Pierwszy, najważniejszy

Anita Czupryn
Pierwszy rok związku. To wtedy wszystko się układa, dopasowuje. Kto co sprząta, kto ściele łóżko. Kto ma więcej miejsca w szafie? Co możemy zaakceptować, a czego nie. Bo tak już będzie do końca. Życia albo związku. Gwiazdy zdradzają swoje sposoby na dotarcie się w małżeństwie.

Jak pedant z bałaganiarą

Maciej Mazur, dziennikarz "Faktów" TVN, lat 31. Żona Joanna, studentka psychologii, pracuje w biurze podróży, 24 lata. Staż małżeński: rok i miesiąc.

Maciej: Poznaliśmy się na przyjęciu u znajomego. Wpadłem na 15 minut, zostałem do świtu. Ślub wzięliśmy w ubiegłym roku, w czerwcu.
Joanna: Meble do mieszkania wybieraliśmy razem z mamą Macieja. Jest projektantką i architektem wnętrz.
M.: Dziś, jeśli coś kupujemy, to wspólnie. Musi być jednomyślność. Jak w Unii Europejskiej. Jeśli rezygnujemy z czegoś, to po równo. Żadna ze stron nie ma poczucia straty. Jak pojawi się dziecko, będziemy się nim zajmować pospołu.
J.: Kasę mamy wspólną.
M.: Ja decyduję o tym, ile odłożymy, ile zainwestujemy.
J.: Jak mi się spodoba jakaś bluzeczka, dzwonię do Maćka, a on mówi OK.

Odkurzam powierzchnie płaskie
J.: Jeśli chodzi o sprzątanie, to ustaliliśmy: moje są łazienki i kuchnia.
M.: Ja odkurzam powierzchnie płaskie, żona sprząta wypukłe. Sprzątam to, co suche. Mokra robota to specjalność Joanny. Śmieci wynoszę ja. To męskie zajęcie, podobnie jak odkurzanie. Naczynia zmywa zmywarka. Ja wkładam i wyjmuję, bo się boję, że żona coś uszkodzi. Jej nie kochają urządzenia elektryczne i elektroniczne o większym stopniu skomplikowania niż czajnik.
J.: Pralka mi raz wylała.
M.: Mnie się to jeszcze nie zdarzyło. Pralkę też więc ja nastawiam.
J.: Wtedy nastawiłam pralkę dobrze.
M.: Tak jej się wydawało. To wyjątek, który potwierdził, że to ja powinienem robić, a wszystko będzie w porządku.

Jakiś, cholera, kilim
J.: Mam więcej kosmetyków w łazience.
M.: Za dużo, muszę je przesuwać z mojej półki. Garderobę podzieliliśmy na pół. Szafy są dwie, jedna moja, druga jej.
J.: Zajmuję półtorej szafy. Garderoby - dwie trzecie.
M.: Kobiety bardziej się rozprzestrzeniają. Ale mamy biurko, na którym stoi wspólny komputer. Obywa się bez tarć.
J.: Lubię kupować drobiazgi. Popielniczki, garnuszki, ramki do zdjęć. Maciek strasznie tego nie lubi. M.: Chowam to, co Joanna kupuje.
J.: Dostaliśmy prezent z Meksyku.
M.: Jakiś, cholera, kilim, czy co? Ludowy wyrób.
J.: Powiedziałam: "Zobacz, jakie to ładne". No, może nie ładne, ale prezent. Chciałam powiesić.
M.: Po moim trupie.
J.: Leży zwinięty w kącie. I obraz babci chciałam powiesić. Maciek ma minę "nie za bardzo". Tu mu nie pasuje, tam też nie . Powiesiłam na bocznej ścianie.
Coś nie tak z krewetkami
M.: Mamy w jadalni stół na sześć osób. Siedzimy po jednej stronie obok siebie. Jemy przy nim śniadania. Ja wtedy przygotowuję się do pracy, więc włączam telewizorek. Śniadania od początku robi żona. Ja czasem w niedzielę. Kolację wspólnie, jeśli jemy w domu.
J.: Jeśli w restauracji, to Maciek ją wybiera. Ja natrafiam na dziwne rzeczy.
M.: Poszliśmy do restauracji rybnej. Joanna wybrała krewetki. Mówię, że coś z nimi nie tak. Za tanie i jest ich za dużo. Ale ona: "Nie, nie", i zamówiła. Kelner przynosi krewetki: na lodzie, zimne, nieobrane. Patrzące na nas z wyrzutem.
J.: Kelner zapytał, czy wszystko w porządku. A my: "Tak. Rachunek prosimy".
M.: Więc wolę sam wybierać.
J.: Nie udało mi się zmienić jego przyzwyczajeń żywieniowych. Nie lubi czosnku, cebuli, zapachu kiełbasy w lodówce. Ale przekonałam go do owoców morza.
M.: Z moimi kolegami umawiam się w pubie, nie w domu. Bo koledzy palą, a żona nie lubi, gdy palą. J.: A jak do mnie przychodzą koleżanki, to Maciek idzie na górę.
M.: Bo lepiej, gdy mężczyźni nie słuchają plotek.
J.: W związku trzeba trochę czasu spędzać oddzielnie.
M.: Mam zwyczaj z czasów kawalerskich, świętość nie do ruszenia, że co czwartek umawiam się na męskie piwo. Sami faceci, bar pachnący peerelowską siermięgą. Piwo tanie, dymu dużo.
J.: Szanuję to. Mam czas dla siebie. Albo się uczę, albo umawiam z koleżanką. Czekam na sygnał od Maćka i wtedy po niego jadę. Denerwuje mnie, że śmierdzi dymem. Wcześniej mówiłam: "Jak będziesz palił, to cię rzucę". Ale wiadomo, że to żart. Dziś nie walczę z nim, żeby podczas imprez nie palił.

Albo ją łaskoczę, albo dźgam
M.: Joannę denerwuje, że jestem pedantem.
J.: Bo ja, jak wchodziłam do domu, to kurtkę rzucałam, a nie wieszałam na wieszaku. Teraz, gdy powieszę, Maciek jest zadowolony. Cieszy się, uśmiecha.
M.: Też lubię, gdy Joanna jest zadowolona. Ostatnio, kiedy wróciłem z podróży służbowej, kupiłem jej kwiaty.
J.: Zaraz po ślubie zapytałam, czy go nie wkurza mój bałagan: tu płaszcz, tam buty, gdzie indziej kosmetyki. On na to: "A ciebie nie denerwuje robienie codziennie śniadania?". Mnie nie, bardzo to lubię. No to on stwierdził, że też lubi układać. Po posiłku od razu chowa brudne naczynia do zmywarki. Na pierwszej randce zaprosił mnie do domu, na spaghetti. Po zjedzeniu usiadłam na kanapie, czekając, że do mnie dołączy, a on… zabrał się za mycie naczyń. Taka miła chwila, a on przy garach.
M.: Nie lubię ich zostawiać. To ohydne. Podobnie ze śmietnikiem na biurku - jest niedopuszczalny. Gdy Joanna coś zostawi, wszystko trafia do szuflady zwanej bałaganik. Ale awantury najczęściej wynikają z tego, że ja coś powiem.
J.: Ostatnio kupiłam bluzeczkę. Piękna. Wychodziliśmy na spotkanie, włożyłam ją. A Maciek: "Wiesz, ale z paskiem było lepiej". Z jakim?! Przecież tam nie ma żadnego paska. A on : "Wygląda dziwnie. Jakby była ciążowa". Miałam ochotę go rozszarpać. Ale już się w nią nie ubrałam.
M.: Godzimy się w ten sposób, że ją podnoszę. Stosuję przemoc w ograniczonym zakresie. Albo ją łaskoczę, albo dźgam. Staram się szybko rozładować złą atmosferę.
J.: Z Maćkiem jest ciężko, bo on się nie obraża. Nie da się z nim pokłócić. Ja trzasnę drzwiami, rzucę czymś. Czasem on też czymś rzuci, by zrobić na mnie wrażenie. I to mu się udaje. M.: Chyba jesteśmy banalnym małżeństwem. Ale banalne małżeństwa się sprawdzają.
Artysta-golfista i pani dyrektor
Robert Rozmus, aktor, showman, współzałożyciel grupy Tercet, czyli kwartet, lat 45, i Ewa Kwiatkowska-Rozmus, właścicielka salonu Dotyk SPA, lat 32. Od ich ślubu też minął rok i miesiąc.

Robert: Bałem się małżeństwa. Myślałem: cholera, może nie musimy brać tego ślubu? Mam swoje przyzwyczajenia. Bardzo się cieszę, że ani przestrzeń, ani powietrze nie zostały mi zabrane.
Ewa: Dużo czasu zajęło Robertowi, żeby powiedzieć "kocham cię". Musiałam się domyślać, o co mu chodzi. Uknuł plan, jak poznać mnie ze swoimi rodzicami. Wyjechał na trzy tygodnie do USA i poprosił, abym przychodziła karmić jego rybki. W tym czasie zaprosił też rodziców. Trzy dni później idę do jego mieszkania, otwieram drzwi, a tam niespodzianka - jego rodzice. Ujął mnie tym. Na początku akceptowałam wszystko: wychodzimy do jego znajomych, jedziemy na święta do jego rodziców. Teraz planowanie wyjazdu na święta, zakup prezentów to moja działka. Przed ślubem upoważniliśmy siebie do swoich kont.

Półeczki nie przybiję
R.: Miałem spore mieszkanie, 130-metrową kawalerkę. Teraz widzę, ile w nim niedogodności. Trzeba będzie sporo pozmieniać, jak rodzina się powiększy.
E.: W kuchni mało szafek, cztery widelce, kilka talerzy. Do zmian podchodziłam powoli. Kupowałam jakiś mebelek, dyskretnie, żeby nie doznał szoku, że ktoś pozmieniał mu całe życie.
R.: Półki nie przybiję. W tym względzie Ewunia męskich cech we mnie nie uświadczy. Ona świetnie sobie radzi. Ostatnio wracam z koncertu, już pod domem dzwonię, a ona: "Spójrz na balkon". Cały w kwiatach! Sama kupiła wiertarkę, porobiła kwietniki, sama taskała ziemię na piąte piętro. Nienawidzę też zaglądać do skrzynki. Ewunia po miesiącu przynosi mi stos listów, rachunków. Jestem wtedy najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem. Ale ona uporządkowała moje życie. Czasem nazywam ją "Trybik".
E.: Nie śmiałam otwierać jego korespondencji. Gdy się tego nazbierało, zapytałam, czy mogę. "Jasne" - powiedział. Teraz otwieram, pilnuję opłat.

Ja czytam, ona tłucze

R.: Ewunia poszerzyła moje horyzonty w kwestii dbania o siebie. Ale w ilości kosmetyków bije mnie na głowę.
E.: Na szczęście mamy dwie łazienki. Moja mama się śmieje, że na każdy palec mam inny kosmetyk. Robert na początku miał tylko wodę toaletową. Pilnuję, aby miał osobno do stóp, twarzy, ciała. Kiedy się coś kończy, mówi z wyrzutem, że nie dbam o niego. Cieszę się jak dziecko, że mój facet dba o siebie.
R.: Ja przy kawie przeglądam sportowe doniesienia, ona wyjmuje ze zmywarki talerze. Tak nimi tłucze, że słyszę jeden trzask i łomot. Mówię: "Kochanie, czy mogłabyś odrobinkę delikatniej wykładać te naczynia?". Nie mogę jej też nauczyć cichego zamykania drzwi. Czasem słysząc to łup!, uśmiecham się, bo w tym wychodzi jej charakter. Ale gdy jestem zmęczony, po męsku mnie to wkurza.
E.: Robert wychodzi, zjeżdża windą do garażu i ja wiem, że za chwilę będzie z powrotem, bo zapomniał dokumentów, telefonu, kluczyków. Wiecznie czegoś szuka: "Na pewno mi schowałaś okulary". Zawsze jest na mnie, potem zrzuca na panią Maję, a na drugi dzień, jakby nigdy nic mówi: "Wiesz, znalazłem". Teraz mnie to śmieszy. Każdy sport, jaki uprawia, wymaga innych strojów, innego sprzętu. Wraca do domu z tenisa, golfa, rzuca wszystko pod schodami. Mówię, że robi "wystawki". Na początku to zbierałam. Potem stwierdziłam, że jeśli będzie się o to przewracał, to w końcu sam sprzątnie. Podziałało.

Ja ubrana, a on w proszku
E.: Planuję, że wieczorem pójdziemy na zakupy. Jest 20.30, on dzwoni z pola golfowego: "Kochanie, jeszcze jakieś dwa dołki (czyli pół godziny), wracam i jedziemy". Obliczam: wróci po 22. Mówię jednak: "Dobrze, kochanie". Przebieram się w piżamę, włączam TV. Walczyć nie chcę, bo będzie niezadowolony, a po co mi niezadowolony chłop. Albo: mamy zaproszenie na premierę monodramu Hani Śleszyńskiej. Ja ubrana, umalowana. On w proszku. Potem jest wściekły, że są korki. W Warszawie zawsze są korki. Powtarzam: "Kochasz go. Dasz radę", i uśmiecham się. Zdążyliśmy.
R.: Gdy słyszę hasło: organizacja dnia, widzę żonę. Stąd nazywam ją "Pani Dyrektor". Ja wieczorem lubię włączyć Eurosport, wypić wino. Ona chce wiedzieć, co będziemy robili następnego dnia. Czasami dam ciała, zapomnę o obiedzie. Spóźniony wracam do domu z kwiatami: "Rybko, wiem, ale mieliśmy taką rundę jak nigdy w życiu", coś tam zmyślam. Ona rozumie. Najlepiej w małżeństwie wychodzi mi rozśmieszanie Ewuni. Gdy się wygłupiam, momenty zapalne gasną. Udaję, że jestem Królikiem Bugsem. Skrzeczę: "Co jest, doktorku?". Wiem, że to ją rozbawia, wtedy pęka i zdobywam punkty, wracam do łask.
E.: Wkurza go moje zorganizowanie i to, że wszystko robię szybko. Raz powiedział: "Fajnie byłoby kupić nowy telewizor". Pół godziny później już go zamówiłam, na drugi dzień był. On zły. Wolałby w jakiejś nieokreślonej przyszłości pojechać sam do sklepu, spokojnie obejrzeć, po tygodniu zamówić. Kiedy go wkurzę, milczy. Czasem przechodzi mu tego samego dnia, czasem następnego.
R.: Zacinam się, muszę mieć czas, by wrócić do siebie. Potem mówię: "Niunia, przepraszam, miałem zły dzień, byłem wkurzony". Potrafię się przyznać. U niej to trwa krócej. Zrobi minę dzieciaka, przyjdzie, przytuli się.
E.: Często robi mi niespodzianki. Kupuje sukienki, zegarki. Dostałam samochód. Przynosi kwiaty. Choć zdarza się, że przyjeżdża z bukietem z koncertu czy przedstawienia. Ja: "O matko, to dla mnie!". A on: "No wiesz, dostałem po przedstawieniu". Nie umie kłamać. Znalazłam wymarzonego faceta!
R.: W małżeństwie najfajniejsze jest bycie razem. Tak naprawdę żyjemy dla kogoś. Konsumowanie przyjemności najlepiej smakuje we dwoje.
Introwertyczka z ekstrawertykiem
Halina Mlynkova, piosenkarka, lat 31. Mąż Łukasz Nowicki, aktor, lat 35. Są małżeństwem równo 5 lat. O pierwszym roku mówią już z dystansu następnych lat. Mają 4,5-rocznego Piotrusia.
Halina: 9 sierpnia, czyli dziś obchodzimy piątą rocznicę naszego ślubu. Łukasz: Mam tę datę wygrawerowaną na obrączce.
H.: Pierwszy miesiąc związku był najgorszy. Wydawało się, że zaraz się rozstaniemy. Odwrotnie niż u innych, u których najpierw jest miłość, potem coraz więcej kłótni.
Ł.: Spotkaliśmy się w Krakowie, w Piwnicy pod Baranami, na promocji książki mojego ojca (aktora Jana Nowickiego). Poznał nas ze sobą Zbyszek Preisner. I od razu poprosił znajomego zakonnika, aby udzielił nam ślubu.
H.: To był ślub teatralny, ale niektórzy goście w niego uwierzyli. Nie dało się już tego odkręcić.
Ł.: Powiedziałem: "Skoro jesteś moją żoną, wypadałoby znać twój numer telefonu". Potem znajomość potoczyła się romantycznie i pięknie, tak jak powinna.

Kłótnie, ciąża, ślub
H.: Łukasz był potwornie zaborczy. Rozpieszczony, skupiony na sobie. Były przepychanki typu kto silniejszy, próby wzajemnego ustawiania się. Nie akceptowałam podporządkowania się. Byłam niebywale niezależna. Nieprzyzwyczajona, że ma być tak, jak Łukasz chce.
Ł.: Dla mnie liczyły się czyny, dla Haliny były ważne słowa. Pół roku temu mieliśmy jakiś konflikt, wysłała mi SMS-a: "Przepraszam, użyłam za mocnych słów". Nie do pomyślenia na początku naszego związku. Nie znaliśmy się w sytuacjach krytycznych, nie wiedzieliśmy, jak się zachowamy, gdy pojawią się kłopoty, ale szybko zdecydowaliśmy o ślubie.
H.: Żadnego: "pochodzimy rok, zobaczymy, jak to będzie". Przed ślubem zaszłam w ciążę.
Ł.: To nie była wpadka, ale świadoma decyzja.
H.: Przez pierwsze pół roku ja mieszkałam w Krakowie, Łukasz w Warszawie.
Ł.: To pierwsze pół roku dało nam czas na dotarcie się. Raz troszkę się pokłóciliśmy przez telefon. Była godzina 22. Żeby wyjaśnić nieporozumienie, wsiadłem w samochód, trzy godziny później byłem w Krakowie. Halinka zaskoczona i szczęśliwa. Po 30 minutach musiałem wracać, rano miałem w Warszawie umówione spotkanie. Dziś też bym tak zrobił. Ale pewnie pojechałbym pociągiem.
H.: Wspólnie urządzaliśmy własne mieszkanie w Warszawie.
Ł.: W tak błahych sprawach jak kolor ścian czy wybór mebli łatwo można zobaczyć, czy ludzie się dobrali. Zwariowałbym, gdyby Halinka lubiła metal. Okazało się, że oboje lubimy jasne kolory i stare meble. Wcześniej, gdy mieszkałem sam, paliłem papierosy w domu. Teraz wychodzę na balkon.
H.: Nie narzuciłam mu. Sam tak zdecydował.
Śmieci i brudne naczynia
Ł.: Od początku było jasne, że to Halina wynosi śmieci, sprząta, myje podłogi, a ja siedzę i piję piwko…
H.: (śmiech).
Ł.: …tak przynajmniej widziałby to nasz synek, który mówi, że jak poleci w kosmos, mama będzie myć naczynia, a ja będę siedział z piwkiem. W rzeczywistości Halina nie zmywa, bo jest zmywarka, a ja nie piję piwa. Nie wiem, skąd mu się wziął taki podział ról. H.: Ludzie w związkach często się kłócą o takie drobiazgi, kto sprzątnie albo że pasta do zębów jest nie tak wyciśnięta. Dla mnie to są sprawy nieważne i kompletnie obojętne. Ł.: Chyba że wejdę w butach do łazienki. H.: To akurat mi przeszkadza. Często jednak staram się spojrzeć na codzienność z boku, z dystansu. Wtedy widać, jakie to bzdury. Ł.: Nie wierzę, że ludzie kłócą się o to, kto nie wyniósł śmieci. U podłoża leży coś innego. To oczywiste, że jeśli worek jest ciężki, wynoszę ja, a jeśli lekki, to Halina zabiera, wychodząc. Jeśli ona ma nagranie wieczorem, to ja podleję wszystkie kwiaty, wykąpię dziecko, położę je spać. A jeżeli ja wracam po spektaklu wieczorem, to wiem, że ona to wszystko zrobi. To są sprawy oczywiste. H.: Ja ścielę łóżko, wkładam naczynia do zmywarki. Ł.: Ja nawet nie potrafię jej włączyć.

Kasa i biały fortepian
H.: Pranie też robię ja.
Ł.: A ja wtedy stoję w kolejce do banku i płacę rachunki.
H.: Jestem Łukaszowi za to wdzięczna. Ja robię zakupy. Na mnie spoczywa też opieka nad synem. Nie mówię o wychowaniu, ale o kaszkach, wizytach u lekarza. To ja wiem, kiedy podać lek, kiedy kupić mu nowe ubranka.
Ł.: Gdybym ja się tym zajmował, Piotrek chodziłby nago. Byłoby taniej, ale chorowałby więcej. Nie umiem płacić przez internet, więc co miesiąc zabieram te wszystkie telefony, prądy, wody, czynsze i jadę do banku. Wszystkie te upierdliwe sprawy są na mojej głowie i bardzo mi z tym źle. Mamy oddzielne konta. Poradzili nam tak znajomi z dłuższym stażem. Nie kłócimy się o pieniądze.
H.: Tylko o sposób ich wydawania. Potwornie lubię wydawać pieniądze. Czasem odzywa się w mojej głowie: "Gdy byłam sama, miałam lepiej".
Ł.: Byłoby chore, gdybyśmy się we wszystkim zgadzali. Na przykład dziś kupiliśmy Halinie fortepian. Piękny i drogi, ale to nieważne. Jeśli żona marzy o fortepianie, nie ma dyskusji. Tylko, niestety, fortepian jest biały. Mieszkanie mamy w brązach, a tu nagle pojawi się jakiś biały grzdyl. Przeraża mnie to. Nie cena, nie po co go kupować, ale dlaczego biały?
H.: Możemy go przemalować.

Obrzydliwa nimfa wodna
H.: W ciągu całej znajomości raz zdarzyły nam się tak zwane ciche dni. Jestem uparciuchem. Musi mi przejść gniew. Łukasz częściej pierwszy przeprasza.
Ł.: Dziecko czuje, że tatuś z mamusią nie rozmawiają ze sobą, tylko wydają sobie polecenia. Jeśli nie byłoby dziecka, powiedziałbym: "Wyjeżdżam na trzy dni, ty sobie przemyśl spokojnie to, co się zdarzyło". Ale jest mały i nie można wyjechać. To prawdziwy test dojrzałości: kiedy ten wewnętrzny gniew, niezrozumienie, poczucie niesprawiedliwości, przekonanie o swojej racji, trzeba stłamsić i wyciągnąć rękę do zgody.
H.: Z taką lekkością mówimy o tych kłótniach, bo jest ich rzeczywiście mało. I to nie dlatego, że jesteśmy słodzącą sobie parą, która nic, tylko wpatruje się w siebie. Są ważniejsze rzeczy.
Ł.: Halina wydaje płytę - to temat naszych rozmów, rozterek, konfliktów. Zapytałem raz: "Czy mogę ci mówić prawdę, jeśli chodzi o twoje teksty, piosenki?". Gdyby mnie zachwycało wszystko, przestałaby mi wierzyć. I na odwrót. Byłem urażony, gdy skrytykowała mój tekst.
H.: Dziś doceniam jego krytykę, na początku mnie bulwersował.
Ł.: Dwa dni temu poczułem, że jestem przy Halince jakiś byle jaki. Niby nic się nie wydarzyło, ale… Dlaczego nie kupiłem jej kwiatów? Chwyciłem doniczkę z okna, ustawiłem na łóżku, położyłem się obok nagi, czekając na nią, jak jakaś obrzydliwa nimfa wodna. Taki wymyśliłem prezent. Przez pierwszy rok nietrudno być kreatywnym i spontanicznym. Po pięciu latach łatwo zapomnieć, że cały czas trzeba się zaskakiwać, robić niespodzianki, sprawiać radość.
H.: Mam ogromną przyjemność przebywania z Łukaszem. Kochać, jak się kochamy, marzyć o sobie, śnić - chciałabym do końca życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl