Głodziłam się latami, żeby pozostać dzieckiem

rozmawia Dorota Kowalska
Z Izabelle Caro, aktorką, modelką i najbardziej znaną na świecie anorektyczką, o tym, czym jest wolność, co trzeba zrobić, aby wyswobodzić się spod władzy tych, których kochamy, oraz o mądrej i głupiej miłości - rozmawia Dorota Kowalska.

W jej wychudzonej twarzy najważniejsze są oczy: ogromne, urzekająco zielone. Policzki ma zapadłe, lekko piegowaty nos. Kościste barki, chorobliwie chude nogi i ramiona, wystające kości mostka. Dźwięczny głos. Kiedy rozmawiamy, obraca w dłoniach filiżankę kawy. Dzisiaj dosypuje do niej cukier i dolewa mleczko. Ale jeszcze cztery lata temu piła wyłącznie niegazowaną wodę mineralną, a przy wzroście 165 centymetrach ważyła 25 kg. Jej wyniszczone anoreksją ciało świat zobaczył na billboardach i w gazetach w 2007 roku, tuż przed rozpoczęciem Mediolańskiego Tygodnia Mody. Zdjęcia zrobił znany włoski fotograf Oliviero Toscani. Izabelle Caro jest na nich naga i przeraźliwie chuda.

"Po-zostawałam w ukryciu zdecydowanie zbyt długo" - wyznała w wywiadzie udzielonym "Italian Vanity Fair". Jej zdjęcia miały być przestrogą dla wszystkich młodych dziewczyn ślepo walczących z każdym kilogramem zbędnego, ich zdaniem, ciała. Kampanii finansowanej przez włoską firmę odzieżową Nolita udzieliła poparcia włoska minister zdrowia Livia Turco. Przeciw publikacji zdjęć wypowiedziała się badająca anoreksję Fabiola De Clerk, nazywając je szkodliwymi i bezsensownymi.

Izabelle Caro nie przejmuje się krytyką. Wydała właśnie książkę "O dziewczynce, która nie chce urosnąć", w której opisuje swoją walkę z chorobą. Nam opowiada o swoim dzieciństwie, toksycznej rodzicielskiej miłości matki, umieraniu i o tym, jak odnalazła sens życia. Isabelle Caro będzie 21 kwietnia gościem Ewy Drzyzgi w pro-gramie "Rozmowy w toku".

Na wszystkich zdjęciach z dzieciństwa jesteś ciepło ubrana, nawet jeśli świeci słońce. I bardzo smutna.
Moja matka panicznie bała się, że zachoruję. Sama miała raka piersi, mój dziadek zmarł na nowotwór, a siostra matki popełniła samobójstwo, więc pewnie z tego brała się jej fobia. Ale do czwartego roku życia miałam szczęśliwe dzieciństwo, horror zaczął się, kiedy mama rozwiodła się z moim tatą. Wtedy odizolowała mnie od świata. Nie wypuszczała na dwór, a jeśli już, to opatuloną w szaliki, czapki albo ubraną w kombinezony zapinane pod szyję. Nawet kiedy przychodziły do mnie koleżanki, co zdarzało się niesłychanie rzadko, one wychodziły na podwórko, ale ja siedziałam w domu. Mama tłumaczyła im, że jestem bardzo chora i poczekam na nie w swoim pokoju.

Nie buntowałaś się?

Byłam dzieckiem, myślałam, że tak musi być. Żyłam w potwornej samotności. Żeby nie było mi tak smutno, wymyśliłam sobie przyjaciółkę Rebecę. Ona wychodziła na dwór, spotykała się z przyjaciółmi, robiła to co inne dzieci. A ja pytałam ją codziennie, jak wygląda świat, do którego nie miałam dostępu. Rebeca opowiadała mi o ptakach, drzewach, trawie, które widziałam tylko przez okno, była najbliższą mi osobą.

A matka?
Cały czas powtarzała mi, że chciałaby, abym została jej małą córeczką. Żebym nie urosła, nie przytyła, lecz była jej sześcioletnią słodką Izabelle. Chciała obok siebie dziecka, którym mogłaby się opiekować.

To chore pragnienia. Kiedy się zorientowałaś, że coś jest nie tak?
Zawsze to podskórnie czułam, bo inne dzieci żyły inaczej niż ja. Wychodziły do szkoły, miały przyjaciół. Ja kończyłam szkołę korespondencyjnie, bo matka wmówiła wszystkim, że jestem chora. Moment zwrotny nastąpił, kiedy poszłam do pediatry na rutynowe badania kontrolne. W wieku 13 lat przy normalnym wzroście ważyłam 39 kg. I wtedy matka zasugerowała mi, że jestem za gruba, że dobrze by było, gdybym trochę schudła. Na Boże Narodzenie poprosiłam, aby kupiła mi wagę i zaczęłam liczyć kalorie.
Chciałaś mamie zaimponować.

Chciałam, żeby mnie zaakceptowała. Cały czas wydawało mi się, że to ze mną coś jest nie tak, że wina leży we mnie, nie w mojej matce. Przeglądałam się w lustrze i wydawałam się sobie za duża. Na początku zrezygnowałam z mięsa i jadłam same warzywa. Z czasem bywały dni, kiedy nie jadłam wcale albo wypijałam kubek mleka z płatkami i odrobiną czekolady.

Twoja matka tak spokojnie na to patrzyła? Przecież ginęłaś na jej oczach.

Zniszczyła wagę, kiedy zobaczyła, jak mało ważę. Ale to były pozory. Ona nie chciała, żebym urosła. A ja już wtedy też chciałam zostać dzieckiem. Być bezbronną, małą istotą, którą ktoś się opiekuje. Zamknięte koło. Przy tym przez cały czas stwarzałyśmy pozory normalności. Matka pozwoliła mi chodzić na taniec i łyżwiarstwo. Z tańca musiałam zrezygnować, bo nie miałam już sił na treningi, ale chodziłam na łyżwy, by mieć kontakt z innymi dziećmi.

Nikt z Twojego otoczenia nie zorientował się, że dzieje się z Tobą coś złego? Byłaś przecież przeraźliwe chuda, nawet jak na nastolatkę.
Ciotka, siostra mamy, jako pierwsza stwierdziła, że mam anoreksję, ale matka uważała ją za idiotkę i bardzo wścibską osobę. Dokładnie instruowała mnie, co mam jej mówić, podobnie było z sąsiadami, rodziną, znajomymi. Ułożyła cały zestaw kłamstw, którymi przez lata raczyłam najbliższych.

Sama nie chciałaś się ratować?

Jadłam minimum, żeby nie iść do szpitala. We Francji szpitale, w których leczą anoreksję, są zamknięte, a ja pół życia żyłam w zamknięciu, bałam się więc, że to będzie powtórka z mojego dzieciństwa. Poza tym matka nie pozwoliła mi chodzić do psychiatrów ani do psychologa. Kiedy było już ze mną bardzo źle, sama znalazła dla mnie lekarza, ale wciąż uważała, że psychologowie to jakaś sekta. Była przeciwna moim wizytom u lekarzy także dlatego, że podstawowe zalecenie, jakie ci stawiali, brzmiało: Musisz ograniczyć kontakty z matką, sama nauczyć się żyć i odżywiać.

Ale nie chciałaś?
To nie była świadoma decyzja. Poddałam się woli matki, która tak naprawdę nigdy nie chciała, żebym wyzdrowiała, ale żebym była od niej zależna. Kiedy chciałam iść do psychologa, szantażowała mnie, groziła, że popełni samobójstwo A nawet gdy w końcu znalazłam się w szpitalu, wciąż była przy mnie, pilnowała. To ona wypisywała mnie wcześniej ze szpitala, kiedy o to prosiłam. Zapewniała lekarzy, że będzie się mną opiekować. Byłam rozdarta między sobą a nią. Ona zawładnęła całym moim życiem.

I nigdy nie miałaś ochoty uciec? Krzyczeć o pomoc?
Myślałam, że może jestem niegodna matki, że może ją zawiodłam. Dała mi przecież życie, mimo, że potem prawie mi je odebrała.

Kiedy się ocknęłaś?

W szpitalu. Miałam 25 lat , 165 cm wzrostu i ważyłam 25 kg. Zapadłam w śpiączkę. Widziałam świetlisty tunel i słyszałam lekarzy, którzy prosili, żebym nie zasypiała. Kiedy się z obudziłam, pielęgniarki nie mogły uwierzyć, że z tak kruchego ciała może wydobyć się głos, a ja wrzeszczałam, że chcę żyć. Zrozumiałam, że muszę rozstać się z matką, bo inaczej umrę.

Jakie są dzisiaj Twoje stosunki z matką?
Po napisaniu książki bardzo trudne. Mimo, że wszystko było w niej prawdą, mamie trudno się jest z tym pogodzić. Zresztą, nigdy na te tematy ze sobą nie rozmawiamy. Ale dzwonię do niej codziennie, chcę utrzymywać z nią kontakt. Nie chciałam jej zranić, napisałam tę książkę, żebym sama ze sobą mogła dojść do ładu i jakoś się z tym wszystkim uporać. A przy okazji pomóc innym. Matka wypiera ze swojej świadomości fakt, że jest odpowiedzialna za to, co działo się ze mną przez 20 lat. Odrzuca winę.
Ale Ty żyjesz teraz normalnie. Grasz w teatrze, jeździsz po świecie, promując swoją książkę, udzielasz wywiadów.
Zmieniając makijaż, ciuchy, mogę być, kim chcę, dlatego tak bardzo kocham swój zawód. Teraz akceptuję swoje ciało, chociaż wciąż jestem za chuda, więc nie wstydzę się rozebrać na scenie. Kiedyś był to dla mnie problem, bałam się, że inni zauważą moją chorobę. Prowadzę także stowarzyszenie Horyzonty Teatralne, pomaga ono ludziom z trudnościami. Prowadzę warsztaty dla tych, którzy źle czują się w swojej skórze, bo sztuka może być formą terapii.

Masz przyjaciół?
Nie mam, do tej pory nie potrafię nawiązać normalnych relacji.

Ale masz marzenia?

Chcę wykonywać swój zawód, grać wszystkie role, nawet te, które wymagają obnażenia. I bardzo chciałabym założyć rodzinę. Teraz jeszcze nie mogę, ale marzę o tym, by urodzić dziecko.

Izabelle, przyjechałaś do Polski, by o swojej chorobie opowiedzieć w programie Ewy Drzyzgi "Rozmowy w toku". Po co to robisz?
Wiem, że moje ciało jest ohydne. Ale cierpienie, którego doświadczyłam, ma sens tylko wtedy, jeżeli pomoże komuś, kto wpadł w pułapkę, z której ja próbuję się wydostać.
Próbuję powiedzieć młodym ludziom, że trzeba kochać życie, bo mija z szaloną prędkością. Przeszłam swoje i wiem, że anoreksja to śmiertelna, wyniszczająca choroba i że młody człowiek sam sobie z nią nie poradzi. Radzę im, by zwrócili się do fachowców, zaufali psychologom, nie zamykali się w czterech ścianach jak ja. Rodziców ostrzegam, aby przez głupią miłość nie zgotowali swoim dzieciom takiego piekła, jakie mi zgotowała matka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl