Dwóch ekonomistów, którzy ułożyli nasz świat. Fragment książki „Keynes kontra Hayek”

Nicholas Wapshott
Friedrich Hayek wierzył w niewidzialną rękę rynku, z kolei John Keynes uważał, że rynek należy kontrolować
Friedrich Hayek wierzył w niewidzialną rękę rynku, z kolei John Keynes uważał, że rynek należy kontrolować
Hayek i Keynes mieli całkowicie odmienne podejście do gospodarki. I zawzięcie się o nie kłócili między sobą.

Instynkt zawsze podpowiadał Keynesowi, by otwarcie stawiać czoła krytyce, jakkolwiek absurdalna byłaby w jego mniemaniu. Zgodnie z obowiązującym w Cambridge obyczajem ze sporów należało czerpać korzyści. Gdy Keynes osobiście brał udział w debacie, niezmiennie cechował ją malowniczy język. Będąc obdarzonym naturalnym talentem polemicznym, nie mógł się powstrzymać od dramatyzowania różnicy dzielącej go od rywala. Swą nadzwyczajną inteligencją potrafił onieśmielić nawet potężny umysł brytyjskiego filozofa Bertranda Russela. „Keynes miał najbardziej przenikliwy i klarowny intelekt, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem” - pisał Russell. „Spierając się z nim, miałem wrażenie, że igram z ogniem, i rzadko zdarzało mi się nie wyjść na głupka. Czasem czułem, iż tak wielka błyskotliwość nie może iść w parze z głębią, ale nie sądzę, aby to przeczucie było uzasadnione”. Historyk sztuki Kenneth Clark3 podzielał tę opinię, wspominając: „Nigdy nie gasił długich podczas mijania”. Podobnego zdania był Roy Harrod: „Nikt w naszej epoce nie dorównywał Keynesowi błyskotliwością ani nie przykładał się tak słabo, aby to ukryć”.

Fakt, że Hayek był skłonny zaczepić Keynesa na jego własnym terytorium, świadczy o jego niebywałej pewności siebie, być może połączonej z wielkim męstwem i szczyptą ignorancji. Należało się spodziewać, że zaatakowany odpowie równie ostro. Rezultat stanowiła niepohamowana, niemal instynktowna riposta. Jak twierdził Keynes, myślenie przeciwnika było tak silnie przepojone ograniczeniami szkoły austriackiej, iż nie potrafił pojąć punktu widzenia, który wymagał śmiałego skoku wyobraźni. Ostra krytyka, jakiej Hayek poddał Rozprawę o pieniądzu, wywołała w Keynesie wściekłość. Szczególnie ubliżające było przemilczenie faktu, że Keynes opublikował idee, które gromadził przez prawie siedem lat, a jego praca była w toku. Faktycznie, skoro głównym celem Hayeka było pokonanie rywala, musiał mieć świadomość, że Keynes wykroczył już daleko poza obręb idei przedstawionych w Rozprawie.

W przedmowie do tego dzieła Keynes przyznał, iż nie jest zadowolony ze swoich dokonań. „Sporo rzeczy w tej książce odzwierciedla proces wyzbywania się dawnych idei i odnajdywania drogi do tych, które wyznaję obecnie” - stwierdził. „Zapisując te strony, wiele razy zrzucałem skórę. […] Czuję się jak ktoś, kto przedzierał się przez gęstą dżunglę”.

Słowne pojedynki obu ekonomistów wywoływały zgorszenie. Ale zdarzało się, że obaj byli do nich prowokowani

Było to niezwykłe wyznanie jak na tak wybitną postać i dawało szansę na wgląd w paradoksalne relacje, jakie łączyły Keynesa z jego zwolennikami i ogółem czytelników. Keynes miał w sobie wystarczająco wiele pokory, by przyznać się do niedociągnięć, a przy tym tyle pewności siebie, że uznał swe intelektualne poszukiwania, chociaż niekompletne, za warte opublikowania. Zresztą w przypadku Rozprawy niechętnie porzucał efekty swego trudu. Możliwe, iż byłoby lepiej, gdyby poszedł za radą, jakiej sir Arthur Quiller-Couch udzielił pisarzom, twierdząc, że autor powinien być bezlitosny i „mordować swoje skarby”. Tymczasem Keynes dostarczył gotowy cel skrupulatnemu, zawziętemu i bezwzględnemu przeciwnikowi, który postanowił zbudować swoją reputację jego kosztem.

Krytyki Hayeka nie złagodził fakt, że Anglik przyznał się do swoich uchybień. Sprawiło to, iż późniejsza debata między Keynesem, wspieranym przez wyznawców z Cambridge, a Hayekiem, za którym stali zwolennicy szkoły austriackiej z Londyńskiej Szkoły Ekonomii, szybko zniżyła się do poziomu bezceremonialnych i często brutalnych napaści o charakterze osobistym, które pamiętano jeszcze długo po śmierci obydwu rywali. Jesienią 1931 roku Keynes znalazł się w niewygodnym położeniu, będąc zmuszonym bronić poglądów, w które już nie wierzył, chociaż z jego odpowiedzi ogłoszonej w listopadowym numerze „Economiki” wynikało, że jest nieco zaintrygowany siłą argumentacji Hayeka. Przypuszczalnie to dlatego był gotów poświęcić tak wiele energii na walkę z przeciwnikiem.
Keynes czytał 26-stronicową recenzję, pierwszą z dwóch części, z ołówkiem w ręku i stawał się coraz bardziej wściekły, notując na marginesach swoją ripostę, która składała się z 32 punktów. Pod koniec był kompletnie rozdrażniony podejściem Hayeka nie tylko do Rozprawy, ale do debaty akademickiej w ogóle. „Hayek nie przeczytał mojej książki z tą dozą »życzliwości«, jakiej autor ma prawo spodziewać się po czytelniku” - pisał. „Dopóki się na nią nie zdobędzie, nie dowie się, o co mi chodzi, ani nie będzie w stanie orzec, czy mam rację. Najwyraźniej kipi w nim furia, która każe mu na mnie nastawać, ale ja wciąż się zastanawiam, czym jest owa furia”. W swej Odpowiedzi dla doktora Hayeka Keynes przyznał, że wkład Austriaka w bieżącą debatę ekonomiczną wzbudził jego zaciekawienie. Zaczął od surowej oceny argumentów Hayeka przedstawionych w Cenach i produkcji. „Książka ta w swym obecnym kształcie wydaje mi się jedną z najbardziej pogmatwanych, jakie kiedykolwiek czytałem, a pierwsza w miarę sensowna propozycja pojawia się w niej dopiero na stronie czterdziestej piątej” - pisał. „Mimo to wzbudza pewne zainteresowanie, zatem istnieje szansa, że pozostawi jakiś ślad w umyśle czytelnika”. W następnym zdaniu przyznał, iż publikacja ta ma pewne zalety. „To nadzwyczajny przykład na to, jak zaczynając od błędnego założenia, bezwzględnie logiczny umysł może dojść do chaosu” - stwierdził. „Wszakże doktor Hayek dostąpił swojej wizji i chociaż po przebudzeniu stworzył bezsensowną historię, nadając błędne nazwy występującym w niej przedmiotom, jego Kubla Khan nie jest pozbawiony inspiracji i powinien pozostawić w głowie czytelnika zalążki idei”.

Faktem jest, że idee zawarte w Rozprawie o pieniądzu nie były tak odległe od tych, które Hayek przedstawił w Cenach i produkcji. Znaczącą cechą wspólną, choć nie na długo, było to, że obaj autorzy zakładali, iż całkowita wydajność gospodarki samowystarczalnej jest stała, a stan równowagi może nastąpić, kiedy wszyscy znajdą zatrudnienie. Główna różnica polegała na tym, że określając przyczyny, dla których oszczędności i inwestycje są rozbieżne - jak również następstwa tego stanu - Hayek, w przeciwieństwie do Keynesa, odwołał się do teorii kapitału wyznawanej przez szkołę austriacką i doszedł do wniosku, iż w takich momentach poziom kredytu w gospodarce nie jest dostosowany do autentycznego popytu.

Hayek i Keynes pewnie by dostrzegli podobieństwa w swoich poglądach, gdyby nie byli tak zacietrzewieni

Ktoś mniej zacietrzewiony niż Hayek i Keynes mógłby dostrzec wiele podobieństw między ich argumentami i skoncentrować się na interesujących różnicach. Tymczasem w ostrej wymianie zdań prowadzonej na łamach „Economiki” oraz w późniejszej korespondencji każdy z nich zaangażował się w określanie znaczeń stosowanych pojęć, aby móc pojąć, co drugi ma na myśli. Nawet dla wykształconego ekonomisty, który może spojrzeć na to z perspektywy wielu dziesięcioleci, różnice między rywalami są często tak wyrafinowane, że nie sposób ich zgłębić. W pewnym momencie Keynes zwrócił się nawet do Robbinsa, aby ten pośredniczył w sporze. Hayek i Keynes, równie nieprzygotowani, co niezdolni do przyjęcia punktu widzenia rozmówcy, byli niczym dwa statki, które mijały się w ciemności.

Irytacja Keynesa wywołana niezdolnością Hayeka do znalezienia wspólnego stanowiska, nawet w kwestii stosowania pojęć, była widoczna od samego początku jego artykułu ogłoszonego w „Economice”. „Doktor Hayek skłonił mnie do wyjaśnienia pewnych wieloznaczności w terminologii, które znalazł w mojej Rozprawie o pieniądzu, a także innych kwestii. Jak sam szczerze wyznał, trudno mu wytłumaczyć dzielące nas różnice. Jest pewien, że moje wnioski są błędne (chociaż nie określa wyraźnie, o które wnioski mu chodzi), ale »dokładne wskazanie punktu rozbieżności i wyrażenie swoich zastrzeżeń sprawia mu niebywałą trudność«. W jego odczuciu moja analiza pomija zasadnicze elementy, jednak oświadcza on, iż »wcale nie jest tak łatwo wykryć usterkę w rozumowaniu«. Stąd jego działanie polegało na przebieraniu wśród precyzyjnych terminów, którymi się posłużyłem, z zamiarem wyszukania jakichś słownych sprzeczności lub zdradliwych wieloznaczności”. Keynes z zadowoleniem naświetlił sens użytych przez siebie pojęć, jednak zbagatelizował rozbieżności, umieszczając swoje wyjaśnienia w załączniku na końcu artykułu. Pomimo dążeń Hayeka do skoncentrowania sporu na specjalistycznej terminologii i zgłębianiu różnic między anglosaską ekonomią marshallowską i austriacką ekonomią kapitału Keynes nie miał zamiaru odejść od szerszej perspektywy, której brak zarzucał Hayekowi.
Nie był skłonny zaakceptować faktu, że opór Hayeka przed konfrontacją z nowatorstwem jego idei wynikał jedynie z niedostatków intelektu. „Doktor Hayek poważnie wypaczył sens moich wniosków” - pisał. „Myśli, że moje zasadnicze twierdzenie jest inne niż w rzeczywistości”. Oskarżył Hayeka nie tylko o błędną interpretację jego poglądów, ale o przypisywanie mu nieprawdziwych wypowiedzi. „Nic dziwnego, iż wiele moich konkluzji okazuje się dla niego niespójnych”. Zarzucał też Hayekowi, że ukrywa się za sporem o terminologię, podczas gdy tak naprawdę „szuka problemów” i w tym celu przedstawia „krecie kopce na ścieżce, jakby to były góry”.

Keynes winił samego siebie za pewne błędy dotyczące argumentacji zawartej w Rozprawie, ponieważ inni również nabrali mylnego przekonania co do jego intencji. Przyznał, że na przestrzeni lat, kiedy pracował nad Rozprawą, zmieniał zdanie odnośnie do wielu zasadniczych elementów i prawdopodobnie nie oczyścił całkowicie ostatecznej wersji swego dzieła z pozostałości dawnego rozumowania. „Nie jest tak łatwo zatrzeć ślady starych myśli, a pewne ustępy napisane jakiś czas temu mogły zostać nieświadomie odlane z formy, której niespójność z moimi poprzednimi poglądami była mniej widoczna, niż gdybym pisał to teraz”. Było to jednak wszystko, do czego Keynes godził się przyznać. W przypadku Hayeka, jak sugerował, przywiązanie do kategorii myślenia właściwych szkole austriackiej było wystarczającym dowodem, aby mieć pewność, iż odkrywcze i skomplikowane poglądy przedstawione w Rozprawie są zbyt wielkim wyzwaniem dla tak zacofanego naukowca jak Hayek. „Ci, którzy są dość mocno nasiąknięci starymi poglądami, po prostu nie są w stanie pojąć, że każę im założyć parę nowych spodni, i będą się upierać, iż nie jest to nic innego jak tylko upiększona wersja starych, które nosili od lat”.

John Maynard Keynes - angielski ekonomista, twórca teorii interwencjonizmu państwowego

Keynes powątpiewał, aby „kompetentny ekonomista” mógł niewłaściwie zrozumieć i błędnie interpretować jego punkt widzenia, sugerował jednak, że Hayek nie jest w stanie wyjść poza twierdzenia, których nauczył się w Wiedniu. „Każde zaprzeczenie jego własnej doktryny wydaje mu się tak niewyobrażalne, iż nawet tysiące moich słów wypowiedzianych w celu jej obalenia spłynęły po nim jak po gęsi. Gdy zaś zauważa, że moje wnioski są z nią niespójne, wydaje się wciąż nieświadomy, iż rozprawiam na ten temat od samego początku”.

Keynes wyraźnie zaznaczył, pod jakimi względami różni się w swoim mniemaniu od Hayeka. Austriak twierdził, że gdy oszczędności i inwestycje nie są sobie równe, dzieje się tak dlatego, iż banki oferują niewłaściwy, czyli „nienaturalny” poziom kredytu, co z biegiem czasu prowadzi do zmiany cen dóbr. Keynes był jednak bardziej zainteresowany przypadkami, w których naturalna stopa procentowa i stopy rynkowe nie pokrywały się ze sobą. Z tego względu dwaj myśliciele zajmowali „odmienne stanowiska”. Keynes zaproponował Hayekowi gałązkę oliwną. Jego zdaniem rozwiązaniem mogło być szersze rozbudowaniu teorii kapitału i procentów na bazie dzieł Böhm-Bawerka i Wicksella, którzy, jak przyznał, byli długo ignorowani przez brytyjskich ekonomistów. Oświadczył, że pracę tę jest gotów wykonać do pewnego stopnia samodzielnie, czego efektem byłoby ukazanie się książki, którą właśnie wtedy pisał. Po zaproponowaniu własnych definicji różnych pojęć i spostrzeżeniu, iż „gruby […] tuman mgły wciąż oddziela jego umysł od mojego”, Keynes nagle zakończył swoją ripostę.

Ostry ton odpowiedzi Keynesa wywołał zdziwienie wśród społeczności akademickiej. Było powszechnie wiadome, że nie znosi on głupoty i rozkoszuje się odpieraniem krytycznych zarzutów, co czynił z wielkim animuszem. Jak twierdziła osoba, która go znała: „Musiałby odpowiadać za więcej kompleksów niższości wśród tych, którzy mieli z nim styczność, niż ktokolwiek inny w jego pokoleniu”. Jednak wymiana zdań między tymi rywalami była niezwykle osobista i jadowita, nawet jak na obdarzonego ciętym językiem Keynesa. Rezygnując ze zwyczajowych uprzejmości, Anglik, jako starszy, naraził się na zarzut, że niesprawiedliwie postawił pod pręgierzem mniej wybitnego naukowca, mieszkającego w nowym kraju dopiero od niedawna.
O ile utyskiwanie na zachowanie Keynesa ograniczało się w głównej mierze do kręgów kadry akademickiej, o tyle odczuwane przez wielu naukowców zaniepokojenie atmosferą sporu wyszło na jaw, gdy następca Marshalla na stanowisku profesora ekonomii politycznej w Cambridge Arthur Pigou wyraził ubolewanie nad zanikiem norm grzecznościowych widocznym w ripoście Keynesa. „Czy w głębi serca jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani manierą, czy też manierami, w jakiej prowadzone są niektóre z naszych sporów?” - zapytał podczas wykładu wygłoszonego w Londyńskiej Szkole Ekonomii w 1935 roku. „Rok albo dwa lata temu, po opublikowaniu pewnej ważnej książki, pojawiła się drobiazgowa i staranna krytyka kilku zawartych w niej ustępów. W odpowiedzi autor nie starał się obalać zarzutów, ale zaatakował gwałtownie inną publikację, którą jego recenzent napisał kilka lat wcześniej. Toż to jest taktyka bodyline! Metoda odwetu! Takie podejście jest z całą pewnością błędem”. Pigou potępił utarczkę między Keynesem a Hayekiem jako bijatykę „w stylu kotów z Kilkenny”.

Podczas gdy przebieg pojedynku obu ekonomistów u wielu wywoływał zgorszenie, Robbins był zachwycony polemiką i ochoczo ją podgrzewał, przede wszystkim ze względu na zainteresowanie, jakie dzięki niej wzbudzały „Economica” i Londyńska Szkoła Ekonomii. Poprosił Austriaka, by natychmiast odpowiedział na ripostę Keynesa. Zarówno Robbins, jak i Hayek byli mu wdzięczni za to, że połknął haczyk, i zadowoleni z faktu, iż wielki ekonomista jest gotów wdać się w szczegółową dyskusję, która miała skonfrontować nowe Keynesowskie idee z poglądami szkoły austriackiej. W tej fazie debaty nie różnili się od siebie pod zbyt wieloma względami. Obaj wyznawali poglądy szkoły klasycznej, która opierała swoje rozumowanie na cenie produktu oraz kosztach uzyskania i wynagrodzenia, szkoły neoklasycznej, która brała pod uwagę wartość dóbr uzależnioną od ich użyteczności, a także przekonania zawarte w teorii korzyści krańcowej, głoszącej, że im większa ilość dóbr, tym mniejszą wartość przedstawiają one w oczach nabywcy.

Friedrich Hayek - ekonomista austriacki i filozof polityki znany z obrony zasad wolnego rynku

Keynes jednak właśnie obserwował, jak można manipulować popytem, podażą i cenami, podczas gdy myślenie szkoły austriackiej doprowadziło Hayeka do przekonania, że ingerencja w wolny rynek może wywołać nieprzewidziane skutki.

Hayek przerwał pracę nad drugą częścią krytyki Rozprawy, aby w pośpiechu opracować odpowiedź na ripostę Keynesa. „Niestety, nie wydaje mi się, aby odpowiedź pana Keynesa wyjaśniała wiele spośród problemów, na które zwróciłem uwagę, czy też faktyczne przygotowywała grunt pod dalszą dyskusję” - pisał. O ile Hayek rozumiał, że Keynesa mógł dotknąć wstępny atak, o tyle był zdumiony furią, jaka przepełniała ripostę. Austriaka szczególnie uraziło to, że Keynes zlekceważył jego Ceny i produkcję. „Muszę powiedzieć, iż choć jestem gotów poważnie rozpatrzyć każdą sprecyzowaną krytykę, jaką pan Keynes byłby łaskaw przygotować, nie mam pojęcia, jakiemu celowi ma służyć nieuzasadnione potępienie moich poglądów w sensie ogólnym” - replikował Hayek. „Nie uwierzę, aby panu Keynesowi zależało na sprawieniu wrażenia, iż znieważając przeciwnika, stara się odciągnąć uwagę czytelnika od zastrzeżeń, jakie narosły wokół jego analizy. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedy mój krytyczny artykuł ukaże się w całości, pan Keynes nie tylko postara się odpowiedzieć na moje uwagi nieco bardziej konkretnie, ale również umotywować zarzuty pod moim adresem”.

***

Nicholas Wapshott „Keynes kontra Hayek. Spór, który zdefiniował współczesną ekonomię”, tłumaczenie: Radosław Madejski, wyd. Studio Emka, Warszawa 2013

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl