coś naprawić - naprawił. Zawsze blisko, zawsze pod ręką.

„Ogólne wrażenie: człowiek o olbrzymim poczuciu humoru sytuacyjnego i dużej inteligencji. Widać było, że stanowią z Lechem dobry duet. Mietek miał do Wałęsy stosunek ciepły, ale nie bezkrytyczny, wyczuwało się elementy ironii, żartu. Mało kto wtedy ośmielał się tak mówić o Wałęsie. W latach 80-81 nikt nie był tak blisko przewodniczącego. Blisko był Mażul - ochroniarz Wałęsy, ale jeśli chodzi o bliskość połączoną z wpływem, to nie aż tak blisko, jak Mietek. Zacząłem na niego zwracać uwagę ze względu na fakt, że stał się człowiekiem bliskim Wałęsy. W „Solidarności” pojawiałem się od czasu do czasu i widziałem, że jego wpływ na przewodniczącego rośnie - można rzec, że był to proces ciągły” - opowiadał Aleksander Hall Pawłowi Rabiejowi, Indze Rosińskiej. A Bogdan Lis, opozycjonista, dopowiadał: „Wachowski w żadnej działalności nie brał udziału. Był świetnym kompanem, osobą nawet lubianą, cechowało go na pewno poczucie humoru - lubił żartować, zwłaszcza z ówczesnych prominentów „Solidarności”. Jeżdżąc z Wałęsą robił różne dowcipy. Były to lata, kiedy „Solidarność” czuła się dość pewnie, ale nie próżnowała też bezpieka. Wachowski uważał, że Wałęsa ma obsesję bycia śledzonym. Jeździli razem w długie trasy i Wachowski opowiadał mi, jak patrząc w lusterko przekonywał Wałęsę, że są śledzeni, a następnie przyciskał gaz. Twierdził, że był kiedyś kierowcą rajdowym. Nie jestem przekonany, czy to prawda. Wjeżdżał w las, a po piętnastu minutach wyjeżdżali stamtąd, już nie śledzeni. Nie wiem, czy to robił, ale na pewno w ten sposób opowiadał. Mało kto traktował go poważnie i zapewne dlatego nie trafił w stanie wojennym do struktur podziemnych. Nikt by mu nie zaproponował działalności, czuło się, że coś w nim jest nie tak, jakiś wewnętrzny chaos, błazenada. Nie miał szans na odegranie jakiejkolwiek roli.”

13 grudnia Wachowski został internowany, ale szybko wyszedł na wolność i pomagał rodzinie szefa. W każdym razie Danuta Wałęsowa, która po tym, jak internowano Wałęsę, została sama ze sporą gromadką dzieciaków, mogła na Wachowskiego liczyć.
„Przede wszystkim zaopatrywał Wałęsę i jego rodzinę w 81 r. w żywność, co nie było wówczas rzeczą łatwą. Był czymś w rodzaju aprowizatora, przywoził do domu różne produkty, również później, aż do 83 r. Był pewną formą domownika. Bywał sporadycznie na rodzinnych imprezach, ale nie z racji tego, że Wałęsa go zapraszał po prostu jakoś w tym układzie rodzinnym funkcjonował. Przez moment ukrywałem się w domu na Chylońskiej, gdzie on mieszkał. Nie było tam żadnej obstawy, nikt go nie obserwował. Gdyby robił coś innego, najprawdopodobniej miałby ogon, tego jednak nie dałoby się ukryć. On żadnych „opiekunów” nie miał i coś w tym musi być.” - opowiadał Bogdan Lis w „Kim Pan jest Panie Wachowski?”

W połowie 1983 roku pokłócił się jednak z Wałęsą i odszedł na całych siedem lat. Wrócił do mechaniki samochodowej, zajął się domem. Potem wybrał się nawet jako bosman w rejs dookoła świata na „Zawiszy Czarnym”. Ale najwidoczniej ciągnęło go do stolicy i wielkiej polityki, bo kiedy kampania prezydencka Wałęsy rozkręcała się na dobre pojawił się w Warszawie. Sekretarz Wałęsy Krzysztof Pusz, na prośbę samego Wałęsy, zrobił go swoim pomocnikiem. Ale pomocnik szybko rozegrał szefa, napięcie między Puszem a Wachowskim było widoczne na każdym kroku, w końcu ten pierwszy dał za wygraną i odszedł. Wachowski triumfował, ale też przylgnęła do niego łatka człowieka konfliktowego, a przy tym intryganta mającego zły wpływ na Wałęsę.

Po wygranych przez Lecha Wałęsę wyborach prezydenckich w 1990 został zatrudniony w Kancelarii Prezydenta jako podsekretarz stanu i szef gabinetu prezydenta. Cieszył się dużym zaufaniem Wałęsy, który w krótkim czasie awansował go kolejno na sekretarza i ministra stanu. Jego nieformalne wpływy w Kancelarii Prezydenta były jedną z przyczyn konfliktu, który doprowadził do zerwania współpracy z Lechem Wałęsą przez część urzędników z braćmi Kaczyńskimi na czele, z kancelarii odszedł także Arkadiusz Rybicki, do czego rzecz jasna przyczynił się nie kto inny, a Wachowski właśnie. Po Belwederze krążyło powiedzenie, które na lata przylgnęło do Wachowskiego: „Kto nie z Mieciem, tego zmieciem”.

Bracia nigdy swojego odejścia z Kancelarii Prezydenta ani Wachowskiemu ani Wałęsie nie zapomnieli. Od 1992 r. oskarżyli Wachowskiego o to, że był agentem SB. Jarosław Kaczyński nie zdołał udowodnić tych oskarżeń przed sądem i przegrał sprawę z Wachowskim. Wachowski wygrał też w 2004 r. sądową sprawę z Lechem Kaczyńskim, któremu wytoczył proces za to, że nazwał go „wielokrotnym przestępcą”. Do historii przeszły też opowieści Jarosława Kaczyńskiego o tym, jak to Wachowski woził za Wałęsą kapcie.

Wachowski, kiedy znalazł się w Kancelarii Prezydenta szybko zaczął podporządkowywać sobie służby, w każdym razie generałowie czesto bywali w jego gabinecie

„To jest stara rzecz, ale jak już jesteśmy przy temacie - odpowiem. Byliśmy już trzeci dzień po wyborze Lecha Wałęsy na prezydenta. Prezydent - elekt przyjechał do Warszawy, i mówi: „dwa dni już jesteśmy w butach, może by jakieś kapcie?” Koledzy z BOR znający Warszawę kupili laczki. Ja wszedłem z nimi do pokoju. Akurat przy Lechu Wałęsie klęczał Jarek Kaczyński, ja mu rzuciłem (Wałęsie - red.) laczki i mówię: „zdejmij buty, będziesz miał wygodniej. Chłopcy przywieźli, ale bali się wejść”. I mówię: „a co tu kolega się modli czy spowiada?” A on mówi: „nie, chce być premierem”. Ja mówię: „no żartujesz! Teraz? W takim momencie?” I stąd Jarek zapamiętał, że ja przyniosłem szefowi te kapcie. Dla mnie było to rzeczą normalną, jemu to zostało w pamięci, bo nie został premierem i pewnie gdzieś tam za to winił i Lecha Wałęsę i mnie. Zresztą pretensje miał do całego świata. Ale zostawmy to. Ja Jarka rozumiem, współczuję, przeżywa wielką wewnętrzną tragedię. Stracił mamę, brata. Ja jestem pełen zrozumienia dla jego osoby. W dzisiejszym czasie. Wtedy byliśmy kolegami i walczyliśmy ze sobą o pozycję” - tłumaczył w 2013 roku w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w radiu RMF FM Wachowski.

Ale przyznać trzeba, że Wałęsa w pewnym momencie niemal uzależnił się od Wachowskiego. Inna rzecz, że ten w mig odgadywał nastroje byłego prezydenta, wyprzedzał jego myśli.

Wiedział, w kogo inwestować. GROM, elitarna jednostka specjalna, zawsze wśród ludzi, a zwłaszcza polityków, budziła mieszane uczucia: ni to strachu, ni podziwu, zawsze fascynacji. Każdy urzędujący premier czy prezydent brał sobie za punkt honoru wizytację w GROM, niektórzy politycy marzyli nawet, aby zawłaszczyć go wyłącznie dla siebie. Wachowski, wcale się z tym nie krył. Wachowski, wielbiciel whisky zmieszanej z colą, na jednym ze spotkań, na których raczył się tym trunkiem z gen. Sławomirem Petelickim, miał ponoć powiedzieć: „Sławek, jak GROM będzie mój, zrobię cię generałem”. Nagminnie przyjmował u siebie generałów. Nie krył bliskich stosunków z kontradmirałem Czesławem Wawrzyniakiem, szefem wywiadu i kontrwywiadu. Jego przeciwnicy mówią, że Wachowski, to cwaniak i intrygant, który podporządkował sobie służby mundurowe, wojskowe i cywilne służby specjalne - dzięki czemu posiadł wiedzę o wszystkim, co się dzieje w kraju. Podporządkowując sobie Biuro Ochrony Rządu zyskał dodatkowo informację o każdym kroku ochranianych przez tę służbę polityków.
Ale nad Wachowskim zbierały się czarne chmury. Został podejrzany o przyjęcie w 1993 łapówki w wysokości 150 tys. dolarów, w zamian za którą Lech Wałęsa skorzystał z prawa łaski wobec Andrzeja Zielińskiego ps. „Słowik”. Gangster napisał w swojej książce, że Mieczysławowi Wachowskiemu i Lechowi Falandyszowi wręczył za to ułaskawienie łapówkę. Media pisały o jego powiązaniach z narkobiznesem. W ciągu dziesięciu lat Mieczysław Wachowski oczyścił się w sądach ze wszelkich zarzutów.

Ale wcześniej, w 1995 r., w ostatniej fazie kampanii wyborczej, stracił pracę w Kancelarii Prezydenta. Po odejściu z Belwederu wrócił do biznesu. Zasiadał w radzie nadzorczej spółki Sobiesław Zasada SA (obecnie Zasada SA). Z Zasadą się ponoć przyjaźnił i tylko on zaproponował mu pracę. Łączyły ich wspólne pasje: żeglarstwo, tenis stołowy i motoryzacja.

Odgrażał się, że zajmie się pisaniem pamiętników. Nie wszystkim podobał się ten pomysł. Może dlatego, że Wachowski obok pseudonimu „Cień”, miał także drugi - „Magnetofon”, bo ponoć nagrywał wszystkie rozmowy. Chodziły plotki, że będąc w Belwederze, blisko służb - zbierał haki na politycznych wrogów i przyjaciół. W każdym razie Danuta Wałęsowa, kiedy poszła plotka, że Wachowski idzie w pisarstwo, mówiła dziennikarzowi „Rzeczpospolitej”: „Mietek był bardzo dobrym przyjacielem (...). Był ze mną w trudnych czasach stanu wojennego. Sprawdził się. (...) Ostatnio Mietek zaczyna się zmieniać, bardziej zajmuje się interesami. Podobno chce wydać książkę. Nie wiem, czy jest to dobry pomysł. Być może ktoś oferuje duże pieniądze, żeby przedstawił jakieś sensacje. A przecież sensacji nie ma, więc musiałby coś stworzyć. A Mietek, jak to Mietek - ma fantazje”.

Pamiętników, póki co, Wachowski nie wydał. Rozchorował się za to, ciężko. Miał raka gardła.

„Ja to powiedziałem rakowi: kto nie z Mieciem, tego zmieciem. Rak był dość poważny, miał największy, bo aż G3, stopień złośliwości. Lekarze patrzyli ze zdziwieniem, że ja z tego wychodzę. Cieszę się, jestem dumny, staram się teraz wykorzystać to moje nowe narodzenie. Za miesiąc będę obchodził pierwszy rok nowego życia” - mówił w wywiadzie z Ziemcem. Zmienił się, schudł ponad 30 kilogramów, zmizerniał na twarzy, ale żył.

Mieczysław Wachowski zaczynał jako osobisty kierowca Lecha Wałęsy, ale szybko stał się kimś znacznie ważniejszym. Kiedy Wałęsa został prezydentem, Wachowski trząsł Belwederem

29 września 2014 zastąpił Piotra Gulczyńskiego na stanowisku prezesa Instytutu Lecha Wałęsy, bo ten znowu wyciągnął do niego pomocną dłoń.

Wałęsa, do kontrowersyjnej przeszłości szefa swojego instytutu odniósł się w Radiu Gdańsk odniósł się w następujący sposób: „Ma przyjaciół i wrogów. Ze wszystkich spraw się oczyścił, nikt do niego nie ma żadnych zastrzeżeń, żadnych wyroków nie otrzymał, więc jest czyściutki i w związku z tym zasługuje na wyniesienie. Wyciągam do niego rękę, ja zmieniam (szefa instytutu - red.), nikt więcej.”

I tak, obaj panowie są znowu niemal nierozłączni. Wałęsa może liczyć na Wachowskiego. Teraz, kiedy pod jego adresem padają oskarżenia o współpracę z SB, ktoś taki jest mu niemal niezbędny. Bo też Wachowski stoi za Wałęsą murem, jest sprawdzonym druhem. I ma dług wdzięczności, bo gdy sam miał spore problemy zawsze mógł zwrócić się o pomoc właśnie do byłego prezydenta, której ten nigdy mu nie odmawiał.

Wachowski mówił o tym otwarcie w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem.

- Lech Wałęsa zawsze zostanie dla mnie postacią, która odegrała w moim życiu największą rolę. To był mój szef, człowiek dużej charyzmy, wielki wódz ...- mówił Wachowski.

- ...przyjaciel? - dopytywał Ziemiec.

Wachowski: - Lech Wałęsa nie używa tego słowa. Dla mnie tak. Bo ja jednak spędziłem z nim bardzo, bardzo dużo czasu. Obserwowałem jego walkę. Dla mnie zawsze będzie przyjacielem. (…) Był przy mnie, gdy chorowałem, ale był przy mnie też, gdy miałem te procesy, gdy te sprawy zaczęły się wokół mnie toczyć. Lech Wałęsa powiedział: „Proszę, moje konta są do dyspozycji Mietka! Jak trzeba kaucji, to ja chętnie dam” Lech Wałęsa nigdy nie odmawiał pomocy. Nawet nie trzeba było się zwracać - on zawsze chętnie sam z siebie, gdy widział kogoś w potrzebie, wyciągał rękę.

Nie wiadomo, czy Wachowski doradza byłemu prezydentowi, na pewno rozmawiają o zawartości szafy Kiszczaka. Póki co, prezydent reaguje dość chaotycznie na to, co dzieje się wokół jego osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Cień" Wałęsy. Mieczysław Wachowski stoi murem za byłym prezydentem - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl